niedziela, 8 marca 2009

Królestwo wiecznych chłopców


Koncert grupy COMA ; 07. 03. 2009, godz. 19.00
Klub Wytwórnia Łódź
Autor: Piotr Gajda

Zanim mogłem dostąpić udziału w tym niewątpliwym wydarzeniu koncertowym musiałem zmierzyć się z samymi złymi wiadomościami. Wraz z Jackiem (właścicielem najlepszej księgarni w Tomaszowie) oraz jego żoną zjawiliśmy się przed wejściem do klubu na pół godziny przed rozpoczęciem imprezy. Od razu zaniepokoiły nas tłumy zmierzające w stronę jedynego wejścia dla publiczności i informację od ochroniarzy, że wszystkie bilety (1500 sztuk) zostały już wyprzedane, a my niestety biletów nie mieliśmy. Nie chcąc zdawać się na wątpliwy cud ruszyliśmy w poszukiwaniu „koników” i na szczęście, po kilkuminutowych poszukiwaniach trafiliśmy na prawdziwego „zawodowca”, który sprzedał nam trzy bilety tylko nieznacznie „naruszając” nasze domowe budżety. Zatem wszystko skończyło się dobrze i tuż po 19.00 znaleźliśmy się w środku „Wytwórni”. Pół godziny później na scenę wyszedł support gwiazdy wieczoru – zespół Lemon Dog. Sprawił się bardzo dobrze, bo grał krótko i ze świadomością, że to nie na jego występ przyszli ludzie zgromadzeni przed sceną. Osobiście nie wróżę grupie kariery, ot zwykłe, rockowe granie bez żadnych znamion indywidualnego charakteru. Chwila przerwy, nad sceną pojawia się telebim, a dwadzieścia minut po godzinie 20.00 na scenę wkraczają bohaterowie tego wieczoru – zespół Coma. Po obrazach, które pojawiły się na ekranie (plemniki, ludzki embrion) od razu domyśliłem się, że zespół skupi się na swoim ostatnim albumie – „Hipertrofii”. I dobrze. Zgodnie z moimi przewidywaniami koncert rozpoczęła „Wola istnienia”, tu nie było żadnego zaskoczenia. Natomiast nie spodziewałem się, że muzycy odegrają cały (sic!) materiał z płyty, a w dodatku razem z wszystkimi „efektami”, „przerywnikami”, które oryginalnie znajdują się na zarejestrowanym na krążku! Z jednej strony tym zabiegiem zespół wzbogacił swój występ łącząc elektroniczne efekty z intensywnymi obrazami pojawiającymi się na telebimie, z drugiej spowodował, że to nieco „schładzało” dramaturgię koncertu. Dodatkowo lider grupy w czasie występu gotował na scenie…rosół z kury! „Na żywo” najlepiej wypadły utwory, które wyróżniają się także i na cd, a zwłaszcza „Transfuzja”, „Świadkowie schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców” i „Popołudnia bezkarnie cytrynowe”. Coma zaserwowała nam udany set, prezentując niezwykle egzystencjalną i mocną opowieść ułożoną ze świetnych, rockowych kompozycji. Po poprawie dwugodzinnym graniu zespół opuścił scenę zostawiając publiczność na pastwę elektronicznych bitów. Ponieważ na rodzimą, łódzką publiczność Coma zawsze jednak może liczyć, tak i teraz nie miała wyjścia i wywołana na bisy „po raz drugi wyszła z mroku”, żeby zgodnie z zapowiedzią jej lidera Piotra Roguckiego – „po hipertroficznej muzyce czas na kilka czadów!” – zagrać kilka kawałków ze swoich dwóch pierwszych płyt, z najlepszym w tej części „Pierwszym wyjściem z mroku”. Rogucki zauważył, że rosół się ugotował, podobnie jak i rozszalała publiczność. Koncert zakończyły popisy instrumentalistów. Najpierw basista odegrał na swoim instrumencie frapujące solo, którego następnie wspomógł perkusista, a na koniec cały zespół zagrał nieśmiertelnego „Zbyszka” (przywoływanego od początków bisów) żegnając się z łódzką publicznością. Gdyby tak ułożyć hipotetyczny występ z najlepszymi kompozycjami z „Hipertrofii” wzbogacony o przeboje z dwóch poprzednich wydawnictw, wyszedłby rewelacyjny koncert, bo ten wczorajszy był „tylko” bardzo dobry. Coma ciężko pracuje na swoją markę – dwu i pół godzinny koncert z niezwykle energetyczną muzyką, to znaczny wysiłek, aczkolwiek dla zespołu niezwykle opłacalny. Ponad 1,5 tysiąca osób w różnym przekroju wiekowym zgromadzonych tego dnia w „Wytwórni” znalazło się w królestwie wiecznych chłopców, w którym inaczej niż w bajce, bo autokratycznym władcą – królem Maciusiem I, jest świetny w roli frontmana Piotr Rogucki. No i można było głośno krzyczeć – tak, to moja bajka!!!
Zdjęcia: Agnieszka Kuligowska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz