„I przez jedną krótką chwilę doświadczyłem ekstazy, którą zawsze pragnąłem osiągnąć, jakbym dał krok przez czas chronologiczny w ponadczasową cienistość, zadziwienie pośród ponurości śmiertelnego padołu i poczucie, że śmierć depcze mi po piętach, żebym parł naprzód, a jej zjawa też aż gubi pięty, ja zaś pędzę na wystającą za burtę deskę śmierci, skąd uleciały wszystkie anioły i pofrunęły w świętą próżnię wiekuistej pustki…Zrozumiałem, że to falowanie narodzin i śmierci odbywa się tylko i wyłącznie za sprawą stabilności przyrodzonego Umysłu, tak jak wiatr marszczy arkusz czystej spokojnej, lustrzanej wody. Odczuwałem rozkoszną, swingującą błogość niczym duży zastrzyk heroiny w główną żyłę…Myślałem, że zaraz umrę. Ale nie umarłem, tylko przeszedłem sześć kilometrów, zebrałem z ziemi dziesięć długich petów…”.
Jack Kerouac, W drodze (tłumaczenie Anna Kołyszko). Państwowy Instytut Wydawniczy 1993.
Jack Kerouac, W drodze (tłumaczenie Anna Kołyszko). Państwowy Instytut Wydawniczy 1993.
(p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz