wtorek, 21 sierpnia 2012

Recenzja "Przecieków" w Salonie Literackim

"Rzeczywiście, cieknie nieustannie. Woda obecna jest niemal w każdym wierszu, przyjmuje więcej postaci niż można by się spodziewać. Jest nie tylko w lodzie, ale i w błocie, pianie na plaży, pojawia się w jej kontekście „infrastruktura” - mosty, klify, wodorosty, znajdziemy oczka wodne i kałuże. W końcu (a właściwie na początku, już w motcie) - potop.
Woda ma dwa zastosowania na użytek książki. Pierwsze - jest nośnikiem informacji. Przecieki to informacje, których nie dałoby się zdobyć, gdyby ktoś ich nie „wysypał”, albo brnąc w symbolikę wierszy - nie wylał, nie wysączył. Należy się więc spodziewać jakiejś wyjawionej tajemnicy."

- tak rozpoczyna recenzję mojej książki Sławomir Płatek na stronie "Salonu Literackiego". Zachęcam do przeczytania. Tutaj całość. 


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Leżysz, oddychasz i piszesz


DARIUSZ ADAMOWSKI "Gub, trać, porzucaj", Mamiko, Nowa Ruda 2012.



Trzecia książka Adamowskiego zwraca uwagę minimalistyczną oprawą graficzną. Kod kreskowy rozciągnięty jak na kartonie mleka z Kauflandu. Wewnątrz: tytuły pisane czcionką MaszynaAEG i jeszcze numery stron: czasem poprzewracane, potłuczone, powiększone, powtórzone. Buddyjskie odwołania, mudry, mantry. Podróż do Indii.
Żaden ze mnie buddysta, ale nieobca mi medytacja nad czystą kartką, klęska z powodu braku wiersza i "wiara w jutrzejsze wcielenie". Nieobce mi też wyzbycie się "chcieć/mieć". "Nie chcę tego, czego nie mam" - zatem jestem idealnym odbiorcą.

Mogę podziwiać buddyjską pokorę. I to powracające słowo: nic. Tak jak we frazie z poprzedniego tomu: "Większy niż hymny - Bezdruk, Niewydany. Jest tu od zawsze, przemawia spod wierszy (...)" (Ekran). Przypominam sobie "Adamowo": książeczkę z SLKKB: "uczę się języka / nieistniejącego / kraju: doskonały / opis stanu ducha" ("Tybetański dla początkujących"). Zaglądam do "Skraju": "Chmura wpłynęła we mnie", "Upraszczaj, upraszczaj!".

Perfekcyjny jest sonet, który dał tytuł nowej książce. O tym, żeby dać siebie, by "pisać prędzej", zostawiać ślady. Jest tam o "drobnej strużce DNA", gubieniu włosów, naskórka, plamce krwi, ale to piękne wezwanie do aktywności, na pohybel mrukom i zamartwiaczom. Bardzo dobry jest wiersz "Pętle" - o śmierci psa: "Czy zrozumiał, że wszyscy drepczemy w kółko, aż do ostatniego nawrotu? "
Po Rymkiewiczowsku zabrzmiała mi "Wielkanoc" - z opisem ogrodu. Wyraziste "odczytanie świata": "Ścieżka była tak mocno wydeptana, że brnąłem w niej / po kolana. Po pas.", świata, w którym tyle "marnacji": "nie będzie wina, aromatycznych powideł."

Sporo tu pogodzenia się z przemijaniem, losem: "Mój ruch jest pozorny, pozorowany przez wieki. Podążam, lecz nigdy nie nadchodzę. Ostrzegam, ale nikt nie drży" (Oko/Pełnia) Sporo interesujących wizji: "Natchnienie jest jak oddech na mrozie. Dusza ptaka / odlatująca do zimnych krajów." (Bajka). Jesteśmy w innej strefie czasowej: Góra Fudżi patrzy, Indus jest dłutem, rozwieszone są modlitewne flagi.

Pięknie jest tam, gdzie rządzi wyobraźnia i metafora: „Jestem morzem. Szepczę wam do ucha / zagadki drugich brzegów, a potem rozbijam się / o skały na waszych oczach.” (Pocztówka z Tunezji). Siłą tych wierszy bywa aliteracja: "są ekstremalne szczęścia i ekskrementy" (Tao?). Majstersztykiem zdaje mi się wiersz "Brzeg" (z odniesieniem do miasta Brzeg, gdzie Adamowski miał wieczór autorski) : "Czy je / steśmy sami? Czy samotność je z nami? Czy czy / tany wiersz odbija się czkawką i tworzy świat / za każdym razem (...)"

Wracam do wierszy z tej książki z przyjemnością. Oglądam to, co autor przywiózł ze Wschodu. Gdy pisze: „nie będzie prawdziwych podróży / w twoim długim życiu. Pozostanie ci zmiana / tapet i wykładzin. Obrazy w głowie, obrazy / na ścianach.”(Nie będzie), szukam plecaka i map. Gdy czytam: „Przychodzisz, ale jeszcze cię nie ma.”(Strażnik) parzę kolejną kawę, by się naprawdę pojawić. No i pozbywam się ciśnienia: „Zanim pierwszy raz zmrużysz oczy, by dalej śnić, panuje lato, jedyny smak. // Leżysz, oddychasz i piszesz po to, żeby nic.”

piątek, 17 sierpnia 2012

Ogłuszanie dobrym słowem

LUXTORPEDA "Robaki", 2012.

Luxtorpeda pędzi. Zdobyła szczyt Listy Przebojów Programu Trzeciego. A oprócz "Wilków dwóch" jest jeszcze "Hymn" o podobnym potencjale. Dawka melodyjnego łojenia i hałas – to jedno, ale to co się podoba w zespole Litzy i spółki, to teksty, które celnie dźgają sumienie.
Pierwsza płyta sprzed roku zdobyła popularność i przyniosła naprawdę wielki przebój. Jego siłą był właśnie tekst. "Wiem, że do mnie mówisz / wiem i wszystko słyszę / nie mogę odpowiedzieć / przy drodze drzewa liczę" - ta i inne frazy celnie opisywały problem jaki mężczyźni mają z przekazywaniem uczuć. Przymulony, skryty, wpatrzony w nic – facet,  wyznaje, że kocha na swój sposób. Wyrwane z kontekstu frazy pasowały też do wyznania miłości do Boga, której współczesny cynik wstydzi się okazać.
Przyznam, że nie spodziewałem się, że "Robaki" udźwigną sukces zespołu. Tych wszystkich zasłużonych Fryderyków, nagród "Teraz Rocka" etc. A tu udało się. I znów można ogłuszyć się dobrym słowem.

"Pies Darwina" z refrenem "Nie, nie wierzę, nie!" to doskonała rzecz do kontestowania żałosnych mediów, które karmią chłamem. Polecam każdemu, kto ma kłopoty z asertywnością. Śpiewasz melodyjny refren, i z bani! Gnieciesz gazetę. Czerwony guzik na pilocie. Drzesz ulotkę. Wyłączasz radio.
Dedykowana tym, którzy się poddają niełatwej rzeczywistości, jest „Seratonina”: "wysypało się ze mnie, nic nie zostało"; "Labirynt w ogrodzie jak mój mózg żywopłot - wrak". Dla wszystkich pogubionych -nadzieja w siedmiokrotnie powtarzanej frazie.
Wściekle melodyjna „Amnestia” opisuje niekończącą się walkę duchową.
Piosenką, która może nawracać na dobra drogę są „Wilki dwa”: "Wiara i miłość nad wszystko / reszta to proch i pył."
Potem jest "Tu i teraz" z tekstem wyjętym z ust całemu pokoleniu: "Boję się przyszłości, boję odpowiedzialności swojej / Boję się o jutro, brak pieniędzy będzie boleć / Lękam się choroby, śmierci i nieszczęścia / Lękam się o raty, kredyty, opłaty. Klękam".
A dalej jeszcze ostrzej: o tych wszystkich, którzy na ludzkim strachu ugrywają swoje apanaże. "Mowa trawa z prawa / Mowa trawa z lewa / Murawa się rozrasta kiedy się podlewa."; "Mowa oszusta - groch i kapusta, / A przez otwarte na oścież usta, / Widać, że głowa jest pusta... / Pusta!". W tym tekście jest sporo humoru - polityk ma "mięso z tatara między zębami" i "wczorajsze gacie". Szkoda, że te riffy i śmiech to wszystko, co można zrobić. Niedługo kolejne wybory.
Mój ulubiony utwór: "Gimli" kontynuuje temat piosenki "Od zera" z pierwszej płyty. W iluż związkach panuje zima stulecia? "We własnym domu jestem pokonany. / Wzrokiem uciekasz, w drzwiach się mijamy." Na koniec pojawia się tu jedyne uspokojenie na tym albumie. Jaką szansę mają pokłóceni na wieki?
Po brutalnym "Raus": "Precz stąd, weź to co twoje i znikaj / Nie będziesz tu krzyczał, tam jest ulica", dostajemy żartobliwe zaśpiewane jajcarskim głosem "Aj lowe ju!" w „Tajnych znakach”. Tego trzeba posłuchać i narysować takie serce z ketchupu.
"Fanatycy" są pełne smutnych obserwacji rzeczywistości: "Niewinnego zabijają typy pobożne, / Ubogiego okradają typy wielmożne."; "Chcą byś słuchał w milczeniu i nie ufał sumieniu."
"Robaki" - oferują nam obietnicę równości po śmierci. To jedyny utwór, który mnie nie przekonuje tekstowo. Może dlatego, że następny jest potężny: "Wiara, siła, męstwo/ To nasze zwycięstwo". Gdyby piłkarze na Euro słuchali Luxtorpedy, zamiast jarzębinowego „Koko” śmialiby się później w głos jak Tomasz Majewski owinięty flagą. "W każdym moim zwycięstwie jest pot i krew poświęceń / chcę ubrudzić ręce by wybudować szczęście / ubrudzić ręce by wybudować szczęście." Kto wie, może jeszcze nie jest za późno? Niech Fornalik podrzuci im płyty: „Nie czas wątpić gdy się wali / silniejsza ma być wiara, / a przeciwności z bara rozwalać jak taran”.
Na koniec KazikoNaŻywo-podobny (coś jak „Las Machinas De La Muerte”) „Gdzie ty jesteś?” - dobra coda z podniosłą żeńską wokalizą a la Ofra Haza. Histeryczne wołanie „Gdzie jest Bóg?” wobec nieszczęść.

Pomysł zestawienia gadek i krzyku stał się znakiem firmowym zespołu. W jednej linii na scenie: Litza, Drężmak, Kmieta i Krzyżyk oraz Hans serwują naprawdę niezłe porcje czadu. Jedni się zlękną, dla drugich będą to słowa drogowskazy, do wkrzyczenia w życie. Ja "jestem drugi!”

wtorek, 7 sierpnia 2012

Cudne manowce

BABU KRÓL, „Sted”; Duży Pies, 2012


Jak nigdy złoszczą mnie okładki „Teraz Rocka”: Slash, Sabaton, Linkin Park, The Offspring. Wszystkie w czasie, gdy rządzi ktoś zupełnie inny: Babu Król! Że nie jest to zespół stadionowy? Że nawet na Offie zagrali w namiocie, zamiast na głównej scenie? Ale czy o długość koncertowej flagi tu chodzi? Czy tylko ja mam tak, że gdy włączę Coldplay po Babu Królu, to królowa Barbadosu zaczyna mu czyścić buty? Chciałbym, by redakcja "TR" wskazywała najlepszych, a nie najstarszych.

Edward Stachura, poeta-przeklęty, kojarzył się dotąd z harcerskimi klimatami, SDM itp. Przepis więc był taki: usunąć zmechacenia z wyciągniętego swetra. Do akustycznej gitary doinstalować wzmacniacz i sampler. Przydatny będzie saksofon. Wziąć power Jacka White’a, beaty Becka, doprawić do smaku np. harmonijką pod The The.

Tej płyty nie byłoby bez wokalnego kunsztu Budynia. To co wyczynia np. w „Jak” (gdy śpiewa: „pudowy kamień, pudowy kamień ja na nim stanę, / on na mnie stanie, on na mnie stanie, spod niego wstanę”), albo w „Co noc”, czy jego szalone wokalizy w „Nie brookliński most” - można nazwać tylko mistrzostwem.
To niezwykłe, że te piosenki wycisnęły z wierszy, które żółkły po bibliotekach, tak świeży sok!
Słucham od paru miesięcy. Gadam Stachurą, śpiewam Budyniem. Odczytałem aferę taśmową w PSL słowami: „Kolędnicy wchodzą w kufle złotego piwa i zębami w uda żałoczne.” Nie ma tu słabych piosenek, zatem po kolei:

W dwóch pierwszych Babu Król podkłada ładunki wybuchowe. Jest cokolwiek erotycznie:
„Przyjdź do mnie jawnogrzesznico” i „ty się pochyl róża – bóg”.

„Boska akademia” jest genialna. Tylko głuchy nie zaśpiewa „Tylko dlaczego tak jest, o bogowie?” wyginając śmiało ciało. "Westalka życia praktycznego" zabija nas, gdy z koszykiem na kółkach przemierzamy kolejne świątynie. „A przecież dla mnie akademia, to są wiatry cztery glorie ponad inne narzeczone”! No właśnie!

Plumkaniem rybek w oczku wodnym zaczyna się „Nachylcie plecy wasze”. Używając ciężkich metafor: „rozdętych nozdrzy południa”, czy „mosiężnych sztab mej tęsknoty” Stachura opisał tu niemożliwość osiągnięcia szczęścia.

Za to „Jak” zachwyca się tym, że udręki życia, „suchy szloch w dżdżystą noc” dodają życiu prawdziwego sensu. Od banału wygodnego życia lepsze są „cudne manowce” wędrowania.
Kolejny żywy, funkowy utwór przynosi piękną maksymę: „Nie brookliński most / Ale przemienić / W jasny, nowy dzień / Najsmutniejszą noc - / To jest dopiero coś!”. Utwór przemienia się w prawdziwe wokalne wariactwo, złamane ironią: „Będziemy smucić się starannie / Będziemy szaleć nienagannie / Będziemy naprzód nieprzestanie / Ku polanie”.

„Człowiek człowiekowi” to punkowy czad. Chyba najbardziej znane stachurowe credo: „Człowiek człowiekowi wilkiem / Lecz ty się nie daj zwilczyć / Człowiek człowiekowi bliźnim / Z bliźnim się możesz zabliźnić”

Opis ustawki niesie kowbojska „Bójka w L.”. Tak jak Schulz zachwycał się bujnością ogrodu, Stachura cmoka na widok rozróby: „W samo południe na nieparyskim bruku / W lipca leniwy dzień, / W słoncu słodkim jak sen; / Pod niezmierzonym spokojem ogromu błekitu / Płynęła młoda krew!”

Kto jest nadawcą „Niemowy”? Kobieta, do której nie trafiają słowa mężczyzny? Świat, który nie chce poezji? „Wagony słów! Węglarki słów! (..) I wszystko w próżnię, w próżnię"?.
Zaniemówić jak stachurowy „Niemowa” można na wszystko - na osiągnięcia naszych polityków, sportowców, na to jak prezentowane są wiadomości w telewizji, na czasopisma, w których nie ma miejsca na kulturę: relację z koncertów, premiery płyt, książek, a jest miejsce na pierdoły - ubijanie masła, przepisy na zupę...

„Kompozycja” to sama radość! Świetny pomysł z tym lalalalalalala. Stachura nazmyślał tu zdrowo. „Owoce i niebo dojrzewały nisko”. Cud-miód song.

“Co noc” to klasyka. Szczury i piszczałki nóg, paznokcie zgryzione do krwi. Czy Stachura opisuje tu bezrobotnych, którym opowiada się o triumfie strefy Euro?

Ale nic to. Puentą jest optymizm. Siła witalna, boska. Żyj! Wsiadaj do Białej Lokomotywy. To „Żywa zjawa, istny cud, pośród pustych marnych wierszy”.
Płyta roku, płyta życia, ech!

Nowe Arterie z książką Urszuli Kulbackiej

Że są już nowe "Arterie". Nie to, że w "Empiku" (to zdarzyć się ma we wrześniu), ale na mejla można wysłać zapotrzebowanie nań: arterie.spp@gmail.com . Ja też ich jeszcze fizycznie nie mam, ale podobno, jak gminna wieść niesie jest tam mój felieton o opodatkowaniu poezji.


W 12 numerze „Arterii” między innymi:

Poezja – Ewa Włodarska-Lorek, Dominik Piotr Żyburtowicz, Weronika Aleksandra Kosmala, Kajetan Herdyński, Klaudia Raczek, Tadeusz Zawadowski, Hanna Dikta, Justyna Fruzińska, Przemysław Witkowski, Mariusz Partyka, Anna A. Tomaszewska, Grzegorz Jędrek, Ewa Olejarz, Urszula Kulbacka, Marek Pacukiewicz, Rafał Krause, Jarosław Moser, Damian Kowal, Katariina Vuorinen (przekład).

Proza – Marek K. E. Baczewski, Paweł Rutkiewicz, Łukasz Gamrot, Grzegorz Janusz, Jadwiga Grabarz, Laura Lindstedt, Mario Farneti, Aina Bergroth, Jarkko Tontti, Katja Kettu (przekłady).

Eseje, felietony – Łukasz Jan Berezowski, Przemysław Owczarek, Marta Zdanowska, Maciej Topolski.

Ponadto – rysunki Piotra Pasiewicza, grafiki komputerowe Daniela Zagórskiego, reportaże Tadeusza Zawadowskiego i Magdaleny Pawlak, wywiady Przemysława Owczarka z Markiem Bieńczykiem i Łukasza Jana Berezowskiego z Mario Farneti.

Stałe rubryki – Co do joty (Jerzy Jarniewicz i Zdzisław Jaskuła), Maseczki (Paulina Ilska), Nóż w płycie (Piotr Gajda), Jeszcze zdarzają się wiersze (Robert Rutkowski), (A) tak na marginesie (Krzysztof Kleszcz), Piosenka (Andrzej Strąk), Łódź Konkretna, Prowincja Oświecona.

Recenzje autorstwa – Katarzyny Knapik-Gawin, Anny Czubrowskiej, Karoliny Van Laere, Magdaleny Nowickiej, Pauliny Ilskiej, Macieja Gierszewskiego.

Do czasopisma dołączona jest książka "Rdzenni mieszkańcy" o cokolwiek przerażającej okładce. Urszula Kulbacka to zwyciężczyni grudniowego Bierezina 2011.

niedziela, 22 lipca 2012

Paryskie impresje


1. Na Wieży Eiffla

Powiedział tata: „Śmiej się
To dadzą lajka na fejsie.
Mam śmiać się, żeby ktoś lukał?
Weź w głowę się popukaj.
Ojciec, oj idzie wściec się!”



















2. Na Montmartre

Z przedsionka na pokoje!
Gdzieś z tła. Na świat! Po to jest.
Ten sam, co kiedyś się śnił.
Od niego w prezencie pięć min.
wraz z dedykacją "twoje".












3. Przed grobem Juliusza Słowackiego na Cmentarzu Montmartre

Dziedzic! Jak miło. Ale po pierwsze:
grób pusty, drugie - pożółkły wiersze.
Pewnie mi trochę wklejasz bajer.
Wolałbyś Jima i "Light My Fire"
No, ale jesteś: więc dzięki najszczersze.






piątek, 13 lipca 2012

Że dom, że Stasiek


BULDOG – „Chrystus miasta”, 2010.

 Drugą płytę Buldoga, a pierwszą z nowym wokalistą - Tomaszem Kłaptoczem  odkryłem niedawno i pochłonęła mnie bez reszty. Funkcjonuje pogląd, że prawdziwy artysta śpiewa swoje teksty. Teraz wiem, że sięganie po poezję stanowi w nie mniejszy sposób o wielkości.

Wszystko zaczęło się od pomysłu Piotra Wieteski - lidera Buldoga, by wykorzystać teksty Juliana Tuwima, który dziś zbyt łatwo kojarzy się tylko z bajkami dla dzieci. Wcześniej Ewa Demarczyk wyśpiewując jego "Tomaszów" i "Grand Valse Brillante" przeszła do legendy polskiej muzyki, wcześniej Kłaptocz grając jeszcze w Akurat cudnie wyśpiewał tuwimowe "Do prostego człowieka". 
Pytanie czy to dobrze, że po dobre teksty poetyckie sięgają grupy rockowe, fascynując się Tuwimem, Stachurą czy Wojaczkiem, wydaje mi się retoryczne. To z takich fascynacji mogą urodzić się dzieła wyjątkowe. Poezja tylko zyskuje. Ja właśnie odkryłem, że teksty Tuwima nie tylko nie trącą myszką, ale jakby pisane były wczoraj...

Płyta zaczyna się dźwiękami znanymi z piosenki "IV RP". Ale gdy w utworze tytułowym wchodzi sekcja dęta (Kultowa w obu znaczeniach tego słowa) robi się klimat rockowego misterium. W dionizyjskim tańcu wszelakiej maści podejrzanych typów, zobaczyłem taniec ludzi z okładek gazet i programów tv. Były tam zbiry, łotry, wyrzutki, złodzieje, nożownicy. Niezła galeria osobliwości: starcy rozpustni, Rudy czerwony, drugi, bez nosa, pijus, szpicle, hycle.” Ech. „Tańczyli na moście. Tańczyli do rana.”; „Wzięli się za ręce / Przytupywali.” ; „Żarli. Pili. Tańczyli.” Wszyscy oni na widok Chrystusa „Patrzyli nań spode łba, / Ramionami wzruszali, / Spluwali.”
Drugi utwór to radiowy przebój. Choć pojawiają się tu generałowie, nie jest to bynajmniej tekst polityczny. Chodzi o rząd dusz. O to, by wszyscy wrażliwcy - „zamyśleni przechodnie” pozostali wolni i nie słuchali żadnych rozkazów.
Piosenka nr 3 „Nędza” wprowadza straszny smutek. Opisuje domy, w których wszystko jest obleśne i zgniłe. A z tych domów rozlega się... dziecięcy głos: „Tato kochany!”.
W "Prośbie" słowami Tuwima mamy się pogodzić z tym, że ludzie się różnią. Jedni niech sobie wygrywają, drudzy niech smętnie śpiewają. I tak jest dobrze.
 
"Kamienice", „Mieszkańcy” i „Ostry erotyk” to teksty takie, że odtąd Tuwimowi na Piotrkowskiej nie będę dotykał nosa, tylko całował stopy.  To "Palą zapałki / Czytają kartki / na drzwiach przybite. / Jeszcze nie tutaj! / Niosą i niosą / Schylone karki, / Ręce wiszące, / Serca walące.” – powstało z płaczu nad ludzką egzystencją i dźga prosto w serce.
Drugi tekst jest pełen złości na konsumpcjonizm i brak wyższych uczuć. Tak jak lubię tekst Kazika  „Konsument”, tak wybieram Tuwima! Parskam śmiechem przy „A patrząc - widzą wszystko o d d z i e l n i e: Że dom... że Stasiek... że koń... że drzewo...”. I tylko żal, że ta satyra nigdy się nie zestarzeje, niestety: „Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą, / Że deszcz, że drogo, że to, że tamto. / Trochę pochodzą, trochę posiedzą, / I wszystko widmo. I wszystko fantom.
Zaś „Ostry Erotyk” opowiada historię zdobywania kobiecego serca, wraz z pytaniem "Czy warto było?". Już wyobrażam sobie domek przy ulicy Małej w Tomaszowie i to: „Wierszami cię męczyłem, / Łamałem każde słowo, / Do krwi je w zębach gryzłem, / Dawałem rozgryzione, / Zgniecione, rozkrwawione, / Przebite każdym zmysłem: "Patrz!"  Tuwim pisał genialnie. To przecież zwykłe równoważniki zdań: „Nierozdrapane ściany, / Nieposzarpane łóżko, / Nierozwalony pięścią / Stół.” A tyle treści.

Wyróżniam jeszcze dwie piosenki: dwie ze słowami Barańczaka: „Tekst do wygrawerowania na nierdzewnej bransoletce, noszonej stale na przegubie na wypadek nagłego zaniku pamięci”  „Jeżeli coś cię boli: / - dobra wiadomość: żyjesz. / - zła wiadomość: ten ból czujesz wyłącznie ty. // To wszystko dookoła, / co cię szczelnie otacza / nie czując twego bólu, / jest to tak zwany świat.”  i żywiołowy, genialnie zaśpiewany „XI”, z frazą „Sąd będzie lecz nie teraz; tymczasem zaś przejdźmy stąd / od razu do świata rozrywki; / a potem - pogoda i sport,”,  do którego powstał żartobliwy teledysk.

Kłaptoczowy „To nie jest moja ziemia / To nie jest moje miejsce / Przeraża mnie ta chemia / Przeraża mnie szybkie zejście.” jest wg mnie ciut słabszy, podobnie jak nieco Doorsowy a la „Riders On The Storm” - „Deszcz jesienny” do słów Staffa (tym bardziej, że kończy się jakimiś dziwnymi dźwiękami z próby).

Powstała płyta, na której poezja i rock pięknie się łączą. Nie jest ważne, kto, co, komu bardziej zawdzięcza: Tuwim Buldogowi, Buldog Tuwimowi. Nie patrzmy na to oddzielnie, że dom, że Stasiek. Cieszmy się z dźwięków. Z tego, że poezja zdobywa nowych odbiorców, fanów muzyki. Że gdy spotyka nas coś dobrego, cmokając mówimy „poezja” i że dzieje się to m.in. dzięki takim płytom.

poniedziałek, 9 lipca 2012

Czekam na kopie w punkcie ksero

 
















RAFAŁ BARON "Listy do nienarodzonego dziecka", Stowarzyszenie Literackie im.K.K.Baczyńskiego, Łódź 2011.

Drgające piksele na monitorach, wabiący puls neonów, ruchome schody, sala kinowa z projektorem - to tło. Pierwszy plan to oczy mężczyzny. 
"Listy do nienarodzonego dziecka" to czterdzieści kilka stron onirycznej poezji o świadomości bycia ojcem. Tego nie opisze jeden wiersz. To bliska mi tematyka. Sam poświęciłem jej wiele linijek. U Barona odkryłem jej wielką intensywność. Sporo tu hipnotycznych, sennych obrazów, majaków, gdy po czole cieknie pot.
Autor rozmawia z jeszcze nienarodzonym synem. Nazywa go poczwarką, jętką, larwą, zbitką tkanek.
"Chłopiec z mgieł" jest odbiorcą jego wyznań, próśb, westchnień. Te rozmowy prowadzą autora do obłędu: "widzę cię jak biegniesz na środku prostej autostrady, wzdłuż ekranów przeciwdźwiękowych (...) jesteś wszędzie naraz. W lontach, zapalniczkach, w ogniu." Jest w nich strach, że posiadanie dziecka, coś zakończy, skaże na wieczne: "wypakowywanie płatków śniadaniowych albo zgrzewek wody mineralnej", że oznacza rezygnację z siebie "Mogę znaczyć cokolwiek, być chłopcem z plakatu, przezroczystym kimś w tłumie". Wiele razy obsesyjnie pojawia się krew.
Ale wszystko zmierza do uspokojenia: "wydruk USG twoja pierwsza księga wyjścia. Ktoś nas odczyta, bo wszystko ma znaczenie."; "Usłyszysz głos i zakiełkują permutacje słów: Nazwy. Nazwy.", do zrozumienia, że oto dane mu jest coś niezwykłego - bycie stwórcą. To doznanie staje się mocniejsze niż  dotychczasowa - nagle jałowa egzystencja: "w bocznych lusterkach samochodów, w pamięci dworcowych kamer / zostanie skóra namokniętego miasta".

Jest tu sporo zostających w pamięci poetyckich fraz: wiersz z funkcją "rewind" ("Pętla"), wiersz zbudowany z apostrof ("Kim jesteś"), przejmujący smutek ("List o bracie"). Możliwe, że jest to książka dla kogoś kto chce się pozbyć strachu przed rolą ojca. Ja uświadomiłem sobie mocniej jej niezwykłość.

Surrealne wizje Barona: "Zstępujesz, zsuwasz się powoli w już kupione ubrania. (...) słowa zwabią cię do królestwa znaczeń.", "przez podwójną gardę skóry, zamiast mew na mętnym niebie dryfowały oblodzone echosondy." to interesujący zapis tego, co pojawia się w głowie dotąd twardo stąpającego po ziemi, gdy uświadamia sobie, że "czeka na kopie w punkcie ksero".

niedziela, 8 lipca 2012

Nagroda Orfeusz dla Krzysztofa Karaska

Na zdjęciu: Ewa Lipska wręcza Krzysztofowi Karaskowi nagrodę. Fot. Ł. Borkowski ,


7 lipca 2012 w Leśniczówce Pranie odbyło się uroczyste wręczenie Nagrody Orfeusz. Otrzymał ją Krzysztof Karasek za tom "Wiatrołomy". W ścisłym finale były też książki Przemysława Dakowicza, Wojciecha Kudyby, Jacka Łukasiewicza i Janusza Stycznia.
Decyzję podjęło jury w składzie: Jan Stolarczyk (przewodniczący), Tomasz Burek, Krzysztof Kuczkowski, Ewa Lipska i Feliks Netz.


piątek, 6 lipca 2012

W nogach. eMporajd. Łódź - Tum


EMPORAJD: Łódź Łagiewniki - Tum - Zamek w Łęczycy 30 czerwca 2012.

"Waga słów jest wprost propocjonalna, do drogi przebytej przed ich wypowiedzeniem, / Więc zanim coś powiesz lub napiszesz, przejdź się albo przebiegnij." - napisał Piotr Grobliński w odpowiedzi na pytanie "po co iść?".

Byłem wśród szesnastu osób, które wyruszyły w ok. czterdziestokilometrową drogę. Najpierw posłuchaliśmy Bacha w Klasztorze w Łagiewnikach (w wykonaniu Dariusza Szankina). Potem już ostro do przodu wśród łąk, po drogach leśnych, polnych i asfaltowych. Nad autostradą.
Z przerwą na wizytę w pracowni artysty prof. Andrzeja Mariana Bartczaka. Do celu. Aż wyłonił się Tum. Tam koncert zespołu iBaroque Minimum - na dwie wiolonczele i klawesyn. Potem jeszcze czytanie wierszy na Zamku w Łęczycy (Jola Sowińska-Gogacz, Krzysztof Kleszcz, Piotr Grobliński) i nocleg na wieży.

A potem napisałem wiersz:

W nogach

Ludzie wciąż pytają o przeliczniki.
Od chłodu kalkulacji tylko krok do trupa.
Ratuj się zapamiętaniem w drodze,
zapomnieniem siebie. To później przechodzi

na struny, włazi w zdania. Wiedz, cienie wycięto.
Przetłumacz skwar na ból łydek, opuchliznę ciała.
Możesz wyprzedzić to, co płynie powoli,
mieć w nogach pewność, że zza horyzontu

wieża wzejdzie.