piątek, 12 sierpnia 2022

Już idę w śmiertelne popioły

 POLSKIE ZNAKI "Rzeczy ostatnie", ADULT CONTEMPORARY, AGORA S.A. 2022.



Pomysł, by z żałobnych pieśni śpiewanych nad trumną zmarłych, zrobić nowocześnie zaaranżowane songi, był ryzykowny. Czy media zechcą go zauważyć? Czy ludzie tego potrzebują?

W dzisiejszych czasach mam wrażenie, wszystko, co odnosi się do chrześcijaństwa, w agresywnych mediach może doczekać się tylko wyśmiania i pogardy. A i ludzie bezrefleksyjnie wtórują tubom, które coraz głośniej atakują duchowość, ba! jakąkolwiek refleksję. Ma być wulgarnie, głośno, prowokacyjnie. 
Religijność oznacza wszak dla nich rezygnację ze swobody i luzu, oznacza poświęcenie. Dziś na okładki i piedestały wystawia się osoby, które szydzą z Boga, rodziny. Sacrum przydaje im się jako wycieraczka do butów, a wszystko to w imię nowoczesności i rozwoju.

Tymczasem trzech jegomościów: Radek Łukasiewicz - z zespołu Pustki (ostatnio w projekcie z Biszem - Bisz i Radex), Jarek Ważny i Janusz Zdunek z Kultu, zaryzykowali i zmierzyli się z tym tematem.
Te religijne pieśni pełne są dziękczynienia Bogu, opisują ludzką słabość. Bóg jest ojcem, mędrcem i wszystko, co się dzieje jest przemyślane i sensowne. Trzeszczą podłogi górskich kapliczek, otwiera się nowa perspektywa życia wiecznego.

Gdy przedwczoraj koło mojego domu przechodziła warszawska pielgrzymka niepełnosprawnych na Jasną Górę, gdy widziałem uśmiechy pielgrzymów na wózkach, przyjmowałem ich pozdrowienia, grały we mnie wszystkie te nuty uwielbienia. 

Ceremoniał opłakiwania zmarłego jest sposobem na pogodzenie się z dramatem śmierci. Śpiew pozwala zmierzyć się z tajemnicą, przyjąć cios bez utraty wiary w sens życia.

Los chciał, by w czasie nagrywania zmarły dwie osoby, które brały istotny udział jej w tworzeniu: Bart Sosnowski - młody (38 lat) muzyk, obdarzony niezwykłym głosem, "polski Waits" (posłuchajcie piosenki "Pył", posłuchajcie "Run On") i Mark Lanegan (57 lat) - mroczny bard z Seattle, wokalista na płytach Mad Season, lider zespołu Screaming Trees, autor wielu świetnych płyt solowych, którymi zachwycałem się i tu na blogu.

No dobrze, dobrze... I jak ta płyta? Zacznę od piosenki "Żegnam cię mój świecie wesoły" w wykonaniu Michała Szpaka. Nie, nie odmawiałem mu nigdy talentu, ale jego image, zwyczajnie mnie zniesmaczał (np. wykonanie "Nie pytaj o Polskę" w jakimś dziwnym woalu). Tymczasem to, co tu zrobił, jest doskonałe. Pod każdym względem, bez jednej fałszywej nuty. Ten utwór jest majstersztykiem!   Muzycznie - klimat robi i sekcja dęta i różne ciekawe przeszkadzajki. Drżący, śpiewny głos Michała Szpaka - genialnie z nimi współgra. "Drabinkowy" tekst, w którym słyszymy dwanaście razy formułę pożegnania. Pożegnania - świata, dzieci, przyjaciół, królów, sług, pokoi, strojów, przyrody, planet, zabaw i zwyczajnej codzienności. Pieśń wywołuje ciarki: te wszystkie "już idę w śmiertelne popioły, / rwie się życia przędza", "idę w śmierci ślady, bez waszej porady" czy "już czas mej żałobie, dał gabinet w grobie", "robak kołdrą (się) stanie". Przez swą monotonność, powtarzalność drąży w nas totalne katharsis. Może być, że inaczej spojrzymy na świat, inaczej popatrzymy na starszych ludzi, no i swój los. Może pogrzebiemy jakąś swoją nędzę. Ja tam się spłakałem do cna.

Mocny jest teledysk do tej pieśni: ze śmiertelnymi plamami na twarzach, z nagą śmiercią-kusicielką. Dawno nie widziałem czegoś takiego!

Utwór w wykonaniu Marka Lanegana (jedyny z angielskim tekstem) "Oh Angel" (inspirowany pieśnią tradycyjną, w tłumaczeniu Oli Bilińskiej i Radka Łukasiewicza) jest wybitny. Czułe błaganie anioła o wsparcie i obawa przed ogniem czyśćcowym, wyśpiewane są tym jedynym głosem mistrza.

W ogóle, to od początku. Najpierw jest instrumentalny trupi mazurek, trochę ludowy, trochę taki waitsowski. Plus piękny odgłos trąby. 

Potem pieśń "O jak fałszywe wszystko", która brzmi - z pozoru - jak zwyczajna piosenka. Czystym głosem, charakternym. "Bóg to wszystko tak zrządził, mądrze rozporządził". Nagle, w trzeciej zwrotce orientujemy się, że śpiewa... zmarła. "Żegnam cię mój małżonku przejęty żałobą, już z boskiego rozkazu rozłączam się z tobą". 

"Cokolwiek w świecie" zaczyna się (prawie, bo jakaś maleńka grzechotka grzechocze) a capella, wszak głos Barta wystarcza, by robiło się wow. Stopniowo pojawiają się instrumenty, w tym żałobnym łkaniu o marności. Przez użycie archaizmów ("ich sława przykład dawa") kojarzy mi to się od razu z płytą "Uwagi Józefa Baki" Trupiej Czaszki, do słów księdza Baki, zakonnika żyjącego w XVIII wieku, który pisał brutalnie o śmierci: "Nic po stroju, człek wór gnoju"...

Zaskoczeniem jest "Przyjdzie panie zaginąć" - ze świetnym(!) głosem Sanah. Piękne jest to głuche pianinko na początku, klaski w środku i sposób śpiewania trochę w stylu Kapeli ze Wsi Warszawa. Bardzo udany utwór, pięknie płynący!

"Jest drabina do nieba" śpiewa Małgorzata Sobczyk - zupełnie inny to song, taki żwawy, mocarny. Przy okazji: kto nie zna płyt Jak Wolność to Wolność albo płyty Los Trabantos, niech nadrobi! Podobają mi się nieoczywiste dźwięki w tle.

"Niech monarchowie" ze specyficznym wokalem Vito Bambino, przypomina piosenkę zespołu Pustki. Są tu odgłosy burzy, piski na pile. Kawał songu!

"Już idę do grobu" - spokojne jak tafla wody na jeziorze, melorecytuje Radek Łukasiewicz. A kończy płytę "Anielski orszak" - kojący głos Matyldy Damięckiej - śmierć nie jest tu, niczym strasznym, a spotkaniem z Bogiem. Jest jeszcze przekonująca wizyjna instrumentalna coda, przejmujące zakończenie, jak spotkanie z wiecznością.

Wziąłem tę płytę w ciemno, nic nie oczekiwałem. Dostałem coś, co mrozi krew w żyłach, co jest czyste piękne i wyjątkowe, 10/10! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz