Autor: Krzysztof Kleszcz
Jacek Mączka "Bliższe okolice", Wydawnictwo Mamiko, Nowa Ruda 2010.
Niejeden poeta powie: „Cały jestem zbudowany z ran”. Jacka Mączkę zbudowało to, co odbiło się w jego oczach, co wydeptał stopami po ścieżkach swojej bliskiej okolicy.
Od razu przypomniało mi się Rovigo. Miasto, o którym pisał Zbigniew Herbert. Mijał je wielokrotnie i choć nie zdążył go poznać – tajemnica miejsca stała się częścią jego „geografii wewnętrznej”.
„było / arcydziełem przeciętności / proste ulice nieładne domy / tylko przed albo za miastem (zależnie od ruchu pociągu) / wyrastała nagle z równiny góra – przecięta czerwonym kamieniołomem / podobna do świątecznej szynki obłożonej jarmużem”
Było zwyczajne "A przecież było to miasto z krwi i kamienia - takie jak inne / miasto, w którym ktoś wczoraj umarł ktoś oszalał / ktoś całą noc beznadziejnie kaszlał.”
Pominięte miejsce, które zjawia się we śnie. „Dlaczego myślę o Tobie Rovigo, Rovigo?” – pytał poeta badając dźwięczność słowa, przypominając sobie jego wieczorny kontur.
Dla Mączki niewątpliwie „geografię wewnętrzną” stanowią okolice Sanoka: Bereżnica Wyżna, Biała Cerkiew w Międzybrodziu, wzburzony San, Horodyszcz, Cisna, Trepcza, Mrzygłód, Ulucz...
Bliższa okolica, w której wydarzyło się coś ważnego, nabrała znaczenia wręcz sakralnego. Takie wydarzenia trzeba teraz odtwarzać niczym nabożeństwo: „Mickiewicza obok lodowiska / jak wtedy schylam się, by podnieść. Kasztan w zagłębieniu dłoni. Chłód, później ciepło.”
Mączka pisze rozpoznawalnie. Są to krótkie rwane frazy (często równoważniki zdań), przypływy iluminacji. Możliwe, że ten styl będzie zbyt enigmatyczny, np. dla kogoś kto Bieszczady zna tylko z podręcznika. Może trzeba zasmakować tych miejsc? Dla mnie to podróż w znany klimat, za którym co roku tęsknię (jedna z fajniejszych bieszczadzkich chwil, gdy na trasie Polańczyk-Baligród zobaczyliśmy leśnych smolarzy)...
Wiersze Mączki, bywa, operują haikupodobną frazą, która stara się „wycisnąć metaforę z krajobrazu". „Może naprawdę ważne jest tylko pierwsze spojrzenie?” – pyta, w jednym z wierszy.
Mam to samo od dawna – np. bohaterów wszystkich książek Niziurskiego umieszczałem w murach pierwszej podstawówki.
Z wiersza o angielskim tytule „At the heart of it all” dowiadujemy się o jakiejś "furtce" w inną rzeczywistość: „Wystarczyło przejść przez dziurę w zardzewiałej siatce.” Autor wspomina przeszłość „duch Kaczkowskiego jest trombitem w jaworowym drewnie”, metaforyzuje „Trzeba było potrząsnąć, żeby wszystko się poukładało.”, „Ziemia obsuwa się w koryto rzeki.”
Albo to jak kontempluje brzmienie nazw odczytywanych z etykiety papierosów... Fascynuje go niejasne przeczucie, że kryje się za tym jakiś godny uwagi problem... „Załuż, Tyrawa Solna, Wujskie – terra incognita”. Przypomina to natchnioną prozę Andrzeja Stasiuka (z „Fado” czy „Jadąc do Babadag”). Podobny sens ma w wierszu „Deptane po drodze” analiza „poezji zielników” – przywoływanie różnych nazw rośliny potocznie zwanej „chlebkiem świętojańskim”.
Frazy Mączki czasem wyskakują „z kapelusza”, są jak znaleziska z wędrówek. Wyobrażam sobie, że przynosi je ze szlaku po połoninach. „Ześlij autobus Jelcz, niebieski koniecznie. Z czerwoną dermą foteli pociętych żyletką.”
Za najbardziej udany uważam wiersz „Przymiarki”, gdzie poeta opisuje kontrast świata starego i obecnego. Niebo stało się neonowe (w innym wierszu w puencie zamieszkał Eminem), ludzie noszą androgyniczne cherokee i big stary...
„Nikt nas już nie zrobi” martwi się, a przecież żydowski krawiec szyje nadal, ocalony.
------------------
Jacek Mączka
Przymiarki
Słynne przymiarki Altera Hersza Pipe.
Zawsze w domu klienta. Przykrótkie spodnie, odstające poły,
źle przyszyte guziki – ja zrobił radce Bezuche,
prokuratora Dukieta, mecenasa Spiegla,
to co jaby pana dobrodzieja nie zrobił?
Pod neonowym niebem.
W androgynicznych cherokee i big starach.
Ubrani w ciało rozebrani z ciała. Pipe w Szeolu -
nikt nas już nie zrobi.