wtorek, 18 sierpnia 2009

Cynk i ołów. Absurdalne pięści.


Autor: Krzysztof Kleszcz

Sławomir Elsner „Antypody”, Biuro Literackie, 2008

Skąd w Olkuszu dwóch bardzo dobrych poetów? (Jarosz, Elsner) Czy to cynk i ołów? Tak jak bardzo podobały mi się książki Łukasza „Soma” i „Biały tydzień”, tak tomik Elsnera to dla mnie esencja tego, czego szukam w poezji.

A gdzie są tytułowe antypody? Bardzo wymowna grafika z okładki odsyła nas w krainę nierealnej imaginacji. Oto człowiek, którego zdaje się zaciskać z lewej i prawej strony jakaś marmurowa płyta. Stojąc w tej dziwnej szczelinie dostrzega przestwór oceanu, za sobą ma długi cień i pusty równinny krajobraz.
Realne antypody Olkusza byłyby gdzieś na półkuli południowej 50 S ,161 W.

Którejś z kolei lekturze „Antypodów” towarzyszyła mi muzyka biesiadna. Już się tłumaczę – sam przenigdy nie zafundowałbym sobie takich wrażeń. To mój synek zapragnął zobaczyć babcię i odtwarzał płytę dvd z wesela. I oto doświadczałem prawdziwej sinusoidy wrażeń:
Dziewczyna marzeń, córka milionera, chyba mnie kocha, ale afera” i tego typu „złote myśli”, których trudno uniknąć na weselu, to rzeczywiście prawdziwe „antypody” elsnerowskiej poetyki.
A przecież on też pisze o miłości. Tyle, że pisze o miłości, która zjada, niszczy. Chyba nigdzie indziej nie znalazłem piękniejszego opisu tęsknoty jak we fragmencie: „być może zaludniasz tereny dostępne jedynie dla zwierząt. Nie można również wykluczyć, że mieszkasz pod albo nade mną, że z jednej i z drugiej strony masz drzwi.”, celnego opisu zagubienia, braku: „Twój lekarz nie żyje, twoje ciało nie ma sensu”.

Obsesyjnie powracający temat tworzy dość ponury, zgoda, ale przejmujący, wciągający klimat książki: „Miłość jest biała, podła, dzika i ciężka jak polarny niedźwiedź”; „betonowe serce kruszy się, pęka”; ”jestem obfity w miłość”; „serce mam martwe od powtarzania ruchów”, „serce zupełnie mi wyschło, ale umysł mam jeszcze mięsisty i ciepły”.

Lubię, gdy w książce poetyckiej czuć tętno PL-a. Tak jest gdy kluczowe słowa kolejnych wierszy to czasowniki w 1.osobie liczby pojedynczej, np.: jestem, przeprowadziłem się, kupiłem, pozostawiam... To poetyckie „ja” obnaża się przed nami z każdym kolejnym wersem, pod koniec nawet „przeprasza, że porusza się w takiej przestrzeni”, ale odpowiadam mu, że naprawdę nie ma za co, proszę o więcej.

Są różne sposoby ekspresji poetyckiej, ale trudno nie podziwiać takiej, w której czuje się prawdziwe emocje, głód człowieka na krawędzi. Kibicujemy stłamszonemu PL-owi, który sam siebie deprecjonuje („ktoś mnie wykrzesał czyszcząc blachę z rdzy”), może potrzebuje naszej empatii?
Wiersz jak katharsis staje się sposobem na otrząsanie się ze złego. Tak rozumiem fragmenty „wchłaniam świat, oddaję go w zmienionej postaci.” albo „uwijasz sobie w głowie wytłumiony schron, autystyczne gniazdo.” Właściwie czy każdy wiersz to nie „absurdalne pięści”, którymi wymachuje poeta?

Po lekturze książki zostaje w nas kłąb niesamowitych mrocznych metafor. Najbardziej przejmujący jest „Ten człowiek” dedykowany Bonowiczowi.
Polecam.
A opisy traumy? „Mam małe lusterko”, „gapią się na mnie dwa duże kruki” (symbol nadopiekuńczych, a może wyrodnych rodziców?), obcość nawet we własnych wspomnieniach: "kolegom ze szkoły kazałem jeść klej i ziemię”; „ciemność nie działa, popsuł się chłopcu noktowizor kupiony na targu”). Precyzyjne, perfekcyjne.

I tu porównam „Antypody” z książkami: Gajdy „Hostel” i Kobierskiego „Lacrimosa”.
Świt to brzytwa zanurzona w pianie” pisze Elsner, „Noc to wieko pociągnięte czarną bejcą” – Gajda, zaś topos płonącego domu u Elsnera („Wykop”) przypomniał mi dreszcz przy lekturze wiersza „L’inassouvissement” z tomu „Lacrimosa”.

Książka Elsnera to debiut. Brawa dla wydawcy, bo potrafił wypromować książkę początkującego autora. To rzadkość. W kategorii debiut „Antypody” wygrały „Złoty Środek Poezji” w Kutnie (nagrodę Silesiusa dano Basińskiemu, co uważam za spory nietakt). Jest też nominacja do Nagrody Nike. To dobra reklama tego, że poezja ciągle ma coś do powiedzenia.

Elsner swojego bohatera doprowadza „na drugą stronę”. Puentą ostatniego wiersza jest zdanie: „Przywiozłem srebrne talerze.” Ci, „którzy chcą go zjeść” zobaczą na ich dnie siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz