W ostatnich dniach pod mój stary adres zamieszkania dotarła literacka przesyłka-niespodzianka. Tym razem była nią paczka z Ostrowa Wielkopolskiego z antologią podsumowującą pięć edycji OKP „Struna Orficka” im. Wojciecha Bąka. O samym konkursie tak pisze jeden z jego organizatorów, Wojciech Gawłowski: „Chciałem powołać w naszym mieście konkurs poetycki, który zyskałby rangę ogólnopolską i na trwale wpisał się w życie literackie kraju (…). Na patrona wybrałem najbardziej znanego i ze wszech miar „niewygodnego” dla literackich salonów i masowych mediów poetę, Wojciecha Bąka związanego biograficznie z naszym miastem. Do jury, któremu miałem zaszczyt przewodniczyć, zaproszenie przyjęli znani poeci, krytycy i wydawcy kierujący czasopismami literackimi, wydawnictwami i instytucjami kultury. Ich wszechstronne doświadczenie literackie, w tym również jurorowanie w wielu innych konkursach literackich, było wprost bezcenne”. Od jego samych początków konkurs wspierają: Krzysztof Kuczkowski, poeta, redaktor naczelny „Toposu”, Witold Banach, dyrektor Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego, Wojciech Kass, poeta, członek redakcji „Toposu” i dyrektor Muzeum K.I. Gałczyńskiego w Praniu, Sergiusz Sterna-Wachowiak, poeta, krytyk i redaktor, aktualny Prezes ZG SPP w Warszawie, a ostatnio także Przemysław Dakowicz (za W. Kassa), poeta i krytyk literacki związany m.in. z „Toposem”. O swoich doświadczeniach „bycia jurorem” tak pisze ten ostatni: „Ocenianie wierszy w konkursach poetyckich jest zajęciem w równym stopniu interesującym, co kłopotliwym. Niewątpliwe korzyści, wynikające z czytania setek utworów o bardzo zróżnicowanym poziomie artystycznym, związane są z możliwością śledzenia tego, co dzieje się w najmłodszej polskiej poezji, definiowania dominujących języków i dykcji, rozpoznawania rytmów decydujących o kierunkach rozwoju literatury (…). Kłopot polega na tym, że zestaw kilku, nawet znakomitych, wierszy nie daje możliwości pełnego wglądu w odrębna osobowość poetycką, nie otwiera przed czytającym osobnego uniwersum pisarskiego, oferuje szansę zaledwie pobieżnego, by tak rzec – propedeutycznego wglądu, prezentuje fragment zamiast całości (…). Dlatego właśnie jestem głęboko przekonany, iż w konkursach poetyckich powinni brać udział przede wszystkim debiutanci – ci, którzy wydali już kilka książek, zazwyczaj wystarczająco dobitnie udowodnili już, że potrafią sprawnie operować piórem”. Jeszcze dalej w swoich wywodach posuwa się Wojciech Kass, który zgodnie ze swoją cudowną, „puszczańską” (od puszczy) naturą, prze pod prąd konkursowej niby-logiki, pisząc: „(…) konkursy są rodzajem instytucji i pełnią podobną funkcję co kolegia redakcyjne czasopism literackich i wszelkie inne kolegia – krytyczne i uniwersyteckie, które zbierają, przekładają i wybierają wiersze jak segregatorzy w magazynach owoców (…). Wszystkie te gremia są kimś czymś zewnętrznym wobec poety i procesu twórczego, który odbywa się w skrajnej samotności, w przestrzeniach pozostających poza okiem literackiej współczesności, jej giełd, rankingów, koterii (…). Dlatego nie pytaj, jeśli musisz być poetą, o nagrody lokaty, zaszczyty, o to, co i gdzie nabredził któryś z krytyków, ale pytaj w „najspokojniejszą godzinę nocy”, który z twoich wierszy był konieczny (tylko wtedy będzie naprawdę dobry), czy jest literą twojego głosu i życia, które przekuły się na literę słowa i oddechu”. Oj, zawstydzasz mnie swoimi słowami Drogi Wojciechu, mnie, który dwukrotnie „przełożył” miłość własną na udział we wspomnianym konkursie, będąc w nim poetą nagradzanym i wyróżnianym. Lecz mą „winę” częściowo zmywają słowa Krzysztofa Kuczkowskiego: „Czy widzenie poetyckie jest szczególnym rodzajem widzenia? A jeśli tak, to na czym ta wyjątkowość polega? Na nieufności do świata przedstawionego, do rzeczywistości – czy do rzeczywistości języka? (…) Poeta jest jak dziecko, czy może jest intelektualistą – znawcą kultury i badaczem umarłych języków? Te i inne pytania wracają podczas czytania wierszy zgłaszanych na konkursy. O, nie wszystkich wierszy! Myślę o tych kilku czy kilkunastu lirykach, które zostają wyłowione jak perły spośród setek innych tekstów, które poezją nie są, choć bardzo chciałyby nią być”. Stawiać pytania lub „zmuszać” czytelnika (nawet, jeśli akurat w danym momencie jest czytelnikiem-jurorem) do postawienia ich samemu sobie, to szczytny cel! Szczytni są i patroni poezji, których wymienia Sergiusz Sterna-Wachowiak: „Dojrzała poezja to według mnie przestrzeń doświadczenia wewnętrznego człowieka, nad którą unosi się czterech świętych. Pierwszym patronem poezji jest święty Adam z Raju, gdy nazywa zwierzęta, minerały i gwiazdy, rośliny, które już istnieją, już zostały stworzone, ale nie maja jeszcze imion. Nazywać to, co istnieje, ale i nie istnieje dopóki nie zostanie nazwane przez poetę we własny, niepowtarzalny sposób – to pierwsza z misji i wyzwań poezjomania. Drugim patronem poezji jest święty Heraklit z Efezu, gdy mówi, że nie można wstąpić dwa razy tej samej rzeki. Zapisać to, co nie zapisane – przeminie. Trzeci w moim małym niebie, pod którym przycupnęła pracownia poety, święty Hans Chrystian Andersen, jest patronem poznania dziecięcego, bezpośredniego, może i naiwnego, ale pozwalającego dotknąć tajemnicy, otrzeć się o prawdę w sposób czysty, nieuprzedzony. I wreszcie czwarty, święty Syzyf, ten, który nie wtoczy kamienia na górę. Poezja nigdy nie zgłębi tajemnicy, nie powie ostatniego czy właśnie ostatecznego słowa, na zawsze pozostanie wysiłkiem, który nie ma finału, nie rozplątuje tajemnicy”. W antologii znajdziecie Drodzy Czytelnicy „światy” i „tajemnice” laureatów konkursu z lat 2006-2010. A wśród nich wiersze wielu moich „poetyckich” znajomych: Dariusza Adamowskiego, Czesława Markiewicza, Joanny Lech, Doroty Ryst, Aleksandry Zbierskiej, Sławomira Płatka, Mariusza Cezarego Kosmali, Teresy Radziewicz, Joanny Herman, Justyny Fruzińskiej, Pawła Podlipniaka, Małgorzaty Lebdy, Natalii Zalesińskiej, Roberta Miniaka, Macieja Woźniaka, Roberta Rutkowskiego, Eli Galoch i Janusza Radwańskiego, których korzystając z tej niewątpliwej okazji, pragnę serdecznie pozdrowić!
(p)