14 maja 2016r. przyznano Wrocławską Nagrodę Poetycką Silesius. Nagrodę za książkę roku otrzymała Barbara Klicka za
„Nice” (WBPICAK, Poznań), a za debiut nagrodzono Aldonę Kopkiewicz, autorkę „Sierpnia” (Lokator, Kraków). Wręczono też nagrodę za całokształt - otrzymał ją Julian Kornhauser.
sobota, 14 maja 2016
20 książek nominowanych do Nagrody Orfeusz 2016
11 maja w Domu Literatury w Warszawie jury V edycji Nagrody im. K. I. Gałczyńskiego ORFEUSZ za najlepszy tom poetycki roku, w składzie: prof. Jarosław Ławski (przewodniczący), Tomasz Burek, Janusz Drzewucki, dr Antoni Libera i dr Bronisław Maj, po zapoznaniu się ze 199 zgłoszonymi tomikami wierszy, postanowiło nominować do nagrody 20 z nich. Oto one:
- Józef Baran, Szczęście w czapce niewidce i 99 nowych wierszy, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań
- Magdalena Bielska, Czarna wyspa, WBPiCAK, Poznań
- Wojciech Gawłowski, Różo szronu, Republika Ostrowska, Ostrów Wielkopolski 2015
- Barbara Gruszka-Zych, Przyrząd do uzdatniania wody, Wydawnictwo Astrum, Wrocław 2015
- Honek Urszula, Sporysz,WBPiCAK, Poznań 2015
- Jarosław Jakubowski, Światło w lesie, Galeria Autorska, Bydgoszcz 2015
- Łukasz Jarosz, Kardonia i Faber, Biuro Literackie, Wrocław 2015
- Jakub Kornhauser, Drożdżownia, WBPiCAK, Poznań 2015
- Witold Malesa-Boniecki , Jesień we Florencji, PIKiM, Rzeszów 2015
- Jadwiga Malina, TU, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2015
- Łukasz Nicpan, Ostatnie dni lata, Wydawnictwo VEDA, Warszawa 2015
- Artur Nowaczewski, Kutabuk, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2015
- Kazimierz Nowosielski, Przykładanie ręki, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2015
- Uta Przyboś, Prosta, Wydawnictwo Forma. Fundacja Literatury imienia Henryka Berezy, Szczecin, Bezrzecze 2015
- Jarosław Marek Rymkiewicz, Koniec lata w zdziczałym ogrodzie, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2015.
- Konrad Sikora, Napisani na ścianach, Wydawnictwo Ruthenus, Krosno 2015
- Słowik Aleksandra, Czuwanie przy zwłokach, Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2015
- Ewa Sonnenberg, Hologramy, WBPiCAK, Poznań 2015
- Adriana Szymańska, Złoty dzięcioł, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2015
- Adam Waga, Samosiew, Wydawnictwo Literackie 2015
Etykiety:
poezja
niedziela, 8 maja 2016
Jakby mgła ścieliła się na łąki, a kumulacja nas znowu ominęła.
HEY "Błysk", 2016.
Przeczytaj też recenzje:
Hey "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Nosowska "8"
Czekam na płyty Hey (ta jest jedenasta, nie licząc koncertowych) jak na tomik najlepszego autora. Kilka wersów Nosowskiej daje mi lepszą pożywkę niż dwie półki z poezją. Już singiel "Prędzej, prędzej" z trochę basowym, trochę klaskanym, dość jednostajnym beatem przyniósł kilka takich fraz.
"Ja do centrum / do centrum wieź / gdzie ze słońcem / miesza się deszcz / derby kraju, derby co dzień / gdzie czerń w tęczę, a tęcza w czerń".
Oto synteza tego, co ładuje się w czaszkę. Marsze i spory zestawione z chwilką naszego życia. Piękna rockowa pigułka, która może uleczyć jak antybiotyk. Ja w każdym razie zdrowieję.
Mój zachwyt nr 2 to piosenka "Cud". Pięknie łagodna, jakby mgła ścieliła się na łąki, a kumulacja znowu nas ominęła. Za oknem wiosna z całym hałasem, skrzekiem i lotami ptasich wariatów, która nie może się przebić do serca. Piękno.
"Od wszystkich harców, tam na górze nam / z sufitu prosto w oczy prószy tynk / był już chłód / jest i śnieg // Przez kratkę wentylacji wypełza nam / do nozdrzy zapach stołów, waszych uczt / był już śnieg / przyszedł głód // Przesyłki do was z zagranicznych miast / komornik forsujący nasze drzwi / był już głód / jest i dług // Puchaty, złotem haftowany los / i nasz ze skrawków najtańszego lnu / był już chłód / był i głód / był już dług / gdzie jest cud?"
Inne zachwyty? Tytułowy "Błysk" - z recytacją zamiast śpiewu. Jeśli kogoś nie chwyci za serce, może to oznaczać tylko, że go nie ma. Apokalipsa wg Nosowskiej: "Spałam, gdy się kończył świat" (tu: ledwie skrzywienie warg), "Ptakom zastygł w dziobach śpiew", "nijacy wprost do pracy jak co dnia" jakby nigdy nic. Zapis chorobliwego dreszczu, dołującego bezludzia wokół "nie śpię, lewituję tu (...) Dzielę się przez siebie, tak jak liczby pierwsze / a pomnożona przez tą pustkę, jak przez zero - daję pustkę". Tą (nie: tę) - kolokwialną, własną.
Mistrzowski jest "Dalej". Podejmujący ulubiony temat przemijania. "Punktualnie / ze mnie kpisz / Jestem pył / dmuchany ryż", ze świetnym refrenem: "Prysznic i dalej, dalej, dalej". Absolutnie trafia mnie - Achillesa codzienności, w piętę. I tylko smutno, że sam nie napiszę takiej frazy: "Mam rewolwer / kurzy się / wbijam nóż / w powszedni chleb". Dobro.
Płycie potrzebna była lekkość. Taką funkcję ma piosenka o Sir Alfonso Moralesie pt. "Ku słońcu". Z żartobliwym tekstem i lepkim refrenem. Seks, iskry spawarek, zapach paczuli, rdzawy hak. To mogła wymyślić tylko Nosowska.
"Szum", w której zatrudniono chyba pana Rubika do klaskania, ma młodzieńczy power. Lekkość formy, tych przeciągniętych fraz, ale i poważny ton: "Siwobrody Bóg / patrzy nie bez wstydu / jak się sztandarami, w szale okłada tłum / chce wrócić kolejno / do każdego z sześciu dni / gdy z niczego wszystko / stworzył, by na powrót wszystko obrócić w nic".
"2015" jest o jakimś przepracowaniu własnego życia, o odwołaniu zimy. "Magnolia kamikadze" i "przeptaszone gałęzie" jako metafora przeproszenia się ze światem, otwarcia na ludzi.
"Hej Hej Hej" - o rodzeniu się uczucia - to taka trochę dziwna piosenka.
Przepiękną melodię i przegięty, jak zagrany na pile - refren ma "I tak w kółko". Programowy tekst o tym, co się wydaje kolejnym pokoleniom - z perełkami w tekście: "Gdy ją obleci strach, / że koty, pelargonie, sławę trafi szlag, / że oto czas, z karuzeli zejść globusa, chociaż żal".
Jak otwarcie szeroko okna, jak podarcie wszystkich tygodników opinii, jest ostatni utwór: "Historie".
"Czemu w klapach płaszcza, na nogawkach i we wszystkich szwach / Znosisz mi do domu strachy, cudzy lament, zamiast róż"? Oto sugestia: włożyć łeb w wiosnę, wstać rano, powiedzieć światu hey.
Przeczytaj też recenzje:
Hey "Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!
Nosowska "8"
piątek, 29 kwietnia 2016
Wieczór autorski Rafała Gawina
Z okazji premiery książki łódzkiego poety - Rafała Gawina "Zachód słońca w Kurwidołach", 27 kwietnia w Tłustym Drukiem odbył się jego wieczór autorski. Prowadził go Piotr Grobliński. Zgromadzona publiczność wysłuchała nowych wierszy i dyskusji na różnorodne tematy, których dotyka w swej poezji autor. Jak napisał redaktor książki: "W środku dużo jest o kobietach, seksie, poezji i Bogu - wszystko wymieszane, bez ładu, ale ze składem." Książka, której tytuł żartobliwie parafrazuje tytuł książki J.M.Rymkiewicza, ukazała się w Wydawnictwie Kwadratura i rozpoczyna nową serię poetycką.
Etykiety:
poezja,
wieczór autorski
poniedziałek, 25 kwietnia 2016
Z mewą na ramieniu
Janusz Drzewucki jest uznanym poetą,
redaktorem działu poezji w czasopiśmie „Twórczość”.
Jego nowa propozycja to specyficzna
poezja - nie poezja, historyjki, anegdoty, wspominki.
Pomysł, jak sądzę był taki, by
„Pisać tak jakby się mówiło”, odrzucić poetyckość,
która może utrudnić przekaz. Pierwsza myśl jest najlepsza. Niech
powstaną wiersze bez skreśleń, bez złożonych konstruktów,
odmetaforyzowane, zwykłe jak rozmowa, zrozumiałe, przezroczyste,
czyste.
No i powstały. Czyta się to jak
felieton z dużą ilością enterów, szybciutko, miło. Jeśli to
wspomnienia z młodości – z pewną zazdrością, podobnie jeśli
są to przewodnikowe relacje z pięknej ojczyzny Jose Saramago.
Ja czytałem nie bez wątpliwości. Już
wiersz o śmierci Różewicza mnie zastanowił. „Tadeusz Różewicz”
pojawia się w nim pięć razy, co daje średnią jednego Tadeusza
Różewicza na dwa wersy. Ale wytłumaczyłem sobie, że to taka
metoda, powtarzanie bolesnego faktu, niemożność
pogodzenia się.
Miniatury ze stron 6-9 to, dla mnie,
notatki na marginesie, zapis myśli. Wiersz o ślimaku, który
wydawał się być kasztanem, a potem pielgrzymem na górę Fuji, a
potem turystą w drodze na Kasprowy, wprawił mnie w konsternację.
Frazy: „spytałem siebie samego”, czy „przyszło mi
raptem do głowy” wydały mi się z jakiejś bajeczki. Podobnie
Antylopy i reszta zwierzyńca z wiersza na stronie 12. Czyżby
państwo Gucwińscy powypuszczali zwierzęta z klatek? „Na
własne oczy / widziałem, / widzę.” - czytam, ale nie
wiem, czy to nieposkromiona wyobraźnia, czy wizja raju z
broszurki Świadków Jehowy? Wiem! To efekt fascynacji wiedzą
faktograficzną, obiektami geograficznymi, nazwami zwierząt, miejsc.
Abecadło z pieca spadło, pomieszały się miejsca i czasy.
Historie o fascynacji bluesem i jazzem
czytałem z zainteresowaniem, choć to zaledwie reminiscencje.
Mógłbym to usłyszeć w czasie rozmowy z autorem.
Przypomniałem sobie wiersz o katastrofie smoleńskiej z poprzedniej
książki „Dwanaście dni”. Zdumiewająca zwyczajność słów:
„płynęła rzeka zniczy”, „my wszyscy, w tej godzinie
jesteśmy razem, jesteśmy razem.” Wszystko dla
mnie za proste, za łatwe.
Chociaż
oddam sprawiedliwość. Jest fragmencik, który mnie ujął: „słowo
jazz / krótkie jak zaklęcie, / tajemnicze / i wielce obiecujące, /
wydawało mi się / najpiękniejszym słowem / na świecie, czułem
się / wybrany przez to słowo / wybrany i zaczarowany;”
Autor
„Rzek Portugalii” obsesyjnie powtarza w wierszach deszczowe
frazy: pada, mży, leje.
Zapisuje stany letargu, odrętwienia. Pokazuje przed czytelnikiem
swoje zmęczenie, bezsilność. Sporo
minęło zanim przekonałem się do specyficznego uroku tych
sformułowań. Przyszło to chyba dopiero, gdy otworzyłem się na
wiersz „Pierwszy poniedziałek maja, czyli święto flagi” z
poprzedniej książki i zrozumiałem lichą kondycję podmiotu
lirycznego: „Za chwilę / rozkroję chleb, / naleję wina
do szklanki, / za chwilę. / Póki co, / siedzę / w półmroku, / w
ciszy, / nieruchomo.” A potem
przełknąłem zdania podobne w emocjach, które z początku wydały
mi się tylko jałowym użalaniem się.
Teza
podziału w poezji polskiej: na fanów Bowiego i Popa, wydaje mi się
karkołomną. Tak samo puenta o Springsteenie i końcowy morał. Historyjka
o papierosie Bogdana Zadury z szeleszczącymi ptakami i ćwierkającymi
liśćmi? Znów obok. Anegdoty o Adamie Ziemianinie, Jerzym
Górzańskim, Krzysztofie Karasku? Szkoda, że to tylko anegdoty. A "Pan Adam Zagajewski ma przechlapane" to stanowcza reakcja na złośliwości skierowane w stronę poety ze strony Marcina Świetlickiego. Rzecz miała miejsce na Festiwalu Złoty
Środek Poezji w Kutnie (na którym wszak byłem, miód i wino piłem).
Opowieść
o wyprawie na Warmię i Mazury przywołuje nazwiska kolegów i przyjaciół po
piórze. Taka gawęda o podróży. A co
sądzić o siedmiu wierszach portugalskich? Że za blisko im do
przewodnika podróżnika. Że za mało w nich uniesienia. Na ramieniu
poety siada mewa. Jest nostalgia, jest zagubienie, gąszcz nazw,
meteorologia. I
jedna metafora: „trzy nieruchome dźwigi, trzy krzyże.”
Czy
karp z Karpat to żart z poetów, którzy bawią się słowami? Czy
pod wpływem endorfin wydzielające się w czasie biegania, da się
napisać dobry wiersz? Nie jestem tu przekonany. Za to cztery linijki
„Kto wie dlaczego” - w sedno. „Kto wie dlaczego / ten
wie; kto nie wie / dlaczego, ten już nigdy / się nie dowie.”
Można to grawerować, tatuować,
naklejać.
A na koniec potrawa
z szaleju czyli historia alternatywna. Elvis żyje - schudł,
Morrison żyje - dorabia, Hendrix żyje - pracuje w sklepie z
płytami, Bob Marley uprawia pietruszkę i koper. Czy autor tu czasem nie popłynął?
Nowy tomik Rafała Gawina, nowa seria poetycka Kwadratury
Łódzkie Wydawnictwo Kwadratura inauguruje nową serię poetycką. Poprzednia, w której ukazały się m.in. dwie moje książki, składająca się z 30 tomików zamknęła się książką Adama Raczyńskiego w 2015r.
Pora na nowy design, nowy power. Kto pierwszy? Łódzki poeta, recenzent, krytyk, redaktor "Arterii", instruktor w dziale imprez Domu
Literatury w Łodzi, autor książki "Wycieczki osobiste" i felietonów na blogu gawin.liberte.pl - Rafał Gawin.
We środę 27 kwietnia 2016 o godz. 19:00 w Tłustym Drukiem
ul. Więckowskiego 18 odbędzie się jego wieczór autorski, promujący książkę o prowokującym tytule "Zachód słońca w Kurwidołach".
O książce można przeczytać na blogu autora: tutaj
albo na e-kalejdoskop
środa, 20 kwietnia 2016
Nominacje do Silesiusa 2016
Dziś ogłoszono nominacje do Wrocławskiej Nagrody Silesius 2016. Otrzymali je:
- Kacper Bartczak za tom „Wiersze organiczne” (Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Oddział Łódź),
- Jerzy Jarniewicz za „Woda na Marsie” (Biuro Literackie),
- Barbara Klicka za „Nice” (WBPiCAK w Poznaniu),
- Paweł Marcinkiewicz za „Majtki w górę, majtki w dół” (Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Łódź),
- Joanna Mueller za „intima thule” (Biuro Literackie),
- Edward Pasewicz za „Och, Mitochondria” (Wydawnictwo EMG),
- Marta Podgórnik za „Zawsze” (Biuro Literackie).
Tradycyjnie przyznano Silesiusa za całokształt. W tym roku tę nagrodę otrzyma Julian Kornhauser, którego tom "Tylko błędy są żywe" w zeszłym roku wydał WBPiCAK. Ogłoszono też trzy nominacje w kategorii Debiut:
- Mateusz Andała za tom „Światło w lodówce” (Staromiejski Dom Kultury),
- Aldona Kopkiewicz za „Sierpień” (Wydawnictwo Lokator 2015),
- Piotr Przybyła za tom „ Apokalipsa. After party” (Dom Literatury w Łodzi, Stowarzyszenie Pisarzy Oddział Łódź).
- Podsumowując - warto odnotować, że aż trzy nominowane książki pochodzą z łódzkiego Domu Literatury!
- I jeszcze jedno: jeśli ktoś zna księgarnię, w której wszystkie te książki są dostępne - proszony jest o podzielenie się tą informacją.
poniedziałek, 18 kwietnia 2016
Nominacje do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej 2016
Dziś ogłoszono pięć książek nominowanych do tegorocznej Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Są to: dwie książki z krakowskiego Wydawnictwa EMG: Edward Pasewicz "Och, Mitochondria" i Marcin Świetlicki "Delta Dietla", dwie książki z poznańskiego WBPiCAK: Joanna Roszak "Tego dnia" i Julian Kornhauser "Drożdżownia" a także Marta Podgórnik "Zawsze" z Biura Literackiego.
Etykiety:
poezja
piątek, 8 kwietnia 2016
Pozwól ci poświecić
DAVE GAHAN & SOULSAVERS „ANGELS
& GHOSTS”, 2015.
Oto drugie natchnione dzieło
współpracy wokalisty Depeche Mode i zespołu Soulsavers.
Dave'owi urosły skrzydła. Pociesza
leżącą na podłodze,
każe podążać ku światłu. Gdy wykonuje te utwory na żywo - w swoich teatralnych pozach, z wielkim
pierścieniem na palcu, z ręką na sercu -
jest absolutnie przekonujący. Gdy śpiewa "Have you ever follow
Jesus?/ He lives downtown L.A" dostaje brawa. Kiedy dodaje, że
"He’s coming, he’ll be here" jest niczym kaznodzieja,
za którym pójdą tłumy. Egzaltacja w służbie nawracania. Chórki
gospel wielbiące pod niebiosa.
Posłuchajcie, odnajdźcie pieśń -
"Tempted", o zagubieniu, niezrozumieniu boskiego planu. Gdy śpiewa "Czego chcesz
ode mnie?", poczujcie metafizyczny dreszcz.
To ten sam i nie ten sam Dave. Gdy na płycie "Violator"
śpiewał "Personal Jesus", było tam raczej profanum niż
sacrum. A teraz w najbardziej przebojowym "All of This Nothing"
jakby cytował Słowo. "Jestem tym wszystkim i niczym / Jestem
brudem pod twoimi stopami / Jestem słońcem, które wschodzi, gdy
śpisz / Jestem wszystkim, czego potrzebujesz". Ta piosenka wyróżniająca się
szybszym rytmem, pięknie włazi pod skórę. Rozkazuje opuścić
wygodne pielesze, dać siebie, przyspieszyć puls. Wyleźć z
ciemności.
"Shine" - ma religijny tekst: "Gdy się rozglądasz, jest tak głęboko / Co możemy zrobić? Zaświecimy na Ciebie. Ty i ja, my wszyscy tutaj. Pozwól ci poświecić". Klaskanie na chwałę. Piękno i dobro. Ateusze
zarechoczą.
Równie dobry jest "You Owe Me"
- z fragmentem "I’m as blue as your eyes" i ze śpiewanym
z wyrzutem refrenem. To jest o niesamowitym uczuciu jakim jest wybaczenie. Że śpiewają wtedy anioły, a dzwony biją.
"One Thing" z plumkającym
pianinem to uspokojenie. W tekście pean ku czci miłości. Fale
zderzają się z wybrzeżem, oceany dziksze niż wcześniej, gdy ona
wchodzi do pokoju.
Niepokojący "Don't Cry" to pocieszacz strapionej duszy. "Lately" - kołysanka wypalonego, spracowanego wraka człowieka, który wraca z
szychty. Kołysanka grzesznika, który znowu jest zimny i pusty, i
nie nauczył się niczego, a teraz pragnie ukojenia.
W zaczynającym się od "Z jedną
ręką w kieszeni / I jedną nogą w grobie" "Last Time"
Gahan szuka Boga. A podniosły jak hymn "My Sun" to pieśń o współodczuwaniu. "Czuję twój ból" - śpiewa
jakby był świętym Davidem, a może i Jezusem. A przecież to tylko o odwadze otworzenia się na drugiego człowieka. O tym, że reagujemy, jak ktoś wypowiada nasze imię.
wtorek, 29 marca 2016
Z zachwytu mapą
MICHAŁ KSIĄŻEK - „Droga 816”, Fundacja Sąsiedzi, Białystok 2015.
Ta książka powstała z zachwytu mapą.
Takiego jakiego doświadczyłem na praktykach studenckich, gdzie
wykonywałem z kolegą odwierty. Bywalec knajpy w Paskrzynie
(woj.łódzkie), który zobaczył naszą kolorową mapę, dotykając
ją zamknął oczy i przesuwając dłonią po niej wydał z siebie
okrzyk ekstazy.
To książka-plon pieszej wędrówki,
niezrozumiałej dla przeciętnego zjadacza chleba, wędrówki drogą
816 tzw. Nadbużanką, biegnącą tuż przy granicy
polsko-ukraińskiej i polsko-białoruskiej.
Książka skupiona na odczuciach
piechura, obserwatora przyrody: szczególnie ptaków, zachowań
ludzkich, znawcy tragicznej historii tego regionu.
Do lektury należy przygotować sobie
mapę z jakiegoś dobrego atlasu samochodowego, ta z drugiej strony
okładki książki jest zupełnie nieczytelna.
To trochę Stasiukowa opowieść. Mała różnica
– Stasiuk podróżuje samochodem. Drogą 816 też jeździł. W
jednym z felietonów pisał: „Droga 816 jest jak szczelina
między płytami tektonicznymi historii.”
albo „Przez jakiś bezczas
jechałem. Przez zapomnienie. Przez jakąś bukoliczność z
pelargoniami w oknach, z gęsiami na wygonach. A jednocześnie
wiedziałem, że tam z lewej zwożono cały naród wagon za wagonem,
by po prostu spalić. (…) A po prawej ten bezkres eksperymentu, ta
ziemia aż po oceany, po Chiny, prawie nieskończoność, gdzie w
szczerym polu, na stepie, w jakiejś przedwieczności próbowali
zbudować przyszłość z pominięciem teraźniejszości…”
Michał Książek postrzega świat
poetycko. Już pierwsze zdanie przyrównujące niebo nad Lublinem do
barwy obfitych plwocin sugeruje, że niekoniecznie będzie to książka
o wyprawie, raczej o tym, co wyprawa „robi w głowie”. Zatem
przynajmniej dla mnie – poety-geografa książka idealna.
Zaczyna się od spojrzenia w górę:
„Na stepie niebo to połowa widoku, połowa świata.” Wschód Polski, jest dla autora
wyjątkowym miejscem: zachwyca się każdym szczegółem, interesuje się
„każdym z wymiarów istniejących w przestrzeni i czasie."
Dla mnie
najciekawsze były poetyckie błyski, które mózg zapewne projektuje
bezwiednie, gdy reszta ciała jest utrudzona wędrówką. „Szedłem, a
żyzna noc zasypywała wszystko. Wpadało się w to jak nasionko w
bruzdę, głęboko i bez powrotu.” albo „Czas musieli wymyślić nocą,
kiedy się czeka na światło. Za dnia nikt by na to nie wpadł,
prawie na pewno tak było.”
Wschód. Pierwsze skojarzenie? Gościnność: „Ledwo przedeptałem pierwszy
kilometr, zjawił się człowiek z brodą. I zaprosił na obiad.
Niemalże od razu.”
Krok za krokiem wyjątkową drogą. „Zasypiałem spokojnie.
Tylko nogi wciąż chciały się ruszać. Syty rybami wyłowionymi z
Bugu, czyli z granicy. Właściwie najadłem się samą granicą,
tak, zjadłem jej trochę. Naruszyłem jej linię jak kornik drewno.
Osłabiłem linię graniczną między Polską a Ukrainą. Ba, między
Unią Europejską a Wschodem. Noszę więc w sobie część limes
orientalis, jestem z niego zbudowany.”
W zapiskach Książka
czuć swobodę: obok zachwytu, są rozczarowania miasteczkiem, zabytkiem, widokiem. Bez żenady pisze, że wdepnął w kupę. Dla równowagi wtedy przywołuje
jakąś znaną, zapewne z lektur lub zasłyszaną, informację np. o
oporządzaniu wieprzka na Wielkanoc: „Na wschodzie martwa świnia
leży na desce i płonie w kupie słomy jak przebłagalna ofiara.
Dzięki temu giną włoski, które tak dotkliwie przypominają, że
jemy kogoś, kto jeszcze niedawno żył.”
Urocze są te
jego ornitologiczne zdanka: „Zanurzyłem rękę w granicy (…) Ktoż
jej tam strzegł? Drozd paszkot, dzięcioł pstry duży i sójka.
Wspierały je kowalik, bogatka i modraszka.”
Sporo uwagi
poświęca ludzkiej nienawiści, pogromom, niszczeniu cerkwi.
Dla mnie najciekawiej,
gdy płynie strumień świadomości: „Nie potrzebuję całej
szerokości drogi 816. Wystarcza pobocze, taki pas nie wiadomo
dokładnie gdzie. Nie ma go na mapie. Jakby strużyna drogi. Tak,
sterczały mi jej peryferia. Skrawki. Obrzynek bez numeru i bez
asfaltu. Dużo tam śmierci i trupów różnych nieistotnych
ontologii. Resztki ptaków, sucha żabka, pies, szczątki kota. Ich
śmierć, pod kołami, na zderzakach, wydawała się tym bardziej bez
sensu, że nie mogły się godnie rozłożyć, zgnić i wsiąknąć w
humus. (…) Szedłem, szedłem i szedłem. Strużynką drogi na
północ. Trochę znosiło mnie na prawo, w stronę granicy, jakby
znowu kusiło na drugi brzeg. Może przez ruch obrotowy Ziemi, może
z powodu dłuższej lewej nogi. Ale wyraźnie chwiałem się ku
wschodowi, temu geograficznemu. Ku prawej stronie mapy, która
wystawała z kieszeni. Jakby ten wschód nie mógł się w niej
zmieścić.”
Kiedy rozdziały są krótkie –
czujemy, że zwycięża w nim poeta, np. rozdział „Kolor”
to tylko 11 wersów. Ale nie tylko wtedy. Raz po raz natrafiamy na
takie zdania jak: „Ział stamtąd tylko jamochłon nocy.” albo
„Źrenice okien powytykane, święci sprofanowani przez wilgoć i
wiatr.” Cały czas zajmuje go też etymologia nazw. Szuka
w nich prawdy.
Piękne są opisy "kanonicznej triady
rodzaju męskiego": byka, koguta i wieprza. (s.31) Ileż dystansu
trzeba mieć do siebie, by napisać: „trzeba było (…)
znosić głupawe uwagi pograniczników. Nie mogli pojąć, po co tak
iść w błocie i deszczu, zamiast wysiadywać w domu hemoroidy.
Nawet nie wzięli mnie za przemytnika, raczej za przygłupa. W ręku
trzymałem suche łodygi wiesiołka i wrotycza. Za uchem zimowa
gałązka lipy.”
Robi wrażenie opis burzenia cerkwi w 1938r.: „Co czuje człowiek, kiedy burzą
mu sacrum? Kiedy Maria dostaje dębowym taranem w brzuch. (…) Potem
wywieźli sacrum, żeby utwardzić nim drogi. (…) Końmi się wtedy
jeździło, krowy po tym chodziły. Ci, co szli pieszo, znajdowali
zapewne pod nogami wizerunki świętych, męczenników i ojców
Kościoła. (…) Zwiastowanie znalezione w kałuży bądź w
końskich odchodach (...)”
Wraz z lekturą
przesuwam palec po mapie: Radziejowice – Horodło – Matcze –
Dubienka – Dorohusk – Świerże. To tu autor powątpiewał, czy
warto budować pomniki z piaskowca. Dalej:
Wola Uhruska – Zbereże – Sobibór, gdzie ocalała z zagłady tylko Myszka
Miki – Włodawa. Dalej: Hanna – Sławatycze – Jabłeczna z
klasztorem ze świętym
Onufrym nad bramą, surrealistycznym, bo na tle egipskiej pustyni. Klasztor jeszcze w połowie XIX wieku był po
wschodniej stronie Bugu. Po zmianie koryta rzeki znalazł się po
zachodniej. Książek zauważa: „Jakby dwie płyty tektoniczne –
wschodnia i zachodnia – starły się tutaj i przemieściły część
wschodu paręset metrów w stronę Atlantyku.”
Potem Kodeń i
Terespol, by droga 816 zmieniła się w 698. A dalej: Neple –
Bohukały – Pratulin, w którym ludzie okazali się wyjątkowo
niesympatyczni i nieufni: „Czy można ufać komuś kogo nie stać
nawet na starego passata? Na pewno zwiadowca, ma mapy, lornetkę, ma
aparat.”. I Janów Podlaski
znany ze słynnej stadniny, choć uwagę autora przykuł "dom Gargamela". Pawłów Stary, a
potem Buczyce Stare z jakimś człowiekiem, który zapadł w stupor.
Za wioską Bubel, Bug skręca i staje się już całkiem polski.
W kolejnych
rozdziałach są jeszcze inne trasy. Przy tej za Drohiczynem wciąż
trwa kenozoik z rozkwitem roślin zielnych, w Siemiatyczach mieszają
się tablice rejestracyjne B – belgijskie i BY – białoruskie -
Wschód spotyka się z Zachodem. Zaś w Kleszczelach wszystko ociekało rosą.
Ta lektura uświadamia, że wędrówka wydobywa słowo.
Przeczytaj też recenzję książki Michała Książka "Nauka o ptakach"
Przeczytaj też recenzję książki Michała Książka "Nauka o ptakach"
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)














