poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z offu, spod skóry

STEVE HOGARTH & RICHARD BARBIERI "NOT THE WEAPON BUT THE HAND", 2012.

Niepotrzebny jest okular 3D, niekonieczny wygodny fotel. To może być gdziekolwiek, wystarczy zamknąć oczy i posłuchać "Red Kite", by otworzyć przestrzeń, ujawnić oniryczny krajobraz. Jakieś chińskie mogoty, dziwną przestrzeń z gry Unreal, w którą grałem sto lat temu. Wiatr, który unosi głos. Świat jak płaszcz, podszyty niepokojem. Pieniądz, który obracamy w palcach, podrzucamy do góry. Drapieżnik, który wisi w powietrzu, tańczy.

Podobny nierealny klimat mają wyznania Hogartha, że jest kotem o siedmiu duszach. Podobno w ten sposób określano Jasera Arafata, który dla każdego umiał być kimś innym.

Najpiękniejszy jest nr 3. Ten jeden drżący dźwięk. Dolewanie łyżeczką wody do oceanu. Jak przebieranie miary. "Gdzieś, gdzie chcemy krzyknąć, ale nie wypada, gdzieś pod całym tym śmietniskiem i nonsensem. Jesteśmy nadzy." Ta świadomość jest cenna jak zielony pęd między suchym zielskiem. Jak jeden "Wiersz" obok trzydziestu manifestów postmoderny... "Naked" ma kaliber songów Dead Can Dance, kiedy przeszywa cię jakaś strzała i nic nie jest już takie jakie było. Katharsis, albo i coś więcej niż zakatharzenie, jakaś grypa, która będzie trzymać przez 2 tygodnie.

"Crack" zapewne powstał z fascynacji muzyką Petera Gabriela. Jest trochę z innej bajki, ma jakąś agresję w sobie.

"Your Beatiful Face" jest w klimacie soundtracku "Stan strachu" Obywatela GC. Hogarth pisząc tekst do tego utworu i jego repryzy, która dała tytuł płycie, zainspirował się spotkaniem z córką swojej znajomej sprzed lat. Matka, była pewna siebie, świadoma swej siły, w jakiś sposób zarozumiała i próżna, córka zaś - choć jak jej odbicie w lustrze - była zupełnie inna - delikatna, słodka, niezepsuta. Stąd podobno tytuł płyty, że nie broń zabija, ale ręka, a "świat jest bezpieczniejszy, bez tamtej cudownej twarzy."

Nie obiecywałem sobie wiele po tej płycie, a wyjątkowo mnie zachwyciła. Może dlatego, że podobnych, czasem wręcz ambientowych, brzmień dawno nie słuchałem. Hogarth nawet wyznając banalną prawdę o miłości, zrobił to tak, że słucha się tego jak objawienia. Wśród szeptów, jakby z offu, zza zasłony, jak sufler, spod skóry - przekonuje, że "Only Love...".
W "Lifting The Rid" jest splątany rytm, studnia słów. Hipnotyczny, jaskiniowy klimat. Zapewne jeszcze pobędę pod jego wpływem.

Choć to niewątpliwie poboczny projekt Hogartha (wokalista Marillion) i Barbieriego (klawiszowiec
Porcupine Tree) - to właśnie w nim wg mnie wznieśli się na swoje wyżyny. Ale to prawda ogólnie znana, że to z niszowej muzyki można czerpać większą siłę, niż z tej lansowanej na pierwszych stronach czasopism i granej w rozgłośniach.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rok Tuwima


2013 ogłoszono oficjalnie Rokiem Juliana Tuwima. W mieście, w którym Tuwim znalazł miłość, wśród granitowych płyt, szedłem z synem za rękę. Szliśmy wypożyczyć strój Drakuli na piątkowy bal. Szliśmy i wymyśliłem: to będzie poetycki rok. Rok, w którym o poezji będą pisać tygodniki. Recenzje książek poetyckich będą "godne" farby drukarskiej.

Choć wieszczono powolny koniec czytelnictwa, a księgarnie zamieniały się w salony z kawą. Choć na papierze drukowano coraz częściej tylko streszczenia albo wielkie ogromniaste albumy, takie, które gdy się je przegląda, mogłyby kogoś przygnieść. Wszystko będzie inaczej. Na pytanie o poezję, kiedyś - pani sprzedawczyni pukała się w głowę.
W Roku Tuwima będzie to wyglądało tak: pani wychodzi na zaplecze, przychodzi z panią kierownik, z zastępcą pani kierownik, z zastępcą zastępcy pani kierownik. Na ladzie rozkładają pełną ofertę: WBPiCAK, Biura Literackiego, Kwadratury. Jest tam Mamiko, Instytut Mikołowski, Biblioteka Arterii, Topos. Full.

Tak. Macie rację. To wygląda jak kadr z czołówki "Pingwinów z Madagaskaru". A teraz: "suszymy ząbki panowie".

niedziela, 30 grudnia 2012

Nowa książka Michała Murowanieckiego

To wszystko, czego nie mamy, zostało nam po prostu oszczędzone? Czy nóż, którym obierasz owoce, nie jest nożem, którym kroisz mięso? (z wiersza "Sceny usunięte")

Pod koniec grudnia ukazała się 25. książka Wydawnictwa Kwadratura w serii poetyckiej pod redakcją Piotra Groblińskiego. "Owoce noża" to dzieło Michała Murowanieckiego, wcześniej znanego z tomów: "Punctum" (2008) i "Spięcie" (2010).
W ciemno mogę rzec, że to rzecz godna uwagi.

czwartek, 27 grudnia 2012

Słychać gwizd pociągu, czas wsiadać

BOB DYLAN "TEMPEST", 2012


Sir Bob nagrał wielką płytę, która zachwyciła mnie tak samo jak folkowa "Desire" z 1976 roku, czy melancholijna "Oh Mercy" z 1989. Tegoroczna "Tempest" jawi mi się w uniesieniu (i po wielokrotnym wysłuchaniu) jako dzieło skończone, bezbłędne. Piękny podpis pod tym, co dokonał.

Sir Bob ma przecież 71 lat! Płytę otwiera żwawa piosenka - do której nakręcono rewelacyjny  teledysk, w stylu Tarantino, w którym widzimy zakochanego nieszczęśnika. Miłość odwzajemnia się mu gazem paraliżującym, a potem ciosami kijów bejsbolowych. Niezwykła "drużyna pierścienia" na czele z mistrzem, cynicznie mija leżącego na bruku. A jaką pomoc mogłaby mu zaoferować?

Ów hit - "Duquesne Whistle" z melodią, w której słyszę wariację na temat "Ring of Fire", jest niezwykłej urody. Gwizd pociągu do Duquesne zdaje się być, zapowiedzią końca, fatalnej apokalipsy, ale to uczucie podobnie ekscytujące jak zakochanie. Oto czas wsiadać, "zdmuchnąć melancholię", "zdmuchnąć całe niebo", "zmieść cały swój świat."

Kolejne utwory mają spokojniejszy klimat. Łączy je znak jakości - chrypka Dylana. W łagodnym "Soon After Midnight" śpiewa o tym, że pannica o imieniu Honey wzięła jego pieniądze i zostawiła go "z księżycem w oku". Jest całkiem pogodzony, wszak czeka go teraz randka z "królową wróżek"...
Długaśny, siedmiominutowy "Narrow Day" to flirt z country - taka rzecz z przytupem.
Potem są dwie pieśni o rozczarowaniu.  "Long and Wasted Years" - o smutku zmarnowanych lat : ona wypowiedziała przez sen, nie te słowa,  jemu, gdy się odwrócił, cały świat spłonął. Świetny - "Pay in Blood" o politykach, o tym, że każdy kolejny "pompuje tylko szczynę".

Mój faworyt na płycie - "Scarlet Town" opowiada o przeznaczeniu. Ma melodię, od której trudno się uwolnić. Gdzieś w tle delikatnie brzmią skrzypce. No i ta fraza: "umieść swe serce na talerzu, zobacz kto będzie gryzł".
Za to pieśni o mafiozach, którzy noszą pierścienie, muszki i buty za kostkę ("Early Roman Kings") nie można przypisać aspiracji do "wielkiego dzieła", ot bluesior.

W "Tin Angel" Bob brzmi jak Tom Waits, na najlepszych płytach. A tekst o Henrym Lee, przywołuje "Mordercze ballady" Nicka Cave'a.
Przy tytułowym, walczyku "Tempest" można się kołysać, ale przecież tam Titanic tonie!

No i jest jeszcze coda. Dylan podwędził fragment linii melodycznej od Tori Amos (początek "Past the Mission" z płyty "Under The Pink). Powstał smutny, podniosły "Roll On, John" - dedykowany Johnowi Lennonowi. Temu, któremu strzelono w plecy, Dylan każe płonąć, podążać dalej i wierzyć.




niedziela, 23 grudnia 2012

Ta euforia kilkudniowa.Poezja. Jej 9.99-zł.

ARTERIE nr 2(13)/2012 KWARTALNIK ARTYSTYCZNO-LITERACKI.
FELIETON Z CYKLU (A)TAK NA MARGINESIE. AUTOR: KRZYSZTOF KLESZCZ

-Nie czytam, bo oczy mnie bolą.; -Nie rozumiem poezji; - A czy nie można pod wierszami podać wyjaśnień?; - Piszesz, żeby wydać kolejną książkę. Dla mnie to taka komercja. Dziwny ekshibicjonizm.



-Po co piszesz? Przecież poezja nie istnieje. Nie ma jej – zniknęła, wyparowała. Zmieniła się w nic. Zostały tylko nierówne chodniki na Słowackiego, dziurawy beton na Mickiewicza.

*
Nie ma jej w wygodnej poduszce fotela z Ikei, w fikuśnych lampach. W zapachu perfum w Rossmannie. Na upudrowanych twarzach. W wyrazie nieskończonego szczęścia w oczach dwóch facetów niosących plazmę. Czy jest gdzieś ponad tym wszystkim?

Może w bezruchu? Gdy zastygnie się w islandzkiej muzyce, w gregoriańskich chorałach? W „Sacrifice” Lisy Gerrard, w „The Great Gig In The Sky” Floydów, w “Exit Music (For A Film)” Radiogłowych? Nagle się odnajduje. W powtarzalności. Cztery dźwięki wzięte w pętlę. Stworzenie świata: „wiosna – lato – jesień – zima”. Bit szamańskiego bębenka, zatracenie. Albo zaskoczenie. Albo zestawienie nieprzystających do siebie rzeczy. W podobieństwie, w aliteracji, w rymie. Albo w zagmatwaniu zwyczajnego, w splątaniu nóg, w zaplątaniu języka. W uniesieniu po wypłacie.

*
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa: usłyszałem w TV piosenkę: Jezu jak się cieszę/ z tych króciutkich wskrzeszeń... i zrobiłem sobie napis na koszulce: „Klaus Mittfoch” Co ja wtedy rozumiałem z tego tekstu? Patrzę na zdjęcie dziewięcioletniego gówniarza, który przeczuwał euforię kilkudniową.

*
Albo to ciągłe myślenie o śmierci. Przypominanie sobie o śmierci, rozpracowywanie śmierci. Tylko co, gdy okaże się, że śmierci nie ma? Miliardy strof będzie trzeba wywalić na śmieci.

*
Znajduję poezję. Idę z zamkniętymi oczami do świeżo upieczonego. Wyjętego z piekarnika. To synestezja: kolory dźwięków, barwy zapachów. To pomylenie z poplątanym. To podniecenie, gdy dotykasz nagiej skóry i stajesz się nagą skórą. To wsłuchanie się w bicie serca, w kosmos. To widzenie siebie w ojcu i w synu. To podpatrywanie jak modli się sześciolatek: Proszę Boziu, żeby naprawdę, naprawdę, nic się nie śniło, jego złożone ręce. To przedrzeźnianie, dokuczanie światu. Wystawianie języka, mina do lustra, żart z siebie. To szaleństwo, ślina na wardze, trzydniowy zarost, smród mięsa z zęba. To drapanie się, bo swędzi. To chwila, gdy łamie się kręgosłup, bo przecież trzeba wziąć tyle złota, ile się udźwignie. To bieg. Zapamiętanie się i zapomnienie. Dla krótkiej chwili, by unieść ręce na mecie. To moment, w którym przestajesz biec, bo autobus zamyka drzwi i odjeżdża.

*
To ustawianie słów w szereg. Wiersz to brygada, poemat to armia. Słowo ma w sobie ratunkowe koło. Ma w sobie jajo (ovo). Ma w sobie włos (obrzydliwy).

*
Opisanie świata, tak naprawdę, jest niemożliwe. Wciskam shift, a ciągle piszę z małej, wciskam kropkę, a wiersz znów się zaczyna. Wyrasta spod palców dzikie wino.

*
Wybacz, Krzysztof, po co ci ta poezja? Wybaczam. Wybieram być, co pachnie jak pożółkły papier, chrzanię mieć, które wciąż ściąga aktualizacje.

*
Poezja to kurwa mać!, które wypowiedziane, uruchamia windę.
To lampa, którą włącza czujnik ruchu. To napis na ogrodzeniu: Przyjmę każdy gruz.

*
Wiersz jak pokój. Łóżko, stół przykryty ceratą. Da się tu mieszkać. Powiesić swoje obrazki. Ważne, że: pięknie jest i nieskromnie bardzo jest. Kiedy mija, tak jak wszystko.



***

Roznosiciel


Pan Poezja ma ukraiński rower. W ciemnych okularach
wygląda jak Lance Armstrong, w którego lodówce obok masła
leży koks. Wyobrażam sobie jak przenosi swój ciężar
z lewej nogi na prawą, podnosi tylną część ciała.
Słyszę jak pracują przerzutki. I wiem: jest bagażnik.
A tam - wiersze, Panie! On wkłada je między pręty bram,
w pocztowe skrzynki. Wiesza na klamkach. Tak ma być:
niech papier namoknie, niech w słońcu zblednie druk.
Dla każdego: metafory, rym i rytm - inny świat.
To się naprawdę dzieje! Każdego dnia obracają się szprychy.
I ludzie tego potrzebują.
Pod jedną z nóg, gdy kiwa się stół. Na rozpałkę.
Czasem, by wytrzeć coś.

9.99? Patrzą tępo, wzruszają ramionami, gniotą.

Paweł Tomanek i Rafał Krause nagrodzeni w tegorocznym Bierezinie

FESTIWAL PULS LITERATURY; KONKURS IM. JACKA BIEREZINA, 15.12.2012 ŁÓDŹ, ŚRÓDMIEJSKIE FORUM KULTURY

Turniej na debiutancki tomik im. Jacka Bierezina rozstrzygnięty. Paweł Tomanek oraz - jak wynikało z deklaracji organizatorów - Rafał Krause, mogą cieszyć się ze "złotego Graala" jakim jest możliwość wydania własnej książki poetyckiej.

Sobota na Festiwalu Puls Literatury rozpoczęła się od spotkania z poetą, którego bardzo lubię - Dariuszem Suską. Z autorem książki "Cała w piachu" rozmawiał Marcin Orliński. Poezja Suski jest osobna, rozpoznawalna, wyjątkowa, zarówno ze względu na arcyciekawą formę (kunsztowne rymy w środku wersów) i na tematykę (obsesja śmierci).

Nie mniej ciekawe było spotkanie z poetą łotewskim Kārlisem Vērdiņš'em, które poprowadził Jacek Dehnel, tłumacz jego książki, która ukazała się niedawno w Biurze Literackim. Było też kilka nowych wierszy autora "Brzytwy okamgnienia".
A potem odbyło się rozstrzygnięcie V Ogólnopolskiego Konkursu Krytyczno-literackiego. Przyznano w nim 3 równorzędne wyróżnienia po 250 zł dla: Moniki Brągiel, Mateusza Bobowskiego i Sławomira Płatka. Nagrodzeni zostali później jurorami w konkursie O Czekan Jacka Bierezina.

Wystąpili także poetka Agnieszka Mirahina i jej krytyk - Paweł Kozioł. Przyznam, że awangardowa poetyka autorki wywodzącej się ze Słupska, nie przekonała mnie do końca. A może jej rytmicznym frazom (autorka zbliżała się swym flow, a to do hip-hopu w stylu Peji, a to do "Wesela" Wyspiańskiego) trzeba poświęcić więcej czasu?

Potem był Turniej Jednego Wiersza, z którego relację wkleiłem poniżej.

Następnie energetyczny koncert Babu Króla: czyli szalonego gitarzysty Bajzla i ekscentrycznego wokalisty i saksofonisty Budynia. Było szaleństwo, było zrzucanie koszul, frywolne dowcipy. Genialny power, aż do kulminacji w postaci "Białej lokomotywy" i "Co noc", który nagle zmienił się w "Tańcz kocie, tańcz...". W każdym razie zostałem ostatecznie przekonany, że "Sted" to płyta roku.

----
Protokół z posiedzenia Jury XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina (VI Festiwal Puls Literatury w Łodzi)
Jury w składzie: Jacek Dehnel (przewodniczący), Julia Szychowiak, Zdzisław Jaskuła i Dariusz Suska na posiedzeniu 15 grudnia 2012 roku postanowiło:

Nagrodę Główną – 4000 zł, w tym 2500 zł na wydanie debiutanckiej książki przez organizatorów konkursu i 1500 zł gratyfikacji pieniężnej – przyznać Pawłowi Tomankowi z Warszawy, za „SAM TU, PIESKU”.

Nagrodę specjalną – 750 zł – przyznać Rafałowi Krausemu z Gdyni, za „PAMIĘTNIK Z POWSTANIA”.
Pozostali nominowani:
Szymon Domagała-Jakuć z Łodzi, za „Magen Łódź”,
Katarzyna Kaczmarek z Lubicza Górnego, za „SZTUCZNE OGNIE”,
Damian Kowal z Legnicy, za „Klekot”,
Piotr Nita z Częstochowy, za „Metodyjkę”,
Agnieszka Smołucha-Sładkowska z Tarczynka, za „ZWIERZĘ MIESZKALNE”
i Szymon Żuchowski z Warszawy, za „Rokowanie”.
Nagrodę publiczności – 500 zł – otrzymał Szymon Domagała-Jakuć.


Tuż po werdykcie - Paweł Tomanek, Andrzej Strąk, Zdzisław Jaskuła, Julia Szychowiak, Dariusz Suska, Jacek Dehnel

Bajzel i Budyń czyli Babu Król


Zwycięzca Bierezina - Paweł Tomanek

Rafał Krause - laureat Nagrody Specjalnej



Jacek Dehnel i łotewski poeta - Kārlis Vērdiņš


Agnieszka Mirahina i Paweł Kozioł


Marcin Orliński i Dariusz Suska

Rafał Gawin, Katarzyna Kaczmarek i Marcin Bałczewski


Rafał Gawin, Szymon Domagała-Jakuć i Marcin Bałczewski

Interesująca fotorelacja także na stronie www.plasterlodzki.pl

Doczekałem czekana

TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA O CZEKAN JACKA BIEREZINA;
FESTIWAL PULS LITERATURY. 15.GRUDNIA 2012; ŁÓDŹ, ŚRÓDMIEJSKIE FORUM KULTURY

Zawsze chciałem go zdobyć i wreszcie się udało. Choć oczywiście poezja to nie olimpiada i pisanie dla nagród to hucpa.

Są dwie szkoły. Jedna mówi: nie startuj, bo nie wypada. Druga: startuj, bo to dobry moment, by sprawdzić wiersz.
Zatem wybrałem szkołę drugą i przystąpiłem do konkursu o Czekan Jacka Bierezina jeśli dobrze liczę, dziewiąty raz. Debiutowałem w 2004 r. Pamiętam dobrze, bo Gill Gilling wszystko fotografował... Startowałem i czasem zdobywałem jakieś wyróżnienia i nagrody.
Teraz po raz pierwszy zdobyłem I Nagrodę (ex-equo z Krzysztofem Szeremetą i Jarosławem Zarębą), co sprawiło mi sporo radości. Czekan is mine.


Protokół z posiedzenia Jury VIII Turnieju Jednego Wiersza „O Czekan Jacka Bierezina” (VI Festiwal Puls Literatury w Łodzi)
Jury w składzie: Monika Brągiel (przewodnicząca), Mateusz Bobowski i Sławomir Płatek po wysłuchaniu 25 wierszy zgłoszonych do konkursu przyznało: trzy I nagrody w wysokości 300 zł każda:
- Krzysztofowi Kleszczowi z Zaborowa II k.Tomaszowa Maz.,
- Krzysztofowi Szeremecie z Krakowa,
- Jarosławowi Zarębie z Łodzi;
wyróżnienie w wysokości 100 zł: Damianowi Kowalowi z Legnicy.

Fotorelacja także: http://www.plasterlodzki.pl/literatura/wydarzenia/6316-vi-festiwal-puls-literatury-dzie-bierezina-foto

piątek, 14 grudnia 2012

Refren na cały kenozoik

LAO CHE - "SOUNDTRACK", 2012.



Nazywam się Ziemia, "niejedno widziałam, gdy się tak tu kręciłam." Ale czegoś takiego... To geniusze są, ten Spięty i jego paka! No ci sami, co nagrali "Powstanie...". Co darli się "Niech żyje Polska". Ci sami, co potem nagrali przefajną płytę "Gospel", z której Kleszcz wziął sobie motto do swych "Przecieków", tak się ją był zachwycił. Ta elektryczna ich dłubanka "Prąd stały, prąd zmienny" też miała swój urok, ale wydawało się, że już nie podskoczą wysoko, no bo jak. Poprzeczki powstaniowe i gospelowe wysokie jak wieżowce w Dubaju. Aż tu trach. Muzyka czarodziejska. Pomijam dziwne intro. "Cztery piosenki" zaczynają się jak prawdziwa bajka: "Dawno dawno temu". I tkają swój surreal, pięknymi dźwiękami - w tym "Daaawno daawno temu" powtarzanym wielokrotnie, słyszę, no właśnie - miesiąc myślałam i wymyśliłam: słyszę harmonie wokalne z płyty Bractwa Kurkowego "Już gwiazdeczka się kolebie" (piękna to świąteczna płyta).
Tekścik niczego sobie: o tym, że piosenki zasadniczo są: albo hej do przodu z kosą na sztorc, albo o miłości "bejbe i nid ju"/"fajer-dizajer", albo z beatem szalonym, że buty spadają, albo koślawe gówno warte. Jest czego słuchać, brzmi to nieziemsko, a mówi wam to Gea, mamusia.

Trzecia piosenka jest taka sobie. Ale czwarta panie! Kaliber 44 nie umieli tak. Kraftwerk pożyczył kilka nutek. Ale tekst! "Jestem psem, suka matka ma kryta championem." Chyba Pedigripal żarli!
Fajnie się snuje: "Na końcu języka". Z cytatem, który zgrabnie opisuje, o co Spiętemu biega: "Zbieram słowa jak kamienie i ciskam je wysoko / / ja mam kaprys tymi słowy podbić Bogu oko."

No, a "Dym"? To najwyrazistsza rzecz na płycie. Początek brzmi trochę obrazoburczo, trochę żartobliwie. Ale ten Świetlikopodobny utwór o rozczarowaniu Kościołem, zmienia się w piękną podniosłą pieśń o tęsknocie za Bogiem. Jakem Ziemia, aż mi się przez chwilę w inną stronę pognało. Na szczęście zorientowałam się, że mi siła Coriolisa w złą stronę działa, i się poprawiłam... Ale Spiety naprawdę celnie z tym pogłosem, popiołem, tumanem... Naprawdę celnie... Aż pobiłam rekord pływów w Zatoce Fundy!

"Jutro" jest gospelowate. "Anonimowy melancholik ściągnie buty z kamykiem", ale jeszcze nie dziś. Grzesznik wyznaje swoje credo, w którym tyle wiary, co zwątpienia. To jeden z najlepszych fragmentów płyty, a może i zespołu. Ludzka letnia wiara obśmiana, aż miło.

"Zombie" to wariactwo. "Na moich oczach zombie żuł człowieka gumę", hicior, ot co.

No a później "Govindam", czyli song o mnie, aż onieśmielonam. Przepiękny, światła dyskotekowe rozświetlają noc, tańczę break-dance. Kiribati ma Nowy Rok, Hawaje poczekają. Tekst? Sama bym piękniej nie ujęła, tego co myślę o ludzkości. A refrenik ("Arktyka i Antarktyka to miejsca, gdzie rzadko się mnie dotyka") będę sobie podśpiewywać przez cały kenozoik.
W "Idzie wiatr" Spięty duma o Bogu. Ciarki mnie przeszły przy: "Była jedna sosna wiecznie rozdarta na połowę / Wiatr zwalił jej pień i wyrżnął love krowe". Was też przejdą. 

Hallo! Tu Ziemia do Ziemian! Wyświetlajcie sobie filmy, sny, a tu macie do nich pierwszorzędny soundtrack.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Suska, Dehnel, Babu Król - Puls w Łodzi

Puls Literatury wkracza w najciekawszą fazę: czyli zbliża się Konkurs im. Jacka Bierezina, w którym kiedyś startowałem. Czy tegoroczny, przyniesie jakieś intrygujące odkrycie? Zobaczymy. Planuję być. Najbardziej ciekawi mnie spotkanie z Dariuszem Suską, no i zamierzam przeżyć deja vu (byłem na koncercie w Tomaszowie) przy Babu Królu, którego płytę "Sted" uważam, za płytę roku. Gratką nie lada zdaje się być też koncert Ballad i Romansów (płyta "Zapomnij" jest rewelacyjna).
Szczegóły imprezy na www.pulsliteratury.pl

13 grudnia (czwartek)

Ośrodek Kultury Górna - filia Olechów (Zakładowa 35)
10:00 –„Puls Literatury” dla dzieci – spotkanie z Grażyną Bąkiewicz
Teren OFF Piotrkowska
w programie m.in.
18.00 – promocja najnowszego numeru Kwartalnika Artystyczno-Literackiego “Arterie”
18.15 – spotkanie z Justyną Fruzińską, prowadzenie – Rafał Gawin
18.30 – Achtumbla – performance w wykonaniu Jarasa Ramunasa (ENDICHE VIS.SAT) (Litwa)
19.15 – spotkanie z Andrijem Lubką (Ukraina)
19:45 – spotkanie z Natalką Śniadanko (Ukraina), prowadzenie – Łukasz Saturczak (Klub DOM)
21:00 – slam poetycki (Klub DOM)
21.45 – Żywiołak - koncert (Klub DOM)

14 grudnia (piątek)
Ośrodek Kultury Górna - filia Olechów (Dąbrówki 1)
10:00 –„Puls Literatury” dla dzieci – spotkanie z Kaliną Jerzykowską
Klub Wytwórnia (Łąkowa 29)
19.00 – Ballady i Romanse – koncert
20.30 – Łąki Łan – koncert
cena biletu na obydwa koncerty:
w przedsprzedaży – 30 zł.
w przedsprzedaży z kartą Klubu Wytwórnia – 25 zł.
w dniu koncertu – 35 zł.
w dniu koncertu z kartą Klubu Wytwórnia – 30 zł.

15 grudnia (sobota)
Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury (Roosevelta 17)
10:00 Warsztaty translatorskie (język angielski i język niemiecki - warsztaty zamknięte)
oraz
17.00 – Krytyk i jego pisarz – Marcin Orliński i Dariusz Suska
18.00 – Pisarz i jego tłumacz – Kārlis Vērdiņš (Łotwa) i Jacek Dehnel
19.00 – prezentacja finalistów XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina
19.30 – Krytyk i jego pisarz – Paweł Kozioł i Agnieszka Mirahina
20.30 – ogłoszenie werdyktu konkursu krytycznoliterackiego
20.40 – Turniej Jednego Wiersza „O Czekan Jacka Bierezina”
21.30 – Babu Król – koncert
22.30 – ogłoszenie wyników Turnieju Jednego Wiersza „O Czekan Jacka Bierezina” i XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina

16 grudnia (niedziela)
Śródmiejskie Forum Kultury – Dom Literatury (Roosevelta 17)
10:00 Warsztaty translatorskie (język angielski i język niemiecki - warsztaty zamknięte)
oraz
16.00 – Przetłumaczyć świat – spotkanie z Jerzym Jarniewiczem i Maciejem Świerkockim, prowadzenie – Leszek Engelking
17.00 – ogłoszenie wyników konkursów translatorskich
17:30 – spotkanie z Kareemem Amerem (Egipt), prowadzenie – Marcin Michalski
18.15 – Jeb! – Janusz Rudnicki czyta przedpremierowo fragmenty swojej najnowszej książki
19.15 – Concrete Hills – koncert
20.15 – Agnellus – koncert

18 grudnia (wtorek)
Łódzki Dom Kultury (Traugutta 18)
18:00 Spotkanie z Michałem Murowanieckim - prowadzenie: Piotr Grobliński (impreza towarzysząca)





piątek, 7 grudnia 2012

Wiara w niebieskie. Nowy hejnał.

VOO VOO "NOWA PŁYTA", 2012.

Nie sposób przecenić tego, co zrobiło Voo Voo dla polskiej muzyki. Te wszystkie płyty o dziwnych tytułach: "Płyta", "Rapatapa-to-ja", "Płyta z muzyką", "Samo Voo Voo", "XX cz.I" itd... Słucham często i nieustannie mnie zachwycają. Ten prywatny kosmos, o którym śpiewa Waglewski jest arcyciekawy, inspirujący. Z niejednego cytatu z piosenek Voo Voo można układać zaklęcia: "Ta zima kiedyś musi minąć", "Nie muszę mieć / może chciałbym, lecz po co mam chcieć", "Nieważne, że się gmatwa, ma się udać i uda się."

Fenomen Voo Voo to także to, że po ponad 20 latach grania są w życiowej formie. Płyta z nowym perkusistą (stąd tytuł) może nie wymyśla prochu, ale jest w niej w idealnych proporcjach, to czego oczekuje się od rockowego krążka. 
Zaczyna się od znalezienia właściwej fali. Od wybrzydzania na ofertę radiową: wszak znalezienie radia "bez Beaty i Urszuli" nie jest łatwe ;D Numer dwa to takie Voo Voo Ars Poetica: "chodzę po domach i oddaję swe dźwięki / lecz raczej tego nie chcą, raczej słyszę dzięki / Chodzę po domach, by pokazać moje nuty / A to nie są żadne bzdety, a to nie są żadne gluty." Uwielbiam te jego: "mędzenia", "kostropatości", "sczochrania", to "zgniata mnie gniot, marność mnie mnie", voonderbar! voonderful!
Kocha się Voo Voo za pozytyw, za te trąby z "Pierwszego razu", które wyciągną z każdej listopadowo-grudniowej depresji, cud-miód-kofeina! "Żyj i daj innym żyć."

Sporo jest pięknej liryki kierowanej do małżonki. Podmiot liryczny tęskni w hotelowym pokoju ("Bezsenność"), ma cały świat w wielkim poważaniu ("Trąbka, pompka i lewarek" - najpiękniejszy tytuł świata!).
Wzrusza utwór dedykowany Stopie, byłemu perkusiście, zmarłemu w 2011 r. na zawał serca. I jeszcze ten piękny rysunek jego pięcioletniej córki w książeczce płyty. "Czy te ubranka białe, to nie klęska?".

Uderzeniami w bęben zaczyna się i kończy "Smutas", przyczajony, powolny. Z płaczliwą długą solówką. Włażący pod skórę.   
A potem jest hymn (jakieś dalekie skojarzenia z Markiem Grechutą) "Może dziś", z chórkami, które wydobyły wielką siłę z wieczornego zwątpienia: "Spytasz czy po śmierci żyć będziemy? A skąd wiesz, że jeszcze żyjemy?" Pięknie narasta ta gitarowa improwizacja.

Nagle pojawia się coś z innej beczki: wspomniany "Pierwszy raz". Prawdziwy strzał. Te "Beirutowe" dęciaki, wspaniała sekcja dęta. Mateusz Pospieszalski wraz z gośćmi ułożył coś, co mogłoby wybrzmiewać codziennie o dwunastej w południe z jakiejś wieży.

Waglewski umie opowiadać o codzienności, o wypinaniu się na modę, o tym, że trzeba się wziąć w garść, uwierzyć w "niebieskie". Piękne są harce na gitarce w "Ukłonach", cudne są harce saksofonu w "Powiewa" - James Brown!

Puenta albumu to utwory o rozczarowaniu tym, że wokół zapiekłość i złość. Wiercą się w głowie chwytliwy refren "Moje Katmandu", czy zwariowany czadzik refrenu "Głupie to" przechodzący w gwizdanie. A potem jeszcze mamy orkiestrę strażacką, gotową do działania. Jesteśmy tu, dmiemy w trąby, mamy najdłuższe drabiny!