Słowami "Ground Control to major
Tom" z piosenki Davida Bowiego "Space Oddity"
przywołuje się kogoś, kto odleciał. Sam autor cytuje je w
sytuacji, gdy okrąża blok, w którym mieszka jego eks. Zatem
zapytam: "Majorze, jesteś tam?" i czytając kolejny wiersz
o zakończonym związku, wysyłam Ci w eter pozdro: "Poleciałeś
po całości."
Bo Tomasz podpisał
akt kapitulacji. "Dopasował rzeczywistość do teorii" i
stan porzucenia w związku uczynił
idealną przenośnią do wyrażenia swojej niechęci wobec otoczenia,
miasta, kraju. Zatem przeinaczył Wojaczka "bądź mi tak
dalej, nawet jeśli będę już tylko numerem między taksą a
jedzeniem, kometką kurzu lądującą na kraciastej koszuli, czarnym włosem w jasnej kotlinie umywalki" i w stylu pożegnalnego listu Tomasza Beksińskiego skonstatował: "Teraz
to wszystko wydaje się marne jak żywot schizofrenika, jak
przestrzelone pstryknięcie palcami na bezludnej planecie."
Wszystkich, którzy znają
wcześniejsze książki "Kanadę" i "[beep]
generation", zaskoczył np. takim wersem: "mówię "miłość"
i "dead" tylko słyszę". Łatwym obiektem drwin uczynił
Tomaszów - rodzinne miasto, także moje. Na szczęście przez to, że imię
autora i nazwa miasta brzmią podobnie, Tomaszów się odkonkretnia. To może
być w zasadzie każde miasto, w każdym razie "bezduszne i
brzydkie, bez historii i przyszłości." Jeszcze bardziej "atrakcyjna"
jest Łódź. Kolebanie się jedenastką na Bałuty - to autorski
symbol porażki, psychicznego dołka, frasunku i stuporu.
Zestawmy z tym jeszcze kosmiczną stworzoną przez autora metaforę
megaopresyjnego świata: "gwiazdy tłoczą
się na nieboskłonie jak pangi", voilà!
Zatem odrzucona miłość do dziewczyny pozwala boleśniej odczuć całkowitą obcość świata. W
pierwszej kolejności obrywa Polska ojczyźniana, Polska - pępek
świata, Polska - Chrystus Narodów. Wynotujmy: "nie zabiorę cię na Smoleńsk" - mówi, bo nie uwierzył w przekaz
lansowany przez prawicowe media, "polski węgiel nowocześnieje",
"liść brunatny jak marsz niepodległości" itd.
O ile opisy ukochanej są pełne
słodyczy: "zdziwienie od dołeczka brody aż po czubek głowy",
autoportret jest superbrutalny: "moja twarz to kontrolowana
strefa zgniotu", "porażkę mam wypisaną na twarzy, leki
mam wypisane na recepcie". Sporo tu brutalnych "wyrazów":
"dochodzimy do prawdy, zwilżone palce wkładamy jej w majtki",
"wypierPol", a opis zakochania też specyficzny: "więc
jesteś! jak dym tytoniowy zaklęty w pory podsufitki;".
W wierszu "Kot w wynajętym
mieszkaniu" puenta rozwala system, a przecież tego się nie
robi kotu.
Podstawą jest szczerość: "Połączyłem
kropki, których nie powienienem i dostałem za to receptę na
zolaxę,(...)". Podstawą jest ironia, groteska i humor: "Zapasy
butelkowanej wody i kremów z filtrem wykupili negacjoniści zmian
klimatycznych.", "chcieli być jak Tristian i Izolda, skończyli jak Zdrapek i Pocharatka." Obrywa się Gimnazjum nr 6 w Tomaszowie Maz. za
zacinającą się klamkę w sali nr 10, aromat lizolu i klej w
zamkach drzwi. Ponoć chłopcy na długich przerwach ganiali się tam
z nożami!
Dużo w tym obszernym tomie wierszy, w
których Tomasz prezentuje instynkt cynicznego komentatora
rzeczywistości, np. wiersz z powtarzającą się frazą "polski
tramwaj wykoleił się na placu Niepodległości" - bezlitośnie
cięty, trafiający celnie w polską propagandę sukcesu.
Podobnie widzę wiersz cytujący,
wspomnianego na początku klasyka Davida Bowie - "Space Oddity,
czyli Ostatni zajazd na kontynencie europejskim", w którym
pozwala sobie na takie zdanka: "Tak, być może spieszę się na
zaślubiny Polski, bo niby jak mógłbym zdradzić moją ojczyznę,
skoro nigdy nie prosiłem jej o chodzenie?" i „odlatuje w
kosmos” wizualizując sobie B. grającego w tetris, statek kosmiczny Polska i tatuaż wilka na lewym podudziu.
W przeróbce wiersza Czesława Miłosza
o końcu świata, sporo żartu: łasicokonda nie nadchodzi, a sympatyk lewicy podsmaża
pomidory na szakszukę. Puenta daje radę.
Rozczarowanie światem poeta podaje nam
w ilościach hurtowych. Językiem ekonomii wyraża niewiarę. Spowiada się ze swoich
studiów ekonomicznych: "Pod wpływem działania mechanizmów akumulacji
kapitału i organizacji produkcji zatraciłem nie tylko wolność, ale również zdolności
twórcze." Nade wszystko krytykuje kapitalizm, jako system, w którym rekiny biznesu bogacą się
wykorzystując drobne dłonie dzieciaków z kopalni Potosi albo menedżerów średniego szczebla.
Robi to z wyczuciem np. w wierszu "Hymn", który trawestuje "Pieśń nad
Pieśniami".
W końcówce tomu Tomasz podjął też
nośny temat uchodźców i opisał empatię do mieszkańców bombardowanego syryjskiego miasta -
"jestem z tobą w Aleppo, gdzie dom z rysunków pięciolatka,
tych sześć prostych kresek nieopodal linii frontu".
"Tomaszów Vortex Sutra" to
rzecz inspirowana poematem Allena Ginsberga. I czego tu nie ma? Most
żelaźniak, brylantyna we włosach Mateusza Borka, spazmy spikerki
RMF FM, anielska Kozidrak. Jest bluźniercza forma litanii i
natchnione wersy spisywane w malignie uniesienia.
A potem jeszcze boleśniej. W wierszu,
który dał tytuł książce: Polskę przyrównuje się do "skurwiałego rudozielonego
poloneza trucka z przyczepką, spęczniałego od gruzu, błagającego o eutanazję". Mit Wielkiej Polski
jest tu rozbrojony. Husarze mają skrzydła z poliestru z nadrukiem "Kredyty chwilówki".
Zatem wszystko zmierza do upadku, apokalipsy, słychać ów "sound
ostateczny", mięso. Tymczasem puenta całej książki jest
vege.