Teresa Radziewicz i ja podczas Zlotu Generalnego PP - Brzeg 2008
Autor: Piotr Gajda
Tym razem nietypowo, bo wiersz odnaleziony nie na papierze a w „liternecie”. I wypada bić się w piersi, gdy podarowany przez jego autorkę tomik pt. „Lewa strona”, nadal spoczywa w którymś z pudeł z książkami uszykowanymi na czas przeprowadzki, wciąż nie rozpakowanymi. Ale nadrobię (i remont w domu i dogłębną lekturę), a tymczasem w mijającym tygodniu natrafiłem na „Czerwień i czerwień”, tekst, który od razu mnie zachwycił. Przeczytany na portalu poetyckim „Poezja polska”, staje akurat w konkursowe szranki na wiersz miesiąca, dla mnie pozostając już dzisiaj wierszem tygodnia.
Teresa Radziewicz
Czerwień i czerwień
Na Placu Czerwonym poeta krzyczy: to Bóg każe
pisać. Rozrzuca ręce zahaczając o Kreml. Nieobce
jest mu to, co puste i niedokładne. Wszystko
staje się niepełnością, nawet liczba trzy, tym bardziej
pi, ideał niedoskonałości. Jest luty, otwieram okno;
w mieszkaniach poetów kwitną na ścianach czarne płaty
grzybni. To właśnie jest przyjaźń i tak się objawia. Nie ma
już czerwonych dachów. Ona i on trzymają się za ręce,
ulicą maszerują czerwonoarmiści po zdjęciu mundurów
i szwów. Maja teraz kobiety i piszą wiersze, po których
się milczy. Okudżawa śpiewa: wybaczcie piechocie
i wszyscy wierzą, że słońce urośnie. Ona pociągnie usta
pomadką w odcieniu krwistego stanika i szepnie, że ten kolor
do niczego więcej nie pasuje. Czerwień i czerwień dają
czerwień. Wstyd i purpura. Odwaga i czerń. Kroki coraz głośniejsze,
idą; to wiara, że słowa posiadły ideał nieskończoności. Poeta
wszystko spisuje. Nigdy nie kładzie się przed północą,
lubi oglądać ciemne dachy Moskwy.
* Teresa Radziewicz pod koniec ubiegłego roku debiutowała „Lewą stroną”, książką wydaną przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego w Łodzi.
Teresa Radziewicz
Czerwień i czerwień
Na Placu Czerwonym poeta krzyczy: to Bóg każe
pisać. Rozrzuca ręce zahaczając o Kreml. Nieobce
jest mu to, co puste i niedokładne. Wszystko
staje się niepełnością, nawet liczba trzy, tym bardziej
pi, ideał niedoskonałości. Jest luty, otwieram okno;
w mieszkaniach poetów kwitną na ścianach czarne płaty
grzybni. To właśnie jest przyjaźń i tak się objawia. Nie ma
już czerwonych dachów. Ona i on trzymają się za ręce,
ulicą maszerują czerwonoarmiści po zdjęciu mundurów
i szwów. Maja teraz kobiety i piszą wiersze, po których
się milczy. Okudżawa śpiewa: wybaczcie piechocie
i wszyscy wierzą, że słońce urośnie. Ona pociągnie usta
pomadką w odcieniu krwistego stanika i szepnie, że ten kolor
do niczego więcej nie pasuje. Czerwień i czerwień dają
czerwień. Wstyd i purpura. Odwaga i czerń. Kroki coraz głośniejsze,
idą; to wiara, że słowa posiadły ideał nieskończoności. Poeta
wszystko spisuje. Nigdy nie kładzie się przed północą,
lubi oglądać ciemne dachy Moskwy.
* Teresa Radziewicz pod koniec ubiegłego roku debiutowała „Lewą stroną”, książką wydaną przez Stowarzyszenie Literackie im. K.K. Baczyńskiego w Łodzi.
A toś mię zaskoczył. :)
OdpowiedzUsuńlubię wiersze z czerwienią w roli głównej :)
OdpowiedzUsuńPowiem tylko dwa słowa: fiu, fiu... :)
OdpowiedzUsuńŚwietny wiersz, mój ulubiony wschodni klimat... dziękuję :)
OdpowiedzUsuń