wtorek, 20 października 2009

Dawca szpiku



LIPALI, "Trio", 2009; Lemon Records

Autor: Krzysztof Kleszcz

Lipa jest dojrzałym artystą. Nie załapałem się na jego U2-podobny debiut "She", ale od pierwszej płyty Illusion - stał się dla mnie wzorem rockmana. Jego muzyka działała na mnie, dawkowałem ją sobie przez lata. I z wszystkich koncertów na jakich byłem w swoim życiu - właśnie ich koncert w klubie Tygrys był najintensywniejszy. Cóż - darłem się, pogowałem, aż bluza stała się ciężka jak zbroja od potu... Na studenckim Lumumbowie w pokoju 107, gdzie mieszkali moi koledzy - słuchało się w zasadzie tylko Metalliki, Slayera, Sepultury i... Illusion. Dodam, że ja najchętniej słuchałem Ilusion. (Po namyśle dorzucam jeszcze Alberta Rosenfielda, Strajk, Hey, Pink Floyd... ). Niezapomniane czady, riffy, emocje. Lipa żenił poetycką wrażliwość z mocnym, brutalnym brzmieniem. I robił to niepowtarzalnie.

Zostały mi w głowie jego proste, przejmujące wyznania w "Bracie" ("Jeśli tylko bardzo mocno chcesz jeśli chcesz / uczynić mały cud / Pompuj w serce swoje świeżą krew "), we "Wronach" ("chowasz sie we własny strach / jak mały czarny ptak / czy to co nosisz w sobie / czy to wszystko czego chcesz?") albo w w "Adubi" ("I mówię tobie , że nie wszystko jest gotowe / Że nie wszystkie nasze noce połykają gwiazdy w mig / I mówię tobie : już na zawsze się otworzę / Że dla ciebie będę jak otwarte drzwi").

Dziary jakie nosił Lipa nigdy mnie nie kręciły, ale to, że taki łobuz z wyglądu ma w sobie tyle poezji - wzbudzało we mnie szacunek. Rozpad Illusion mnie zasmucił. Pierwszej płyty Lipali nie zrozumiałem - gdzie czad się pytam? - mówiłem. Kolejne płyty były tylko dobre. Jestem przekonany, że tegoroczna - "Trio" to najlepsza rzecz Tomka. Kwintesencja tego za co cenię jego i zespół. Świetny wokal! Nie ma lepszego w Polsce, no nie ma (może Maleńczuk ewentualnie)... Proszę posłuchać fragmentu gdzie śpiewa jedną frazę "biją w nas" ("Ponoć..."), początek "Jeżozwierza", początek "Upadam"...
Są tu dobre kompozycje - bywa, że hiciory, które podobają się od pierwszego słuchania ("Barykady", "Do dna" i "Jeżozwierz"), dobre refreny ("Rozpalone barykady mnie, najeżone bagnetami słów"). Niezłe rozgrzewacze np. "TKM"...
Utwory 4 i 5 mogą być zbyt ostre dla tych, którzy nie lubią pieprzu i papryki. Pewnie młócka w utworze "Pan" spłoszy mniej odpornych na czad, ale niech poczytają chociaż tekst, który opisuje tytułowego pana "W donicach ust, uprawia bagno... podciera się literą prawa...a wszystko to, bo ciebie kocha...".
"Barykady" to wg mnie utwór roku. Świetna wstawka: "Rzucam się do walki choć trochę mi brak / postawy siłacza za wąski mam kark / lecz duchem obuchem ciąłem jak nóż / rozkroję rozpłatam brzuch". W utworze jest króciutka solówka a la lata 80-te... (od 2:32) i nie mogę sobie przypomnieć czyja to melodia... Jeśli ktoś wie, niech się odezwie uratuje mi życie! Równie mocny jest "Upadam" : ("Barwy dnia / ja w nich tonę / a myśli wirują po głowie / chcę się swobodnie unosić / zrzucam te betonowe buty") ...te i inne frazy rozsiadły się we mnie i nie chcą zejść.

Wynotuję jeszcze, że przeróbka Republiki "Biała flaga" jest bardzo przyzwoita. W "TKM" - skoczny utwór fajnie się floydowo rozmywa pod koniec. Balladkowate "Życie cudem jest" ma być może ma banalny tekst - ale wokalnie jest prawdziwym majstersztykiem. Uwagę zwraca klimatyczny "Wiersz", gdzie są fajne zabawy słowem ("szelestoszmer czystego powietrza") i metaforą. Sam tekst może nie zrobiłby na mnie wrażenia, ale z muzyką i owszem. (Ech jaką siłę ma rock!).
Bonusowy "Jeżozwierz" (ten utwór był już na wcześniejszej płycie "Bloo") to rzecz, o której nie umiem napisać bez górnolotnych słów. ("Chciej ja błagam chciej, być stale przy mnie, we snach mnie chować, chciej ja błagam chciej, rozjaśniać oczy, przez mrok mnie prowadź"; "Chciej ja błagam chciej, rozpalać serce i krew kotłować, chciej, ja błagam chciej, być moją drogą, we snach mnie chować"). To co wyśpiewuje tu Lipa przewierca mnie tu do szpiku kości. I po każdym wysłuchaniu tego utworu chcę oddać swój szpik z miłości.

niedziela, 18 października 2009

Mój wiersz tygodnia (4)



Autor: Piotr Gajda

Krzysztof Kleszcz zawsze macha z lekceważeniem ręką, kiedy mówię mu, że to on był sprawcą mojego poetyckiego renesansu. Poznaliśmy się końcu 2006 roku w wypożyczalni video naszego wspólnego znajomego. Wcześniej jakoś tam wiedzieliśmy o swoim istnieniu (mieszkaliśmy na jednym osiedlu) - z tym, że ja sądziłem, iż jestem jedynym poetą w mieście zdobywając tu poetyckie laury (mniej więcej od 2002 roku). Krzysztof w tym czasie pisał wiersze o niebo ode mnie lepsze i otrzymywał kolejne nominacje do nagrody im. Bierezina (w 2004, 2006 – w 2007 byliśmy już nominowani obaj). Pamiętam, że widziałem go na slamie, który odbył się w Tomaszowie w 2004 roku i który udało mi się wygrać konkurując z zawodnikami w przedziale wiekowym od 12 do 70 lat.

Potem, kiedy już poznaliśmy się i mogło nastąpić moje oświecenie (to nie ty jesteś poetyckim wybrańcem) a moja wątroba skurczyła się do rozmiarów niemowlęcej piąstki ze strachu, że nigdy nie napiszę wiersza tak dobrego jak on – zaprzyjaźniliśmy się jak dwaj Eskimosi na plaży nudystów – mogliśmy wreszcie rozmawiać o frazie, puencie i rock’n’rollu.

Ta przyjaźń zmotywowała mnie do wytężonej pracy, która przyniosła w końcu efekty – przez rok pisałem „Hostel” porzucając ostatecznie nieudane projekty, nad którymi pracowałem zanim poznałem Krzysztofa (w wierszu, który dotąd uważałem za swój najlepszy wytknął mi chyba z 7 metafor dopełniaczowych). Kiedy więc zaproponował mi wspólny wyjazd na spotkanie ze Zdzisławem Jaskułą (wiceprezesem łódzkiego SPP), który go do Łodzi zaprosił, byłem pełen obaw, czy moja osoba sprawdzi się w tym towarzystwie. Na szczęście miałem już kilka wierszy napisanych po to, żeby dorównać liryce Krzysztofa, bodajże 6 albo 7.

Okazało się, że spotkanie zorganizowane przez Zdzisława i Andrzeja Strąka (prezesa) miało na celu założenie Koła Młodych Pisarzy właśnie przy SPP (wyraźnie więc widać, że pojęcie „młody” w moim przypadku nie jest linearne). Pamiętam (jeśli pamięć mnie nie zawodzi), że to wtedy w POS-ie spotkałem po raz pierwszy Przemysława Owczarka, Rafała Gawina, Michała Murowanieckiego, Agnieszkę Kowalską (dziś Kowalską-Owczarek), Marciusza Moronia, Konrada Cioka. Na spotkaniu pojawili się także Rafał Maurin i Krzysztof Łużyński, którzy byli z nami wtedy pierwszy i ostatni raz (chyba nie złapali z nami wspólnych fluidów, albo los popchnął ich w zupełnie inną stronę). To tamtego dnia, gdzieś w połowie 2007 roku narodziła się „mŁódź literacka”, z której z kolei wykluły się „Arterie” w ukonstytuowanym przez członków KMP z Łodzi składzie redakcyjnym. Wkrótce powstanie Koła Młodych odnotowała „Gazeta Wyborcza”, a do „mŁodzi” dołączali kolejni poeci i poetki:

http://www.spplodz.pl/kolomlodych/samotni_poeci_jednocza_sie_w_kole.htm

Ale do rzeczy – to wtedy, zaraz po zakończony spotkaniu Zdzisław wziął do mającego się niedługo ukazać nowego numeru „Tygla Kultury” za poręczeniem Krzysztofa, także i moje wiersze, dzięki czemu obaj publikowaliśmy swoje teksty w tym samym numerze. Na szczęście wiersze, które wówczas wybrał Zdzisław napisałem już w trakcie półrocznej znajomości z Krzysztofem – potem znalazły się wszystkie w moim debiucie i do dzisiaj nie muszę się ich wstydzić, co niekoniecznie mogę powiedzieć o rzeczach opublikowanych o kilka lat wcześniej. Krzysztof i za to ci dziękuję, że w końcu stanąłeś na mojej drodze…

A teraz do rzeczy, do rzeczy…Wiersz, który wybrałem Krzysztof napisał na kanwie rzeczywistego zdarzenia. Na początku roku 2007 polska paralotniarka o mało nie zginęła podczas treningu w Australii. Polka przygotowywała się do mistrzostw świata. Podczas jednego z treningów została porwana przez silną burzę. Wiatr wyniósł ją na ponad 10 tys. metrów, czyli wyżej niż liczy Mount Everest, najwyższy punkt na ziemi. Na takiej wysokości latają samoloty pasażerskie typu Boeing 747. „Wspinałam się i wspinałam i nagle powietrze zmroziło moje okulary słoneczne, a potem zapadła ciemność. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić na ziemię” - relacjonowała australijskim dziennikarzom. Jej ciało pokrył lód, a z powodu odmrożenia prawie straciła uszy. Po trzech i pół godzinach walki w chmurach paralotniarce udało się wrócić na ziemię. Krzysztof usłyszał gdzieś tę historię i tak powstał jeden z jego najlepszych wierszy:


Paralotniarz

Na dziewięciu tysiącach straciłem świadomość. Ciało
owinął lód, ozdobiły kryształy. Zęby uderzały o siebie,

wielkie kule gradu zlepiały się, a jedna z nich urosła
pod językiem. Słów nie musiałem szukać, były tam.

Powtarzałem oddychaj, nie bój się, a metr wyżej - wystarczy,
że uwierzysz. Mięśnie drżały jak szalka wagi. Wróciłem.

Byłem silny, siny, z kawałkiem nieba w łydce i dłoniach.
Gdzieś wewnątrz żonglowały jeszcze grudki, cirrus pod czaszką

rozmywał się jak ślad po odrzutowcu. Są dowody: nadajnik, GPS,
ale uszczypnij. Opowiadam to na spokojnie. Teraz twoja krew zamarza.


O wartości tego tekstu nie świadczy wyłącznie moja opinia. Mam znajomego paralotniarza, który uprawiał ten sport i w Tatrach i w Alpach, a raz zabrał mnie na przeloty na skałki pod Częstochowę, gdzie pod jego czujnym okiem umierając ze strachu wykonałem 1,5 przelotu. Oczywiście mówimy tu o locie opadającym z maksymalnie kilkudziesięciu metrów. No więc, kiedy pokazałem mojemu znajomemu "Paralotniarza" wklejonego przez jego autora na portal nieszuflada, ten, jakże wówczas krytyczny do mojej nie do końca zrozumiałej i przystającej do życia twórczości natychmiast się nim zachwycił, jak tylko może się zachwycić prawdziwy paralotniarz wierszem o lataniu.




sobota, 17 października 2009

Małpa z brzytwą



Autor: Piotr Gajda

Gaba Kulka - “Hat, Rabbit”, Mystic, 2009



Najlepiej przed długą podróżą posiedzieć trochę w domu, a przed wyjściem „w gości”, dobrze jest założyć czystą koszulę. Na Hat, Rabbit Gaby Kulki wszystko brzmi znajomo, jakbym po długich wakacjach odpalił stare płyty Kate Bush, Tori Amos, a przede wszystkim The Dresden Doll. Przecież gdzieś już te melodie słyszałem; może wtedy, kiedy goliłem się w łazience, a w pokoju leciał na TVP Kultura film Boba Fosse’a?


Teraz ponownie dopadł mnie ten stan; płyta Gaby wiruje w odtwarzaczu, stępiona jednorazówka marki Polsilver kaleczy skórę, usta składają się „w ciup”, ale nie wydobywa się z nich choćby cichy świst. No, po prostu kabaret, albo raczej, biorąc pod uwagę zastygającą na twarzy piankę – pantomima! Staram się nucić piosnki z wodewilowego repertuaru i nie pociąć sobie twarzy! Ale jazz! Szanowny Konstanty, tata artystki, powinien zdzielić mnie przez łeb smyczkiem, barbarzyńcę w ogrodzie sztuki, owłosioną małpę z brzytwą! Domyślam się, że ta muzyka, to nie pop, albo że to pop, którego nie chwytam, bo zbyt długo używałem wody po goleniu Brutal i „przeszło mi” na wrażliwość. Nie ma w tym komercji albo jest tu przedstawiona jako nowa jakość, woda kolońska od trzystu złotych w górę za flakonik. Pora przestać się wahać, przejść do rzeczy, poczekać aż alkohol dostanie się do krwawiących ranek, zacznie palić i dezynfekować, zupełnie jak zapowiedź wydawcy reklamującego Hat, Rabbit jako płytę roku.


Nie sądzę, żeby był to przebój wydawniczy, ponieważ tej muzyce brak zdecydowania, trudno rozpoznać, czy solowa twórczość Gaby to pop z jazzowym zacięciem, czy bardziej jazz w popowym wydaniu, podlany w dodatku jeszcze aktorskim, odrobinę kabaretowym sosem. Gdybym dał się prowadzić tym tropem, najpierw umyłbym twarz wodą, pokropił perfumą, zaczął się golić, a na końcu posmarował twarz kremem do golenia i zaczął rozglądać się za ręcznikiem frote. Wszystko to razem jest za trudne dla przeciętnego użytkownika jednorazówek. Mimo wszystko, to wyróżniająca się na naszym rynku płyta, która nie odniesie sukcesu komercyjnego (przepadnie jak zgolony zarost w odpływie umywalki), ale na pewno czeka ją sukces artystyczny. Już piosenka otwierająca album, „Hat, Met Rabbit” uświadamia mi, że nie mam do czynienia z radiową masówką, którą mogę posłuchać u znajomego fryzjera ze zbyt głośno nastawionego radia.


Bo oto teraz jestem klientem golibrody z ostatniego stulecia XIX wieku, przyglądającym się bacznie jego dłoniom, uzbrojonym w brzytwę ze srebrną rękojeścią. Przede mną secesyjne lustra, obok mnie pomocnik golibrody sadza na fotelu Tolouse’a-Lautreca, który przyszedł tu pozbyć się brody, zanim namaluje swój kolejny autoportret. Ostrze szybko przesuwa się po skórze, nie czyniąc mi żadnej krzywdy. Przechodzi gładko do „Heard the Light”, a ja przyglądam się uważnie swojemu odbiciu w lustrze, bo czuję, że muzyka przenosi mnie w kolejną epokę, w stronę światła odbijającego się od ebonitowych pokryw puzderek z talkiem. Mistrz fachu ma piękne, stare nazwisko Mozil – „Aaa…”, to siostra pańska, pani Latter, prowadzi pensję? Nie ma tu żadnej „Niejasności”, zabiegom pielęgnacyjnym towarzyszy przyjemna, pouczająca rozmowa, a szyja wreszcie robi się przyjemna w dotyku i swoją bielą nie odróżnia się od wykrochmalonego kołnierzyka. Odświeżony, z przyjemnością daję się porwać muzyce towarzyszącej prawie, że rytualnej ablucji.


„Love me” - śpiewa Miss Gaba, a ja jestem gotów zakochać się, ale w kimś innym (na przykład w słodkiej „Emily”) i przy okazji popełnić mezalians. A potem nadejdzie wiek XX, miłość się wypali, zostaną zimne łóżka („Kara Niny”). Załamany ojciec, którego córkę wykorzystałem i porzuciłem, oszaleje i przez kolejne piętnaście lat będzie grał na skrzypcach motyw z „Lady Celeste” na dworcu kolei żelaznej, a w modnych restauracjach stolicy grać będą bossa novę („Bosso”). Jej rytm sprawia, że otwieram oczy i teraz przyglądam się chłodnej wodzie, która zaczęła wypływać z przepełnionej umywalki, a tuż przy uchu (z resztką niezmytej piany) „ryczy” nastawiony na cały regulator „Over”, dobry towarzysz „małpich” min, które robię do lustra z Ikei, żeby łatwiej rozpoznać własną twarz. Wygląda przyzwoicie, ale trochę jak maska z paper machè porzucona za sceną teatru, w którym zdjęto z afisza stary musical.


Recezja płyty ukazała się w najnowszym numerze "Arterii" 2 (5) / 2009. Pismo już do kupienia w sieci "Empik".



piątek, 16 października 2009

Trudna wiara



Autor: Piotr Gajda

"Człowiek i sacrum" - almanach V OKP "O Wawrzyn Sądecczyzny"

W almanachu pokonkursowym V OKP „O Wawrzyn Sądecczyzny” pt: „Człowiek i sacrum” znalazły się wiersze 70 autorów. Wojciech Kudyba pisze we wstępie do tego wydawnictwa: „Cała kultura – czy chcemy tego czy nie – naznaczona jest odniesieniami do tego, co uznajemy za święte, transcendentne, nadprzyrodzone. W stronę sacrum kieruje się także poezja…Religijny bohater wielu współczesnych wierszy jest bohaterem, który przeżywa osobliwy proces „ogołocenia”, który określa jego relację wobec sacrum. Zwłaszcza w twórczości poetów starszych odzywa się niekiedy przejmująca nuta żalu wobec mijającego świata…Nieco inna postawa dominuje w wierszach autorów młodszych. Charakteryzuje ich nie tyle dystans wobec świata, podejrzliwość i nieufność, ale raczej roztropna afirmacja…Nie jest to zatem poezja religijna w tradycyjnym sensie tego słowa. Jest to raczej liryka trudnej wiary”. W almanachu znalazł się także i mój wiersz („Koń trojański”), w którym temat przewodni tegorocznej edycji konkursu przetransportowałem na postać Zbigniewa Herberta.

Odnajduję w tej publikacji mnóstwo znajomych: Justynę Fruzińską, Elę Galoch, Karola Graczyka, Bogumiłę Jęcek, Małgorzatę Lebdę, Czesława Markiewicza, Roberta Miniaka, Annę Piliszewską, Pawła Podlipniaka, Dorotę Ryst, Agnieszkę Smołuchę. Czytam ich wiersze i zgadzam się z opinią Wojciecha Kurdyby na ich temat, chociaż według kryteriów przez niego przyjętych, ja sam jestem „zawieszony” pomiędzy dominującym żalem za przemijającym czasem a wiarą, że przecież musi być coś „poza nim”.

I dumam, że słuszny był werdykt jury przyznający Agnieszce Smołusze „Wawrzyn” – i strasznie mi się podobają jej wersy, z których wystarczą trzy, żeby boleśnie poczuć tę poezję:

„...przy Santa Sabina ważki / kołyszą się wśród przejrzałych pomarańczy / jak kolebki płaczących niemowląt…/ na Awentynie pachniemy pomarańczami, / a Bóg wygląda jak ważka. / nie bój się, / gdyby przyszedł spod ziemi / to nie miałby skrzydeł”.

Czomolungma w POS-ie


Luba, Robert Miniak, Bogusia Jęcek


Andrzej Strąk i "duchy alpinistów"


"Szerp" Owczarek


"Techniczni" Murowaniecki i Gawin


"Re-publika"


Magda Nowicka "na szczycie"


"Góra/Dół" (powiedzmy, gdzieś w Tatrach)


Piotr Grobliński "w oparach alpinizmu"


Miniak i Gajda (zagubieni we mgle)
Autor: Piotr Gajda
"Łódzka Premiera Literacka" – promocja „Arterii” 2 (5) i „Przewieszki” Magdaleny Nowickiej - 15.10. 09.

Ponieważ wszystko ułożyło się pomyślnie, dotarłem do Łodzi na pół godziny przed czasem rozpoczęcia się „Łódzkiej Premiery Literackiej”. Zaraz po wejściu do POS-u spotkałem Roberta Miniaka z jego „lubą” Lubą, którą dopiero teraz miałem okazję poznać. Roberta nie widziałem bodajże od kilku miesięcy, zdarzyła się więc okazja do nadrobienia konwersacyjnych zaległości. Nie mogłem jednak długo cieszyć się naszą rozmową; Przemek Owczarek widząc jak wygodnie siedzę przy stoliku, angażuje mnie do otwierania baterii butelek z winem przeznaczonych dla gości. Mogę trochę odciążyć Madzię Nowicką, główną bohaterkę „ŁPL” mocującą się na zapleczu z opornymi korkami. Mogę skorzystać z okazji i dostać od Madzi dedykację na „Przewieszce”. Opłacało się. Zresztą zaraz dotarł Rafał Gawin i ponieważ do otwierania niewiele zostało, zajął się dedykacją dla mnie na swoich „Przymiarkach”. Opłacało się podwójnie.

Mały, planowany poślizg i Andrzej Strąk otwiera kolejną imprezę z łódzkiego cyklu. W międzyczasie dociera Michał Murowaniecki i jesteśmy prawie w komplecie. Do akcji wkracza Przemysław Owczarek, redaktor „Arterii”i szczegółowo omawia ich zawartość (a jest co – 140 stron). Zajmuje to mniej więcej pierwszą godzinę imprezy. Dostrzegam Monikę Mosiewicz, i kilku autorów, których prace lub teksty znalazły się w najnowszym numerze „Arterii”.

Michał i Rafał obsługują laptopa i rzutnik, na scenę wkracza Madzia Nowicka, autorka „Przewieszki”. Scena jest zbudowana tak, aby jak najlepiej oddać temat przewodni aktualnego numeru kwartalnika (temat wymyślony przez Magdę – „Góra/dół”). O czym jest książka Magdy? Według prowadzącego jej wieczór autorski (niezmordowanego Przemka Owczarka) – o górach. Tytuł („Przewieszka” – to formacja skalna, która jest ujemnie odchylona od pionu), nazwy poszczególnych części książki („Rysa”, „Trawers”), a przede wszystkim wiersze na to właśnie wskazują. Ale to tylko jeden z poziomów, na którym możemy odczytywać te teksty. Gdzieś tam w dolnych rejestrach („dolinach”) to także książka o obcowaniu z drugim człowiekiem, o skomplikowanych związkach, o chwilach, dzięki którym możemy na chwilę oderwać się od samych siebie, odpaść od pionowej ściany. Jak przyznaje to sama autorka – te wiersze powstały „przy okazji”, bo jej miłością jest głównie proza i esej. Z tego przypadku powstało trzydzieści siedem „mikropowieści”, w których nie odnajdziemy spiętrzonych metafor, a konkretne fabuły z majestatem gór w tle. „Przewieszka” to trzydzieści siedem wierszy, które „towarzyszyły” Magdzie Nowickiej, kiedy opuszczała miasto, żeby „skacząc, chodzić po górach”. W trakcie spotkania Madzia korzysta z okazji i dementuje plotki, jakoby to ona pozowała do zdjęcia autorstwa Roberta Zielińskiego zdobiącego okładkę. Tu, być może się pomyliliśmy sądząc, że to jednak ona znalazła się na fotografii. Ale znając jej zamiłowanie do gór i ludzi, jeśli chodzi o „Przewieszkę”, nie może być mowy o pomyłce. Ta książka, ten debiut, to Magda Nowicka z krwi i kości.

Mam jeszcze chwilę, żeby zamienić kilka słów z Andrzejem Strąkiem i Moniką Mosiewicz; Przemo wręcza mi dwa egzemplarze „Arterii". Mam chwilę, żeby z Piotrkiem Groblińskim (szefem Wydawnictwa „Kwadratura”) porozmawiać o ewentualnym wydaniu u niego mojej drugiej książki. I już jadę do domu, przebijam się przez ciemności, rozglądam się – wszędzie wokół płasko, do domu i do gór tak samo daleko…

środa, 14 października 2009

Rozstrzygnięcie V OKP "O Wawrzyn Sądecczyzny"


Agnieszka Smołucha - laureatka "Wawrzynu Sądecczyzny"


Joanna Roś (wyróżnienie drukiem)


Agnieszka, Joanna Pisarska i Joanna Roś

Autor: Piotr Gajda

26 września w zabytkowych piwnicach Sądeckiej Biblioteki Publicznej w Nowym Sączu odbyło się uroczyste podsumowanie V OKP „O Wawrzyn Sądecczyzny”. Komisja konkursowa w składzie: Wojciech Kudyba (przewodniczący), Danuta Sułkowska (sekretarz) oraz Paweł Szeląga (członek) po lekturze 244 zestawów wierszy (z których 5 nie spełniało wymogów regulaminowych) postanowiło przyznać następujące nagrody:

I nagroda – Agnieszka Smołucha - Boleń
II nagroda – Ida Sieciechowicz - Madryt (Hiszpania)
III nagroda Robert Miniak – Łódź

oraz nagrodę specjalną dla autora z Małopolski szczególnie wyróżniającego się w dotychczasowych edycjach konkursu:

Małgorzata Lebda (Żeleźnikowa Wielka)

Ponadto wyróżnienie drukiem otrzymali następujący autorzy: Emil Biela z Myślenic, Radosław Biniek z Jeleniej Góry, Hubert Bobrowski z Warszawy, Małgorzata Borzeszkowska z Lęborka, Mateusz Brucki ze Starogardu Gdańskiego, Marek Chorabik z Gdyni, Tomasz Dalasiński z Sędzina, Agnieszka Frankowska z Poznania, Justyna Fruzińska z Łodzi, Piotr Gajda z Tomaszowa Mazowieckiego, Ela Galoch z Turku, Mirosław Antoni Glazik z Kowala, Anna Głuszczak z Białegostoku, Jadwiga Grabarz z Kobylich, Karol Graczyk z Deszczna, Monika Gromala z Nowego Sącza, Oliwia Incarbone (Skweres) z Torunia, Rafał Jaworski z Tychów, Bogumiła Jęcek z Łodzi, Gabriel Koch z Duesseldorfu (Niemcy), Barbara Konarska z Zielonej Góry, Agnieszka Kosecka z Tegoborza, Ilona Kula z Sosnowca, Urszula Kulbacka z Ełku, Halina Kurek ze Zręcina, Mariusz Kusion z Bielska-Białej, Ewelina Kuśka z Jastrzębia Zdroju, Lidia Izabela Lachowska z Przewodowa-Parceli, Lech Lament z Turku, Jolanta Łaba z Konstancina Jeziornej, Julia Łukasiak z Warszawy, Natalia Maciaś z Nowego Sącza, Jacek Majcherkiewicz z Gorenic, Dominika Majchrzak z Gostynina, Zofia Marduła z Rudy Śląskiej, Czesław Markiewicz z Zielonej Góry, Alicja Mazan-Mazurkiewicz z Łodzi, Irena Mówińska-Lipińska z Bydgoszczy, Michał Nowak z Warszawy, Bogdan Nowicki ze Świętochłowic, Piotr Oprzędek ze Stróży, Anna Piliszewska z Wieliczki, Mirosław Pisarkiewicz z Sieradza, Joanna Pisarska z Białegostoku, Sławomir Płatek z Gdańska, Paweł Podlipniak z Radomia, Katarzyna Wiktoria Polak z Wieliczki, Wojciech Roszkowski z Tykocina, Joanna Roś z Żurady, Piotr Rybczyński z Kołobrzegu, Jan Rychter z Łodzi, Dorota Ryst z Warszawy, Zofia Staniszewska z Mieczewa, Bogumił Staszek z Tarnowa, Arkadiusz Stosur z Nowego Sącza, Maria Szczęsna-Jeleniewska z Lublina, Iwona Świerkula z Warszawy, Justyna Wawrzyniak ze Szczecina, Wanda Wojciechowska z Dąbrowy Górniczej, Anna Wojnarska-Maińska z Krakowa, Dominik Wolski ze Szczecina, Jerzy Lucjan Woźniak z Sosnowca, Leszek Wójcik z Krakowa, Edyta Wysocka z Miastka, Anna Zielińska z Nysy, Katarzyna Zychla z Sieniawy Żarskiej.

Wiersze laureatów i autorów wyróżnionych drukiem ukazały się w pokonkursowym almanachu.

(podziękowania dla Joanny Pisarskiej za udostępnienie zdjęć)


wtorek, 13 października 2009

Góra-dół i "Przewieszka" w POS-ie


15 października (czwartek) o godzinie 18 odbędą się prezentacje: nowego numeru „ARTERII” oraz tomiku wierszy Magdaleny Nowickiej.

Na spotkanie zapraszają Poleski Ośrodek Sztuki i Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział w Łodzi - będzie to kolejna impreza z cyklu ŁÓDZKA PREMIERA LITERACKA.

W programie:

Prezentacja najnowszego 5. numeru kwartalnika artystyczno-literackiego "ARTERIE" (GÓRA-DÓŁ). W numerze m.in. : wywiad z Konradem Górą, wiersze Anny Tomaszewskiej, Macieja Meleckiego, proza Olgerda Dziechciarza, Rafała Skoniecznego, malarstwo Mirosława Koprowskiego, ilustracje Magdaleny Soboń, Macieja Bugajskiego, fotografie Roberta Zielińskiego.

Drugą częścią spotkania będzie wieczór autorski Magdaleny Nowickiej.
Do numeru dołączony jest jej debiutancki tomik pt. "Przewieszka".

---
Magdalena Nowicka, ur. w 1984 r. jest pracownikiem Instytutu Socjologii UŁ i sekretarzem redakcji "ARTERII". Publikowała (niekoniecznie wiersze) m.in. w "Filmie", "GazecieWyborczej", "Odrze", "Red.zie", "Tyglu Kultury","Tygodniku Powszechnym" oraz "Wiedzy i Życiu". Czasem się wspina.

niedziela, 11 października 2009

Mój wiersz tygodnia (3)


Przemysław Owczarek

(O Owczarku na literackich.pl: http://www.literackie.pl/autor.asp?idautora=100&lang=)


Autor: Piotr Gajda

Przemysław Owczarek jest poetą, z którym się znam. Jak każdy poeta jest egocentrykiem, stąd nasze relacje nie są gejzerami uczuć, to raczej szybki prysznic. Przemek, to jak sam o sobie ostatnio mówi „poważny redaktor”, ale też prozaik, eseista, a dla mnie – przede wszystkim niezwykle interesujący poeta. Jako redaktor naczelny „Arterii”, sytuuje moją osobę w zbiorze otwartym pod nazwą; „zespół redakcyjny”, lub w zbiorze zamkniętym; „stale współpracujący”. Autorytarnie wymyślił tytuł rubryki, do której piszę recenzje muzyczne –„Nóż w płycie” (znając jego upodobania do zabarwionego erotyzmem humoru i będąc przy tym całkowicie pozbawiony asertywności, odetchnąłem z ulgą, że nie nazwał jej – „Nóż w pycie”).

To bardzo czujny autor – błyskawicznie dostrzegający jakiekolwiek zapożyczenia ze swojej sztuki – pytanie z mojego wiersza pt. „Rozkład jazdy” („A ty, co sobie wyobrażasz?”) zostało zainspirowane pytaniem Owczarka z wiersza pt. „Virgo” („A ty, gdzie jesteś?”) i on to wie. Ale wie też, że jako redaktor mojego debiutu, „nie zrobił” tej książki (cytat z pamięci: „…X zaczął pisać jak Przemysław Owczarek i zaczął odnosić poetyckie sukcesy…”), ponieważ moje wiersze były gotowe i „obmyślane” na długo przedtem zanim udało mi się je zebrać w tomik. To świetny redaktor w tym sensie, że nie chce niczego psuć, zadaje pytania, chce wiedzieć, inspiruje.

„Virgo” Przemka Owczarka, to jeden z tych wierszy, które ciągle krążą w mojej krwi i zalegają w szpiku. To niezwykle oszczędny, precyzyjny tekst, który „dźwięczy” jak drżenie samurajskiego miecza przecinającego włos na pół. Historia, która przypadkowo („losowo”) mogłaby być „satelitą” także i mojej biografii, to katalizator „poetyckiej białaczki” opanowującej mój organizm czytelnika. Czasem czyta mi przez telefon swoje nowe teksty, nieustannie świetne i zaskakujące, których zgromadził tyle (chociaż ciągle narzeka, że nie pisze), iż mógłby wydać jeszcze co najmniej dwie książki. Oby znalazło się w nich więcej takich „łamaczy kości” jak „Virgo”….

Mam od niego „Rdzę” z dedykacją. Przyznaję, choć jestem usatysfakcjonowany dziełem Owczarka, to czytając jak pisze w swoich ostatnich wierszach; „…znam świetnego poetę. zamieszkał w bloku / haruje na dzieci, goni czas. / nosi piętno…” nie mam tym razem poczucia, że owa „świetność” może mnie dotyczyć.

virgo

ja sowa, ścigałam samolot nad światłami portu.
w mrok zwiodły mnie samochody. łkanie tapicerek
i dusze mężczyzn. brane do ust lepkie obole.

w pobliżu czaiło się stu gliniarzy.
wiosenny nabór ćwiczył tyralierę. chłopcy z jednostki
gdzie było zomo. stare pokoje przesłuchań i chlewnia.

szukali w lesie pozoranta. znaleźli krew w BMW-u
i ciepłe jeszcze piersi, odarte z różu stanika.
szkoda jej, ładna, spójrzcie na twarz
powiedział major

i przerwał ćwiczenia. a ty, gdzie jesteś?
pamiętam mech na murze oczyszczalni i brudną kobietę
przy pustym wózku. skomlała, że wódka otruła dziecko
i chuj z takim życiem!

nie wracam do miasta. słyszysz?
chuj! wołam, ja sowa

chuj z Atenami
!

sobota, 10 października 2009

Nagroda im. K. Iłłakowiczówny przyznana!


K. Iłłakowiczówna

"Biała książka"

Autor: Piotr Gajda

Laureatką tegorocznej edycji Nagrody im. Kazimiery Iłłakowiczówny została Bianka Rolando za tom pt. "Biała książka". Przyznawana od 1983 roku za najlepszy poetycki debiut książkowy danego roku zaliczana jest do najbardziej cenionych nagród poetyckich przyznawanych debiutantom. Jej laureatami w latach poprzednich byli m.in. Wojciech Kass i Przemysław Owczarek.

Bianka Rolando (rocznik 1979) – absolwentka poznańskiej Akademię Sztuk Pięknych, pisarka i artystka sztuk wizualnych. Jej pierwszą książką był zbiór opowiadań inspirowany malarstwem włoskim, "Rozmówki włoskie". Druga (a pierwsza poetycka), zatytułowana "Biała książka", ukazała się w 2009 roku w wydawnictwie Święty Wojciech. Pracuje na warszawskiej ASP, prowadzi pracownie twórczego pisania na Uniwersytecie Warszawskim i Uniwersytecie Adama Mickiewicza, współpracuje z Galerią LETO w Warszawie. Za "Rozmówki włoskie" otrzymała Medal Młodej Sztuki w kategorii "Literatura" (Poznań, 2009).

PS.
Fragmenty "Białej Książki"można przeczytać na stronie autorki: http://rolando.pl/pdf2/10-11.pdf

czwartek, 8 października 2009

Intensywność poezji / szczerość prozy


NOBEL 2009 dla HERTY MULLER




















Te i inne książki autorki wydało Wydawnictwo Czarne.
Autor: Krzysztof Kleszcz

Nie ekscytuję się Nagrodami Nobla. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego Nobla nie doczekał Stanisław Lem. Od kiedy przyznano go Dario Fo, albo Elfriede Jelinek, zrozumiałem, że faworyzowani są specyficzni autorzy.
Ostatnim Noblistą, którego książkę "połknąłem" był Coetzee (z 2003r.)...
Jednak zawsze z zainteresowaniem czekam na werdykt...

Tegoroczna nagroda ma ciekawe uzasadnienie. Akademia Szwedzka napisała, że nagrodę przyznano "tej, która łącząc intensywność poezji i szczerość prozy przedstawia świat wykorzenionych". Mueller w takich powieściach jak "Sercątko", "Głód i jedwab" czy "Niziny" opisuje los ludzi wykorzenionych, których historia wygnała z ojczystych stron.

"To pisarka depresyjna, pisarka mówiąca o egzystencji, jako o czymś strasznym. - Czytanie Herty Muller na pewno nie jest doświadczeniem, które jest rozrywką" – zwraca uwagę krytyk literatury Anna Nasiłowska.

Zaś Katarzyna Leszczyńska, tłumaczka książek, które ukazały sie w Wydawnictwie Czarne, podkreśla, że Mueller posługuje się wyjątkowym, poetyckim językiem. – "To język piękny, który może zachwycić, ale jednocześnie to język, który rani..."