sobota, 4 października 2014

Pod Olkuszem jest kruszec

Łukasz Jarosz „Świat fizyczny”, Wyd. Znak, Kraków 2014


Chciałem, by kolejna książka Jarosza dała mi tyle wrażeń co „Biały tydzień”. Dawkowałem sobie ją powolutku, po wierszu, na chybił-trafił, po kilkanaście stron. Bałem się manowców, jałowej ziemi, do której mogłyby mnie zaprowadzić kruche zdania jakie zapisuje jeden z moich ulubionych poetów. Trochę bałem się „żucia mądrego chleba”. Niepotrzebnie.

Najpierw długie motto z Kornela Filipowicza: „Jedną czwartą, a kto wie czy, nie większą część życia straciłem na chodzeniu po lasach i nad brzegami jezior i rzek (...) jakbym nie wiedział, co to jest drzewo, kamień, trawa, woda (...)”. Tom zaczyna się od zwrotu z kursu na prawo jazdy: „Ostatni opuszczam skrzyżowanie”. Widzimy „eleganckich mężczyzn w karawanie” ich kłótnię nad lakierowaną trumną. A potem takie precyzyjne zdanko: „Przede mną puszyste niebo, do którego uciekają słowa. A w nim ostry prześwit.” Prześwity nieba, wiązki światła, medytacyjne epifanie – takie są frazy Jarosza.

Autor łazikuje po lasach, bezdrożach. Zapisuje „Słuchaj: jak skomli wiatr, (...)”. Życie pisze wersy, niby „Nuda nic się nie dzieje”, ale dla poety kanwa poematu, konwie pełne znaczeń. Poeta-nauczyciel zapisuje: „Po chwili stoję przed tablicą, tłumaczę dzieciom odmianę rzeczownika przez przypadki. W ręku drży kreda i nie mogę się odwrócić. Nie chcę się odwrócić.”; poeta-ojciec: „Za chwilę skończę pisać, wyjmę córkę z wanny, uśpię i wykąpię się w wodzie po niej.”
To ostatnie zdanie rozłożyło mnie na łopatki. I dalsze czytanie było już z tezą – pod Olkuszem jest kruszec!

Jarosz często rozgrywa wiersz w danej chwili, wszystko jest teraźniejsze, dreszcz właśnie przechodzi. „Stoję, tłumaczę”, „stara kobieta grzebie laską w śmietniku”, „buldożer pcha ziemię”.
Czytałem jakąś reklamę i przeczytałem o „chaosie elektromagnetycznym wokół nas”. Jarosz tworzy taki chaos fraz. Kłęby, wiry. Jest smutek: „blada blizna”, „umył ręce i usiadł na schodach, które wymurowaliśmy w lipcu 1995 roku.”, daremność, wszystko co możemy zrobić - „Uwięziony w życiu jak w roztrzaskanym samochodzie.”, „sąsiad, zanim umarł, zdążył jeszcze nazwozić mnóstwo drewna do piwnicy”. Z tego chaosu wyłaniają się frazy o dużej sile oddziaływania: np. „spaliliśmy rzeźbioną poręcz, figurkę świętego”, „widziałem bukiet przydrutowany do krzyża”.

Świetny jest wiersz „Przyjście na świat”: mały Bóg wrzeszczy w nim na całe Betlejem. Piękny nierealny „Podwójny pejzaż”: z człowiekiem, „o którym myślałem, że umarł”. W "Wierszu na Boże Narodzenie" autor zdradza, że frazy nachodzą go w czasie codziennych czynności, przyklejają się do niego. Jest też o zmęczeniu byciem poetą.

Poezja jak wiara. Nie byłaby potrzebna, gdyby Bóg przyszedł i powiedział Jestem. Jarosz rejestruje szczegół, niepozorny, zwykły. „Lornetka Jarosza” - napisałem o jego drugiej książce. Można dodać teraz „stetoskop Jarosza”: słyszymy: piszczy gumowa gruszka ciśnieniomierza”, słyszymy dźwięk wielkiej łychy obijającej się o garnek: „Gęstwa zupy z dna.”, słyszymy jak „Co jakiś czas strzelają łapki na myszy.” Pokłon w stronę Jury.

Wiersze do których będę wracać, np.: „Viaticum” utkany ze słów córki, „Rekolekcje” ze wspomnień z lat szkolnych. W „Hen, hen” zwątpienie w Inny świat, z niezwykłą krwawą puentą. „Wiosna 2013” z porównaniem Słońca do akwariowej żarówki. Świetny cykl „Dziewięć pór roku” (turlająca się butelka, za duży kask, oddech wpompowany w materac...) z puentą: „Chwila, której nie da się zrozumieć.” Albo piękny „Kres i nieskończoność II” z obrazem zmęczenia poety, snem matki z otwartą książką na twarzy. Podobny - wycięty ze snu - „Rojst” („Przy nagrobku, gdy oni się modlą, trzymam kciuki w szlufkach spodni.”)

Świat fizyczny, świat prowincjonalny, gdzieniegdzie plama światła. „Skorki w wilgotnej szmacie. Widzisz świat w proszku.” Zdania, w których sens się wyczuwa: „Do wsi wchodzi pielgrzymka i przy furtkach zaczynają ujadać psy.”

W „Liniach” Jarosz zdradza pomysł książki: „Tak, myślałem obrazami. Ale chciałem, żeby obraz mówił więcej (...)”. Ostatnie zdanie tego wiersza jest podobne do niezapomnianej frazy Piotra Gajdy z wiersza „Łęty”. Porównajmy: „(...) widziałem (…) Chłopaka ukrytego w mężczyźnie, kobietę schowaną w matce: młodą parkę i ich umorusane, syte dziecko pożerające co dzień ich czas, pieniądze i seks.” (Jarosz) i „My żyjemy, zgaduje starzec i na wszelki wypadek ucieka. Schowany w swoim synu. W jego synu.”(Gajda z tomu „Zwłoka”).

Czytając Jarosza niechcący usłyszałem też starą piosenkę Ziyo: Czas nie ma żadnego znaczenia, a sen to tylko kolorowe obrazki. Ziemia nie daje spokoju, ucieka spod stóp.”. Siódma książka, wg mnie  najlepsza, z tytułem - jakby to był podręcznik do geografii, a może do fizyki - pełny wzorów, reguł, praw. 









sobota, 27 września 2014

Nagroda im.C.K.Norwida dla Janusza Drzewuckiego

Laureatem Nagrody im. Cypriana Kamila Norwida w kategorii literatura został Janusz Drzewucki za tom wierszy „Dwanaście dni” (Iskry).  Nagrody zostały wręczone w środę 24 września na Zamku Królewskim w Warszawie. Nagrody  im. Cypriana Kamila Norwida otrzymują artyści z Mazowsza, którzy przyczyniają się do wzrostu rangi tego regionu. Przyznawane są przez samorząd województwa mazowieckiego od 2001 roku. Kandydatów zgłaszają związki twórcze, uczelnie, instytucje kultury, wydawnictwa i redakcje działające na Mazowszu. Laureaci w poszczególnych kategoriach otrzymują statuetkę, dyplom oraz 20 tys. zł., w przypadku kategorii „Dzieło życia” jest to 25 tys. zł ( w tym roku otrzymał ją Jerzy Maksymiuk). Wręczenie nagród odbywa się co roku 24 września, w dniu urodzin Cypriana Kamila Norwida.

Janusz Drzewucki o swojej książce: https://www.youtube.com/watch?v=LXkofLJYIRY

 

niedziela, 21 września 2014

Krzysztof Siwczyk z Nagrodą Kościelskich

Nagroda Kościelskich jest jedną z nagród literackich, dzięki której można zapomnieć, że poezja to nisza. Regularnie docenia się tam poetów. W tym roku jej laureatem został Krzysztof Siwczyk, autor wydanego w tym roku poematu "Dokąd bądź".
Wcześniej doceniano ostatnio: Krystynę Dąbrowską (2013), Jolantę Stefko (2006), Jacka Dehnela (2005), Tomasza Różyckiego (2004), Adama Wiedemanna (1999), Jacka Podsiadło 1998), Andrzej Sosnowski (1997), Marcina Świetlickiego (1996), Marzenę Bogumiłę Kielar (1993).


piątek, 19 września 2014

Bicie na trwogę.

ARCHIVE "AXIOM", 2014.

Poprzednia płyta "With Us Until You're Dead" Archive objawiła nową wokalistkę, której urodą trudno się nie zachwycić. Pojawienie się "Axiom" intrygowało mnie początkowo z tego powodu. Czy pośpiewa coś piękna Holly Martin? Ale "strona pierwsza utwór pierwszy" - jak mawiał Piotr Kaczkowski zaczyna się tak, że zapomniałem o swoich pragnieniach, bo dostałem muzyczne piękno największej próby.
"Distorted Angels" wyśpiewany patetycznym głosem wbija w fotel. To jeden z najlepszych utworów brytyjskiego zespołu obok "Again", "Fuck U" czy "Controlling Crowds"... Archive wciąż są bezbłędni! "Enclose surrender / Breaking is tender / Sliding disfigured / Driving that death drum into your heart / Caught up in static dreams / Distorted angels sing". Jak to jest zaśpiewane!

"Axiom" to muzyka do filmu? Raczej odwrotnie, nakręcono film do muzyki. Czarno-biały, mroczny, pełen niepokojących, brutalnych scen. Hiszpan Jesus Hernandez z kolektywu filmowego NYSU miał ponoć wolną rękę, zaszalał. Przypomina to produkcję Darrena Aronofskiego w "Pi". Fragment ilustrujący "Distorted Angels" jest niesamowity. Klimat rodem z Orwella, głuche anioły, oślepiony nieśmiertelny śpiewak i wisząca nad bohaterami opresja, represja, wina.

Tytułowy "Axiom" wprowadza znane motywy z najlepszych płyt zespołu. Monotonnie, klaustrofobicznie - genialnie. To mógłby być podkład pod międzygalaktyczne loty. Rozpoczynają dzwony (inspiracja "Division Bell" Pink Floyd?). Na filmie możemy obejrzeć - niepokojące wizje: trzymającego wielki sznur dzwonnika, twarz Wielkiego Brata z monitora i koszmar ogłuszenia przez Ministerstwo Prawdy. Trzeci utwór "Baptism" budują wykrzykiwane frazy "Send me under". Mamy poczuć się osaczeni. I choć Archive korzystają ze sprawdzonych przepisów, to nie kruszmy kopii, że to kopia.
"Transmission Data Terminate" z obrazkami opracowywania nowej wersji rzeczywistości przez panie maszynistki. Opowieść o zniewoleniu. "Jak wyciągnąć wszystkie wtyczki?"
Doczekałem się w końcu głosu Holly: "Nie chcę cię widzieć gdy zamykam oczy"... Głęboki bas, natarczywy beat.
"The Noise..." zaczyna się szumem przechodzącym w łagodny śpiew znanej z wcześniejszych produkcji Marii Q... I to są cztery minuty oddechu. "Shiver" przypomina, którąś z piosenek śpiewaną przez Stevena Wilsona na "Blackfield IV", pianino i ujmujące piękno. Zabawy ze słowem "anymore"...

Właściwie to już. Trochę krótko. Bo jeszcze tylko powraca repryza tytułowego utworu, pod napisy końcowe, pod strach, że jest 1984 rok i jest nowomowa, są Orwellowskie aksjomaty: "Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła."...  Biją te dzwony na trwogę, straszą, budzą.

niedziela, 7 września 2014

Słomczyński i Świetlicki wśród finalistów Nike

Wśród 7 finalistów do Nagrody Nike znalazło się dwóch poetów. Pierwszym z nich jest młody debiutant - Szymon Słomczyński autor książki "Nadjeżdża", drugim - Marcin Świetlicki (autor książki "Jeden"), który jakiś czas temu opublikował oświadczenie: "Nie chcę uczestniczyć w konkursie organizowanym przez instytucję, która wytacza procesy poetom za to, co myślą. I jest jeszcze kilka innych powodów."





niedziela, 17 sierpnia 2014

Zostaw trochę światła


JAMES„La Petite Mort”, 2014.

Dawno nie zdziwiłem się tak zaczynając słuchając płyty. Miał być rock i gitary, a poleciało disko (włączyłem najpierw piosenkę nr 2 "Curse Curse"!). Poczułem się nieswojo.
To takim obciachowym disco mam leczyć swój wypadający dysk?
Ów numer przywołał zapomnianą gwiazdę sprzed ponad 20 lat - Pet Shop Boys. Tak! To były czasy, gdy na moich osiemnastu urodzinach włączałem winyl "Actually" z ziewającym Neilem Tennantem.

Intrygująca trupia okładka. "Mała śmierć" - umniejszanie śmierci? 

Zaczyna się ten album w stylu Coldplayowo-stadionowym. Wokalista wyciąga wysokie C, "twórz taniec ze swojego bólu, twórz sztukę ze swojego cierpienia", a irlandzkie skrzypki przygrywają „umarłemu Maciejowi, który leży na desce". James wie jak układać melodie, by zamieszkały w głowie. A więc to będzie dobra płyta! Podniosły hymn, metafizyczna, patetyczna pieśń "We're made of stars / we're made of dirt"... Uświadom sobie jaki to cud, że „możesz mówić”. Wmawiasz sobie głuchy sygnał braku połączenia, a przecież "I Can Talk”!

"Curse Curse" - za koszmarnym bitem kryje się fajna piosenka z tekstem o melancholiku, który nazywa siebie przeklętym. Samotny w hotelowym pokoju, wszędzie słyszy odgłosy kochających się sąsiadów zza ściany (metaforycznie „La petite mort” - to orgazm), albo wrzeszczących z ekstazy kibiców po tym jak w Pucharze Króla strzela Messi. No i w końcu looser ma ochotę dołączyć do tych, którzy „potrafią się cieszyć”. Polejcie tequillę, przeklętemu! Tak, tej piosence ten chamski beat był potrzebny!
Trzeci numer „Moving On” to najpiękniejsza piosenka świata. Po tym umc-umc z Ibizy, mogło być tylko lepiej. Tymczasem jest niebo. To ta piosenka usłyszana w radio, kazała mi sięgnąć po płytę. Zresztą... pomyliłem wtedy wokal Tima Bootha z wokalem Jamesa Deana Bradfielda z Manic Street Preachers. Podobne są ich barwy głosu, podobne brzmienie trąbki jak w genialnym "Ocean Spray"...
"Moving On" ma w sobie coś niezwykłego. Piękne słowa o pogodzeniu się ze śmiercią, o tym, że choć nie wszystko się udało, to warto „nie gasić światła”, wierzyć, że spotkamy się w niebie. Wzrusza powtarzane "leave the little light on".

A potem znów w dyskotekę. Booth próbuje nas cynicznie przekonać, że "love love love" brzmi jak "blah blah blah". Oto znak naszych czasów-  wszędzie rozwody, co druga para nuci: "Minęło, kochanie".
Z innej beczki brzmi w piosence "Frozen Britain" – „Chodź do łóżka, Emily”. Miłość, jedyna nadzieja, że nie zeżrą nas robaki, że przekażemy geny: „La petite mort pour toujours!”
"Interrogation" - to przejmująca, dramatyczna piosenka o śledztwie we własnej sprawie. "Kłamcy, kłamstwa i oszukiwanie się". Spowiedź, badanie się na wykrywaczu kłamstwa - świetna melodia, która każe podumać, pogapić się w horyzont.
"Bitter Virtue" - gorzka cnota. Nie kochać to jak nie oddychać. "Wolałbym żyć w grzechu / Jest przyjemność w cierpieniu (wszyscy tak mówią)". Słodko-gorzka balladka.
W "All In My Mind" Booth zaskakująco natchnionym głosem śpiewa o wierze w miłość. Wspomina przypowieść o Łazarzu: "Bring out your dead / Dead don't stay dead / They're sleeping" czy z przypowieści o rozmnożeniu chleba dla pięciu tysięcy mężczyzn.
Za to w "Quicken the Dead" padają ulubione zdania wielu poetów: "Czy nie wiesz, wszyscy jesteśmy już martwi", ale Rooth wplata w to zdanie jakąś Alleluję i radość.
Codą jest "All I'm Saying" - opowieść o rozmowie z bliską osobą, która zmarła: "Meet you in dreams tonight". Dzięki takim utworom śmierć jest malutka. Nie jest w ogóle straszna. Nie ma jej.

środa, 13 sierpnia 2014

O sztuce ("Golgota Picnic")


O sztuce ("Golgota Picnic")

Fetor z desek sceny, sztuka pomylona
z muką. Reżyser miał pustkę i nie zawahał się
jej użyć. Ślęczy w tęczy, jedzie na jednorożcu.
Jakie to piękne: wszystko w polewie,

gołe pośladki i ani śladu sensu.
Drony nad miastem rozpyliły androny?
Aktorzyna rzuca mięsne zaklęcie.
Nie ma sierpa i młota, jest wolność

zrównana z bagnem i błotem. Artyści pomyleni
ze sprzedawcami nawozu. Ochy nad ohydą,
achy po pachy. Komu sufler podpowiada "fuck"
jak szatan, ten pójdzie dalej w stronę klifu.

W bluzgu jest luz, jest smutek, depresja i dół.
Boga można nie mieć, ale trzeba mieć smak.
Artysto od siedmiu boleści, prowokuj,
prowokuj swój wymiot do swojej muszli.

piątek, 8 sierpnia 2014

Wracaj, brudny szczurze!

THE AFGHAN WHIGS "DO TO THE BEAST", 2014.


Płyta rozwalająca na łopatki. Genialna. Przypomniała mi stare dobre czasy rocka. Swoim impetem, kipielą emocji przywołała najlepsze płyty Faith No More, kiedy słuchało się ich „w kółko”. Dać się opętać „Do to the Beast” jest łatwo. Lider - Greg Dulli to stary wyjadacz, rocznik 1965. Już śpiewał o demonach miłości, o zdradach, zazdrości, winie i zemście. Nigdy tak wyraziście.

Żeby przypomnieć sobie jak wielką moc ma piosenka rockowa, zacznijmy od nr 4: „The Lottery” - krótkie 4 minuty emocji podanych na tacy. Szarpanie się ze sobą i pogodzenie. Greg prosi o światło, prosi o noc. Wspomnienia gryzą, a on się pięknie drapie. Refren powyciągany jak u Deftones: „The lottery, the ritual / The consequence, the criminal / Come back to me, I've been them all / Come bedtime, come bad times”. Przepiękne!

Jest na płycie co najmniej kilka kawałków, gdzie głowa eksploduje.

Najlepszy na płycie - „Royal Cream”. Do miłości mówi się tu: „wracaj, brudny szczurze”. Wszystko jest z gniewu i rozpaczy. Przepiękne riffy, uspokojenie... Aż po dreszcz.

Dużo tlenu (a może testosteronu?) ma w sobie “Matamoros” - przebojowy, hip-hopowy. Zrealizowano do niego genialny teledysk z tancerzami w metrze. Aż chce się tak potańczyć! Skrzypeczki w środku - palce lizać.  (Tytułowe Matamoros to meksykańskie niespokojne miasto pełne Meksykanów, którzy marzą o przedostaniu się przez Rio Grande, Matamoros znalazło się też w tytule piosenki Bruce’a Springsteena na pięknej płycie „Devils and Dust”).

A westernowy „Algiers”? Cudny, klasyczny numer. Gra słów: „Dream, dream your sins away / Sin your dreams away”. Zdradzony ma tylko swoją chorą samotność i dumę. Solo na gitarze ma grube wiertło.

Słucham tej płyty po raz setny. Szarpie mną „Porked Outside” (dobry riff na początek i histeria w głosie), przeraża wycie do Księżyca w „It Kills” („To zabija patrzeć jak kochasz innego”), zasmuca wspomnienie miłości – spróbuj zaśpiewać to: „I see you eternal / I'm burning encircled” („I Am Fire”). Niepokojący “Lost in The Woods” kończy się ukojeniem.  Czy ostatni utwór to ukłon do „Street Spirit” Radiohead?  „Ca Rova” zbliża się bardzo blisko do U2 z „The Joshua Tree”, Dulli po swojemu śpiewa:  "Wciąż nie znalazłem, tego czego szukam."

środa, 2 lipca 2014

Marcin Świetlicki z Nagrodą Gdynia

Kapituła Nagrody Literackiej Gdynia ogłosiła laureatów IX edycji w kategoriach: poezja, proza, eseistyka i przekład.
Laureatem  w kategorii poezja został  Marcin Świetlicki za książkę „Jeden” wydaną w Wyd. EMG.
W kategorii proza zwyciężył Jerzy Pilch za „Wiele demonów” Wyd. Wielka Litera, w kategorii eseistyka – Wojciech Nowicki za „Salki” Wyd. Czarne; w kategorii przekładu - Jerzy Czech za przekład antologii poetów rosyjskich „Wdrapałem się na piedestał” Wyd. Czarne).

Przemysław Dakowicz z Nagrodą Orfeusz

28. czerwca 2014r. jury Nagrody Poetyckiej 'Orfeusz' w składzie:
Jan Stolarczyk - edytor; wydawca;
dr Tomasz Burek - krytyk literacki, b. pracownik Instytutu Badań Literackich
prof. Wojciech Ligęza - wykładowca UJ; historyk literatury, krytyk literacki, eseista
prof. Wojciech Kudyba - wykładowca UKSW; historyk literatury, krytyk literacki, poeta
Feliks Netz - poeta, prozaik, tłumacz
postanowiło nagrodzić tom "Teoria wiersza polskiego" Przemysława Dakowicza, wydany w Bibliotece Toposu.