Piątkowy wieczór w Radomiu jest doskonałym pretekstem do zaprezentowania kolejnego wiersza tygodnia. To właśnie tam miałem okazję publicznie przeczytać ten tekst, co zrobiłem z niekłamaną przyjemnością. Paweł Podlipniak wymyślił konwencję polegającą na tym, że w czasie wspólnego wieczoru autorskiego oprócz prezentacji własnych utworów, czytaliśmy ulubiony wiersz pozostałych „świetnych, czterdziestoletnich”. Wybrałem „Czerwień i czerwień” Tereski Radziewicz i „Szkło” Roberta Miniaka. Na koniec pozostawiłem sobie wiersz Pawła – inspirowany twórczością Randalla Jarrella, który miałem okazję poznać już na etapie jego powstawania – z inną, słabszą puentą, usuniętą przez autora w ostatecznej wersji. Czasem trzeba „ciąć”, tak jak odłamek przeciwlotniczego pocisku tnie płat statecznika, aby mógł powstać tak doskonały wiersz jak:
Ave Lancastria gratia plena!
Na wysokościach, gdzie była chwała, wywar
piliśmy z popiołu, piołunu, szaleju. My, dzieci
Gadareńczyków skryte w ptasich brzuchach.
Łapali nas w strugi światła i ściągali na dół,
a wtedy sypaliśmy iskry wprost z glinowych żagwi.
Pod nami buzowała ziemia, kiedy tak na oślep
wymierzaliśmy wyrok wrogim mrówkom.
Termit topił tysiące kopców w zwartą bryłę.
W mroku śmierć miała kolor i gładką fakturę
bursztynu. Tak krzycząc zastygały miasta.
Na ich kamienne głowy zrzucaliśmy z siebie
całą nienawiść, choć przecież ktoś inny
powołał nas do życia w szeregu i wtłoczył
w świńskie skóry z naszywkami. Szloch
wysysał tlen z masek przed powrotem do życia.
Pod spodem mieliśmy grozę, wewnątrz jedno
imię dla wszystkich. W smyczach interkomów
hulał głos wskazujący ścieżki do gniazd.
Tarliśmy brzuchami o ziemię i czasem
dawało się zasnąć bez pacierza mejdej, mejdej.
* Paweł Podlipniak, ur. 1968. W tym roku ukazała się jego debiutancka książka poetycka zatytułowana „Aubade Triste”. Mieszka w Radomiu.
Ave Lancastria gratia plena!
Na wysokościach, gdzie była chwała, wywar
piliśmy z popiołu, piołunu, szaleju. My, dzieci
Gadareńczyków skryte w ptasich brzuchach.
Łapali nas w strugi światła i ściągali na dół,
a wtedy sypaliśmy iskry wprost z glinowych żagwi.
Pod nami buzowała ziemia, kiedy tak na oślep
wymierzaliśmy wyrok wrogim mrówkom.
Termit topił tysiące kopców w zwartą bryłę.
W mroku śmierć miała kolor i gładką fakturę
bursztynu. Tak krzycząc zastygały miasta.
Na ich kamienne głowy zrzucaliśmy z siebie
całą nienawiść, choć przecież ktoś inny
powołał nas do życia w szeregu i wtłoczył
w świńskie skóry z naszywkami. Szloch
wysysał tlen z masek przed powrotem do życia.
Pod spodem mieliśmy grozę, wewnątrz jedno
imię dla wszystkich. W smyczach interkomów
hulał głos wskazujący ścieżki do gniazd.
Tarliśmy brzuchami o ziemię i czasem
dawało się zasnąć bez pacierza mejdej, mejdej.
* Paweł Podlipniak, ur. 1968. W tym roku ukazała się jego debiutancka książka poetycka zatytułowana „Aubade Triste”. Mieszka w Radomiu.
DObry wiersz
OdpowiedzUsuń