piątek, 5 listopada 2010

"Arterie" (8) - Zaświaty. Łódzka Premiera Literacka.






W numerze m.in.: rozmowa z Lechem Majewskim, wiersze Wioletty Grzegorzewskiej i Marcina Badury, prozy Agnieszki Kłos i Janusza Radwańskiego, Prowincja Oświecona: rozmowa z Darkiem Foksem i reportaż o teatrze Animagia z Żytna, stałe rubryki: Co do joty, Nóż w płycie, Maseczki, (A) tak na marginesie. Do numeru dołączona jest książka Konrada Cioka "Mamałyga".
Promocja nowego numeru pisma i książki: Śródmiejskie Forum Kultury - Dom Literatury ul. Roosvelta 17, Łódź - 09.11.2010 (wtorek), godz. 18.00. Wstęp wolny!
* Konrad Ciok - ur. 1987. Debiutował tomem "Brudne Kino" (SDK, Warszawa 2006). Wiersze publikował m.in. w "Kursywie", "Toposie", "Akcencie", "Kresach", "Undergruncie", "LiteRacjach", "Odrze", i "Fa-arcie". Finalista Konkursu im. K. Janickiego. Tłumaczony na język niemiecki. Obecnie mieszka w Łodzi, gdzie studiuje i fotografuje.

środa, 3 listopada 2010

Skutki uboczne (4)



"Oto dwie popularne legendy na mój temat. Ponieważ w 1969 roku nagrałem na płycie Hot Rats piosenkę „Son of Mr.Green Genes”, ludzie przez lata wierzyli, że osobnik o tym nazwisku (grany przez Lumpy'ego Brannuma) z telewizyjnego show pt. Capitan Kangaroo, był moim prawdziwym ojcem. Otóż nie był. Druga bajeczka głosi, że podczas koncertu wysrałem się kiedyś na scenie. Istnieje wiele wersji na ten temat, między innymi poniższe:[1] Zjadłem gówno na scenie.[2] Ja i Capitan Beefheart zrobiliśmy sobie na scenie „konkurs-obrzydlistwo” (co to, kurwa, jest konkurs-obrzydlistwo) i obaj zjedliśmy gówno.[3] Ja i Alice Cooper zrobiliśmy sobie konkurs-obrzydlistwo na scenie i on rozdeptywał kurczaczki, a ja wtedy zjadłem gówno.W lutym 1967 lub 1968 roku byłem w Londynie w klubie Speak Easy. Podszedł do mnie członek grupy Flock, nagrywającej wówczas dla Columbii, i powiedział: „Jesteś fantastyczny. Kiedy usłyszałem, że zjadłeś to gówno na scenie, pomyślałem, no ten facet to naprawdę odjazd”. Odpowiedziałem: „Nigdy nie zjadłem gówna na scenie”. Gość wyglądał na załamanego, jakby pękło mu serce. Zanotujcie to sobie, ludzie: nigdy nie zjadłem gówna na scenie, zaś w ogóle najbliższy zjedzenia gówna byłem w 1973 roku – spożywając posiłek w bufecie Holiday Inn w Fayetteville w Północnej Karolinie".

Frank Zappa (przy współpracy Petera Occhiogrosso), Takiego mnie nie znacie (w tłumaczeniu Roberta Sudóła). Wydawnictwo Alfa 1996.

(p)

wtorek, 2 listopada 2010

"Dni spokojnych szukałem o zmroku"


Wydawnictwo Kwadratura i kino „Charlie” zapraszają na premierę zbioru miniatur poetyckich Bogdana DREADY Prawdzika „Dni spokojnych szukałem o zmroku”. Autorką ilustracji i projektu graficznego książki jest Paulina Narolewska-Taborowska.

Bogdan DREADY Prawdzik
Urodzony 9 lutego 1968 roku w Augustowie, od ponad dwudziestu lat mieszka w Łodzi. Zawód wyuczony: technik elektroradiolog. Założyciel, wokalista, tekściarz i manager białostockiego zespołu reggae WAKONDA. Studiował socjologię na Uniwersytecie Łódzkim. Prowadził programy i audycje autorskie w Akademickim Centrum Radiowym „KIKS”. Na początku lat 90. organizator i DJ Reggae Party. Współpracownik klubów Forum Fabricum, Stereo Krogs i Alter Ego. Swoją twórczość określa mianem „fotografii słownej”.
W 2010 r. w wydawnictwie Miniatura wydał tomik "Bezpiecznie omijając kałuże".

Paulina Narolewska-Taborowska (ilustracje)
Studia w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi na Wydziale Grafiki i Malarstwa. Specjalizacje – techniki wklęsłodrukowe (akwaforta, akwatinta) i projektowanie wydawnicze. Uprawia również linoryt, techniki rysunkowe oraz tusz i akwarelę.
Głównym tematem pojawiającym się w pracach autorki jest otoczenie – zarówno krajobraz pól, jak i miejskie budynki wpisane w siatkę dróg i linii wysokiego napięcia. Rzeczywistość transponowana jest na świat papieru z jego dwuwymiarowością i wszelkimi tego konsekwencjami.
Pracuje w Ośrodku Literacko-Wydawniczym ŁDK jako grafik. Pomogła zrealizować m.in. serie wydawnicze Kwadratura i City Stories.

Spotkanie poprowadzi Piotr Grobliński.

Zapraszamy 7 listopada 2010 r. o godz. 20.00 do kina „Charlie”, ul. Piotrkowska 203/205.

Wstęp wolny!

Więcej informacji pod nr tel. 042 633-98-00 wew. 241
Bogdan Dready Prawdzik
(informacja nadesłana)

poniedziałek, 1 listopada 2010

Pamięć



Dzisiaj, tak jak co roku, odwiedziłem grób Ojca i złożyłem na nim kwiaty i znicze. Niestety, nie mogłem odwiedzić mogił ludzi, których nigdy nie poznałem osobiście, a którzy są mi bliscy. Tym, zapaliłem znicz przy cmentarnym krzyżu.

(p)

sobota, 30 października 2010

Literatura: miasto otwarte 2



W 2009 roku Klub Krytyki Politycznej w Łodzi w kooperacji z Kołem Naukowym Polonistów (UŁ) oraz Kołem Naukowym „Na Marginesie” (UŁ) zadebiutował w łódzkiej przestrzeni literackiej interdyscyplinarnym projektem „Literatura: miasto otwarte”. Projekt ten miał przypomnieć mieszkańcom Łodzi, że przestrzeń kulturowa miasta to nie tylko film, sztuki plastyczne i fotografia, ale również literatura we wszelkich jej odmianach i formach. Celem tegorocznej edycji projektu jest popularyzacja szeroko pojętej kultury ze szczególnym uwzględnieniem literatury we wszelkich jej odmianach. Mieszkańcom Łodzi zostanie zaprezentowany pełen przekrój tematyczny spotkań i wydarzeń literackich – każdy znajdzie dla siebie coś interesującego. W ramach zaplanowanych wydarzeń w Klubie „Szafa” odbędzie się slam poetycki „Wierszówka” i koncert zespołu Jazzpospolita. Operatorem projektu jest „Krytyk Polityczna” a jednym z jego partnerów Kwartalnik Artystyczno-Literacki „Arterie”. Szczegóły programu pod linkiem: http://www.literaturamiastootwarte.pl/program.html

niedziela, 24 października 2010

Oglądać z satelity mrówkę







Autor: Krzysztof Kleszcz

Dzięki Google.maps wirtualna podróż jest banalnie prosta. Np. od satelitarnego zdjęcia Paryża można przez powiększanie przejść do takiej rozdzielczości, że widzi się twarze ludzi, szyldy, graffiti na murze. Z inspiracji google.maps powstał mój wiersz - umieszczony w Antologii VI Edycji OKP im. C.K.Norwida.


Papa

To przecież od ciebie cały świat - plusz i zamsz,
różowy plastik, samochodzik ze skrzynią biegów
(tylko wsteczny nie działa). Dzwonisz zawsze,
gdy trochę impulsów, cadeau od patrona.

Wezmę douche, synu - wtrącasz francuskie wyrazy,
niby niechcący. A po chwili tęskno mi, Panie,
jakbyś też mieszkał przy rue du Chevaleret.
Czasem dostrzegam cię, gdy wklepuję

balsam, a potem w google twój adres,
by na obrazie z satelity oglądać mrówkę.
Albo w starym albumie, gdzie jesteś
raz matowy, raz błyszczący.




----
cadeau [czyt. kado]- prezent, dodatkowe wynagrodzenie;
douche [czyt. dusz]- prysznic, tusz;
rue du Chevalaret - adres przytułku, w którym mieszkał Norwid;

Skutki uboczne (3)



„W roku 1952 Ernest Hemingway opublikował w magazynie „Life” długie opowiadanie zatytułowane Stary człowiek i morze. Kubański rybak od osiemdziesięciu czterech dni nic nie złowił. W końcu dopadł olbrzymiego marlina. Zabił go i przywiązał do swojej łódki. Zanim jednak dotarł do brzegu, rekiny ogryzły zdobycz do kości. Kiedy wydrukowano to opowiadanie, mieszkałem na Cape Cod w Barnstable Village. Zapytałem jednego z moich sąsiadów, zawodowego rybaka, co sądzi o tym utworze. Powiedział, że bohater to idiota. Powinien odkroić najlepsze kawałki mięsa, ułożyć je na dnie łodzi, a resztę pozostawić drapieżnikom”.

Kurt Vonnegut, „Trzęsienie czasu” (w tłumaczeniu Andrzeja Chajewskiego). Wydawnictwo „Amber”, Warszawa 2004.

(p)

sobota, 23 października 2010

Nieruchome spławiki nad głębokościami



Autor: Krzysztof Kleszcz

ARTUR NOWACZEWSKI "Elegia dla Iana Curtisa", Biblioteka Toposu, Sopot 2010

"Polak mały" ma 27 lat. A to niezła cezura. Wiadomo swój żywot zakończyli wtedy Jim Morrison, Jimi Hendrix, Janis Joplin...

Nowaczewski ocalał. Ale od razu zaznacza, że mentalnie jest trupem. Błogie dzieciństwo się skończyło. Nie ma już ministranta, grzecznego chłopczyka. A gdzie są jego bohaterowie? Podobno Kajko i Kokosz to podróbki, Indianie z lektur pewnie piją w rezerwacie. Na jakim morzu żegluje dziś Paganel z książki „Dzieci Kapitana Granta”, jakich lądów szuka?
Przywołani zostają jeszcze np. Leon Zawodowiec, Jack Sparrow, zdobywca Everestu – Hillary...
Tyle, że w słodkim miodzie dzieciństwa pływa plama goryczy. Wulgarna ironia, cynizm pożarły idealnych bohaterów z Młodzieżowej Biblioteki. Dziś tylko: „dupa, sex, napisy w kiblu”.

"Dorosły" umie dziś tylko ironizować przy otwartym oknie:„Biegnij studenciku, niech cię miłość spali” i przypomina mu się maj... „a maj był zimny tego roku” (parafrazuje Gałczyńskiego „Pieśń o żołnierzach Westerplatte”, jakby wspominał walkę).

W tych "dorosłych wierszach" jest sporo wysokiego, egzaltowanego tonu: „zali to ty Ianie Curtis wołasz mnie?”, który bywa nieprzekonujący. Ale są „mocne obrazki”, które i owszem: np. rzygający Mickiewicz, który wyciera sobie rękawem usta i woła „jedźmy!”.
W kilku erotykach rozczarowały mnie ckliwe puenty, ale to właśnie najczulszy wiersz (tym razem parafraza wiersza „Kawa i tytoń” z „Kolonii” Różyckiego) „kupił mnie” całego:


„Pisanie”.

kiedy zaczynałem pisać, roiło mi się,
że będzie najważniejsze to pisanie,
przyjdą dni, miłość, podróże, a ja
będę to wszystko zapisywał, zamieniał
na wiersze, z wierszy będę przeszłość
odtwarzał jak ulubiony kompakt
z listą marzeń. i tak to się zdawało układać.
kiedy zaczynałem pisać zdawało mi się
że to z mojego talentu, wrażliwości
że sam jestem swoim pisaniem, z niego
istnieję i się staję. i kiedy nie szło mi
tęskniłem za wierszami jakbym zapomniał,
że te najprawdziwsze są jak niechciany dar
i trwało to tak, szarpało aż pewnego dnia
obudziłem się skurczony we własnej skórze,
dziwnie bezbronny i nagi wobec faktu
że się mnie nie kocha. pytałem więc wierszy:
gdzie są jej włosy, jej ciepło, policzek,
ale była tylko Anna i właśnie jej nie było.


W wierszu *** na stronie 17 znalazłem niesłodką frazę „spławiki wędek tkwią nieruchomo nad głębokościami”. To ona sprawiła, że i ja zacząłem łowić. Na chwilę ożyli Indianie machający tomahawkami z ilustracji książki, którą dał mi do przeczytania mój przyjaciel - wtedy 12-latek. Potem Kajko i Kokosz mrugali do mnie okiem z Krainy Borostworów, a z plakatu „Espana 82” błysnęła ruda fryzura. Dlaczego ja miałem plakat Kaja Goo Goo, plakietkę Georga Michaela? (Czy ze mną wszystko było w porządku?). Był też plakat Małgorzaty Ostrowskiej z Lombardu... To wszystko znikło „za jednym pstryknięciem”.

Zostanie w mojej głowie obrazek z wiersza „Co przynoszą kobiety”, gdzie opuszczony mężczyzna pitrasi coś w kuchni - „umyka jak karakon przed własną ścierą”, albo ten z budowy sztucznego jeziora „Czorsztyn 1989”: „dzisiaj jestem już pewien nie da się wywieźć ziemi. wszystkie skały i piaski są przypisane do siebie, na nic pamiątki, na nic zbieranie skamielin, amonitów, ziemia w nocy wraca na swoje miejsce;”.

Kiedy zawalił się dotychczasowy świat...” – pisze na ostatniej stronie swojej książki autor – „... słuchałem wciąż Control”. Dobrze, że dołujący Joy Division zagłuszył afirmujący życie Jacques Brell okrzykiem „Amsterdam!”.

"Elegia dla Iana Curtisa" przynosi nam na koniec pełne nadziei wyznanie: „Raz jeszcze wejdź w to ciało wyrzucone na brzeg", „Serce nie sługa, lecz przyczajony tygrys ukryty smok”.

piątek, 22 października 2010

Podgórska Scena Poezji







Czy warto przebywać 24 godziny poza domem, w uciążliwej podróży, która odbywa się w mocno dające się już odczuć jesienne chłody po to, aby czytać swoje wiersze nieznanym ludziom w nieznanych miejscu? Oczywiście, że tak! Nic przecież nam nie przeszkodzi, by obcy ludzie stali się naszymi nowymi przyjaciółmi, a nowe miejsca takimi, do których będziemy chcieli powracać. Ewo, Przyjaciółko Ewy, fanko poezji, Eryku – dziękuję Wam za to, że dzięki Waszej życzliwości nasze wspólne przedsięwzięcie mogło być dla nas tak owocne.

Paweł Podlipniak, Piotr Gajda, Dom Kultury „Podgórze”, Kraków, 21.10.2010.

(p)

czwartek, 21 października 2010

To wciąga

sprzątanie01




Muzyka i wykonanie: Witold Adam Rosołowski
Tekst: Krzysztof Kleszcz

Sprzątanie

Pronto kontra kurz. Dziecko naśladuje matkę,
biega za nią jak cień - z różową ściereczką.
Pierwsze słońce, druga kawa, odkurzacz
przekrzykuje nowa płyta Lao Che. To wciąga.

Zasysanie kłębów, paprochów, złych snów.
Clean jak klin, ćwiek wbity między listwę,
a podłogę. Odtąd będziemy odbijać się jaśniej
w lustrach, sprzętach. Niech mikroświat

w powietrzu pozbędzie się czarnych dziur.
Tam gdzie oko nie widzi, mieszka starsza pani.
Ukręca watę cukrową. Uśmiecha się,
wdzięczy. Pod jej maszynką stoi denaturat.