piątek, 16 grudnia 2011

Badura i Kwadratura


Marcin Badura

Piotr Grobliński, Jan Wasiński, Marcin Badura



Autor: Krzysztof Kleszcz


WIECZÓR AUTORSKI MARCINA BADURY, ŁDK Łódź, 14.12.2011

W środowy wieczór odbyło się spotkanie z autorem dwudziestej książki wydawnictwa Kwadratura. Była okazja do integracji autorów serii poetyckiej pod redakcją Piotra Groblińskiego, np. Adam Fuchs przyjechał specjalnie na tę okazję aż z Hanoweru.

Spotkaniu towarzyszyła wystawa kilku prac Jana Wasińskiego, laureata nagrody Muzeum Historii Miasta Łodzi, absolwenta Wydziału Grafiku i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych im.Władysława Strzemińskiego. Szkice Wasińskiego (mające coś z ilustracji Nicka Cave'a w "Królu Inkauście", czy wariactw na okładce pierwszej płyty Kazika na Żywo, zilustrowały tomik.

Główny bohater wieczoru Marcin Badura mieszkający w Rudzie Śląskiej przeczytał wiersze ze swej drugiej książki - "Dospowiadane". Śląski autor zdobył kilka lat temu Nagrodę Specjalną Jury w XIII OKP im. Jacka Bierezina, drukował też swe wiersze w łódzkich "Arteriach".
Zderzanie sacrum z profanum, gry słowne np. zestawianie znaczeń z języka polskiego, ze znaczeniami w języku angielskim, sporo ironii, a nawet humor. Z całą pewnością to ciekawy, oryginalny głos współczesnej poezji polskiej.




Adam Fuchs, autor książki "Widząc czas"

czwartek, 15 grudnia 2011

Gajda z szafy




W najnowszym 41 numerze kwartalnika literacko-artystycznego „sZAFa” przypominam kilka swoich wierszy z lat 2008-2010. Zainteresowanych zapraszam do lektury pod linkiem:
www.szafa.prezentacje.pl


(p)

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Bierezin dla Urszuli Kulbackiej


Urszula Kulbacka wygrała Konkurs im.J.Bierezina. Obok Rafał Gawin.

Kajetan Herdyński. Laureat nagrody publiczności Turnieju im.J.Bierezina.

Uczestnicy TJW

Jerzy Jarniewicz ogłasza werdykt ("ale od tyłu..."). Obok: Julia Fiedorczuk, Joanna Mueller, Andrzej Niewiadomski.


Joanna Mueller prezentuje "Wylinki". Obok Monika Mosiewicz.

Nominowani w Konkursie im.Jacka Bierezina

Kopyt/Kowalski zapodają "Buch"

Zwycięzca TJW O Czekan Jacka Bierezina - Kacper Płusa

Laureaci konkursu krytyczno-literackiego

Nagroda Otoczaka dla Andrzeja Niewiadomskiego.
Od lewej: Jerzy Suchanek, Maciej Melecki, Andrzej Strąk, Zdzisław Jaskuła, Andrzej Niewiadomski.

Autor: Krzysztof Kleszcz

V FESTIWAL PULS LITERATURY, ROZSTRZYGNIĘCIE XVII OGÓLNOPOLSKIEGO KONKURSU IM.JACKA BIEREZINA Łódź, ŚFK, Sobota, 10.grudnia 2011.

To na Konkursie im.Jacka Bierezina zaczęła się moja poetycka droga, dlatego zjawiłem się raz siódmy. Zmiana miejsca: Śródmiejski Forum Kultury, przy ulicy Roosevelta. Trochę trudno mi było przyzwyczaić się do nowej scenerii. Chyba podświadomie tęskniłem za POS-em. To właśnie w Poleskim Ośrodku Sztuki nagrodę w 2004 roku odbierał Szczepan Kopyt. Poznałem wtedy także m.in., tak jak ja nominowanych do nagrody, Łukasza Jarosza, Mirkę Szychowiak, Marcina Perkowskiego. Potem w 2005 r. wygrał Ryszard Będkowski, w 2006 r. Przemysław Owczarek (gdy nominowani oprócz mnie byli: Sławomir Elsner, Jacek Mączka, Monika Mosiewicz, Ewa Maria Brzoza-Birk, Teresa Radziewicz, Bohdan Sławiński, Lesław Nowak), w 2007 r. - Joanna Lech (wtedy nominowano oprócz mnie: Piotra Gajdę, Rafała Gawina, Marcina Badurę, Jacka Kaweckiego, Monikę Mosiewicz, Michała Murowanieckiego, Teresę Radziewicz), w 2008 r. - Magdalena Gałkowska, w 2009 r. - Przemysław Witkowski (nominowani wtedy byli m.in. Rafał Baron, Tomasz Bąk, Paweł Łęczuk, Jakub Sajkowski, Piotr Nita, Joanna Borzęcka, Kajetan Herdyński), a w 2010r. - Justyna Krawiec. To wszystko wspomnienia.

A jak wyglądał tegoroczny Bierezin?
Zaczął się wieczorem autorskim Rafała Barona, który wydał w Stowarzyszeniu im. K. Baczyńskiego swą debiutancką książkę "Listy do nienarodzonego syna". Swój tomik "Wylinki" zaprezentowała Joanna Mueller (rozmowę prowadziła Monika Mosiewicz). Jerzy Suchanek wręczył Nagrodę Otoczaka Andrzejowi Niewiadomskiemu. Rozstrzygnięty został konkurs krytycznoliteracki (wygrał go Maciej Topolski, Sławomir Płatek i Joanna Roś).
Atrakcję każdego Bierezina stanowi Turniej Jednego Wiersza o Czekan Jacka Bierezina. Jury nagrodziło w nim: Kacpra Płusę - I m., Grzegorza Jędrka - II m. , Magdalenę Gałkowską - III m., Damiana Kowala - wyróżnienie. Był jeszcze eksperymentalny set Kopyt/Kowalski. I wreszcie werdykt głównego konkursu, który ogłosili ze sceny: Jerzy Jarniewicz, Julia Fiedorczuk, Joanna Mueller i Andrzej Niewiadomski. Główną nagrodę im.Jacka Bierezina zdobyła Urszula Kulbacka z Ełku. Wyróżnienia przyznano: Kajetanowi Herdyńskiemu z Bournemouth, Damianowi Kowalowi z Legnicy, Rafałowi Krause z Gdyni, Grzegorzowi Jędrkowi z Lublina, Jarosławowi Moserowi z Łodzi, Ewie Olejarz z Zabrza, Markowi Pacukiewiczowi z Bytomia, Klaudii Raczek z Krakowa. Jury zaznaczyło, że w ścisłym finale znaleźli się: Grzegorz Jędrek i Jarosław Moser. W głosowaniu publiczności wygrał Kajetan Herdyński.

Poeci naładowali akumulatory na następny rok.

PS.
Linki do podróży sentymentalnej:
X Bierezin 2004
http://gilling.info/bierezw/

XI Bierezin 2005
http://gilling.info/bierezin-2005-12-16/

XII Bierezin 2006
http://gilling.info/bierezin-2006-12-15/

XIII Bierezin 2007
http://gilling.info/bierezin-2007-12-14/
http://www.poezja-polska.pl/fusion/photogallery.php?album_id=22

XIV Bierezin 2008
?

XV Bierezin 2009
http://bialafabryka.blogspot.com/2009/12/bierezin-fotorelacja-cz2.html
http://bialafabryka.blogspot.com/2009/12/bierezin-fotorelacja-cz1.html

XVI Bierezin 2010
http://bialafabryka.blogspot.com/2010/12/wyniki-xvi-okp-im-j-bierezina-cziv.html
http://bialafabryka.blogspot.com/2010/12/wyniki-xvi-okp-im-j-bierezina-cziiitjw.html
http://bialafabryka.blogspot.com/2010/12/wyniki-xvi-okp-im-j-bierezina-czii.html
http://bialafabryka.blogspot.com/2010/12/wyniki-xvi-okp-im-jacka-bierezina-cz-i.html

piątek, 9 grudnia 2011

Salon Ciekawej Książki







Dziś w Hali EXPO przy ulicy Stefanowskiego 30 ruszył Salon Ciekawej Książki 2011.
Przez trzy dni będzie można obejrzeć ofertę wielu różnych wydawnictw, uczestniczyć w spotkaniach z autorami.

Wśród wydawnictw, które zaprezentują swą ofertę jest łódzka Kwadratura.

WYDAWNICTWO KWADRATURA
Wydawnictwo Kwadratura powstało w 2008 roku z inicjatywy Ośrodka Literacko-Wydawniczego Łódzkiego Domu Kultury. Wydawnictwo wydaje serię książek współczesnych polskich poetów, szczególnie autorów związanych z regionem łódzkim. Redaktorem serii jest Piotr Grobliński, poeta i krytyk.
Jak wskazuje nazwa wydawnictwa, książki ukazujące się w serii poetyckiej mają kształt kwadratu, który jest elementem identyfikacji wizualnej przedsięwzięcia. Publikacje Kwadratury wyróżniają się niezwykle starannym opracowaniem graficznym, którego autorką jest Paulina Narolewska-Taborowska, oraz ciekawymi ilustracjami (zdjęcia, grafiki) uznanych plastyków (Magdalena Moskwa czy Teodor Durski).

Oto lista tytułów wydawnictwa :


1. Krzysztof Kleszcz – „Ę”, Łódź 2008
2. Przemysław Owczarek – „Cyklist”, Łódź 2009
3. Kacper Bartczak – „Życie świetnych ludzi”, Łódź, 2009
4. Grzegorz Strumyk – „Le Rutki”, Łódź, 2009
5. Jola Sowińska-Gogacz – „Pomieszczenie”, Łódź, 2010
6. Marcin Zegadło – „Światło powrotne”, Łódź, 2010
7. Artur Fryz - „Czytanie z księgi świętego Kłapouchego”, Łódź, 2010
8. Krzysztof Grzelak – „37 wierszy wybranych z erratą”, Łódź, 2010
9. Bogdan DREADY Prawdzik – „Dni spokojnych szukałem o zmroku”, Łódź, 2010
10. Justyna Fruzińska – „Erotyki na różne tematy”, Łódź, 2010
11. Teresa Radziewicz – „Sonia zmienia imię”, Łódź, 2011
12. Robert Miniak - „Drzewostany”, Łódź, 2011
13. Adam Fuchs – „Widząc czas”, Łódź, 2011
14. Agnieszka Skolasińska – „Znikanie”, Łódź, 2011




Jednym z ciekawszych spotkań autorskich będzie zapewne spotkanie z Jackiem Podsiadło w niedzielę o godzinie 11. oraz niedzielna promocja nowego numeru Arterii.

Szczegóły:
10 grudnia (sobota)
11:00 Spotkanie z Kaliną Jerzykowską
15:00 Spotkanie z Andrzejem Sapkowskim
16:30 Spotkanie z Witoldem Jabłońskim
11 grudnia (niedziela)
11:00 Spotkanie z Jackiem Podsiadło
12:30 Spotkanie z Marcinem Jurzystą, autorem książki poetyckiej Ciuciubabka i promocja 11. numeru Kwartalnika Artystyczno-Literackiego „Arterie”


środa, 7 grudnia 2011

Wlewka z gipsu w tors




Autor: Krzysztof Kleszcz


NOSOWSKA "8"; 2011


Nosowska nagrała swą najlepszą płytę solową. Absolutnie poetycką, choć sama się dystansuje od tego określenia. W tekstach, i zwątpienie, i zachwyt; depresja i odważne spojrzenie przed siebie.
Zaczyna się kawą na ławę. Ma boleć. Czyściec, cytat melodii z "Triodante" Armii: "Miejsce pod słońcem" (fraza: "Stojąc w mroku"...) I jeszcze to tło jakby z Vangelisa "The City", ale w tym mieście panuje smog, londyńska zupa grochowa, dwanaście tysięcy ofiar! "Wlewka z gipsu w tors", "Kikut wiary w cud i fantomowy ból". Dużo dosadnej metaforyki: "nie próbuj we mnie wlać potencjałów dziś", "życie potwór podstępny, zły / od rana zacznie znów wysysać ze mnie szpik".

I zmiana nastrojów: rozstrojone pianinko ze świetlicy zaczyna "Polskę". Widzę to: leniwa sjesta na kocyku, zabawa lokiem - konstatacja: F.I.A.T., to jest moje miejsce, między morzem, a Giewontem.

"Nomada" ze swym radioheadowym stukaniem i klawiszem na początku, jest muzycznym mistrzostwem. A tekstowo to przecież antyradiowa piosenka. No bo czy można jadąc do pracy słuchać o zwracaniu na posadzkę? To była zagrywka vabank. Niepełna miłość jako bulimia, wyrzekanie się miłości jak prowokowanie wymiotów. To mogła być pierwsza porażka Nosowskiej. Ale to jej kolejne zwycięstwo. Nikt tak wcześniej nie pisał, nikt tak pisać nie umie.
Zatem podziwiamy poetycki kunszt: "podlotki rozdające wianki", "pęk celsjuszy" i "dym od zniczy", "przejrzyste kule gradu", "ten kształt jakby smocze łby", "furgony z erami, cysterny eonów", "w brzucha jamie echo".

"Kto?" gdyby był tylko wierszem, byłby wierszem bardzo dobrym. Z muzyką Macuka i genialnie wyśpiewany przez autorkę z tym "ocho" - stał się majstersztykiem. Choć rozpisując go na chłodno: zwykła harcerska gitara, drżące zakończenie inspirowana zespołem Air... a jednak - to jest właśnie ideał. Na każdej płycie Nosowska trafia w takie sedno.
Jest jeszcze choć skoczne, to wisielcze "Ziarno" (znów wyśpiewane genialnie!). Zachwyca walczyk o "czasie jak woda". Zapadamy się w czeluście, by na koniec się uwolnić, złożyć swe łopatki w mchu. Ze świadomością, że Nosowska wielką poetką jest.


wtorek, 6 grudnia 2011

Puls Literatury w Łodzi - dzień drugi (05.12.2011)






Drugiego dnia „Pulsu Literatury”, w łódzkim Śródmiejskim Forum Kultury zaplanowano m.in. spotkanie autorskie z Tomaszem Bąkiem. Przed nim, odbył się wernisaż wystawy „Łódź na powiekach” Dominika Figla – na którą złożyły się portrety i fragmenty utworów poetów związanych z regionem łódzkim. To wystawa „ruchoma”, która swoją premierę miała w czerwcu w ŁDK-u i od tego czasu „krąży” sobie po okolicy i ciągle się rozrasta o nowe fotografie.

Bez żadnych opóźnień rozpoczął się wieczór Tomka Bąka, poety dwukrotnie nominowanego do nagrody im. Bieriezina, po raz pierwszy mającego okazję zaprezentować swój debiut książkowy w Łodzi. Szkoda, że na spotkanie jakby nie było promocyjne, nie udało się zorganizować choćby kilku egzemplarzy „Kanady”, które z pewnością znalazłyby swoich nabywców. Spotkanie prowadził Rafał Gawin i trzeba przyznać, że zarówno prowadzący, jak i zaproszony poeta zdołali razem nadać mu odpowiedni „puls”. Tomek czytał wiersze z „Kanady” a Rafał od czasu do czasu przypinał im „łatkę” wierszy "buntowniczych". Nie wiem, czy to odpowiednia dla nich droga interpretacyjna, wiem za to, że nie znoszę używania w analizie krytycznej „słów-wytrychów” podobnych do krążącego po Polsce jak widmo pojęcia „dykcja łódzka”. Toteż spośród zebranej w ŚFK publiczności, pewna pani z grupy „Centauro” ową interpretację prowadzącego kontestowała, szkoda tylko, że jej erudycyjny wywód był na tyle mało komunikatywny, iż nie jestem w stanie jego szczegółowych tez w tym miejscu zacytować.

Pewnym "novum" było zapowiadane spotkanie z Justyną Bargielską bez Justyny Bargielskiej, ale taki bywa los organizatorów skazanych na niemożliwe do przewidzenia zdarzenia losowe. Powstałą w ten sposób lukę po tej nagradzanej ostatnio autorce, próbowano co prawda wypełnić omówieniem krytycznym jej twórczości w kontekście poglądów środowiska Krytyki Politycznej, ale wywody socjologiczne, czy też dysputy (i „ścieranie się”) około-ideologiczne pozostawiam mądrzejszym lub przynajmniej mocniej niż ja zainteresowanym akurat tym aspektem twórczości Bargielskiej.

Za to byłem obecny na koncercie zespołu Fonovel. To nie był mój pierwszy raz, dlatego muszę stwierdzić, że panowie przez cały czas się rozwijają. Spójny repertuar (głównie z „Good Vibe”) sukcesywnie powiększany o premierowe kompozycje, odpowiednia promocja oparta nie tylko na kameralnych koncertach powoli przynosi efekty – od pewnego czasu Fonovel bywa widywany w rozmaitych programach w „ti wi”...

Relacje foto i video Marcina Bałczewskiego na „Plastrze” pod linkiem:

http://www.plasterlodzki.pl/literatura/wydarzenia/4178-v-festiwal-puls-literatury-dzie-2-fotowideo

(p)

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Joanna z morskiej piany




Marla Cinger to muzyczny projekt, który został wyposażony w jak najlepsze referencje. Zarejestrowana w jego ramach płytka „Hexagon” to w końcu autorski pomysł Joanny Kucharskiej, utalentowanej basistki z zespołu Kiev Office. Alternatywa splata się na niej z akustycznymi dźwiękami, nie tracąc ani na chwilę swojej przebojowości rodem z gdyńskiego wybrzeża. Ta muzyka to artystyczny krok naprzód (Maria Cinger ma już na swoim koncie album „Congs”), w stronę elektroniki splecionej z brzmieniem półakustycznego basu i żeńskim wokalem. Niech z tego powodu nikt nie próbuje wymawiać słowa „feminizm”. Nie ma „kobiecej alternatywy”, tak jak nie ma „kobiecej poezji” i „kobiecych zawodów”. Jest albo dobra albo zła alternatywa i/lub poezja, zły albo dobry fachowiec. Nie mają dziś zastosowania w szeroko pojętej kulturze takie pojęcia jak „solidarność jajników” i „dominacja testosteronu”.


Weźmy dla przykładu choćby taki riff z otwierającego płytę „All in the Wrong”. Samo „mięcho” i wyrzekłbym nawet; samo spocone i śmierdzące „mięcho”. Czyli metaforycznie ten utwór „pachnie” jak przepocony podkoszulek faceta ze znaczną nadwagą dźwigającego świńskie półtusze. A jednak to zarazem esencja „zabrudzonego”, „riffowego” rock’n’rolla, a przekładając to na symboliczną interpretację; jest jak „walenie” Meg White w bębny rozpisane na stylową kompozycję. Zaraz po tych „brudach” otrzymujemy pełne wyciszenie; piosenkę „Startujemy”, która udanie przenosi nas w rejony klimatów sióstr Wrońskich, a więc paradoksalnie w strefę kobiet i „sióstr”, ale nie tych od Matki Joanny od Aniołów, ale tych od Mickiewicza i jego „dusznych” Ballad i Romansów oraz prawie tożsamych z nimi, alternatywno-rockowych Pustek.


Chociaż palce w „Hexagonie” maczali mężczyźni znani z takich zespołów jak Kiev Office, Karol Schwarz All Stars, można nie pytać się o to, kto w czasie tej sesji był „twardzielem” i liderem jednocześnie. Wystarczy zapoznać się z „Kissing the Ground”, w którym „regałowe” naleciałości zostały przefiltrowana przez dokonania takich zespołów z kobietami na wokalu, jak Warpaint i Blonde Redhead a uszy atakuje mocne, pulsujące brzmienie basu. I upierałbym się przy tym także podczas trwania kompozycji „Czym prędzej”, w którym znowu na myśl przychodzi mi niewątpliwy wpływ sióstr Wrońskich, nie tylko w warstwie kompozycyjnej lecz i tekstowej: „Rozpadam się / na szmelc, stare gazety / guziki, filiżanki / na drobne monety…”.


Słychać, iż Joanna Kucharska mentalnie przerobiła mnóstwo rzeczy zarówno w swoim macierzystym zespole, jak i w trakcie słuchania rozmaitej muzyki. Kłaniają się tu muzyczne reminiscencje rodem z PJ Harvey i Sonith Youth. Przy jego okazji nie sprawdza się powszechna opinia, że kobieta „obsługująca” bas w zespole, to tylko i wyłącznie dodatek, seksowny widok. Na „Hexagonie” wokalistka i basistka Marli Cinger to wykonawczyni artystyczne równouprawniona wobec podmiotu twórczego i muzycznej materii. W tym przypadku tym bardziej obiecująca, że kategoryzacja pod hasłem „męskiego grania” nie ma tutaj przecież żadnego znaczenia.

Marla Cinger, „Hexagon”. Nasiono records

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach internetowej gazety codziennej NaszTomaszow.pl

(p)

niedziela, 4 grudnia 2011

Brzeziny, dziękujemy!




Tegoroczna regionalna edycja „Pulsu Literatury” zakończyła się 2 grudnia w Brzezinach. Jej głównym akcentem było rozstrzygnięcie III Ogólnopolskiego Konkursu na Poezję Liryczną im. Andrzeja Babaryko. Laureatem pierwszej nagrody został Daniel Markiewicz z Jeżowa, drugiej Hanna Dikta z Piekar Śląskich, trzeciej Marzena Orczyk-Wiczkowska z Dąbrowy Górniczej. Ponadto nagrodę specjalną za wiersze bliskie poetyce patrona konkursu Justyna Szałata z Człuchowa. W trakcie wieczoru odbył się slam poetycki, w którym w finale zmierzyli się Jakub Przybyłowski z Dawidem Koteją. Ostatecznie wygrał ten pierwszy, ale werdykt publiczności był tak wyrównany, że ostatecznie obaj finaliści podzielili się między sobą ufundowaną przez organizatorów nagrodą pieniężną. Imprezie towarzyszyło nasze wspólne spotkanie autorskie, które poprowadził Przemek Owczarek. Czytaliśmy głównie nowe wiersze, Krzysztof z projektu nowej książki zatytułowanej „Trochę mąki, woda”, która w przyszłym roku ukaże się w Wydawnictwie „Kwadratura”, ja natomiast z projektu mojej trzeciej książki, która póki co powoli się rodzi, ale za to ma już swój tytuł i towarzyszącą mu jasną wizję pisania. Oprawę muzyczną „Pulsu” w Brzezinach udanie zapewnił recital Andrzeja Ozgi.

Widać jak „Puls” w regionie z roku na rok się rozwija. Zaangażowanie lokalnych organizatorów, przychylność tzw. „oficjalnych czynników”, wielość i rozmaitość gości oraz wykonawców zaproszonych do wzięcia w niej udziału, wreszcie festiwalowa frekwencja sprawiają, że można mówić o sukcesie poezji w regionie. Mówiłem o tym podczas wieczoru autorskiego; poeta i jego publiczność nigdy nie będzie „produktem kulturalnym”, a przeważnie czymś niszowym, ale też niejednokrotnie znacznie ciekawszym kulturowo, aniżeli liczne masowe imprezy, które mają za zadanie promować miasto i spełniają to zadanie, aczkolwiek w sposób chwilowy i powierzchowny. Natomiast związanie powiatu, miasta czy miejscowości z marką, za którą idą rzeczy może trochę trudniejsze, ale tym samym trwalsze i głębsze, to efektywny sposób na budowanie kulturotwórczej wizji konkretnego miejsca i środowiska.


Równie istotna, co oficjalna impreza jest dalsza, „kuluarowa” integracja. Po tej, która rozpoczęła się już w zasadzie wieczorem i trwała do niemal pierwszej w nocy pozostaną w mojej pamięci strzępy rozmów i opinii oraz poczucie niewymuszonej, luźnej atmosfery. Miło było poznać wiele nowych osób i spotkać starych znajomych…Brzeziny, dziękujemy!

Więcej zdjęć na „Plastrze łódzkim” pod linkiem:
http://www.plasterlodzki.pl/literatura/wydarzenia/4160-v-festiwal-puls-literatury-w-brzezinach-foto

(p)

Dwudziesta książka Kwadratury





14 grudnia 2011 r. o godz. 18.00 w Łódzkim Domu Kultury (ul. Traugutta 18, sala 221) odbędzie się spotkanie z Marcinem Badurą, autorem dwudziestej książki w poetyckiej serii wydawnictwa Kwadratura. W książce "Dospowiadane" zamieszczone są ilustracje Jana Jubaala Wasińskiego.

Spotkanie poprowadzi Piotr Grobliński.

Wstęp wolny.

Więcej informacji pod nr tel. 42 633 98 00 wew. 241

Marcin Badura urodził się w 1978 roku w Rudzie Śląskiej, gdzie do tej pory mieszka, pracuje, tworzy, ma rodzinę. Poeta i prozaik. Swoje utwory publikował w czasopismach fo:pa, Tygiel Kultury, Red, Arterie i Wyspa. Otrzymał Nagrodę Specjalną Jury w XIII OKP im. Jacka Bierezina oraz wyróżnienie w III OKP im. Witolda Sułkowskiego. W 2010 roku nakładem wydawnictwa Miniatura ukazał się jego debiutancki tom wierszy Bliźnia.

Jan Jubaal Wasiński
www.jubaal.com
Urodzony w 1983 roku w Łodzi. Absolwent Państwowego Policealnego Studium Technik Teatralnych i Filmowych w Łodzi oraz Wydziału Grafiki i Malarstwa łódzkiej Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego.
Laureat wielu konkursów. W roku akademickim2007/2008 stypendysta Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W latach 2008–2010 zatrudniony w macierzystej uczelni na stanowisku asystenta prof. Ryszarda Hungera.
Uprawia twórczość w zakresie szeroko pojmowanego malarstwa i grafiki. Tworzy obrazy nasycone atmosferą tajemnicy, pełne symboliki. Łączy w nich tradycyjny, malarski warsztat z najrozmaitszymi technikami i materiałami. Niekiedy wykorzystuje znalezione przedmioty oraz kolorowe diody LED, które wtapia w powierzchnię obrazu.
W grafice artystycznej korzysta z techniki sitodruku. Kolorowe wydruki nakleja na twarde podłoże, starannie wycina i składa w przestrzenną całość. Powstałe w ten sposób obiekty nazywa reliefami sitodrukowymi. Zajmuje się także rysunkiem, sztuką wideo, tworzy instalacje.



Marcin Badura

poniedziałek, 28 listopada 2011

Nic nowego pod słońcem



Nihil novi sub sole”– w przypadku płyty zespołu Vintage „Wielki Zen” chciałoby się posłużyć właśnie tą łacińską maksymą – zwracając jednocześnie uwagę na etymologię nazwy grupy, by się w sposób jednoznaczny przekonać, iż nie zawiera ona skrywanego zarzutu. Muzycy, którzy stoją za jej „szyldem” deklarują ją jasno: „vintage”, co odnosi się do stylu, który polega na szukaniu w muzyce, w modzie, w używanych przedmiotach czy wzornictwie, inspiracji najszlachetniejszymi i sprawdzonymi trendami. Słowo "vintage" w anglojęzycznym slangu oznacza projekty z przed lat, te nie do pobicia, te które się nigdy nie zestarzały i zawsze będą wzorem do naśladowania. Poza tym liderem tego muzycznego projektu jest Krzysztof Wałecki, były wokalista i gitarzysta Oddziału Zamkniętego, który to band nigdy przecież nie starał się wyważać szeroko otwartych od lat drzwi rock’n’rolla.

Znamienny jest także skład gości zaproszonych do nagrania „Wielkiego Zenu”, pośród których znalazł się Jerzy Styczyński, gitarzysta Dżemu i Witold Jąkalski, muzyk Nocnej Zmiany Bluesa, grający na gitarze slide. To krótka lista, ale i instrumentarium tria Vintage wskazuje jednoznacznie na źródła ich muzyki bijące gdzieś w okolicach rocka, blues-rocka i rock’n’rolla. Sami muzycy określają swój styl mianem „Hard & Happy r'roll”, przy czym nacisk należy kłaść raczej na „happy r’roll” niż na „hard”. Zatem czy muzyka, która uogólniając bliższa jest podstarzałym „hippisom”, aniżeli współczesnym „hipsterom” zaopatrzonym w elektroniczne gadżety ma szansę w ogóle zaistnieć? Z pewnością wśród fanów z pokolenia wychowanego na Dżemie, TSA i Perfekcie zaistnieje bez dwóch zdań. Dla miłośników shoeogaze i post-rocka ta muzyka zabrzmi raczej jak dźwięki z lampowego radia dziadka. Ale czyż nie w tym właśnie tkwi cały jej urok? Tak jak uroczo dziś się prezentuje sprzęt „SONY” wykonany w całości z aluminium, zielonych lampek i ogromnych potencjometrów.

No cóż, w rockowej sztuce nie liczy się tyle konwencja, co wynikający z niej kontekst. Wspomniany powyżej „soniacz” z lat siedemdziesiątych może stanowić prawdziwą ozdobę salonu zaprojektowanego w roku dwa tysiące jedenastym. Może też być „kupą” przestarzałego złomu, która burzy koncepcję nowoczesnej architektury wnętrz. „Wielki Zen”, tytułowy utwór płyty, który pojawia się zaraz na samym jej początku kieruje naszą opinię raczej w stronę pierwszego z dwóch powyższych przypadków. Mocny blues gitarowy riff, wyrazista sekcja i wokal przypominający fragmentami nieodżałowanego Tadeusza Nalepę oraz liczne smaczki – fajnie zaaranżowana gitara slide, melodyjny refren i prosty, rockowy tekst: („Jesteśmy piękni / jak słońce jasne, / jak porsche własne, / jak szparki ciasne. / Jesteśmy silni / jak w kuźni młoty, / jak zimne poty / jak szał idioty. // A na to wszystko z góry patrzy wielki „Zen”, / Z uśmiechem marszczy oczy, marszczy czoło swe, / Bo wie, co w mądrych głowach może nam się tlić, / Pytanie, co ważniejsze dla nas, mieć czy być?” – stanowią o tym, że jest to kompozycja charakteryzująca się klasycznym podejściem do rockowo-bluesowej maniery wykonawczej. Podobnie jak „Polewamy”, czy w „Muzo, gdzie jesteś, gdzie?”, gdzie niemal w całości rządzi rock i blues-rock, ale nie ten ortodoksyjny, „ciemny” i „płaczliwy”, a ten okraszony znaczną przebojowością i niekiedy całkiem współczesnymi patentami.

Takie utwory jak „Fala Emigracji” i „Moja Skrucha” mogłyby przy odrobinie promocji stać się przebojami w każdej stacji radiowej nadającej przez dwadzieścia cztery godziny na dobę nieco przystępniejszą odmianę wspomnianych dwóch gatunków muzycznych. Byłyby nimi niewątpliwie jakieś dwadzieścia lat wcześniej na każdej liście nieco bardziej rockowych przebojów. Udowadnia to zwłaszcza „Moja Skrucha” mieszcząca się stylistycznie w tym, co przed laty robił zespół Harlem (a ten miał za sobą kilka radiowych hitów).

W każdym razie utwór zatytułowany „Punkowa” na pewno nie ma nic wspólnego z punkiem; momentami bardziej przypomina mocniejsze utwory Brekoutu, a w innych fragmentach (te chórki i bas) dokonania Van Halen. Potężnie brzmią „Czary Polityków”, swój „flow” ma „Minął Rok”, brzmi nowocześnie i nieco funkowo „Szał Złotych Marzeń”. Już na sam koniec „Wielkiego Zenu” Vintage serwuje nam nareszcie balladę, w której do głosu dochodzi Jerzy Styczyński w pięknie „wydłużonej” gitarowej solówce. Szkoda, że zespół przyjął na niej raczej konwencję Iry i Perfectu, niźli bluesowej konfesji (bo tu akurat na koniec przydałoby się parę dźwięków w molowej tonacji). Najważniejsze, że Vinatage nie pozostawia po sobie żadnego niedosytu. Jego muzyka nie wyróżnia się co prawda niczym szczególnym poza muzyczną i wykonawczą kompetencją, ale też nie trąci „myszką” i spokojnie mieści się w tym, co dzisiaj możemy nazywać przebojem w rockowym radiu.

Dla kowbojów na „harlejach” i kierowców ciężarówek „Wielki Zen” to jazda obowiązkowa. Dla podtatusiałych hippisów to ostatnia szansa, żeby przypomnieć sobie „młode lata”. Dla miłośników piwa i pikników to wymarzona muzyka „tła”. Dla całej reszty to pięknie utrzymane trzydziestoletnie „SONY”, które na „allegro” kosztowałoby grubo ponad pięćset złotych.

Vintage, „Wielki Zen”. Wydanie Własne.

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl

(p)