niedziela, 16 września 2012

Spotkanie z Kacprem Płusą w ŁDK

Łódzki Dom Kultury zaprasza na promocję nowej książki Wydawnictwa Kwadratura - debiutanckiego tomu Kacpra Płusy "Ze skraju i ze światła".
Spotkanie odbędzie się we czwartek 20 września o godzinie 18.00
W spotkaniu promocyjnym weźmie też udział autor obrazów ilustrujących książkę - Andrzej Fydrych.


O książce Kacpra interesująco pisze Maciej Melecki: 

CIĘCIA I STANY ZAPALNE

Zachwyt nad debiutanckim tomem młodszego kolegi bywa głębokim ukłonem przed poezją formalnie i językowo obcą, jednak w przypadku wodowania książki Kacpra Płusy zachwyt nad jego wierszami jest właściwie mocno gorzki, gdyż trudno znaleźć w sobie nieskażone, czyste emocje. Dlaczego? Otóż poezja Kacpra Płusy suto czerpie z marnego czasu, w jakim młodemu poecie przyszło żyć. Z jego rud dobywa na tyle sporo językowych wrażeń, że treść jego wiersza obfituje w rozległe tonacje negatywnych ujęć nie tylko samego czasu, ale i tego, co w jego trybach się wydarza.

Przepływ mikroświata w wierszach debiutanta jest niezwykle wartki. Płusa sytuuje się w oku cyklonu, z którego namierza wietrzne i płynne kształty za pośrednictwem zbiegów okoliczności językowych ujęć. Surowe płótno jawy, którym jest wyściełany każdy wiersz z tego tomu, nie dość, że jest odczuwalnie bardzo szorstkie, to jeszcze staje się lotnym tłem dla każdego ruchu czy gestu bohatera tych wierszy – tropiciela sensu w świecie podejrzewanym coraz bardziej o jego brak. Upór w wynajdywaniu coraz to nowych ścieżek, stwarzających szanse na odkrycie jakiejś logiki w rzeczywistości narzuconej, niewątpliwie jest godny podziwu. Autor nie stroni od poetyckich przerzutni, mających przenosić go w wymiary gnieżdżące sens, kłując coraz to nowe przestrzenie, w których lęgną się obrazki amorficznych wizji, wyławianych z potoku codziennych zdarzeń, spiętrzeń mowy, przywidzeń i realnych nakłuć. Jesteśmy tedy świadkami dociekań nad naturą raptownego rozpadu.

Życie – postrzegane oczami autora – nieustannie lawiruje na cienkiej granicy rzekomych, twardych gruntów, jakie tworzy materialny jego wymiar; granicy, za którą rozpościera się grząska połać zmierzającego w stronę zaniku wymiaru codziennych potknięć, porażek i wahnięć, ulokowanego właśnie – jak sugeruje tytuł tomu – na skraju światła. Skraj staje się tutaj gromką

zapowiedzią owego – czyhającego nieustanie – zaniku. Przed wchłonięciem w jego niezgłębialne wiry może jedynie chronić eskalująca samoświadomość językowych ujęć, zaklinających narastający strach czy eksponowaną niepewność:

obrazy jak wina fermentują w ciemni. przetworzone, skruszone
w hologram. nocą rozrastają się na skórze skwerów w domy
i latarnie – cięcia i stany zapalne.

idą za mną aż do kresu przecznicy zardzewiałym wiaduktem.
wyżej nie podskoczysz. chyba że jesteś iskrą wyrzuconą z trakcji.
rano choremu miastu słońce stawia na plecach bańki. do szczelin i studzienek


wpływa rynsztok gęsty jak rtęć. światło odbija się od szkła.
stoję na moście, kręcę w palcach drucik okularów – mój zapalnik.
pod stopami jak psy kładą się regularne pasma, modlitwy morsem, żar-live.

("tren dla żarówek stuwatowych")

Jest to poezja widzeń ukośnych, zerknięć z boku lub spojrzeń w otchłań przyszłości. Imaginacja służy jej bardzo konkretnie – chodzi o wydobycie takich kadrów, na których jest jasno zarysowana sytuacja czy stan, ale nie możnaw żaden sposób ustalić, jaką ma to postać, jaki dokładny wygląd: (…) jestem kornikiem/ i chcę się zestarzeć, drżąc w próchnie. gnić z głodu wpatrzony w dno słoja./ mężczyzna, który przy starych kapliczkach próbuje posklejać confetti, to ja. Nie ma w niej tedy miejsca na puste fragmenty, przerwy, na lekturowy oddech, wiersz Płusy bowiem to komunikat gęsty od semantycznych splotów, epifanii nieunikających sensotwórczych tropień bezsensu, halucynacji okazujących się niezwykle trzeźwym opisem stanu rzeczy. Jesteśmy więc świadkami poetyckiej przeprawy przez knieje i bagniska na poły rojonych (więc zapalnych), na poły odbieranych racjonalnie (czyli… ciętych) sytuacji czy zdarzeń. Płusa kadruje poszczególne stany tak, żeby móc je sprasować i stopić w jeden – wielce sugestywny – brykiet; by powstała z danego wiersza kość niezgody, która mogłaby stanąć w lekturowym przełyku.

Dzięki temu wszystkiemu zrodził się bardzo mocny – jeśli chodzi o wydźwięk treści – debiutancki tom wierszy. Jego lektura na pewno zostawia po sobie głębokie ślady zakamarków, światów i zaświatów, szczelin i rozpadlin, jakie wytworzył poetycki język autora, i zostawia nas z przekonaniem, że wieczna konfrontacja z magmą tego i tamtego świata, dzięki tak wielorodnym wierszom, niekoniecznie musi się skończyć zastygnięciem.

(za Reymont.pl)



piątek, 14 września 2012

Różdżkarz i złodziej duszy

THE WALKABOUTS "Travels in the Dustland", 2011

W The Walkabouts najbardziej interesujące jest uzupełnianie się dwóch głosów: Chrisa i Carli. Gdy śpiewa Chris czuć ten sam żar, co u Marka Lanegana. Skojarzenia prowadzą do Screaming Trees - do przepięknej płyty "Dust". Carla zaś to uspokojenie, dostojeństwo.

Przy pierwszej piosence widzę bezkres. Błękit nieba, upiorny skwar  i tylko mazy cirrusów nad spękaną ziemią. "Nie padało dużo / tu w tym roku". I w tym ulepionym z kurzu krajobrazie, kobieta śpiewa o swoim różdżkarzu. ("My Diviner").
W "The Dustland"  Chris straszy krainą kurzu, którą dobrze zna, i której się spodziewa.  Gablota mota na opony wstęgę szos i jakiś pustynny krajobraz w lusterku wstecznym. Piękne smyki i jeszcze trąbka. Męska muzyka.
Numer trzy to mój faworyt, absolutnie niezwykła, piosenka o złodzieju duszy. O obsesji, która każe spadać w dół jak potok. "If I lose / Then let me loose / And if win / I'll roll them dice again". ("The Soul Thief"). A potem znów Carla. W "They Are Not Like Us" jest pustynia, ciernie i kości. Patos.
Albo przeczucie kary. ("Thin Of The Air"). Świetny "The Rainmaker's Blues" przypomina miłosne pieśni Cave'a na "Let Love In". Prosty mocny beat i oczekiwanie na deszcz, na krew z naszej krwi.
Ja ogień, ty woda. Zatem śpiewane przez Carlę "Every River Will Burn" jest o pogodzeniu się z losem: "Każda dolina wyschnie.", a żywsze - męskie ("No Rhyme, No Reason") jest o ogniu, który rośnie, o skorpionie, który kłuje siebie, gdy otacza go płomień.
I znów łagodnie, prawie jak kołysanka ("Wild Sky Revelry") pod dzikim niebem, z pęcherzami na dłoniach. No i finał płyty, o tym, by ruszyć z miejsca, zafundować sobie długą przejażdżkę, zobaczyć dobro. ("Long Drive In A Slow Machine"). Na bis dostajemy wykonane w duecie "Horizon Fade". Spokojne, pewne siebie.




niedziela, 9 września 2012

Gwałtu rety olaboga rozśmieszylim pedagoga

Koncert PIOTRA BUKARTYKA; KLUB NAUCZYCIELA; ŁÓDŹ 7.09.2012

Nie mogłem odmówić sobie przyjemności zobaczenia na żywo człowieka, którego teksty od paru miesięcy nucę. W tym specyficznym miejscu szczególnie pięknie zabrzmiał "Sznurek" czyli song o przyłapaniu na paleniu przez nauczyciela wos-u ("zjarał nam całego blanta / nogi z waty twarz mutanta / gwałtu rety olaboga otruliśmy pedagoga" ).

Podobała mi się celność satyry (rozłożyło mnie na łopatki szczególnie: "wino proste musi być, żeby naród je zrozumiał"). Smakowała goryczka ruskiej musztardy, o tym jak "chłop i baba wciąż się żrą". Zostaną mi w głowie opowieści artysty o jego babci, która z młodzieżowych zespołów to najlepiej lubiła Śląsk i Mazowsze, czy o wyglądzie domu mechanika samochodowego ("lśniące słoneczko z potłuczonych talerzy").

Były hity: "Kobiety jak te kwiaty", "Niestety trzeba mieć ambicję", "Tak jest i już", "Małgocha". Bukartykowi Bóg dał talent kpiarza. Frazy z jego piosenek kłują jak szpile, albo zmuszają do śmiechu. Często jedno i drugie. Niejednemu obecnemu na sali został już tylko śmiech.

Bankier tłusty jak knur, co ma złota pełen wór
Dał ci grosz, a chcę trzy i w żywe oczy z ciebie drwi
Bo czy dobrze, czy źle, to jemu musi zgadzać się
A ty płać, bo to wstyd, w końcu podpisałeś kwit




sobota, 8 września 2012

Cała Polska czyta Pana Tadeusza



Cała Polska czyta Pana Tadeusza

Okoliczności są poetyckie bardzo.
Poezja, te, jak im tam - wierszyki!
Sam lubię napisać coś do rymu,
jak Szymborska, poetka, choć ona nie żyje.

Albo Tuwim, choć ja na liryce się nie znam.
Odfajkujmy: był rok Miłosza, będzie Dzień Tadeusza,
Pana. Bo przecież: "Kochajmy się!" to takie uniwersalne.
W złych czasach dla biur podróży i dla linii lotniczych,

wiem, wam też nie jest lekko, poeci! Choć piękna wokół tyle,
trzęsących się gałązek, bohaterów, co nie mają z kim przegrać.
Policzki dla was wzdymam, bawoli róg chwytam -
tyle mogę zrobić. Tu przerwał. I weszły reklamy.

środa, 22 sierpnia 2012

PO-datki, podatki

"ARTERIE" nr 12 ; Felieton "(A)TAK NA MARGINESIE"; Krzysztof Kleszcz


Ktoś zbyt głośno powiedział, że poezja jest niedofinansowana. Odezwał się, że czasopisma kulturalne mają pod górkę, że poezja to dobro ogólnonarodowe, że Norwid, że Litwo Ojczyzno moja!

Może w Ministerstwie ktoś się przesłyszał, może zrozumiał, że przeinwestowana? Czasem tak bywa. Z Szymborskiej robi się Czymborska, bywa, że i Wisłocka. W każdym razie bez konsulatacji społecznych, nagle, wśród fleszy, wśród dziennikarzy zagranicznych, Ministerstwo wyliczyło i przemówiło:

O roku ów! Wkrótce setki milijonów Europejczyków zasiądą przed telewizorami z kuflami i chipsami. Rozwiną szaliki. Setki milijonów ubierze się w barwy narodowe. Będą wypowiadać nazwę swojego państwa, dzieląc ją uprzednio na sylaby! I zgryzać będą orzeszki, i hymn będą śpiewać, że o piosence Freddiego nie wspomnę.
To wszystko kosztuje: prawa autorskie dla Queen, trawa z Holandii, nowe adidasy dla pani Minister. Doszły nas słuchy, że są osoby, których nie interesuje jakim systemem zagramy 4-4-2 czy 4-3-3. Tak! Są osoby, które w czasie nadawania na platformach cyfrowych programów o naszych Orłach, liczą sylaby w wersach, dłubią we frazach. Przenoszą. Przerzucają. Metafory lepią! Zatem zarządzam, co następuje. Sytuacja jest jaka jest, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Jest dużo bieżących wydatków, a z naszych informacji wynika, że rocznie ukazuje się ponad setka książek poetyckich. Recesja, PKB słabo rośnie, potrzebna ściepa na Grecję. Wy poeci to zrozumiecie, w końcu Grecja to ojczyzna poezji. Zatem:

Okłada się dodatkowym podatkiem:
- wiersze o tematyce patriotycznej,
co nam pozwoli zbudować pół metra autostrady koło Gdańska i zadbać o programy publicystyczne w telewizji TVN 24, 25 i 26,
- podatek od słowa Bóg,
co pozwoli sfinansować Wydawnictwo Krytyki Politycznej,
- wiersze z motywem śmierci,
co dofinansuje nam reformę emerytalną.

Równocześnie wprowadza się:
- podatek od tematyki homoseksualnej w polskiej poezji,
co pozwoli nam sfinansować tzw. becikowe,
- podatek od wierszy z wulgaryzmami i wierszy o fekaliach,
co pozwoli nam sfinansować kilkadziesiąt Toi Toi-ów na skrzyżowaniu autostrad w Strykowie,
- wiersze z motywem trzęsących się gałązek na wietrze,
co zwiększy nam rezerwę na ewentualne szkody spowodowane trąbami powietrznymi,
- podatek od przerzutni,
co pozwoli dofinansować budżet straży granicznej,
- podatek od poezji rustykalnej,
co zasili kasę naszego koalicjanta,
- podatek od poezji miłosnej,
z którego pieniądze przeznaczy się na szkolenia z wychowania do życia w rodzinie i promocję antykoncepcji,
- podatek od metafor,
wpływy pójdą na emeryturę dla Lecha Wałęsy,
- podatek od haiku,
na origami do przedszkoli, kursy jujitsu, albo i na sushi.

Konkursy poetyckie wstrzymujemy – potrzebujemy pieniędzy na wapno do rysowania linii na Orlikach. Turnieje Jednego Wiersza – zamieniamy na turnieje żonglowania piłką, poetyckie slamy na turnieje gry w FIFA-2012 na Playstation. W ogóle poeci, nie piszcie tyle. Nie ma pieniędzy, paliwo drożeje, a wam się wieczorów autorskich zachciewa. Piszcie wolniej, poprawiajcie, skreślajcie. Myślcie nad tym, co piszecie. Więcej niech w tym będzie rozwagi, więcej... pozytywizmu.

Krytycy, zamiast o książkach poetyckich, piszcie relacje z meczów. Poeci, zamiast metafor uczcie się dryblingu, zamiast puent - strzałów piętą. Zamiast jedenastozgłoskowców, strzelajcie jedenastki, zamiast trzynastozgłoskowców, wznoście toasty Panem Tadeuszem (akcyza zasili fundusz stypendialny dla młodych talentów sportowych).

W ogóle to każdy poeta chcąc coś opublikować, niech wypełni druk P-2012, w którym napisze, do czego ten wiersz jest mu naprawdę potrzebny.

wtorek, 21 sierpnia 2012

Recenzja "Przecieków" w Salonie Literackim

"Rzeczywiście, cieknie nieustannie. Woda obecna jest niemal w każdym wierszu, przyjmuje więcej postaci niż można by się spodziewać. Jest nie tylko w lodzie, ale i w błocie, pianie na plaży, pojawia się w jej kontekście „infrastruktura” - mosty, klify, wodorosty, znajdziemy oczka wodne i kałuże. W końcu (a właściwie na początku, już w motcie) - potop.
Woda ma dwa zastosowania na użytek książki. Pierwsze - jest nośnikiem informacji. Przecieki to informacje, których nie dałoby się zdobyć, gdyby ktoś ich nie „wysypał”, albo brnąc w symbolikę wierszy - nie wylał, nie wysączył. Należy się więc spodziewać jakiejś wyjawionej tajemnicy."

- tak rozpoczyna recenzję mojej książki Sławomir Płatek na stronie "Salonu Literackiego". Zachęcam do przeczytania. Tutaj całość. 


poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Leżysz, oddychasz i piszesz


DARIUSZ ADAMOWSKI "Gub, trać, porzucaj", Mamiko, Nowa Ruda 2012.



Trzecia książka Adamowskiego zwraca uwagę minimalistyczną oprawą graficzną. Kod kreskowy rozciągnięty jak na kartonie mleka z Kauflandu. Wewnątrz: tytuły pisane czcionką MaszynaAEG i jeszcze numery stron: czasem poprzewracane, potłuczone, powiększone, powtórzone. Buddyjskie odwołania, mudry, mantry. Podróż do Indii.
Żaden ze mnie buddysta, ale nieobca mi medytacja nad czystą kartką, klęska z powodu braku wiersza i "wiara w jutrzejsze wcielenie". Nieobce mi też wyzbycie się "chcieć/mieć". "Nie chcę tego, czego nie mam" - zatem jestem idealnym odbiorcą.

Mogę podziwiać buddyjską pokorę. I to powracające słowo: nic. Tak jak we frazie z poprzedniego tomu: "Większy niż hymny - Bezdruk, Niewydany. Jest tu od zawsze, przemawia spod wierszy (...)" (Ekran). Przypominam sobie "Adamowo": książeczkę z SLKKB: "uczę się języka / nieistniejącego / kraju: doskonały / opis stanu ducha" ("Tybetański dla początkujących"). Zaglądam do "Skraju": "Chmura wpłynęła we mnie", "Upraszczaj, upraszczaj!".

Perfekcyjny jest sonet, który dał tytuł nowej książce. O tym, żeby dać siebie, by "pisać prędzej", zostawiać ślady. Jest tam o "drobnej strużce DNA", gubieniu włosów, naskórka, plamce krwi, ale to piękne wezwanie do aktywności, na pohybel mrukom i zamartwiaczom. Bardzo dobry jest wiersz "Pętle" - o śmierci psa: "Czy zrozumiał, że wszyscy drepczemy w kółko, aż do ostatniego nawrotu? "
Po Rymkiewiczowsku zabrzmiała mi "Wielkanoc" - z opisem ogrodu. Wyraziste "odczytanie świata": "Ścieżka była tak mocno wydeptana, że brnąłem w niej / po kolana. Po pas.", świata, w którym tyle "marnacji": "nie będzie wina, aromatycznych powideł."

Sporo tu pogodzenia się z przemijaniem, losem: "Mój ruch jest pozorny, pozorowany przez wieki. Podążam, lecz nigdy nie nadchodzę. Ostrzegam, ale nikt nie drży" (Oko/Pełnia) Sporo interesujących wizji: "Natchnienie jest jak oddech na mrozie. Dusza ptaka / odlatująca do zimnych krajów." (Bajka). Jesteśmy w innej strefie czasowej: Góra Fudżi patrzy, Indus jest dłutem, rozwieszone są modlitewne flagi.

Pięknie jest tam, gdzie rządzi wyobraźnia i metafora: „Jestem morzem. Szepczę wam do ucha / zagadki drugich brzegów, a potem rozbijam się / o skały na waszych oczach.” (Pocztówka z Tunezji). Siłą tych wierszy bywa aliteracja: "są ekstremalne szczęścia i ekskrementy" (Tao?). Majstersztykiem zdaje mi się wiersz "Brzeg" (z odniesieniem do miasta Brzeg, gdzie Adamowski miał wieczór autorski) : "Czy je / steśmy sami? Czy samotność je z nami? Czy czy / tany wiersz odbija się czkawką i tworzy świat / za każdym razem (...)"

Wracam do wierszy z tej książki z przyjemnością. Oglądam to, co autor przywiózł ze Wschodu. Gdy pisze: „nie będzie prawdziwych podróży / w twoim długim życiu. Pozostanie ci zmiana / tapet i wykładzin. Obrazy w głowie, obrazy / na ścianach.”(Nie będzie), szukam plecaka i map. Gdy czytam: „Przychodzisz, ale jeszcze cię nie ma.”(Strażnik) parzę kolejną kawę, by się naprawdę pojawić. No i pozbywam się ciśnienia: „Zanim pierwszy raz zmrużysz oczy, by dalej śnić, panuje lato, jedyny smak. // Leżysz, oddychasz i piszesz po to, żeby nic.”

piątek, 17 sierpnia 2012

Ogłuszanie dobrym słowem

LUXTORPEDA "Robaki", 2012.

Luxtorpeda pędzi. Zdobyła szczyt Listy Przebojów Programu Trzeciego. A oprócz "Wilków dwóch" jest jeszcze "Hymn" o podobnym potencjale. Dawka melodyjnego łojenia i hałas – to jedno, ale to co się podoba w zespole Litzy i spółki, to teksty, które celnie dźgają sumienie.
Pierwsza płyta sprzed roku zdobyła popularność i przyniosła naprawdę wielki przebój. Jego siłą był właśnie tekst. "Wiem, że do mnie mówisz / wiem i wszystko słyszę / nie mogę odpowiedzieć / przy drodze drzewa liczę" - ta i inne frazy celnie opisywały problem jaki mężczyźni mają z przekazywaniem uczuć. Przymulony, skryty, wpatrzony w nic – facet,  wyznaje, że kocha na swój sposób. Wyrwane z kontekstu frazy pasowały też do wyznania miłości do Boga, której współczesny cynik wstydzi się okazać.
Przyznam, że nie spodziewałem się, że "Robaki" udźwigną sukces zespołu. Tych wszystkich zasłużonych Fryderyków, nagród "Teraz Rocka" etc. A tu udało się. I znów można ogłuszyć się dobrym słowem.

"Pies Darwina" z refrenem "Nie, nie wierzę, nie!" to doskonała rzecz do kontestowania żałosnych mediów, które karmią chłamem. Polecam każdemu, kto ma kłopoty z asertywnością. Śpiewasz melodyjny refren, i z bani! Gnieciesz gazetę. Czerwony guzik na pilocie. Drzesz ulotkę. Wyłączasz radio.
Dedykowana tym, którzy się poddają niełatwej rzeczywistości, jest „Seratonina”: "wysypało się ze mnie, nic nie zostało"; "Labirynt w ogrodzie jak mój mózg żywopłot - wrak". Dla wszystkich pogubionych -nadzieja w siedmiokrotnie powtarzanej frazie.
Wściekle melodyjna „Amnestia” opisuje niekończącą się walkę duchową.
Piosenką, która może nawracać na dobra drogę są „Wilki dwa”: "Wiara i miłość nad wszystko / reszta to proch i pył."
Potem jest "Tu i teraz" z tekstem wyjętym z ust całemu pokoleniu: "Boję się przyszłości, boję odpowiedzialności swojej / Boję się o jutro, brak pieniędzy będzie boleć / Lękam się choroby, śmierci i nieszczęścia / Lękam się o raty, kredyty, opłaty. Klękam".
A dalej jeszcze ostrzej: o tych wszystkich, którzy na ludzkim strachu ugrywają swoje apanaże. "Mowa trawa z prawa / Mowa trawa z lewa / Murawa się rozrasta kiedy się podlewa."; "Mowa oszusta - groch i kapusta, / A przez otwarte na oścież usta, / Widać, że głowa jest pusta... / Pusta!". W tym tekście jest sporo humoru - polityk ma "mięso z tatara między zębami" i "wczorajsze gacie". Szkoda, że te riffy i śmiech to wszystko, co można zrobić. Niedługo kolejne wybory.
Mój ulubiony utwór: "Gimli" kontynuuje temat piosenki "Od zera" z pierwszej płyty. W iluż związkach panuje zima stulecia? "We własnym domu jestem pokonany. / Wzrokiem uciekasz, w drzwiach się mijamy." Na koniec pojawia się tu jedyne uspokojenie na tym albumie. Jaką szansę mają pokłóceni na wieki?
Po brutalnym "Raus": "Precz stąd, weź to co twoje i znikaj / Nie będziesz tu krzyczał, tam jest ulica", dostajemy żartobliwe zaśpiewane jajcarskim głosem "Aj lowe ju!" w „Tajnych znakach”. Tego trzeba posłuchać i narysować takie serce z ketchupu.
"Fanatycy" są pełne smutnych obserwacji rzeczywistości: "Niewinnego zabijają typy pobożne, / Ubogiego okradają typy wielmożne."; "Chcą byś słuchał w milczeniu i nie ufał sumieniu."
"Robaki" - oferują nam obietnicę równości po śmierci. To jedyny utwór, który mnie nie przekonuje tekstowo. Może dlatego, że następny jest potężny: "Wiara, siła, męstwo/ To nasze zwycięstwo". Gdyby piłkarze na Euro słuchali Luxtorpedy, zamiast jarzębinowego „Koko” śmialiby się później w głos jak Tomasz Majewski owinięty flagą. "W każdym moim zwycięstwie jest pot i krew poświęceń / chcę ubrudzić ręce by wybudować szczęście / ubrudzić ręce by wybudować szczęście." Kto wie, może jeszcze nie jest za późno? Niech Fornalik podrzuci im płyty: „Nie czas wątpić gdy się wali / silniejsza ma być wiara, / a przeciwności z bara rozwalać jak taran”.
Na koniec KazikoNaŻywo-podobny (coś jak „Las Machinas De La Muerte”) „Gdzie ty jesteś?” - dobra coda z podniosłą żeńską wokalizą a la Ofra Haza. Histeryczne wołanie „Gdzie jest Bóg?” wobec nieszczęść.

Pomysł zestawienia gadek i krzyku stał się znakiem firmowym zespołu. W jednej linii na scenie: Litza, Drężmak, Kmieta i Krzyżyk oraz Hans serwują naprawdę niezłe porcje czadu. Jedni się zlękną, dla drugich będą to słowa drogowskazy, do wkrzyczenia w życie. Ja "jestem drugi!”

wtorek, 7 sierpnia 2012

Cudne manowce

BABU KRÓL, „Sted”; Duży Pies, 2012


Jak nigdy złoszczą mnie okładki „Teraz Rocka”: Slash, Sabaton, Linkin Park, The Offspring. Wszystkie w czasie, gdy rządzi ktoś zupełnie inny: Babu Król! Że nie jest to zespół stadionowy? Że nawet na Offie zagrali w namiocie, zamiast na głównej scenie? Ale czy o długość koncertowej flagi tu chodzi? Czy tylko ja mam tak, że gdy włączę Coldplay po Babu Królu, to królowa Barbadosu zaczyna mu czyścić buty? Chciałbym, by redakcja "TR" wskazywała najlepszych, a nie najstarszych.

Edward Stachura, poeta-przeklęty, kojarzył się dotąd z harcerskimi klimatami, SDM itp. Przepis więc był taki: usunąć zmechacenia z wyciągniętego swetra. Do akustycznej gitary doinstalować wzmacniacz i sampler. Przydatny będzie saksofon. Wziąć power Jacka White’a, beaty Becka, doprawić do smaku np. harmonijką pod The The.

Tej płyty nie byłoby bez wokalnego kunsztu Budynia. To co wyczynia np. w „Jak” (gdy śpiewa: „pudowy kamień, pudowy kamień ja na nim stanę, / on na mnie stanie, on na mnie stanie, spod niego wstanę”), albo w „Co noc”, czy jego szalone wokalizy w „Nie brookliński most” - można nazwać tylko mistrzostwem.
To niezwykłe, że te piosenki wycisnęły z wierszy, które żółkły po bibliotekach, tak świeży sok!
Słucham od paru miesięcy. Gadam Stachurą, śpiewam Budyniem. Odczytałem aferę taśmową w PSL słowami: „Kolędnicy wchodzą w kufle złotego piwa i zębami w uda żałoczne.” Nie ma tu słabych piosenek, zatem po kolei:

W dwóch pierwszych Babu Król podkłada ładunki wybuchowe. Jest cokolwiek erotycznie:
„Przyjdź do mnie jawnogrzesznico” i „ty się pochyl róża – bóg”.

„Boska akademia” jest genialna. Tylko głuchy nie zaśpiewa „Tylko dlaczego tak jest, o bogowie?” wyginając śmiało ciało. "Westalka życia praktycznego" zabija nas, gdy z koszykiem na kółkach przemierzamy kolejne świątynie. „A przecież dla mnie akademia, to są wiatry cztery glorie ponad inne narzeczone”! No właśnie!

Plumkaniem rybek w oczku wodnym zaczyna się „Nachylcie plecy wasze”. Używając ciężkich metafor: „rozdętych nozdrzy południa”, czy „mosiężnych sztab mej tęsknoty” Stachura opisał tu niemożliwość osiągnięcia szczęścia.

Za to „Jak” zachwyca się tym, że udręki życia, „suchy szloch w dżdżystą noc” dodają życiu prawdziwego sensu. Od banału wygodnego życia lepsze są „cudne manowce” wędrowania.
Kolejny żywy, funkowy utwór przynosi piękną maksymę: „Nie brookliński most / Ale przemienić / W jasny, nowy dzień / Najsmutniejszą noc - / To jest dopiero coś!”. Utwór przemienia się w prawdziwe wokalne wariactwo, złamane ironią: „Będziemy smucić się starannie / Będziemy szaleć nienagannie / Będziemy naprzód nieprzestanie / Ku polanie”.

„Człowiek człowiekowi” to punkowy czad. Chyba najbardziej znane stachurowe credo: „Człowiek człowiekowi wilkiem / Lecz ty się nie daj zwilczyć / Człowiek człowiekowi bliźnim / Z bliźnim się możesz zabliźnić”

Opis ustawki niesie kowbojska „Bójka w L.”. Tak jak Schulz zachwycał się bujnością ogrodu, Stachura cmoka na widok rozróby: „W samo południe na nieparyskim bruku / W lipca leniwy dzień, / W słoncu słodkim jak sen; / Pod niezmierzonym spokojem ogromu błekitu / Płynęła młoda krew!”

Kto jest nadawcą „Niemowy”? Kobieta, do której nie trafiają słowa mężczyzny? Świat, który nie chce poezji? „Wagony słów! Węglarki słów! (..) I wszystko w próżnię, w próżnię"?.
Zaniemówić jak stachurowy „Niemowa” można na wszystko - na osiągnięcia naszych polityków, sportowców, na to jak prezentowane są wiadomości w telewizji, na czasopisma, w których nie ma miejsca na kulturę: relację z koncertów, premiery płyt, książek, a jest miejsce na pierdoły - ubijanie masła, przepisy na zupę...

„Kompozycja” to sama radość! Świetny pomysł z tym lalalalalalala. Stachura nazmyślał tu zdrowo. „Owoce i niebo dojrzewały nisko”. Cud-miód song.

“Co noc” to klasyka. Szczury i piszczałki nóg, paznokcie zgryzione do krwi. Czy Stachura opisuje tu bezrobotnych, którym opowiada się o triumfie strefy Euro?

Ale nic to. Puentą jest optymizm. Siła witalna, boska. Żyj! Wsiadaj do Białej Lokomotywy. To „Żywa zjawa, istny cud, pośród pustych marnych wierszy”.
Płyta roku, płyta życia, ech!

Nowe Arterie z książką Urszuli Kulbackiej

Że są już nowe "Arterie". Nie to, że w "Empiku" (to zdarzyć się ma we wrześniu), ale na mejla można wysłać zapotrzebowanie nań: arterie.spp@gmail.com . Ja też ich jeszcze fizycznie nie mam, ale podobno, jak gminna wieść niesie jest tam mój felieton o opodatkowaniu poezji.


W 12 numerze „Arterii” między innymi:

Poezja – Ewa Włodarska-Lorek, Dominik Piotr Żyburtowicz, Weronika Aleksandra Kosmala, Kajetan Herdyński, Klaudia Raczek, Tadeusz Zawadowski, Hanna Dikta, Justyna Fruzińska, Przemysław Witkowski, Mariusz Partyka, Anna A. Tomaszewska, Grzegorz Jędrek, Ewa Olejarz, Urszula Kulbacka, Marek Pacukiewicz, Rafał Krause, Jarosław Moser, Damian Kowal, Katariina Vuorinen (przekład).

Proza – Marek K. E. Baczewski, Paweł Rutkiewicz, Łukasz Gamrot, Grzegorz Janusz, Jadwiga Grabarz, Laura Lindstedt, Mario Farneti, Aina Bergroth, Jarkko Tontti, Katja Kettu (przekłady).

Eseje, felietony – Łukasz Jan Berezowski, Przemysław Owczarek, Marta Zdanowska, Maciej Topolski.

Ponadto – rysunki Piotra Pasiewicza, grafiki komputerowe Daniela Zagórskiego, reportaże Tadeusza Zawadowskiego i Magdaleny Pawlak, wywiady Przemysława Owczarka z Markiem Bieńczykiem i Łukasza Jana Berezowskiego z Mario Farneti.

Stałe rubryki – Co do joty (Jerzy Jarniewicz i Zdzisław Jaskuła), Maseczki (Paulina Ilska), Nóż w płycie (Piotr Gajda), Jeszcze zdarzają się wiersze (Robert Rutkowski), (A) tak na marginesie (Krzysztof Kleszcz), Piosenka (Andrzej Strąk), Łódź Konkretna, Prowincja Oświecona.

Recenzje autorstwa – Katarzyny Knapik-Gawin, Anny Czubrowskiej, Karoliny Van Laere, Magdaleny Nowickiej, Pauliny Ilskiej, Macieja Gierszewskiego.

Do czasopisma dołączona jest książka "Rdzenni mieszkańcy" o cokolwiek przerażającej okładce. Urszula Kulbacka to zwyciężczyni grudniowego Bierezina 2011.