sobota, 27 marca 2010

Radom, random

Autor: Piotr Gajda


MBP w Radomiu

Grupowo...

...i indywidualnie - P. Podlipniak

R. Miniak

T. Radziewicz

P. Gajda

„Świetni czterdziestoletni” – Teresa Radziewicz, Paweł Podlipniak, Robert Miniak, Piotr Gajda. Miejska Biblioteka Publiczna w Radomiu, 26.03.2010.

Trasa Tomaszów Mazowiecki - Radom wiedzie co prawda przez Potworów, ale strachu nie ma. Droga jest prosta jak strzelił i przy dobrej pogodzie można ją pokonać w nieco ponad godzinę. Do Radomia dotarłem tuż po 17.00 mając prawie trzy godziny czasu na zwiedzanie miasta. Dotąd miejsce to kojarzyło mi się jedynie z pobliskimi Pionkami (w Pionkach była słynna fabryka produkująca czarne płyty, które można było nabywać wprost z magazynu, a w dodatku w cenie producenta – po drodze przejeżdżało się przez Radom). Z kronikarskiego obowiązku wspomnę tylko, że prawie dwadzieścia lat temu nabyłem w tamtejszym zakładzie m.in. longplay Kata „Oddech wymarłych światów” i Bielizny „Wiara, nadzieja, miłość i inwigilacja”.

W Radomiu dużo się dzieje. Spacerując ulicami czytałem plakaty na słupach ogłoszeniowych. 33 Radomska Wiosna Literacka była dobrze rozreklamowana, ale nie tylko ona. Dostrzegłem też zapowiedzi koncertów TSA, Dżemu, Maleńczuka i KNŻ. Niezła, koncertowa set lista!

Oczy i nogi poprowadziły mnie w kierunku Katedry Radomskiej, przed którą przytłoczeni ciężarem własnej legendy stali na cokołach, spiżowi – Papież i Kardynał. Odprawiano akurat nabożeństwo; tuż przede mną na marmurowej posadzce klęczała piękna, czarnowłosa dziewczyna, której szlachetny profil mogłem przez chwilę kontemplować jako jawny przejaw wszechobecnej boskości. Nieco później spacerowałem radomskim pasażem znajdującym się na ulicy Żeromskiego. Był ciepły, wiosenny dzień, zaczęło się ściemniać, a w wieczornych szarościach oświetlonych ulicznymi lampami dobiegały mnie obce głosy i rozmowy. Po ulicy biegał czarny doberman jak wysłannik złych mocy. Przed kolejnym kościołem przy ul. Reja odbywała się próba chóru. Wiał lekki, ciepły wietrzyk, który niósł w moim kierunku tym razem wokalne pasaże. Nagle dwóch uczestników próby, zapewne zniecierpliwionych statycznością wydarzeń, zaczęło się gonić i obrzucać kamykami podnoszonymi z chodnika. Kobieta prowadząca chór załamała ręce wobec oczywistości wzajemnego przenikania się sacrum i profanum. Tuż przed bramą Biblioteki minął mnie peleton cyklistów, taki sam jak na okładce „A Day At The Races”, z tym, że tutaj wszyscy byli kompletnie ubrani.

Nasz wspólny wieczór poetycki był ostatnim akcentem Radomskiej Wiosny Literackiej. Pięknie zapowiedziała go pani Dyrektor MBP oddając nas w ręce Pawła Podlipniaka, który występował tu w podwójnej roli – prowadzącego spotkanie, ale również jego uczestnika. Wymyślona przez Pawła formuła polegała na tym, że oprócz prezentacji własnych wierszy, będziemy mówili o wierszach pozostałych poetów obecnych na spotkaniu wskazując na te ulubione. Będziemy interpretowali. Pomysł dosyć ryzykowny, bo poetycko znamy się jak „łyse konie” i w grę wchodziło wyłącznie opowiadanie o „siedmiu zbójach”. Chyba trzykrotnie powtarzałem, że nie lubię interpretować wierszy kolegów i koleżanek „po piórze”, choć interpretacja to filologiczny „kanon”. Jak powiedział Frank Zappa – „opowiadanie o muzyce jest tym samym, co tańczenie o architekturze”. Mam tylko nadzieję, że byliśmy autentyczni. Byliśmy?

Robert i Tereska nocowali w Radomiu, Paweł to „rodowity radomiak”. Ja musiałem wracać do swoich pieleszy, gdzie czekały na mnie zapachy świeżej farby i tynku, ale przede wszystkim równe oddechy moich najbliższych pogrążonych we śnie; żony, córki i syna. Towarzyszyła mi nocna, radiowa „trójka” i muzyczne odkrycie tej nocy – Nathalie and the Loners. Rozmyślałem o Pionkach, czasowych pętlach i prawie bezwiednie powtarzałem słowa pochodzące z dwóch języków, dwóch światów: Radom, random…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz