Macieja Woźniaka nie znam i nigdy go nie spotkałem, tym bardziej cieszę się, że w końcu dotarłem do jego wierszy, a więc pośrednio mogłem poznać i jego. I wnioskuję; Maciej Woźniak to fajny gość, a w dodatku pasjonuje się muzyką (pisze felietony i recenzje muzyczne w „Tygodniku Powszechnym” i na jazzie na pewno zna się lepiej ode mnie, ale już o takim rocku moglibyśmy podyskutować), a w dodatku jest poetą „generacyjnie” mi bliskim. To poeta „osobny”, przebywający na uboczu głównego życia poetyckiego. Lata odosobnienia, a być może braku szczęścia, właściwej promocji, itp., którym towarzyszyło hasło „róbmy swoje” paradoksalnie przyniosły w końcu spodziewane owoce – Maciej Woźniak wydał swój najnowszy tomik w Wydawnictwie Literackim, które poziom swoich publikacji wyniosło do takich nazwisk jak Zagajewski i Miłosz, a to dobra rekomendacja. Po uważnej lekturze wierszy składających się na „Iluzjon” śmiało można dodać do niej kilka zdań od siebie.
Wiersze Woźniaka rozgrywają się zgodnie z rytmem natury, zarówno w jej podstawowym wymiarze (tu i teraz) jak i tym historyczno - metafizycznym (poeta cofając się w czasie zaludnia swoje wiersze m. in. postaciami Kierkegaarda i Chopina). Tytuły poszczególnych tekstów („Luty, spacer na Kępę”, „Wiersz przed Wielkanocą”, „Grudzień, szron na ścieżkach”) świadczą, że autor uważnie śledzi zmieniające się – „sezonowe” oblicze świata. Poezja Macieja Woźniaka bywa najciekawsza, gdy mówi wprost, w imieniu jego jednostkowej, bardzo oryginalnej wyobraźni, która jest nieustannie angażowana do przewidywania skutków przemijania – dni, miesięcy, a także każdego nas z osobna. "Sczerniałe gałązki, / numery telefonów, grzbiety książek na półce / jak rybi szkielet przy burcie, rachunki za światło / i za brak światła, ostry brzęk, kiedy śmieciarze / opróżniają pojemnik, i trąbki u Mahlera, / stalowoszare wahadło oceanu, któremu obojętne / daje czy zabiera" („Marzec, wyjście na brzeg”). Nasz rozkład; rozkład teraźniejszości, przeszłości, a wkrótce i przyszłości, powodują mijające sekundy – zdaje się mówić poeta. "Ale gdy rozkładasz / poprzecieraną mapę, nie ma na niej tylu / miejsc, po których zostały niedomknięte rany, / sny i widoki z okien. / Ciało, ambasada, / która politycznego odmawia azylu. / Lecz jeden urzędnik jest skorumpowany" („Azyl”). Mijają w sposób nieuchronny, i bez znaczenia jest, gdzie wtedy będziemy; w podróży czy w domu. Na naszych oczach zmieniają się obrazy i miejsca, które dotąd sąsiadowały z nami. Wystarczy to dostrzec, dotrzeć do uniwersum, odnaleźć w tym wszystkim sens i miejsce dla siebie. Tę metafizykę / określa skrzyżowanie drogi do Białej, / w którą skręca autobus, i tej ze sklepikiem, / gdzie „żołądkowa” zmienia korpuskuły w fale, / i wprawia w ruch błyszczące śniegiem uniwersum, / dzwonnicę przy kościele i wiatę na przystanku, / aż przelotowy czasu lub pośpieszny sensu / zabierze dokądkolwiek" („Proboszewice”).