czwartek, 9 kwietnia 2009

Złoty Środek (w 10 czy obok tarczy?)


V Ogólnopolski Konkurs Literacki Złoty Środek Poezji na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2008 pod patronatem Marszałka Województwa Łódzkiego jest imprezą cykliczną, organizowaną przez Środkowoeuropejskie Stowarzyszenie Społeczno-Kulturalne Środek od roku 2005, w roku 2009 r. we współpracy z Łódzkim Domem Kultury w ramach V Festiwalu Poetyckiego "Złoty Środek" Łódź Kutno 2009. Unikalny charakter konkursu wiąże się z faktem, iż dotyczy on wydanych w roku poprzednim debiutanckich książek poetyckich oraz z jego otwartością tzn. autorzy debiutów nie muszą być zrzeszeni. Jury: Karol Maliszewski, Krzysztof Kuczkowski, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Artur Fryz i Roman Honet przyznając dość wysokie nagrody w znaczny sposób wspiera początkujących poetów.

Rozstrzygnięcie tegorocznej edycji Konkursu nastąpi w dniu 15 maja w Łódzkim Domu Kultury.

Oto lista zgłoszonych książek poetyckich (na dzień 4 kwietnia):

1.Dominik Bielicki „Gruba tańczy”, Warszawa 2008, Staromiejski Dom Kultury
2.Szymon Bira „światło umieranie”, Nowa Ruda 2008, Mamiko
3.Marek Boczek „Wierzę w przypadek”, Nowa Ruda 2008, Mamiko
4.Małgorzata Borzeszkowska „U bramy”, Lębork 2008, MBP im. J. Iwaszkiewicza w Lęborku
5.Roman Bromboszcz „digital.prayer”, Warszawa 2008, Staromiejski Dom Kultury
6.Mateusz Brucki „W pół do wiersza”, Pelplin 2008, Wydawnictwo Bernardinum
7.Anna Buchalska „Ścieżką przez szarość”, Kutno 2008, pod patronatem Stowarzyszenia Literackiego „Witryna”
8. Bogusława Czajko "płatek na wietrze" poddasze poetów Zielona Góra 2008
9.Marcin Czerkasow „Fałszywe zaproszenia”, Poznań 2008, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu
10.Dariusz Eckert „mój anioł”, Kraków 2008, Oficyna Wydawnicza Bifrost Agnieszka Piotrowicz
11.Sławomir Elsner „Antypody”, Wrocław 2008, Biuro Literackie
12.Justyna Fruzińska „wiesz dobrze czego sie boimy”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
13.Ewa Furgał „Ekstremizmy”, Olsztyn 2008, Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne Portret
14.Piotr Gajda „Hostel” Łódź 2008, SPP Oddział w Łodzi i MBP w Tomaszowie Mazowieckim
15.Marcin Gałkowski „Chloroform, czyli brzydkie wiersze”, Nowa Ruda 2008, Mamiko
16.Konrad Góra „Requiem dla Saddama Husajna i inne wiersze dla ubogich duchem”, Wrocław 2008, Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne RITA BAUM
17.Jacek Grabowski „Zagubiony uśmiech”, Sępólno Krajeńskie 2008, FUW Daniel
18.Aleksandra Grotowska „od A do Z”, Sieradz 2008, prof - art
19.Igor Jarek „ Różyczka”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
20.Marzena Jochymek „Pod osłoną powiek”, Łódź 2008, Wydawnictwo Astra
21.Izabela Kawczyńska „Luna i pies. Solarna soldateska.”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
22.Michał Kędzierski „Kot w hipermarkecie”, Łódź 2008, Wydawnictwo Kwadratura
23.Krzysztof Kleszcz „ę”, Łódź 2008, Wydawnictwo Kwadratura
24.Marianna Ksyta "Kocham cię ziemio rodzinna" Urząd Miejski Opoczno 2008
25.Grzegorz Kwiatkowski „Przeprawa”, Gniezno 2008, Zeszyty Poetyckie
26. Anna Mazur "Nic takiego" Synogarlica Robert Kędziora Tarnobrzeg 2008
27.Kinga Mazur „Już wiem”, Gorzów Wlkp. 2008, Wydawnictwo Artystyczno-Graficzne Arsenał
28.Agnieszka Metelska "Pamięć" Nowy Świat Warszawa 2008
29.Zofia Mikuła „Kuriozalnie z szypułkami”, Warszawa 2008
30.Maria Miłek „Maszt Odysa”, Zielona Góra 2008, Wydawnictwo Organon
31. Wanda Molik "Ogrody miłości" Drukarnia Międzychód 2008
32. Monika Mosiewicz "Cosinsus salsa" Zielona Sowa Kraków 2008
33.Michał Murowaniecki „punctum”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
34. Kamila Pawluś "Rybarium" Stowarzyszenie Inicjatyw Wydawniczych w Katowicach, Górnośląskie Centrum Kultury w Katowicach Katowice 2008
35.Michał Płaczek „opór skóry”, Warszawa 2008, Staromiejski Dom Kultury
36. Olga Pietkiewicz "w tę i z powrotem" MBP im. C.K. Norwid Świdnica 2008
37. Paweł Podczaski "Moja wierszolinia" Chicago 2008
38. Irena Plucińska "Sercem pisane" PiMBP Opoczno 2008
39. Piotr Skrobek, Przemilczę, Łódź 2008, Wydawnictwo Astra
40.Bohdan Sławiński „Sztućce do glist”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
41.Anna Smyl „Zieloonoka”, Lublin 2008, Norbertinum
42.Tomasz Sobieraj „gra”, Łódź 2008, Studio Komunikacji Wizualnej
43.Jola Sztejka „W kobiecym stylu – nie tylko dla mężczyzn”, Bydgoszcz 2008, Instytut Wydawniczy „Świadectwo”
44. Iwona Świerkula "Ostre hamowanie" Arwil s.c. Warszawa 2008
45.Zbigniew Tlałka „między wierszami”, Jabłonka Orawska 2008
46.Elżbieta Tarnowska „Zły dzień”, Wrocław 2008, Oficyna Wydawnicza ATUT
47.Zbigniew Wojciechowicz „Anioły bliźniacze”, Szczecin 2008, Akcydens Drukarnia sp. z o.o
48.Jakub Wojciechowski, senne porządki, Wrocław 2008, Biuro Literackie
49 Michał Wróblewski „Skurcze”, Łódź 2008, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego
50 .Roman Wysogląd „ Na granicy do niczego”, Olkusz 2008, Firma NEON
51. Wioleta Zielińska "Jestem" Akcydens Drukarnia Szczecin 2008

* za przyjaciół i znajomych, za siebie też - trzymamy kciuki!!!!
Piotr Gajda

Garage Inc.

Autor: Piotr Gajda

Oto "garażowa" melorecytacja Tomka Bąka do mojego wiersza z tomu "Hostel" ("Szlak"). Tomek oprócz tego, że zajmuje się poezją jest też gitarzystą zespołu, którego brzmiąca nieco "francusko-języcznie" nazwa wypadła z mej przepełnionej pamięci. (wiem! Les Coeurs - przypis KK) Lou Reed to nie jest, ale liczy się ekspresja i zaangażowanie. Jak usłyszę go w radio (czego mu życzę) odwołam tego Lou Reeda, he, he...

Piotr Gajda - Szlak
KLIKNIJ


O Tomku pisaliśmy tutaj

środa, 8 kwietnia 2009

Bóg stworzył człowiek ponazywał


Marzena Łukaszuk, Język zagmatwany

Plon warsztatów w ŁDK
Prace Marzeny Łukaszuk do wiersza Piotra Groblińskiego "X X X (jeżeli język jest więzieniem)".




Bóg stworzył człowiek ponazywał I

Bóg stworzył człowiek ponazywał II : fermentacja języka

Bóg stworzył człowiek ponazywał III
Bóg stworzył człowiek ponazywał IV

Bóg stworzył człowiek ponazywał V
Bóg stworzył człowiek ponazywał VI
Bóg stworzył człowiek ponazywał VII

Bóg stworzył człowiek ponazywał VIII
Jeżeli język jest więzieniem
Jeżeli język jest więzieniem II

Jeżeli język jest więzieniem III
Poeta
Interakcja
Oko poety

wtorek, 7 kwietnia 2009

Głowią się fiolety

Autor: Krzysztof Kleszcz

Wiersz, który powstał z inspiracji obrazem Natalii Talarek. Napisany na Warsztatach w ŁDK, w sobotę 4. kwietnia. (Zobacz zdjęcia z warsztatów)

NATALIA TALAREK, Wiolonczela

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

Podróż


Marzena Łukaszuk, Podróż II


Plon warsztatów w ŁDK
Wiersz Piotra Groblińskiego do pracy Marzeny Łukaszuk."Podróż II"
Pod spodem także inne grafiki z cyklu.



Podróż III
Podróż I

Inspiracja - reakcja


Natalia Talarek, Krzysztof Kleszcz, Piotr Grobliński

Inspiracja...

... i reakcja.
Autor: Krzysztof Kleszcz

W sobotnie przepiękne przedpołudnie odbyło się drugie spotkanie warsztatowe w Łódzkim Domu Kultury integrujące środowiska poetów i plastyków. (Wcześniejsze wpisy --> tutaj). Słabsza frekwencja spowodowana była nadmiarem pracy (wielu plastyków robi dyplom)... W każdym razie te kilka godzin warto było spędzić na rozmowie o pomysłach, sposobach pracy, inspiracjach...
"Trzech tenorów" Krzysztof Kleszcz, Piotr Grobliński, Robert Miniak

Piotr Grobliński i Anna Adamiak
Robert Miniak, Anna Maria Jurewicz

Maria Stelmaszczyk

Anna Adamiak, Krystyna Matusiak

Fotografie: Marzena Łukaszuk

niedziela, 5 kwietnia 2009

Wydłubywanie rodzynek z sernika



Autor: Krzysztof Kleszcz
Monika Mosiewicz "Cosinus salsa" , Wyd. Zielona Sowa, 2008.
Monikę, poetkę z Pabianic, znam z czasów, gdy Nieszuflada poezją stała - dawne to czasy!. Dwukrotnie nominowana do nagrody Bierezina na książkę poetycką, miała czas, by jej debiut był debiutem dojrzałym, przemyślanym. Monika i ja, należymy do grupy „mŁódź Literacka”, i oboje doczekaliśmy się wspólnej publikacji w antologii łódzkich debiutantów „Na grani”. Byłem na jej wieczorze autorskim, gdzie jeszcze ciepły tomik z miłą dedykacją trafił w moje ręce.

„Cosinus salsa” to książka z zupełnie innej bajki, niż to, co sam piszę. Nie jeden raz w tym „matematycznym tańcu” potykałem się, gubiłem rytm i kroki. Żeby się nim cieszyć, wyłączałem rozumienie. Idąc tropem kulinarnym (sugestia Miłosza Biedrzyckiego z tylnej strony okładki) – jeśli poezja Moniki to sernik, potrafię w nim docenić smakowite rodzynki.
Precyzyjniej: uważam, że są tu znakomite wiersze, ale całość wymyka się mojemu pojmowaniu poezji. Być może rzecz w tym, że czego innego od poezji oczekuję.

Tomik ma świetny początek. „Wiewióreczko, wiewióreczko, co mi rzeźnię robisz rudą kreską”. Ten wiersz zachłystuje się światem, jakby był napisany na wdechu. Mamy tu miks obaw, fobii i „mosiewiczowych przestraszeń” („pająku w wannie”), ale i radości („śniegu za kołnierzem, mlaskający za cholewą”), który kończy buńczuczne „wyzywam was!”.

W „Przywilejach” natychmiast wyczuwam dobrą frazę: „Im większe stłumienie, tym większa kultura. Słyszysz ten tłum za oknem, jak rzęzi na zaciągniętych hamulcach?”
W „Jam! session” dzwoni „dzwoneczek Mosiewicz”. Hmm, bynajmniej nie ostrzegawczy, a służący do „po-dźwię-ki-wa-nia sobie”. To może być symbol tej poezji.

W króciutkich „Zbitych garach” zabawa słowem, służy niewesołej refleksji. („Śliwko, siwa, robaczywko – wywołuję - gdzie się schowasz, gdzie twoje zaklepanki”. )
Według mojej opinii „numerem jeden” książki jest „Język nie przystaje” – wiersz zasłużenie nagrodzony na jednym z Turniejów Jednego Wiersza (w którym też uczestniczyłem). Wyścig zająca z żółwiem jest parafrazą ścigania się języka i świata. Zając z wiersza zalicza przewrotkę – czy oznacza ona bezradność języka wobec opisu rzeczywistości? Autorka zachwyca się „Jak cicho! Zasnąć lekko, głęboko” – jakby nierealność była dla jej własnego języka lepszym miejscem. Ten prześwitujący szylkret – nasuwa mi skojarzenie z „Kongresem Futurologicznym” Lema, gdzie po zażyciu blokera ukazuje się prawdziwy świat; język nie daje rady go opisać.

W zmyślnym wierszu pt. „W co może zmienić się tygrys” – znów jest Lem - tym razem jego "skrzynie Corcorana."

W „Śpiewaj dalej” mamy smutek kogoś, kto nie odnajduje się w słowach piosenek miłosnych. Świetnie brzmi to „Nie chce żadnej róży i kaliny, tylko dołem cicho przejść.”
Robaczku to nas toczą” – to bardzo ciekawa puenta miniaturki „Wcześniej nie było tam nic”.

W „Albie” kończącej tomik Monika buduje „szklany dom”, podoba mi się to, tylko puenta trochę chybiona.

I jeszcze „Corpus delecta”... To tu – jak pozwalam sobie to interpretować – Mosiewicz rozprawia się z tradycyjną liryką. „Ocknij się, warzona przez tyle lat zupa / wystygła tak samo jak ty, na nic zamorskie przyprawy”. „Nikt nie woła” jest – jak rozumiem – wezwaniem do świadomej ucieczki w nieznane.

Te dziesięć wierszy to rodzynki. To, co wyczytałem w tych wierszach jest wg mnie świadome, zmyślne, niebanalne. Wspomniany pomysł ucieczki w nieznane – szalony, ale i godny pochwały. Ale co z realizacją tej wizji?

Monika szarżuje:
- głównym środkiem stają się gry słowne, z zapałem godnym ulicy Sezamkowej „bawmy się, bawmy się” (czasem są mistrzowskie: „eskadra buhajów z ektoplazmy obudzi się z marazmu”, ale nie w takim stężeniu, doprawdy!)
- za dużo tych dźwiękonaśladownictw (nyny-nyny; pac pac , cha-cha-cha, dryń-dryń, digi-dingi, digi –dong, puku-puk, ouuuu!, ou!, tralala tralala)
- wiwat łamańce językowe i słownik wyrazów obcych!
Efekt jest taki, jakby spełniały się jej własne słowa: „wesoła mydlina w tytkach ust” i „eksperyment skończył się weltschmerzem” – dokładnie!

Jeszcze krok dalej i wiersze zbliżą się do wierszy Elektrybałta - maszyny Trurla z „Cyberiady” Lema.

Żonglowanie cytatami dowodzi, że Monika ma wielką łatwość w posługiwaniu się materią wiersza (pieśń z „Nad Niemnem”, jest Baczyński, Brzechwa „Kaczka Dziwaczka”, Mickiewicz, ba nawet Andrzej Lepper (kursywa w wierszu „Dryń Dryń”). Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ma poetyckiego czuja. Ale wracając do kulinarnej metaforyki – sernik się przypalił.

Pamiętam dyskusję na „Bierezinie” – „Język czy zaangażowanie”. Sam krzyczałem, że język ważniejszy. Ale język to foremka do ciasta, treść, treść się liczy! Czytając „Wioskowe (Zelów, Porszewice i okolice)” czy „Non troppo” czułem się jakbym oglądał sitcom rozgrywający się w nierealnym świecie. Czy tego chciała Monika, czy zaplanowała to z czystą perfidią? Czy – do diaska! - nie ma alternatywy między „zaułkami jasnymi”, a „imponderabiliami w indeksprymablach”?

sobota, 4 kwietnia 2009

Z Pruszkowa do Kanady


Fot.: Autor w Katedrze na Wawelu - przed urną z prochami Cypriana Kamila Norwida.

Autor: Krzysztof Kleszcz
W tym roku po raz drugi wziąłem udział w Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im.C.K.Norwida, który organizuje Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna im.H.Sienkiewicza w Pruszkowie. Rozstrzygnięcie zaplanowano na 31. maja. Zestaw wierszy wysłałem w ostatniej chwili. Natchnienie spłynęło ma dwie godziny przed zamknięciem poczty. Trudność polegała na tym, że jeden z utworów miał być inspirowany twórczością lub życiem patrona konkursu. To niby proste - ale łatwo wpaść w banał.
Wiersze Norwida nie są łatwe, mają specyficzny kod, niedostępny dla nieprzygotowanego twórcy. Niedoceniony za życia, pochowany w zbiorowej mogile - dziś jest powszechnie szanowany; cytat z Norwida w swoim przemówieniu umieścił - jak pamiętam - Donald Tusk.
Uwielbiam wiersz "W Weronie" - w przepięknym wykonaniu Wandy Warskiej na płycie "Warska Niemen Kurylewicz" był w moich, odległych nastoletnich czasach bodźcem do zainteresowania się poezją. Nie sposób też nie wspomnieć o Norwidzie zinterpretowanym przez Czesława Niemena ("Bema pamięci rapsod żałobny") czy zespole Homo Twist na płycie "Moniti Revan". Klasyka i klasa. I jeszcze zespół De Press "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba /podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba / Tęskno mi Panie / Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia / Do tych, którzy mają tak - za tak / nie - za nie/ bez światłocienia". Niezwykły tekst, a w ustach emigranta brzmiący wyjątkowo autentycznie.
Fot.: Robert Miniak, Piotr Mitzner (juror), Michał Murowaniecki, Krzysztof Kleszcz
Fot.: Nagroda z rąk Prezydenta Pruszkowa - Jana Starzyńskiego
Fot.: Rozmowa z Bogumiłem Pacak-Gamalskim
Drugie miejsce - które uzyskałem w zeszłorocznej edycji rok temu - to jeden z laurów, które cenię sobie najwyżej. W dodatku uzyskany w pięknych okolicznościach w wiosennej aurze. Zjawiliśmy się z Robertem Miniakiem (również, tak jak ja nagrodzonym) sporo wcześniej zwiedziliśmy miasto, poznaliśmy dyrektora biblioteki pana Grzegorza Zegadło, planowaliśmy - pamiętam - nasze debiuty.

Przeszklona sala, spora nagroda finansowa, ozdobne dyplomy - czytaliśmy, słuchaliśmy, dyskutowaliśmy przy lampce wina. Została pamiątka - przepięknie wydana antologia (z trochę turpiczną okładką ;) ), a w niej oprócz mojego zestawu - wiersze zwycięzcy Michała Murowanieckiego (własnie! mŁódź zdominowała tą edycję - miejsca I-III były nasze), a także znajomych: Doroty Ryst, Agaty Chmiel, Aleksandry Zbierskiej, Piotra Nowaka, Przemka Owczarka.

Prawdziwą niespodzianką pokonkursową była informacja, iż pan Bogumił Pacak-Gamalski, którego poznaliśmy w Pruszkowie, redaktor polonijnego pisma literackiego "Strumień - Rocznik Twórczości Polskiej w Zachodniej Kanadzie", wydawanego w Surrey, zamieścił wiersze laureatów w nr 5/2009. Tak więc mam publikację po drugiej stronie Atlantyku. Hmmm to brzmi dumnie!

Poniżej mój wiersz - inspirowany życiem Norwida - nagrodzony w 2008 roku.

wtorek, 31 marca 2009

Wielka ropa gdzieś pod Łodzią

Autor: Krzysztof Kleszcz
Z pewną nieśmiałością - wklejam tekst autorstwa Piotra Groblińskiego z łódzkiego "Kalejdoskopu" (nr 3/2009)
Dywersyfikacja źródeł poezji

Kryzys gazowy sprawił, że wszyscy zaczęli się nagle interesować źródłami energii. Czym zasilać nasze elektrownie i domowe piecyki? Czym się ogrzać zimą, a schłodzić latem? Wszyscy pytają, niektórzy próbują nawet znaleźć odpowiedź. Dywersyfikacja dostaw zainteresowała też łowców metafor, którzy próbują coś z tego wycisnąć. Ja też próbuję.

Wyobraźmy sobie, że piękno, prawda i duchowość to energetyczne surowce, któe napędzają naszą cywilizację. Ogromne złoża rozmieszczone są na całym świecie, tyle że głęboko pod ziemią, głęboko pod powierzchnią zdarzeń. Poszukiwania są żmudne i kosztowne, a odwierty to wielka loteria. Dlatego większość stawia na import z rejonów artystycznie bogatszych. Rurociągami kulturalnych czasopism płyną z Paryża czy Nowego Jorku strumienie idei i powieści. Tankowcami obrazów przywozi się z Hollywood czy Bollywood miliony filmowych klatek. Eksploatacja rodzimych złóż jest podobno nieopłacalna.

Prowadziłem ostatnio w Tomaszowie Mazowieckim spotkanie poetyckie z Krzysztofem Kleszczem. Po przybyciu na miejsce - zupełne zaskoczenie. Na sali trzeba dostawiać krzesła, gdyż przygotowano tylko sto miejsc, a ludzi jest dużo więcej. Jest wiceprezydent miasta, są dyrektorzy instytucji kulturalnych, panie w eleganckich toaletach i młodzież licealna (mimo ferii). Ludzie słuchają, kupują książki, rozmawiają. Atmosfera święta.

Zaczynamy spotkanie. W swojej wypowiedzi wykorzystuję gazową metaforę. Szczęśliwe miasto, które ma poetę - parafrazuję Miłosza. To tak jakby w okolicy uruchomiono naftowe szyby. Jest praca, przyjeżdżają specjaliści, buduje się drogę i sklepy. Artysta jest właśnie takim urządzeniem do wydobywania poezji spod powierzchni zjawisk. Nie jest geniuszem, twórcą piękna, nadczłowiekiem. Potrafi sprawić, że wieczory takie jak ten dochodzą do skutku. Następnie poeta zaczyna czytać. Blok wierszy rozpoczyna piękny aforyzm: Budzę się na dobre i dobre przychodzi. Zaczynam wierzyć, że oto Tomaszów budzi się na dobro, piękno i prawdę.

Czasami słyszę głosy artystycznych maksymalistów, koneserów domowych bibliotek, którzy zaproszeni na spotkanie z debiutantem, uderzają w znajomy ton: mam w domu wspaniałe wydanie Rilkego, Eliota, Kawafisa, Lorki i Brodskiego - po co mi jeszcze młoda łódzka poezja? Ale tu możesz zobaczyć żywego autora, porozmawiać z nim, posłuchać jak czyta - argumentuję bez wiary w sukces. Nie słuchają. Niektórym wystarcza czytanie Rilkego, innym wystarcza nawet posiadanie go na półce. Ja wierzę jeszcze w rozmowę, w spotkanie, wierzę, że klasycy też kiedyś byli młodzi i mało znani, że talent może się rozwijać. Wierzę w wodne elektrownie na małych rzeczkach i poszukiwanie wielkiej ropy gdzieś pod Łodzią.
Piotr Grobliński



Zdjęcia z wspomnianego spotkania -> tutaj
A tu jeszcze kilka zdjęć z archiwum Marzeny Łukaszuk:

sobota, 28 marca 2009

Placek ze śliwkami

Autor: Piotr Gajda

Marianne Faithfull, „Easy Come, Easy Go”, 2009


Historia rocka pokazuje, że za nagrywanie coverów biorą się zazwyczaj zespoły zupełnie nieznane, albo te uznane, którym zabrakło chwilowo twórczej inwencji, żeby wydać swój kolejny, pełnoprawny album. Tak czy siak da się w takim posunięciu wyczuć pewien koniunkturalizm. W przypadku Marianne Faithfull możemy być pewni, że wydanie płyty z cudzymi kompozycjami nie miało być posunięciem koniunkturalnym – zbyt prawdziwe są bowiem emocje w głosie doświadczonej przez życie artystki i zbyt mocne piętno odcisnęła swą osobowością na każdej piosence. Z jednej strony to dobrze – pomimo eklektycznego zestawu utworów wziętych na warsztat (na płycie znajdują się nagrania Duke`a Ellingtona i Dolly Parton, a także współczesnych grup takich jak Decemberists czy Black Rebel Motorcycle Club) wciąż słychać, że to płyta Faithfull. Z drugiej jednak strony powyższy repertuar został podany przez wokalistkę w niezmiernie statyczny sposób (jakby nagle zabrakło jej energii, żeby tknąć w cudze piosenki oprócz własnego „zmęczonego i pijanego” głosu odrobinę muzycznego szaleństwa). W nagraniu płyty udział wzięli m.in. Nick Cave, Rufus Wainwright, Antony Hegarty i Keith Richards. I wszyscy gdzieś na tej płycie przepadli, nawet Hegarty, po którym po takiej kolaboracji spodziewałem się takiej dawki dramatycznego patosu, że musiałbym chyba zażywać prozac przez rok! Można się pocieszać i stwierdzić słuchając „Easy Come, Easy Go”, iż odnosi się wrażenie, że krążek jest zapisem kameralnego koncertu nagranego w wąskim kręgu przyjaciół. Ok., tylko czemu, zamiast szarpać swoje struny i żyły uprawiają oni muzyczne domino, albo zasypiają grając w bingo? Ja ocknąłem się tylko raz przy „Hold On, Hold On” a potem utwierdziłem się w przekonaniu, że gdyby na płycie było więcej kompozycji pokroju „The Crane Wife” byłoby smutno, ale i uroczyście i pięknie. Nie chciałem spijać smooth jazzu z ust ikony grzesznego rock’n’rolla, ale odurzać się takimi utworami jak „Children of Stone”! Czemu wymienieni wcześniej artyści przy Marianne tylko mruczą? A co z muzyką trzewi, która wydostaje się na świat przez ściśnięte i zdarte gardło? Tymczasem od takich kompozycji jak „The Phoenix” czy „Kimbie” wieje nudą. Ech, Marianne, Marianne, zaraz się wyleczę i posłucham jak kapitalnie odnalazłaś się w repertuarze Metallici („The Memory Remains”), bo TY jesteś ROCK i UNDERGROUND, bo TY jesteś „matką” Cave’a i babką Wainwrighta i Antony’ego, ale nie jesteś sąsiadką Dolly Parton!! A niektóre utwory brzmią, jakby powstały przypadkiem i od niechcenia – tak jest ze "Solitude" czy z "Sing Me Back Home" z udziałem Keitha Richardsa – bo akurat Parton dobijała się do drzwi z własnoręcznie upieczonym ciastem z zakalcem i utrudniała sesję. Dla fanów Duka Ellingtona i Bessie Smith to będzie „wypasiona” płyta. Dla ciem barowych dobra, ale tylko w tych fragmentach, na które swój cień rzucili panowie w ciemnych garniturach („The Crane Wife” – Nick Cave i „The Children of Stone" – Rufus Wainwright). Wstaję, wyjmuję płytę z odtwarzacza, wkładam następną – „przepłukuję” uszy frazą wziętą od Johny’ego Casha ”skaleczyłem się dziś,żeby sprawdzić, czy jeszcze czuję…”. I tak trzeba Marianne, i tak trzeba….