Marcin Andrzejewski na portalu Stacja Nowa Gdynia - sngkultura.pl opublikował zestaw recenzji książek idealnych na majówkę. Wśród nich znalazł się mój "Pański płaszcz". Jak miło jest przeczytać, że książka zyskała uznanie! Sześć gwiazdek, szóste niebo, żyć, nie umierać!
ANNA MOCHALSKA „Same głosy”,
Kwadratura Łódź, 2018
„Słyszę. Też
słyszysz.” - przekonująco śpiewa Lao Che w piosence „Nie
raj”, podobnie - „Idę za głosem Twym” - wyśpiewuje w
uniesieniu Antonina Krzysztoń. Szumią w naszej głowie głosy, zdania z piosenek, rozmów,
wierszy. Są, motywują nas, prześladują,
wpływają na nas, naprawiają albo psują. Taki sens odczytałem ze
„schizofrenicznego” tytułu Anny Mochalskiej.
W wierszu „Z obłoku
odezwał się głos (chmura internetowa)” padają słowa „nagle
znikąd dochodzi taki głos”. Olśniło mnie: to cud, że mogę wziąć czyjąś emocję, prawdę, że mogę przekazać komuś własną. Oto jest sens i diament: „czuję,
że żyję, kiedy rejestruję / obecność nowych słów na starych
śmieciach.”, „to jest mój wiersz umiłowany, w którym
mam upodobanie. Jego słuchajcie.” Arcypiękne! Czytam,
filtruję, tłumaczę. Biorę, przekazuję. Naśladuję, zostawiam
ślady. Wiersz w ramki, wiersz w podręczniki!
Jak wspomniałem -
książka ma koncept. „Głośny” tytuł i tytuły poszczególnych
części są powiązane: „Nagłos”, „W głos”, „Pod głos”, „Pogłos”,
„Wygłos”. W pierwszej części wykorzystany został topos
stworzenia świata w siedem dni. I tak: owszem, Adam dał imiona
zwierzętom, ale – wg autorki – to pierwsza kobieta wymyśliła
kulturę i poezję. Ta, która „mogła udźwignąć wszystko, co
osiadało na wargach, cały proch mężczyzny i całą jaskrawość.”,
sprawiła, że stała się pełnia. Przyjmuję tę męską
deprecjację, przyjmuję tę feministyczną optykę, bo sprytna, i
łebska, i poetycko pięknie skrojona. Obok ciekawej medytacji o
ciele: „ciało nie uszło cało”, jest też tu udana, cokolwiek
patetyczna, puenta: „za kolejną wydmą nasze dzieci powiedzą,
właśnie tu chcemy zbudować wielką babkę z piasku.”
Te wiersze pełne są
gier, poetyckiego kunsztu. Słowa są obracane, zestawiane -
„być kliszą ze zgliszcz”, odczytywane wspak - „jedyne
co daje mur, to rum”, przekręcane - „chyba ziew krwi”.
Są tu cwane metafory: „teraz mieszkam w płomieniu. Świat poza
nim jest dziwnie zimny i blady. i nie drga.”, „wszystko
widzę ze środka, z iskry.”, aliteracje - „pożar nie
pożera”. Czyta się więc książkę podziwiając
ekwilibrystykę i spryt – biedny „Brzydgoszcz”. Przy
czym nie ma w tym sztuczności, wszystko jest żywe - zdarzają się
tu kolokwializmy i wulgaryzmy, ironia.
W wierszu „Fundamenty”
wyznaje się uczucie językiem architektury i budowlanki: „Jesteś
mi konstrukcją z żelbetu”. W ”Co ja paczę” jest o
wypaczaniu, o budzie z żeber, która przecieka, przepuszcza wilgoć
i chłód, o słabym rusztowaniu z żeber... „Niepewność
murowana” pomysłowo rozgrywa słowo „mur”.
Przekonujące jest
obrazowanie. Widziałem i nie zapomnę łatwo - wielki chłód - „lód
ściął nas z nóg.”, płonący dom „do domu można iść
jak w dym” albo smog w powietrzu „sadzimy sadzę, środę
popielcową obchodzimy co tydzień. Świętujemy pogrzeby, oglądamy
stare filmy.” Bywa plastycznie i surrealnie „czas ścieka
po rękach”. Mochalska szepcze - „i nasze oczy to suche
doliny, i nasze miejsce to suche doliny.” i wali z grubej rury
- „żal dupę ściska, c'nie? c'mon, simon”.
Świetnie wymyślony jest
wiersz inspirowany komunikatem windowsowym „czy na pewno chcesz
zamknąć kreatora?” Powstał
wiersz na rekolekcje, wiersz na dyskusje.
Kołysze
się tu koty do wiecznego snu, zatwardziałym przypomina się o
kruchości. O umieraniu jest poważnie „miejsca puste są
pełne. pełne straty i braku.” i
niepoważnie „śmierć jeździ czarną beemką”.
Coś dla oka, czytelniku:
czytaj, aż znajdziesz: „anię w kąpieli, anię w pościeli”.
Coś dla ciała-
„wiersz przebija klatkę piersiową, otacza serce i sam
staje się mięśniem” i coś
dla ucha: „na wysokich wzgórzach dźwięk, którego
szukasz, to napięta struna.” Wołam na cały głos, polecam.
15 kwietnia 2018, Złoty Środek Poezji 2018 - Spotkanie z laureatami XIV Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. Artura Fryza, na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2017; Centrum Teatru, Muzyki i Tańca w Kutnie
Kutno to miejsce w środku Polski. Wszystkim powinno być tam blisko. Powody, by tam nie jechać zawsze się znajdą, np. nie godzi się czytać na Turnieju Jednego Wiersza wśród "niedzielnych poetów". To był mój wybór - przyjechałem i przeczytałem. Główne powody to poznać nowych poetów, którzy zaczynają oraz przypomnieć sobie czas swojego debiutu, wspomnieć Artura Fryza.
W 2009 roku wręczenie nagród Złotego Środka Poezji odbyło się wyjątkowo w Łodzi - nagrodzono wtedy Sławomira Elsnera, Izę Kawczyńską, Konrada Górę; wyróżnienie otrzymałem razem z Dominikiem Bielickim i Grzegorzem Kwiatkowskim.
Że tegoroczni laureaci pójdą za ciosem i wydawać będą kolejne książki, tak jak wszyscy nagrodzeni 9 lat temu - jestem pewny. Postanowiłem kibicować tym "pierwszym razom".
Profesor Śliwiński w laudacji podkreślał różnorodność poetyk - od awangardowej (Marcin Mokry), przez intymne zapisy swoich stanów emocjonalnych (Katarzyna Michalczak). U Marcina Niewirowicza widać zainteresowanie filozofią. Każdy z autorów, zarówno bliska klasycznej poezji - Beata Głowacka, jak strzelający słowami z prędkością karabinu - Paweł Krzaczkowski, czy Maciej Topolski w swych "apokaliptycznych" splątanych wierszach, brzmiał intrygująco.
W XII Ogólnopolskim Otwartym Konkursie Jednego Wiersza im. Pawła Bartłomieja Greca (jurorowali: Adam Wiedemann, Marek Czuku i Grażyna Baranowska) wygrały Marta Stępniak i Roksana Polon.
14 kwietnia w Sali Centrum Teatru, Muzyki i Tańca w Kutnie wręczono nagrody Złotego Środka Poezji. (werdykt)
Potem zagrał Pablopavo i Ludziki. Były przeboje z płyt "Polor" i "Ladinola", a także kilka nowych piosenek z zapowiadanego na październik nowego albumu pod roboczym tytułem "Discomfort".
Matt Berninger wokalnie przypomina trochę Nicka Cave'a, ale gdy wyciąga górę jest oryginalny i niepowtarzalny. Ten piewca związków, w których rządzi bezradność, nieporadność i niezdecydowanie, znów zachwyca. Weźmy ten fragmencik z "Walk It Back" o wycofaniu "I only take up a little of the collapsing space / I better cut this off / Don’t wanna fuck it up / I better walk it back / Walk it back". Wlazł on w moją głowę i rozsiadł się na głębokiej kanapie.
Wysoko cenię albumy: "High Violet" (2010) z genialnym "Anyone's Ghost", "Trouble Will Find Me" (2013), "The Alligator" (2005), a także projekt "EL VY" (2015). Skoro jest zapotrzebowanie na piosenki o depresjach, załamkach, zmęczeniu, sprzecznej potrzebie bliskości i samotności, skoro są ludzie utożsamiający się z wersami takimi jak "Moja wiara jest chora, a moja skóra cienka jak zawsze", to pojawia się nowa płyta The National.
Czy można zlekceważyć ten album? Napisać tylko, że poprzednie były lepsze? Pianinkowy wstępniak "Nobody Else Will Be There" sączy się jak krew z małej ranki. W drugim na płycie - "The Day I Die" jest power. Załatwia nas refren, o tym co by było, jak by było, gdyby nas nie było. ("The Day I Day / We're We Been?"). Syntezatorowy "Walk It Back" kreuje przedziwny klimat, ni to smutku, ni pogodzenia się. Matt angażuje się tu politycznie krytykując USA. Mój ulubiony utwór ma dziwny tytuł "The System Only Dreams in Total Darkness" i piękny liryczny wzlot "I can't explain it / Any other, any other way". Ileż tu dźwiękowych subtelności: fajny riff, damskie głosy w tle, piękne harce na gitarce. Wihajster na poziom master! W "Born to Beg" znów pianino i zmęczony głos. Matt śpiewa, że urodził się, by błagać. Jest lirycznie jak w "I Need My Girl" na poprzedniej płycie (wtedy śpiewał, że zaangażował się na 45% zamiast 100%)... Piosenka o golfie - "Turtleneck" jest rozedrgana i histeryczna, a więc jeśli jesteś fanem/fanką takich przyjemności... "Empire Line" wykorzystuje plumkanie w stylu Radiohead, by odmieniać słowo samotność przez wszystkie przypadki, a że wyszło fajnie, to następny utwór wchodzi w to jeszcze głębiej i w "I'll Still Destroy You" Matt walczy, rozdrapuje jakieś rany, wspomnienia... W "Guilty Party" wyśpiewuje syberyjski mróz w związku, gdy imię ukochanej brzmi jak "przepraszam" i nie działa. ( "I say your name / I say I'm sorry / I know it's not working"). Oto bolesna świadomość, że nie jest się żadnym świętem. "Carin at the Liquor Store" - podniośle, z pianinem, o tym, że wszystkie winy bierze na siebie. "Dark Side of Gym" jest o platonicznej miłości z lat szkolnych, kiedy peszył go wzrok dziewczyny. Jest idealna na "wolny taniec". Tytułowa "ciemna strona sali" (być może studniówkowej?) to cytat z Cohena (piosenka "Memories" w tłumaczeniu Zembatego znana jako "Wspomnienia" z refrenem: "Gadaj, czy pokażesz mi swe nagie ciało?"). A na koniec jest coś o śpiącej bestii, jakoś tak mamrocząco.
Rozstrzygnięto XIV
Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Artura Fryza, na najlepszy
poetycki debiut książkowy roku 2017. Spośród 59. nadesłanych do konkursu książek, jury w składzie: prof. dr hab. Piotr Śliwiński, Adam Wiedemann, dr Jakub Kornhauser postanowiło przyznać następujące nagrody:
1 miejsce: Katarzyna Michalczak za tom „Pamięć przyjęć” (Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017)
Nagroda w wysokości 5000 zł
2 miejsce: Beata Głowacka za tom „ikonostas” (Norbertinum, Lublin 2017)
Nagroda w wysokości 3000 zł
3 miejsce – ex aequo: Marcin Mokry za tom „czytanie. Pisma” ( Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017) Paweł Krzaczkowski za tom „Wstęgi Mobiusa” (Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Rita Baum”, Wrocław 2017)
Nagrody w wysokości 1300 zł
Wyróżnienia: Maciej Topolski za tom „na koniec idą” (Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017) Marcin Niewirowicz za tom „dociekania strefy” (Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2017 Nagrody w wysokości 700 zł
Roman Honet „Ciche psy”, Biuro
Literackie, Wrocław 2017
„Nie znoszę poezji
przywracającej wiarę, bo to relacja rodem z teleturniejów i
reklamy.” - powiedział do mnie przyjaciel, poeta. I wysłał
mnie w tatarak, w chaszcze, bym deptał gołą nogą po szyszkach, by
prowadziło mnie nic.
I musiałem znieść
bezczelność recenzentów i blurbistów: „maestria, dynamika,
przejrzystość, wyszukane, obłędne.” Pokrzyczałem do nich
„nonszalanckie, dziwne, zamazane, udziwnione, chore.” I zobaczyłem biblijne motto ”Ja wprawdzie słyszałem, lecz nie
rozumiałem”, i zapytałem „Czyli po nic, naprawdę?”
A potem wyniosłem kawę
z ławy. I zapisałem „Udziwniaj, zapętlaj, utrudniaj”. Poezja
to wiara. Podmiot, orzeczenie? Podmiot, orzeczenie? Pies to trącał,
cichy pies.
Konteksty w kąt! Niech
rządzą symbole-babole, obrazy-bohomazy: „zbieracz
elektrośmieci zaspawany w kuli, gdzie pływa wieża stereo, łom i
wiązki słomy”. Cokolwiek to znaczy. Deformuj, plącz, zrób
tak, jak nikt. Dać się przerazić jak obrazami Beksińskiego: „spotkać boga
nigdy / nie udało się. Zjawiał się dość / zawiły, tak jak
rzymska cyfra / albo gaz skamieniały nad wodą.” Poczuć się
jak Owen u Irvinga, być „narzędziem boga”, wkładać w siebie
natchnione słowa-zjawy. Wizje, surrealne, wyjęte ze snu, włożone
w probówkę, takie belki w oko: „widmo, piękne // z diademem z
margarytek i mosiądzu, / z berłem trzymanym przy łbie.” Googlaj po znaczenia, trwożnie, daremnie. Bo analiza tych wierszy jest
karkołomna jak noszenie wody sitem. To zadry, utraty unurzane w
snach. Sprzeczności, dwa minusy
dające plus.
Idzie się w gęstwę, w
niedorzeczność, a gdy pojawią się jakieś prześwity sensu, cieszą oczy:
„upadłeś na kolana / i rzygałeś”, „żywi rzucają
cienie, a umarli blask”,„błyskają gwiazdy, każdą / trzyma
policjant z paralizatorem.” Właśnie!
Oczy!Aż przekręca się
głowę, pytając się „what?”, gdy czyta się takie wyimki: „cegły oblizywane
parującym językiem, aronia”.
W
tych wizjach powtarzają się: czas, śmierć, miłość.
Znalazłem frazę, która mogła wywołać niedzielę wolną od
handlu: „teraz biegnij przez sklepy, / lecz mnie nie zabieraj.”,
frazę, która powoduje zawieszenie mózgu: „jeżeli brak trwać
może, trwa właśnie - / ten brak, który nas ochrania / od
zmierzchu, ziemi, nieznający snu, mowy ani milczenia, jak istota /
powstała z samych oczu / i dlatego ślepa.”
Byłem też dźgnięty
frazą: „pismo dla ślepców niszczy gładka dłoń”, uderzany w policzek słowami: „żreć”, „muszla
klozetowa”, „kurwy”, albo ulubionym słowem poety: „rzeź”.
Profanum robi tu ROTFL. Czytam te wiersze, wprawiam się w
nierozumieniu, w odczuwaniu: swojej bezradności i bezradności
poezji. I szczerzą się potwory, i przechodzą po mnie.
Generalnie nie interesuje mnie rap. Zwykle w szybkim mówieniu, jest więcej bełkotu, niż polotu. I jeszcze te bluzgi. Zwykle mnie śmieszą - mam wrażenie,
że ktoś się tam mocno napina. Ale jest taki rap, co poetom każe wiązać sobie buty.
Złapałem się na piosenkę "Zmysły" z 2015 roku (to naprawdę niezły motywator - jestem pewien, że zapętlając tę pieśń, można dobiec do horyzontu: "Ciebie i siebie się nie wypierać / Fałsz punktować, co nieważne - je#ać"), potem na "Cesarza", potem na "Samsona" i "Awdgb". I już tylko czekałem na całą płytę...
Pierwsza jest
"Rutyna" - jak zaciśnięte pięści, jak zaciśnięte zęby. Gdyby cię kiedyś wkurzała monotonia życia, dostaniesz tu słowa, które cię nawrócą. Chociaż "za oknem jest średnio", trzeba dawać sobie fizyczny wycisk i poświęcać się dla rodziny - oto prawdziwe męstwo! "Tak wiele jest zmiennych, więc te które mogę zamieniam na stałe." Fajny mocny tekst.
"Awdgb" to mistrzostwo świata. Jest w tym humor, jest świetny bit, pomysł! Radość z tworzenia, radość z zobaczenia w dziecku siebie. Cud
miód fraz: "Ale to pięknie płynie, ale to świeże jest". "Weź paluszkiem w klawisze: awdgb. Kozak!".
"Na dłoni"
z głosem Andrzeja Grabowskiego to rozrachunek z życiowymi błędami. O mijaniu się z partnerką, czule i trzeźwo.
"Samson" - o tym, żeby wierzyć w swoją siłę, nie oglądać się na innych. Z ujmującą frazą "Błędnie czułem, że jest w grupie siła. Teraz widzę, że aaa".
Utwór z gościnnym udziałem popowej piosenkarki Sarsy - "Brzmienie", na razie do mnie nie trafił.
"Zrobiłeś to chłopak" - to imprezowa rapowanka o sobie, z brechtem z siebie "każdy się pytał, co to za kolo? / gość ma trzy dychy /
gadkę radomską, gębę tak swojską / do tego - to były listonosz". Trzeba pochwalić, i dystans do siebie, i samoświadomość: "ładnie namieszał na scenie / ten zwykły chłopaczek z Radomia".
"Nic dodać, nic ująć" - to gadka o swoim miejscu w środowisku polskiego rapu: "nowego siebie znów lepię, / później to macie na CD".
"Nigdy ponad stan" - o tym, że trzeba człapać do celu i się nie napinać, cieszyć się z tego, co się ma.
"Cesarz" to sztos. Wyszło to obłędnie. Bezczelna radość z posiadania rodziny, żony, dzieci, domu. Zuchwały pean na zwykłe życie w bloku. Bez odpałów, za to z pieczeniem chleba, siedzeniem w czterech ścianach: "Imperator. Pan kwadratu. Cesarz. Partner. Raper. Facet. Siara. Tatuś". Pełnia życia, wiara, "yyy wszystko".
"1000 kcal" to coś o satysfakcji z własnej pracy.
"Zoba, zoba" - przepracowanie tego, że zawsze się znajdą szydercy.
"Nie pytaj mnie o nic" - z błyszczącą frazą: "odpowiedzi nie znam, / coś tam się wydaje, / ale nie to, żebym wiedział".
"Serce matki" - z jakąś świadomością, że żyjemy w dobrych czasach. I na koniec dydaktyczny kawałek przeciw zamulaniu się: "Wiosna". Tyle i aż tyle. Rap, który odpowiada na pytanie o sens, który pokazuje, że można ogłosić się panem swojego losu. Byle pamiętać, co jakiś czas wrzucić koronę do kosza na bieliznę.
W Międzynarodowy Dzień Poezji w Łódzkim Domu Kultury swą premierę miała nowa książka Wydawnictwa "Kwadratura. Redaktor - Piotr Grobliński zaprezentował książkę Anny Mochalskiej "Same głosy". Autorka - rocznik 1992, bydgoszczanka, do tej pory wydała arkusz poetycki "Okno na świat" i tom "syndrom obcej ręki".
Gdyby babcia miała wąsy, byłaby dziadziem, gdyby radio grało takie piosenki, ludzie nie wychodziliby z samochodów, staliby na światłach i tylko przepuszczali tych z prawej.
To są piosenki o refrenach, które rozsiadają się w głowie jak na wielkiej pluszowej kanapie, które każą spojrzeć w czyjeś oczy. Jasne jak niedziela wolna od handlu. Gdyby te piosenki puszczać nauczycielom przed końcem roku, nie byłoby niedostatecznych.
Tu są melodie! Patetyczne, wielkie jak jęzor lodowca.
Dobry pop jest potrzebny. Nie samą przeambitną muzyką się żyje. Refreny jak gąbka, która pochłonie i gorzkie, i słone. Refren jak wielki pączek za 2,5 zł ze sklepu Na Skarpie, palce lizać.
Charakterystyczny wysoki wokal. No i wspomnienie sprzed 17 lat, kiedy to album "Love Is Here" podobał się wszystkim (Sprawdziłem, wciąż działa! Świetne np.: "Fever", "Tie Up My Hands", "Poor Misguided Fool", "Alcoholic")
I tak po kolei:
W "Listen to Your Heart" wokalista żeni nam banały o słuchaniu swojego serca, o tym, że chce pogadać, ale refren niesie jak podmuchy na skoczni.
"All This Life" - Coldplayowatość - miód chrzęści w zębach, i nie ma miłości bez światła - zaprawdę powiadam wam. Słucha się tego jak kazania i posłusznie zapala się światło.
"Take a Little Time" - zaczyna się od fajnego taratatata, by w końcu okazało się, że trzeba poświęcić trochę czasu. No i jest falsecik! Co ma nie być!
"Cought In The Middle" - staromodny jak spodnie w kancik.
"Sunday Best" - który nagle zmienia nastrój, jakby Thom Yorke znów nagrywał "The Bends". Niby spokojna piosneczka, z niecodziennym wyznaniem, że chce się czegoś więcej. W połowie robi się podniośle, jakby azerbejdżański ciężarowiec musiał utrzymać najcięższą sztangę świata.
"Blood" - spokojnie o tym, że się krwawiło i karmiło demony, i że już tego wystarczy.
"Best of Me" - gitara w stylu starego U2 z "Joshua Tree", coś o uzupełnianiu się.
"Break the Cycle" - gdzie autor mówi, że znalazł kogoś, i cedzi takie zdanka: "When you do what you do what you do / When you do what you do what you do / Why'd you do it like that?", i jest bardzo przekonujący w tym cedzeniu.
"Fallout" - dramatyczny, z przyjemnym szaleństwem gitary.
"Fia" - trochę zmęczone i sfalsetowane i na koniec "No One Else"- ukojenie: "Nikt inny nie może mnie skrzywdzić jak ty."
Krzysztof Kleszcz (ur. 1974) – poeta i autor projektu "Wiersze z bitem" (dostępnego na YouTube). Nagrodzony w konkursie „Poemat Czterech Kultur” (2017), wyróżniony w konkursie „Złoty Środek Poezji” na debiut poetycki (2009). Autor książek poetyckich: "Ę" (2008), "Przecieki z góry"(2012) i "Pański płaszcz" (2016), wydanych przez Wydawnictwo Kwadratura w Łodzi. Mieszka pod Tomaszowem Maz.
Przez ponad 3 lata był to blog Krzysztofa Kleszcza i Piotra Gajdy. 1 lutego 2012 r. Piotr Gajda zrezygnował z jego współprowadzenia i przeprowadził się do "Hostelu".