czwartek, 6 stycznia 2011

Literatura 2010 - podsumowanie




LITERACKIE PODSUMOWANIE ROKU 2010
W TEATRZE NOWYM!!!

W ramach cyklu „Mała Literacka – spotkania wielkiego formatu” odbędzie się w Teatrze Nowym podsumowanie ubiegłego roku w literaturze.

O najważniejszych polskich i światowych premierach książkowych – tych nagrodzonych prestiżowymi laurami oraz tych niezauważonych – dyskutować będą krytycy literaccy i członkowie kapituł jurorskich najważniejszych nagród literackich w kraju:

Kinga Dunin
publicystka, pisarka, krytyczka literacka, socjolożka kultury, członkini zespołu „Krytyki Politycznej”, zasiada w jury Nagrody Literackiej NIKE;

Justyna Sobolewska
krytyk literacki, dziennikarka „Polityki”, członkini jury nagród Angelus i Silesius oraz Paszportów „Polityki”;

Jerzy Jarniewicz
krytyk literacki, poeta, tłumacz, członek kapituły Nagrody Literackiej Gdynia.


Prowadzenie spotkania – Maciej Robert
Teatr Nowy – foyer Dużej Sali (ul. Więckowskiego 15)
11.01.2011 (wtorek), godz. 18.00. Wstęp wolny!

Miniak się kręci




WIECZÓR PROZY ROBERTA MINIAKA
Termin: 2011-01-14 godz. 19.00
Lokalizacja: Łódzki Dom Kultury Traugutta 18 Telefon: (0-42) 633-98-00
Spotkanie: Ośrodek Literacko-Wydawniczy ŁDK zaprasza na "Kręgi" - wieczór prozy Roberta Miniaka z gościnnym udziałem Joanny Pucis, Doroty Ryst i Tadeusza Melona (skrzypce).
14 stycznia 2011 r. godz. 19.00, sala 221

Wstęp: 10 zł ( bilety - rezerwacja - tel. 606 923 099 lub przed spektaklem, sala 221 )

wtorek, 4 stycznia 2011

Drugie urodziny





Minęły dwa lata - od kiedy założyliśmy poetycką fabrykę. 88625 wejść na stronę, 337 wpisów z tagiem Poezja, 92 wpisy o imprezach, 89 recenzji, skany naszych publikacji m.in. w Arteriach - to nasz plon. Bierzcie i jedzcie.
(k)

PS




Przyszło mi do głowy, by dopisać tu wiersz Tomasza Różyckiego z tomu "Kolonie".

Dom gubernatora


Dla J.P.

Kiedy zacząłem pisać, wcale nie wiedziałem,
co naprawdę wybieram, ile za to płacą
i że w tak krótkim czasie stanę się bogaty,
i jeśli czegoś zechcę, zaraz to dostanę.

Moje będą kobiety, o jakich zamarzę,
i moje wszystkie miasta, pojadę na wczasy,
gdziekolwiek tylko zechcę, zimą albo latem,
tam, gdzie wskażę na mapie, bez żadnych bagaży,

prosto z łóżka, bez spodni. Zamieszkam na skale
w rybackim domku w Grecji, i ktoś się postara
o wino i oliwki. I tak będzie co dnia.
I codziennie fortuna moja będzie wzrastać,

i co dzień nakupuję czekolady, masła,
i to będzie tak leżeć, bo nie będę głodny.

niedziela, 2 stycznia 2011

Wiersz na dobry początek









Spinki

Podróż na wschód przez zimne korytarze,
zimne krzesła. W wychłodzonych zaułkach
blaszane instrumenty, sztućce do owoców.
Zamarznięte grudki kroków, szpilki, agrafki,
białe ściany. Mężczyzna w prochowcu, kobieta
w rajstopach. Rozmowa podąża w stronę łóżka,
ciemne figury dopinają suwaki, przycinają
skórę. Rwąca rzeka przymocowana łańcuchem
do nadbrzeża, żelazny most spina arterie
w transsyberyjską kolej. Do kogo należy puls,
którego pogłos rozlega się na pustej ulicy?
To tylko łomot na wiadukcie, od metalu odpada
rdza. Każdy nit samotny, ale nadal łączy.
(p)
*wiersz z tomu "Hostel" (2008)

Pokątne rzemiosło



Pierwszy w Nowym Roku, długi spacer. Po drodze znak, który odkryłem na bramie prywatnej posesji. Yin i Yang pieczołowicie wykonane ręką rzemieślnika. Nic bardziej trafnego – za bramą prywatny plac, nad którym czasem świeci słońce a czasem dominuje nad nim cień. Południowe zbocze wzgórza i to północne. A na skraju dom, symbol życia – droga prowadzi przez bramę, która tylko uprzedza.
(p)

piątek, 31 grudnia 2010

Odcinanie tlenu



Autor: Krzysztof Kleszcz



WARIACJE.PL - "STAJNIA AUGIASZA", Megatotal.pl 2010

Na poetycko-rockową mieszankę nie trzeba mnie było długo namawiać. Jeśli chemia działa, dwa substraty poezja i rock powinny dać produkt o wzmocnionym działaniu.
Masz ochotę zanurzyć się w nierealne? - zdaje się pytać tajemnicza przewodniczka, która sama o sobie wyśpiewuje Ogień mam na twarzy, włosy czerwone. Mówią, że jestem wredna. Gryzę paznokcie na drugie śniadanie. Mówią, że jestem dziwna.
Zespół towarzyszący Eli Dul - wokalistce i autorce wszystkich tekstów sięga po zgoła inne brzmienia niż kultowe Świetliki. Po industrial i metal. Są gitarowe riffy, plamy klawiszy, wiolonczela, operowy śpiew... Moim domem jest cisza wyśpiewuje liderka, ale to nieprawda. Jej domem jest czad, a la Rammstein, Clawfinger, Nine Inch Nails... Jej teksty są niełatwe, niejednoznaczne, poruszają tematy tabu, hipnotyzują.

"Prawdziwa historia o początku" zaczyna się od mocnego riffu i słów "raz raz". To brzmi jak ostrzenie noży. Jeśli ktoś spodziewał się piosenki poetyckiej, a la Stare Dobre Małżeństwo upuści porcelanową filiżankę z kawą. Kto czekał na moc, przekona się od razu, że słyszy zawodowy zespół.
Drugi utwór "Na początku było słowo" jest taki, że uknułem nań taki termin - "poezja industrialna". Jeśli wiersz Eli jest orzechem, to gitara jest dziadkiem do orzechów:
"zaplątana w sieć czasu
pomiędzy jawą a snem rozbłyskam
na ułamek czaso-
wnika

jestem."

Trzeci, tytułowy - zmienia klimat. To intrygująca mroczna recytacja. Na tle ambientowych plam słyszymy kochaj, a później wywołujące ciarki słowa miała w życiu trzech kochanków, kanarka i trzy tchórzofretki, wszystkie rozłaziły się w palcach...

"Na tytuł mnie nie stać" ma smutny klimat, który skojarzył mi się z "Seventeen Seconds" The Cure... Niechciana ciąża, zapach naftaliny i czosnku, zawsze z prawej strony nóż i łyżeczka i ta operowa nieziemska wokaliza Ewy Spornej, dzięki której można osiągnąć drugą prędkość kosmiczną, uciec grawitacji...
"Notatki z brudownika" podnoszą arcytrudny temat: morda w kubeł - mówię, skrobiąc kolejną kasę zgwałconym piątym. // komu wina? ciskam w kąt białe, czerwone, spotworzone pierwsze, // a ty udajesz, a nie ma nic.
Utwór "Teoretycznie każdy potrafi latać..." zaczynający się szyderczym śmiechem, to recytacja, tym razem męska... Czego tu nie ma? Jest - motyw ufo i wulgarne "przez sukę muszę marznąć tej zimy". Nie zapomina się wersu: "pamiętasz tamten wieczór na grobli, gdy topiłem tobą księżyc?"
Niejednorodny "Skazani na weekend" ma refren, który streszcza tematykę płyty "kara wina kara wina"... Fajnie rozwija się dzięki wiolonczeli "Etiuda na jeden palec". „Zaklinacz deszczu” i „Nibypiosenka” wśród gitarowego szaleństwa zapewniają szaleństwo w tekstach - ze szczurem, pająkami, muchami, brakiem wody...

Aniołek z okładki zerkający spode łba zdaje się upewniać, czy wszystko z nami porządku. Muzyka może sprawić, że nie ma czym oddychać. Dlatego w każdej chwili możemy zapodać sobie instrumentalny "Trzynasty kolor zimy", w którym Jean Michel Jarre dostarcza tlen.

czwartek, 30 grudnia 2010

Oczy szeroko zamknięte



W ostatnich dniach w łódzkiej „GW” ukazał się artykuł Katarzyny Badowskiej, w którym autorka samotnie „zmaga się” z odpowiedzią na retoryczne pytanie: „Jaki był rok 2010 w łódzkiej literaturze?”. Nie zamierzam z tym tekstem polemizować (niejako załatwiają to za mnie komentarze czytelników pod nim), natomiast szczerze rozbawił mnie jego następujący fragment: „Nie byłoby literatury bez jej twórców, a pod tym względem wypadamy znacznie poniżej średniej. Żaden łódzki prozaik niczego w tym roku nie wydał. Ci najwięksi - Andrzej Sapkowski i Andrzej Bart - milczą po ubiegłorocznych publikacjach "Żmii" i "Rewersu". Grzegorz Strumyk przerzucił się na poezję (…)”. No to popełnił faux pas i się spauperyzował!

„Jaki był rok 2010 w łódzkiej literaturze?”:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,8873219,Jaki_byl_rok_2010_w_lodzkiej_literaturze_.html

(p)

Arterie, Zwłoka i Mamałyga w Empikach


"Arterie" nr 8 (z książką Konrada Cioka "Mamałyga") w pakiecie z "Arteriami" nr 7 (z książką Piotra Gajdy "Zwłoka") w cenie jednego numeru (13 zł) od 29.12.2010 r. już w Empikach!

środa, 29 grudnia 2010

Prywata



Mickiewczowska liczba 44 według numerologii jest liczbą doskonałą; oznacza doskonalenie świata, idealną przyszłość ludzkości, szlachetność intencji, indywidualizm, inteligencję, charyzmę, błyskotliwość umysłów, rozwój duchowości, intuicji i talentów wszelakich. Ludzkość pozostawi po sobie niezatarty ślad prawdziwych wartości” – tako rzecze bezpłatna warszawska gazeta, na której ślad natknąłem się w necie.

Otóż i dzisiaj, przyszło mi pożegnać się z jej proroctwem przy akompaniamencie The Raconteurs…

(p)

czwartek, 23 grudnia 2010

Elvis has left the building



Dni dworca PKP w Katowicach są policzone. Jedno z najlepszych osiągnięć polskiej architektury późnego modernizmu ma zostać zburzone, bo PKP, zamiast obiekt wyremontować, woli go sprzedać (…). Jak widać, dla obecnego właściciela nie ma znaczenia, że katowicki dworzec to perła polskiej architektury powojennej, najlepszy w naszym kraju przykład brutalizmu. Surowy, rzeźbiarsko kształtowany beton połączony jest z mistrzowską konstrukcją – strop hali podtrzymują imponujących rozmiarów kielichy”.

Taką informację, potwierdzoną relacją z telewizyjnych „Wiadomości”, w której pokazano jak wyposażone w potężne szczęki dźwigi „szarpią” więźbę dachową katowickiego dworca, przyniosło życie. To mi uświadamia, że na tym świecie nie ma nic trwałego, nawet setki ton betonu da się rozebrać, zburzyć, przemieścić i wywieźć, przekształcić w coś innego, a tym samym „pogwałcić” naszą pamięć i rozebrać kolejny mały fragmencik z naszego własnego życia. W imię czegoś lepszego, doskonalszego? Chciałbym w to wierzyć, że na miejscu dawnego dworca powstanie coś równie „magicznego”, a nie kolejna komercyjna galeria handlowa, gdzie odtąd niepodzielnie rządzić będzie „bożek-promocja”.

Przez niemal całą drugą połowę lat dziewięćdziesiątych bywałem na tym dworcu. Spędziłem na nim niejedną noc, czekając na ranne połączenie po zakończonych koncertach, które odbywały się w nieodległym od niego katowickim Spodku. Iron Maiden, Deep Purple, Black Sabbath, Helloween, Jethro Tull, a potem całonocne włóczenie się po nieprzebranych dworcowych stoiskach z płytami cd, których wydawcy omijali prawo autorskie publikując tylko tych wykonawców, którzy w myśl zapisów ówczesnej ustawy nagrali swoje płyty przed 25 laty. Omega, Skaldowie, Breakout, Niemen – można było wrócić do tych nagrań i po raz kolejny „odkryć” coś takiego jak „Gyöngyhaju Lány”. Można było pogrzebać w książkach i znaleźć skarb, wydany w latach 80 albo i 70 przez wydawnictwo „Czytelnik”, „PIW” albo „Iskry”. Na przykład 3 tomowy „Obłęd” Jerzego Krzysztonia. Można było zaobserwować, jak policjant z dworcowego komisariatu (całkiem jak Chuck Norris) samotnie zmaga się z „lumpem”, aż w końcu przekonuje go, żeby ten sam i bez oporu udał się z nim na komisariat. I ten idzie grzecznie, chociaż jeszcze przed chwilą przez 20 minut leżał na schodach prowadzących do niższych dworcowych kondygnacji, miotając się z policjantem w jakimś obłędnym walcu. Co też "mundurowy" szepnął mu do ucha? Można było o tym myśleć przez całą niemal noc. Można było potraktować dworcową poczekalnię jak zbawczy azyl, po tym jak trzeba się było przebijać przez hordy kibiców, w drodze powrotnej z koncertu Cameli w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca. Wreszcie można było przyjrzeć się długowłosemu chłopakowi, który przez 6 godzin zapisywał w brulionie swoje wiersze, całkiem niezrozumiałe, tak jakby to co napisał dyktował mu inny poeta, ten z filmu „Rejs” – a w pobliżu nie byłoby (bo i skąd?) ani jednego logopedy.

Takie małe historie, z których składają się fundamenty naszej pamięci. Teraz zburzą je dźwigi. Zostanie po nas „Empik”.

(p)