Autor: Krzysztof Kleszcz
Tematy, po które sięga Lobo nie były więc dla mnie niespodzianką, są typowe i zwyczajne. Ot: niezgoda na świat, samotność, tęsknota, nuda, opis prowincji. Czym się zajmuje podmiot liryczny książki? Malowaniem, wędkowaniem, wspominaniem, złości się na kobietę. No tak, ale okazuje się - to są świetne tematy na dobrą, przekonującą poezję.
Jest tu bowiem: autentyzm, mądrość – godzenie się ze światem, choć rzeczywistość skrzeczy.
Zagrać ograny temat i nadać mu własną nutę; dać puentę niczym wieżę na c4 - szach i mat. Oto sztuka!
Jeśli z książki poetyckiej wynotowuję kilkanaście pięknych poetyckich fraz, które błyszczą sobie niezależnie od wiersza – to pełen szacunek dla autora. Taką poezję lubię!
Oto próbki stylu, proszę ocenić.
Autor o sobie: „Z wiekiem staję się orędownikiem zwolnień akcji, miękkiej sztuki walki, Japonii, origami.”, „Wrosłem w samotność jak stary parkan z dawno zapomnianą furtką – skrzypię, gdy ktoś otwiera”. Uparte stosowanie deprecjacji – ma w książce swój urok.
O wypaleniu, zmęczeniu: „Wcześniej [byłem] kozłem ofiarnym, całopaleniem. Krową. Cztery sutki i gęby wyciągnięte do ssania. Mamy nadmetraż, paradoks, ssie nawet pusta przestrzeń.” Jest cierpko o płci pięknej: „Kobiety biegające w kółko jak stado gęsi, głośniejsze od nich”, „Wyloguj się ze mnie (...)”. O upływającym czasie, winie: „Noc daje spać zegarkom. Gdy nie patrzysz odwalają swą robotę niedbale, jak murarz przy betoniarce. Ksieżyc przymyka na to oko udając srebrny kinkiet.”; „Wieczór jest przedsmakiem nocy. Umywa ręce.” O starości: „Rzeka przepłynęła przez ciebie, wypłukała wszystko, zostawiając nagi szkielet, gotowy do obrośnięcia nowym ciałem.” Fajnie też znaleźć coś, co zdradza szczegół z życiorysu autora (15 lat w wojsku): o nadziei: „Na starym czołgowisku za miastem coś zielonego uparcie kiełkuje wśród zrytego gruntu.” Coś niebanalnego? Wiersz „Wieżowiec”: „Dziesięć pięter, trzy klatki, jak niemała wioska postawiona do pionu.” Trochę zabaw słowami? „Nie lubię ruskich pierogów, jankeskich hot-dogów i polskich autostrad.” Trochę dosadności? Tytuł jednego z wierszy: „Zadupia”. Jakaś dobra metafora? „Zdjęcia, jak tablice na cmentarzu, wyblakłe trumny czasu (...) teraz zdjęcia są za dokładne, pokazują zbyt wiele.”
Po lekturze zostaje w pamięci sporo obrazów: szczęśliwy wuj Leon – łowiący ryby ze swojej flotówy (Rzeka jest tu metaforą życia, łowienie ryb – farta w życiu). W wierszu „Instalacja statyczna” autor zaskakująco chce być brontozaurem. Albo np. „Ojciec w masce p-gaz, w pochodzie pierwszomajowym”, czy matka mówiąca „No i co się wymandrzasz”...
Mówiąc o warsztacie: zwraca uwagę melodyka wierszy – wszystko brzmi jak należy. Autor zresztą przyznaje się to do tej samej szkoły, w której i ja się uczyłem - czyli do nauki na portalu internetowym „Nieszuflada”.
To bardzo piękny tomik, taki „hostelowy” – powiedziała moja mama. Chodzi o podobny sposób budowania fraz, częste użycie molowych akordów. Dostrzegam podobieństwo np. tu „Ptaki za oknem patrzą na mnie w przelocie, dla nich jestem nieruchomy”, „Czas tuli się jak miękkie zwierzę” albo „Pojdę w być może. W dym. W mgłę.”
Pisząc o książce włączyłem Marka Knopflera „Kill To Get Crimson”. Marek to Knopfler z Gorzowa? O, przepraszam! Wojciechowski jest o 10 lat młodszy!