SPIĘTY - "BLACK MENTAL", Mystic Production, 2021.
"Obywatel Republiki Dobaczewskiej" zaszalał na maksa. Poddał mi takie dźwięki, że pląsam z kawą wśród chaszcz, tańczący z frazami. Muzycznie jest to wielgaśne i pierwszoklaśne. Wiwat język polski i jego możliwości - zestawianie słów, rozbijanie ich na miazgę! Plątanie, dobitnie, z genialnym bitem!
Promocja płyty rozpoczęła się od "Trybuny małpoludu". Spięty tańcuje i się giba w trzypaskowym dresie. To jest mocne, proste i mocne, a ręka kamery drży jak neon. Ha! Bo przecież człowiek nie brzmi już dumnie. Wypomniana jest mu wpisana w geny wredność. Ten "Ćwierćszympans bez szans na gatunkowy awans" włazi na kark i "króluje nad zwierzęciem w udręce", zatem już czas, by wegetarianie wszystkich krajów pomściły Łajkę. Ludzkie dzieła - akwedukty, freski i symfonie - nagle są takie koślawe, wypłowiałe albo kakofoniczne. Człowieki, hańba wam! Możecie, pisać święte księgi! I tak będą miały zapach skinheada, nie Robin Hooda! Oto sprytna logika, oto szach-mat lewą ręką. Czy ten tekst to ironia, czy prawda między oczy? Czy to lewicująca agitka, czy z niej kpina, skundlony słuchaczu, sam sobie oceń!
Niemniej genialny jest drugi singiel - "Narodowy socjalizm kosmosu". Widzę tu Lema, jak macha słuchaczowi, gdzieś, skądś. ("Cyprian cyberotoman, cynik, ceniąc czule"). Wyrzucenie faszyzmu gdzieś w kosmos, oznacza przecież, że on się tam szerzy! Skoro jest próżnia, musi być i Świrer oklaskiwany na tle mgławic i warkoczów komet. "Sokiści kolei losu, krzyżują zwrotnice kosmosu." - piękny to koncept, by wykpić dyktat. Uwielbiam frazkę: "Uiszczę szyją za moją kpinę" - podśpiewuję ją sobie i w innych okolicznościach, bardziej domowych i mniej międzyplanetarnych.
"Kopciuszko" to autobiograficzny opis ucieczki od patriotycznego etosu. Zdaje się, że wspaniałą płytę "Powstanie Warszawskie" wykorzystywano do niecnych celów, od których Spiętemu zrobiło się mdło. To koszulkowo z kotwicami i husarią, i to tatuażowo, śmierdzi kopciuchem, jak każda dewocja. Za pomysł, że pies po zmianie fizis w kota, zagryza samego siebie - chapeau bas! Ironia jaką się tu posługuje Spięty, jest cięta jak bat, aż "Puchatek się stoczył i odwrócił Krzyś". Cudna coda tej płyty zaczynająca się od "Reprezentuję sobą istotę zła, I Laurę Palmer zabiłem ja.", to wzięcie na swoje barki wszystkich win tego świata. W świecie podziałów na plemiona, zamiast czekać na krytykę z drugiej strony, lepiej od razu wyznać "jestem wstrętny, zmienny, ambiwalentny, dziwny zbyt relatywny.", wyprzedzić cios.
Fajny jest "Wanted", o "smudze cienia" o konstatacjach w związku ze starzeniem się. Hmm, momentami fekalne... Ale sprytne. Aż gapię się inaczej na wiszącą na ścianie rozpiskę lipca - "Kalendarz jak gończy list". I "Superstaruch od Marvela" krąży nad moją głową.
"Bitwa o CO2" to świetne rozpoczęcie płyty. Same piękne surreale: "W koleinach Droga Mleczna, szadź a guma ziemska letnia" , "Błękitna Planeta - żółte ma papiery", "Przyszłość zębów nie myje, wyje mi kiss me!", "Kryje nam szyję, dzwon bije, Znikąd rady, Lem nie żyje". Ważki temat poddany próbie nieważkości przy dźwiękach z "Gwiezdnych wojen".
"Zwiezdę śmierci" puściłbym zespołowi Rage Against The Machine. Gdy grały, zmyślne chłopaki, w tych koszulkach z napisem C.C.C.P., to choć wierzę im szlachetnym intencjom, to ich najpiękniejsze riffy brzmiały dokładnie tak, jak śpiewa Spięty: "Bara, bara, bara, bara, dzikie węże." I znów wyjmę frazy-rodzynki: "Zwiezda Śmierci jest z klocków ego.", "Pierdzi megafon Zwiezdy Śmierci, Słowom bez końca powiększa piersi.". Fajna jest ta nadzieja, że "Zwiezda..." (Haineken) "...i tak wyląduje w rowie, Jak ta pucha po Harnasiu."
"Nie marudź #MeToo" o relacjach męsko-damskich z cokolwiek tandetnym bitem, jest frywolne, figlarne. "Chłopczyk-harcerzyk" macha tam finką, i różne tam są tematy nie-dla-dzieci.
"Lejce, które leczą" leci już całkiem po bandzie dyskoteką. Co ciekawe najpierw wyśmiałem ten bit, a potem uznałem go za wyśmienity. Spięty szydzi z każdej ideologii: "Idea to suka zdechła. Żywi tu jesteśmy my - Tylko ja i ty. Bo czujemy - póki mu żyjemy." Ciekawy jest fragment zachęty do "robienia kuku z mózgu": "Nie ma Boga? To go zrób. Nie ma wroga? To go zrób. Zrób coś nad sobą, Coś u stóp. Boże drogi, Samo się nie zrobi". Człowiek religijny tak jak ja, ma tu niemałą zachwostkę, ale interpretuję sobie ten tekst, że Boga wpina się w różne miejsca, gdzie nie powinien być wpinany.
"Okudżaba" to opowiastka - wyobrażenie, jak to byłoby zostać dyktatorem i urządzić bandycko świat. Kończy się to dezhubertyzacją i gołębim sraniem na pomniki. "Całonocna Korea" to mogło powstać tylko w głowie ex-Kim Dzong Lao Che :D To jest fantastycznie, kosmicznie kosmate, jak cała ta płyta!
"Homo Sapiens Erection" pod umpa-umpa, jest pojechane na maxa, jest tu Pani Bóg, frywolny striptiz zła i niezwykłe pogodzenie się ze światem: "To łzawi cię królewno, Nie bawi królewiczu? Pisz donos i ślij na Berdyczów."
"Karate Kit" wydaje mi się najsłabszy na płycie, zanadto zakręcony. "Archiwum XXX" zaś to jakaś miniaturka-fujarka, wszeteczna i zbyteczna.
Ech, "Black Mental" wydaje mi się czarną dziurą, która wszystkich pochłonie!
Przeczytaj też recenzję płyty: Spięty "Szanty"
Przeczytaj też recenzję płyty: Lao Che "Wiedza o społeczeństwie"
Przeczytaj też recenzję płyty Lao Che "Soundtrack"
Przeczytaj też recenzję płyty Voo Voo z gościnnym udziałem Spiętego