piątek, 19 września 2014

Bicie na trwogę.

ARCHIVE "AXIOM", 2014.

Poprzednia płyta "With Us Until You're Dead" Archive objawiła nową wokalistkę, której urodą trudno się nie zachwycić. Pojawienie się "Axiom" intrygowało mnie początkowo z tego powodu. Czy pośpiewa coś piękna Holly Martin? Ale "strona pierwsza utwór pierwszy" - jak mawiał Piotr Kaczkowski zaczyna się tak, że zapomniałem o swoich pragnieniach, bo dostałem muzyczne piękno największej próby.
"Distorted Angels" wyśpiewany patetycznym głosem wbija w fotel. To jeden z najlepszych utworów brytyjskiego zespołu obok "Again", "Fuck U" czy "Controlling Crowds"... Archive wciąż są bezbłędni! "Enclose surrender / Breaking is tender / Sliding disfigured / Driving that death drum into your heart / Caught up in static dreams / Distorted angels sing". Jak to jest zaśpiewane!

"Axiom" to muzyka do filmu? Raczej odwrotnie, nakręcono film do muzyki. Czarno-biały, mroczny, pełen niepokojących, brutalnych scen. Hiszpan Jesus Hernandez z kolektywu filmowego NYSU miał ponoć wolną rękę, zaszalał. Przypomina to produkcję Darrena Aronofskiego w "Pi". Fragment ilustrujący "Distorted Angels" jest niesamowity. Klimat rodem z Orwella, głuche anioły, oślepiony nieśmiertelny śpiewak i wisząca nad bohaterami opresja, represja, wina.

Tytułowy "Axiom" wprowadza znane motywy z najlepszych płyt zespołu. Monotonnie, klaustrofobicznie - genialnie. To mógłby być podkład pod międzygalaktyczne loty. Rozpoczynają dzwony (inspiracja "Division Bell" Pink Floyd?). Na filmie możemy obejrzeć - niepokojące wizje: trzymającego wielki sznur dzwonnika, twarz Wielkiego Brata z monitora i koszmar ogłuszenia przez Ministerstwo Prawdy. Trzeci utwór "Baptism" budują wykrzykiwane frazy "Send me under". Mamy poczuć się osaczeni. I choć Archive korzystają ze sprawdzonych przepisów, to nie kruszmy kopii, że to kopia.
"Transmission Data Terminate" z obrazkami opracowywania nowej wersji rzeczywistości przez panie maszynistki. Opowieść o zniewoleniu. "Jak wyciągnąć wszystkie wtyczki?"
Doczekałem się w końcu głosu Holly: "Nie chcę cię widzieć gdy zamykam oczy"... Głęboki bas, natarczywy beat.
"The Noise..." zaczyna się szumem przechodzącym w łagodny śpiew znanej z wcześniejszych produkcji Marii Q... I to są cztery minuty oddechu. "Shiver" przypomina, którąś z piosenek śpiewaną przez Stevena Wilsona na "Blackfield IV", pianino i ujmujące piękno. Zabawy ze słowem "anymore"...

Właściwie to już. Trochę krótko. Bo jeszcze tylko powraca repryza tytułowego utworu, pod napisy końcowe, pod strach, że jest 1984 rok i jest nowomowa, są Orwellowskie aksjomaty: "Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła."...  Biją te dzwony na trwogę, straszą, budzą.

niedziela, 7 września 2014

Słomczyński i Świetlicki wśród finalistów Nike

Wśród 7 finalistów do Nagrody Nike znalazło się dwóch poetów. Pierwszym z nich jest młody debiutant - Szymon Słomczyński autor książki "Nadjeżdża", drugim - Marcin Świetlicki (autor książki "Jeden"), który jakiś czas temu opublikował oświadczenie: "Nie chcę uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą. I jest jeszcze kilka innych powodów."





niedziela, 17 sierpnia 2014

Zostaw trochę światła


JAMES„La Petite Mort”, 2014.

Dawno nie zdziwiłem się tak zaczynając słuchając płyty. Miał być rock i gitary, a poleciało disko (włączyłem najpierw piosenkę nr 2 "Curse Curse"!). Poczułem się nieswojo.
To takim obciachowym disco mam leczyć swój wypadający dysk?
Ów numer przywołał zapomnianą gwiazdę sprzed ponad 20 lat - Pet Shop Boys. Tak! To były czasy, gdy na moich osiemnastu urodzinach włączałem winyl "Actually" z ziewającym Neilem Tennantem.

Intrygująca trupia okładka. "Mała śmierć" - umniejszanie śmierci? 

Zaczyna się ten album w stylu Coldplayowo-stadionowym. Wokalista wyciąga wysokie C, "twórz taniec ze swojego bólu, twórz sztukę ze swojego cierpienia", a irlandzkie skrzypki przygrywają „umarłemu Maciejowi, który leży na desce". James wie jak układać melodie, by zamieszkały w głowie. A więc to będzie dobra płyta! Podniosły hymn, metafizyczna, patetyczna pieśń "We're made of stars / we're made of dirt"... Uświadom sobie jaki to cud, że „możesz mówić”. Wmawiasz sobie głuchy sygnał braku połączenia, a przecież "I Can Talk”!

"Curse Curse" - za koszmarnym bitem kryje się fajna piosenka z tekstem o melancholiku, który nazywa siebie przeklętym. Samotny w hotelowym pokoju, wszędzie słyszy odgłosy kochających się sąsiadów zza ściany (metaforycznie „La petite mort” - to orgazm), albo wrzeszczących z ekstazy kibiców po tym jak w Pucharze Króla strzela Messi. No i w końcu looser ma ochotę dołączyć do tych, którzy „potrafią się cieszyć”. Polejcie tequillę, przeklętemu! Tak, tej piosence ten chamski beat był potrzebny!
Trzeci numer „Moving On” to najpiękniejsza piosenka świata. Po tym umc-umc z Ibizy, mogło być tylko lepiej. Tymczasem jest niebo. To ta piosenka usłyszana w radio, kazała mi sięgnąć po płytę. Zresztą... pomyliłem wtedy wokal Tima Bootha z wokalem Jamesa Deana Bradfielda z Manic Street Preachers. Podobne są ich barwy głosu, podobne brzmienie trąbki jak w genialnym "Ocean Spray"...
"Moving On" ma w sobie coś niezwykłego. Piękne słowa o pogodzeniu się ze śmiercią, o tym, że choć nie wszystko się udało, to warto „nie gasić światła”, wierzyć, że spotkamy się w niebie. Wzrusza powtarzane "leave the little light on".

A potem znów w dyskotekę. Booth próbuje nas cynicznie przekonać, że "love love love" brzmi jak "blah blah blah". Oto znak naszych czasów-  wszędzie rozwody, co druga para nuci: "Minęło, kochanie".
Z innej beczki brzmi w piosence "Frozen Britain" – „Chodź do łóżka, Emily”. Miłość, jedyna nadzieja, że nie zeżrą nas robaki, że przekażemy geny: „La petite mort pour toujours!”
"Interrogation" - to przejmująca, dramatyczna piosenka o śledztwie we własnej sprawie. "Kłamcy, kłamstwa i oszukiwanie się". Spowiedź, badanie się na wykrywaczu kłamstwa - świetna melodia, która każe podumać, pogapić się w horyzont.
"Bitter Virtue" - gorzka cnota. Nie kochać to jak nie oddychać. "Wolałbym żyć w grzechu / Jest przyjemność w cierpieniu (wszyscy tak mówią)". Słodko-gorzka balladka.
W "All In My Mind" Booth zaskakująco natchnionym głosem śpiewa o wierze w miłość. Wspomina przypowieść o Łazarzu: "Bring out your dead / Dead don't stay dead / They're sleeping" czy z przypowieści o rozmnożeniu chleba dla pięciu tysięcy mężczyzn.
Za to w "Quicken the Dead" padają ulubione zdania wielu poetów: "Czy nie wiesz, wszyscy jesteśmy już martwi", ale Rooth wplata w to zdanie jakąś Alleluję i radość.
Codą jest "All I'm Saying" - opowieść o rozmowie z bliską osobą, która zmarła: "Meet you in dreams tonight". Dzięki takim utworom śmierć jest malutka. Nie jest w ogóle straszna. Nie ma jej.

środa, 13 sierpnia 2014

O sztuce ("Golgota Picnic")


O sztuce ("Golgota Picnic")

Fetor z desek sceny, sztuka pomylona
z muką. Reżyser miał pustkę i nie zawahał się
jej użyć. Ślęczy w tęczy, jedzie na jednorożcu.
Jakie to piękne: wszystko w polewie,

gołe pośladki i ani śladu sensu.
Drony nad miastem rozpyliły androny?
Aktorzyna rzuca mięsne zaklęcie.
Nie ma sierpa i młota, jest wolność

zrównana z bagnem i błotem. Artyści pomyleni
ze sprzedawcami nawozu. Ochy nad ohydą,
achy po pachy. Komu sufler podpowiada "fuck"
jak szatan, ten pójdzie dalej w stronę klifu.

W bluzgu jest luz, jest smutek, depresja i dół.
Boga można nie mieć, ale trzeba mieć smak.
Artysto od siedmiu boleści, prowokuj,
prowokuj swój wymiot do swojej muszli.

piątek, 8 sierpnia 2014

Wracaj, brudny szczurze!

THE AFGHAN WHIGS "DO TO THE BEAST", 2014.


Płyta rozwalająca na łopatki. Genialna. Przypomniała mi stare dobre czasy rocka. Swoim impetem, kipielą emocji przywołała najlepsze płyty Faith No More, kiedy słuchało się ich „w kółko”. Dać się opętać „Do to the Beast” jest łatwo. Lider - Greg Dulli to stary wyjadacz, rocznik 1965. Już śpiewał o demonach miłości, o zdradach, zazdrości, winie i zemście. Nigdy tak wyraziście.

Żeby przypomnieć sobie jak wielką moc ma piosenka rockowa, zacznijmy od nr 4: „The Lottery” - krótkie 4 minuty emocji podanych na tacy. Szarpanie się ze sobą i pogodzenie. Greg prosi o światło, prosi o noc. Wspomnienia gryzą, a on się pięknie drapie. Refren powyciągany jak u Deftones: „The lottery, the ritual / The consequence, the criminal / Come back to me, I've been them all / Come bedtime, come bad times”. Przepiękne!

Jest na płycie co najmniej kilka kawałków, gdzie głowa eksploduje.

Najlepszy na płycie - „Royal Cream”. Do miłości mówi się tu: „wracaj, brudny szczurze”. Wszystko jest z gniewu i rozpaczy. Przepiękne riffy, uspokojenie... Aż po dreszcz.

Dużo tlenu (a może testosteronu?) ma w sobie “Matamoros” - przebojowy, hip-hopowy. Zrealizowano do niego genialny teledysk z tancerzami w metrze. Aż chce się tak potańczyć! Skrzypeczki w środku - palce lizać.  (Tytułowe Matamoros to meksykańskie niespokojne miasto pełne Meksykanów, którzy marzą o przedostaniu się przez Rio Grande, Matamoros znalazło się też w tytule piosenki Bruce’a Springsteena na pięknej płycie „Devils and Dust”).

A westernowy „Algiers”? Cudny, klasyczny numer. Gra słów: „Dream, dream your sins away / Sin your dreams away”. Zdradzony ma tylko swoją chorą samotność i dumę. Solo na gitarze ma grube wiertło.

Słucham tej płyty po raz setny. Szarpie mną „Porked Outside” (dobry riff na początek i histeria w głosie), przeraża wycie do Księżyca w „It Kills” („To zabija patrzeć jak kochasz innego”), zasmuca wspomnienie miłości – spróbuj zaśpiewać to: „I see you eternal / I'm burning encircled” („I Am Fire”). Niepokojący “Lost in The Woods” kończy się ukojeniem.  Czy ostatni utwór to ukłon do „Street Spirit” Radiohead?  „Ca Rova” zbliża się bardzo blisko do U2 z „The Joshua Tree”, Dulli po swojemu śpiewa:  "Wciąż nie znalazłem, tego czego szukam."

środa, 2 lipca 2014

Marcin Świetlicki z Nagrodą Gdynia

Kapituła Nagrody Literackiej Gdynia ogłosiła laureatów IX edycji w kategoriach: poezja, proza, eseistyka i przekład.
Laureatem  w kategorii poezja został  Marcin Świetlicki za książkę „Jeden” wydaną w Wyd. EMG.
W kategorii proza zwyciężył Jerzy Pilch za „Wiele demonów” Wyd. Wielka Litera, w kategorii eseistyka – Wojciech Nowicki za „Salki” Wyd. Czarne; w kategorii przekładu - Jerzy Czech za przekład antologii poetów rosyjskich „Wdrapałem się na piedestał” Wyd. Czarne).

Przemysław Dakowicz z Nagrodą Orfeusz

28. czerwca 2014r. jury Nagrody Poetyckiej 'Orfeusz' w składzie:
Jan Stolarczyk - edytor; wydawca;
dr Tomasz Burek - krytyk literacki, b. pracownik Instytutu Badań Literackich
prof. Wojciech Ligęza - wykładowca UJ; historyk literatury, krytyk literacki, eseista
prof. Wojciech Kudyba - wykładowca UKSW; historyk literatury, krytyk literacki, poeta
Feliks Netz - poeta, prozaik, tłumacz
postanowiło nagrodzić tom "Teoria wiersza polskiego" Przemysława Dakowicza, wydany w Bibliotece Toposu. 

wtorek, 10 czerwca 2014

Złoty Środek Poezji Kutno 2014 dla Słomczyńskiego

Werdykt jury X Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2013 – Złoty Środek Poezji Kutno 2014
 
Mecenas: Prezydent Miasta Kutno
Patronat Honorowy: Stowarzyszenie Pisarzy Polskich
Patronat: Dwumiesięcznik Literacki Topos i Miesięcznik Odra
 
Jury w składzie:
Karol Maliszewskiprzewodniczący
Krzysztof Kuczkowski
Wojciech Kudyba
 
po przeczytaniu 70 zgłoszonych na konkurs tomików wierszy postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia:
 
Szymon Słomczyński  - I nagroda w wysokości 7 000,-zł  za tom wierszy „Nadjeżdża”  wydany przez Biuro Literackie Wrocław
 
Marta Kucharska  -  II nagroda w wysokości 3 000,-zł za tom wierszy "Abisynia" wydany przez Zeszyty Poetyckie Gniezno 
 
Martyna Buliżańska - III nagroda w wysokości 2 000,-zł za tom wierszy „Moja jest ta ziemia”  wydany przez Biuro Literackie Wrocław
 
oraz cztery równorzędne wyróżnienia po 500,-zł każde:
Beata Kieras za tom wierszy „Lady Hiob otwiera usta” wydany przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego Łódź
Ewa Świąc za tom wierszy „Lekcja oddychania”  wydany przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego Łódź
Maciej Taranek za tom wierszy „Repetytorium”wydany przez Hub Wydawniczy Rozdzielczość Chleba
Piotr Tomczak  za tom wierszy „Miłość, miłość, zapałki, książki i ikra”  wydany przez Mamiko Nowa Ruda
 
Wśród wstępnie nominowanych do nagrody przez poszczególnych jurorów znalazło się 17 książek. to, oprócz nagrodzonych i wyróżnionych, następujące tytuły (podane w kolejności alfabetycznej:
 
Kamil Brewiński, „Clubbing”, Hub Wydawniczy Rozdzielczość Chleba
Szymon Domagała-Jakuć, „Hotel Jahwe”, Dom Literatury w Łodzi
Łucja Dudzińska, „Z mandragory”, Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego Łódź
Seweryn Górczak, „Konstytucja”, Staromiejski Dom Kultury Warszawa
Urszula Kopeć-Zaborniak, „Data ważności”, Stowarzyszenie Salon Literacki Warszawa
Rafał Krause, „Pamiętnik z powstania”, Dom Literatury w Łodzi
Karolina Kułakowska, „Puste muzea”, Zaułek Wydawniczy Pomyłka Szczecin
Łukasz Kuźniar, „Everyman”, Fundacja Duży Format Warszawa
Agnieszka Marek, „Wypuść mnie”, wypuść, Miejski Dom Kultury w Radomsku
Małgorzata Skałbania, „Naleciałości”, Petit Lublin
 

Finaliści Nagrody Orfeusz


5 czerwca jury III edycji Nagrody im. K. I. Gałczyńskiego ORFEUSZ  za najlepszy tom poetycki roku, w składzie: Jan Stolarczyk (przewodniczący), Tomasz Burek, Wojciech Kudyba, Wojciech Ligęza i Feliks Netz , spośród dwudziestu nominowanych wcześniej do nagrody książek, wyłoniło finałową piątkę:

Są to:
- Przemysław Dakowicz, Teoria wiersza polskiego, Biblioteka „Toposu”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013
Janusz Drzewucki, Dwanaście dni, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2013;
- Krzysztof Karasek, Słoneczna balia dzieciństwa, Biblioteka „Toposu”, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2013 / Instytut Mikołowski, Mikołów 2013,
- Józef Kurylak, Ciemna głęboka woda bez Boga, Wydawnictwo Lisia Góra, Rzeszów 2013,
Adam Waga, Chromając, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2013.

sobota, 31 maja 2014

Woda sięga mi po szyję


WAGLEWSKI FISZ EMADE – „Matka, Syn, Bóg”; Wyd. Agora, 2013.

Nieostra pomazana okładka. Rodzinna płyta mistrzów. Ojciec Wojciech– lider legendarnego VooVoo, jednego z najważniejszych polskich zespołów rockowych, i synowie – Fisz i Emade, którzy zaczynali od hip-hopu (mi szczególnie przypadła do gustu „F3”), stworzyli płytę-kanon.
Muzycznie – szlachetnie prosta, rockowo-bluesowa, ze smaczkami aranżacyjnymi (jazzujące pianino, damskie chórki, smyki). Najważniejsze: tekstowo – niezwykła, poruszająca.

Autorom udało się stworzyć płytę, która przez ponad pół roku trzyma się dzielnie w moim odtwarzaczu i wciąż działa na zmysły. Chyba nie tylko na moje, bo singlowy „Ojciec” utrzymuje się na Liście Przebojów Programu Trzeciego od ponad 30 tygodni.
Piosenka zaczynająca się od słów „Weź mnie nad rzekę synu” dotyka najczulszych strun. Ta smutna pieśń o pogodzeniu się z przemijaniem, oparta na zapętlonym riffie jest absolutnie genialna. Niezwykły efekt daje to, że syn i siwobrody ojciec wymieniają się mikrofonami.

Tytuł płyty przypomina mi konstrukcję mojej pierwszej książki poetyckiej: (u mnie: „Drzewo, Dom, Syn”), u Waglewskich: („Matka, Syn, Bóg”). Pełen szacunek dla rockowego bandu, który bierze się za bary z tak poważną tematyką. Tytuł wskazuje na najczulsze fragmenty płyty.
Piosenka „Syn” z takimi frazami jak „śnieg spadł ci na rękę / kiedy rodził się syn”, kim będziesz dla niego / kiedy dostrzeżesz jak / zamiast bić się i kopać / mówi do traw” jest wyznaniem, że nie ma większego sensu życia jak posiadanie dziecka.
Podobnie „Bóg” , który dyskwalifikuje płytę dla wszystkich ateuszy: „teraz stoję i się świecę”, „kiedy wsłucham się usłyszę”. Zupełnie odpływam przy epifanijnym zanurzeniu w metafizykę „woda sięga mi po szyję”. Zakończenie tej pieśni jest mistrzostwem, gdy pojawia się syreni żeński wokal i pianino. Cud-miód.
„Matka” – współczesna Pieta, to już smutek w czystej postaci.

Pozostałe utwory są w innym klimacie. Początek płyty to absolutny luzik - łobuzerka, jakby Fisz śpiewał z zapałką w zębach. „Mówią na niego Czarny Pocisk, mówią o nim tu i tam”. Muzycznie to wspaniały wstęp, zachęcający do przesłuchania płyty. Waglewski kłania się tu Stonesom. Pięknie samonapędza się „Posłuchaj”. Zawsze czekam na jazzowe pianino, które leje słodycz na monotonną rytmiczną pętlę.
„Wrze gąszcz” to znów „kazanie Wagla”: „nie chodź gdzie wrze i kipi tłum / swawolnej dość gawiedzi / skopie ci tył, opluje i / pójdzie do spowiedzi / idź dalej a, potem na wprost / i nie bądź zbyt ciekawy / zanurz się w gąszcz / uliczek co / pozwolą ci uciec od jawy”. Cudne są żeńskie wokalizy, gitarowa solówka, cudna jest też puenta.
„Trupek” (świetny riff!), krytykujący świat mediów („pewnie TVN” ;D ), z trochę dziwnym lekko surrealistycznym  tekstem. Uwielbiam za to jego psychodeliczną codę.
„Ile jeszcze życia?” ma kowbojski kapelusz i ostrogi. Są metafory wkręcania, posklejania i zbijania. Intryguje „Kometa” z mandoliną. W tekście: pogrzebowa karawana, zapach kawy, „ktoś na piętrze myje okna / patrzę jak wywieszasz pranie”.
Są jeszcze:„Żółty but” przypominający lekko QOTSA, jak lament, jak skarga; i „Człowiek ćma” jak pastisz, jak z Tarantino.
A na koniec stęknięcie:„w pracy słabo, ale Bóg ją dał / widać tylko tę miał”.(„Na okrągło”). Mówię Wam, kupcie tę płytę, jedźcie "w czyste białe światło".