czwartek, 6 maja 2010

Iluminacja



Autor: Piotr Gajda

W wydawnictwie „Iskry” ukazała się najnowsza książka Wojciecha Kassa. „41” (taki nosi tytuł) zawiera 41 wierszy nazywanych przez autora "pieśniami", które choć są wypełnione przemijaniem, śmiercią, samotnością i konfesyjną aurą, to jednocześnie nie ma w nich niepotrzebnej, "świętoszkowatej" powagi przy opisywaniu współczesnego świata. Jak mówi o tym sam poeta, język jego pieśni to ukłon złożony mistrzom poetyckim, którzy przez młode pokolenia zostali dziś zupełnie zapomniani. Aby przywrócić ich do pamięci, wszyscy zostali zaproszeni do wspólnego „śpiewu” - Jerzy Libert, Józef Czechowicz, Józef Baka oraz poeta z Mazur - Michał Kajka. „Język, którym się posługujemy, zawdzięczamy poetom. Kiedy ktoś mnie pyta: kim jest poeta? Odpowiadam, że dawcą języka, bo to jedyna rola poety: dać ludzkości język. Gdyby nie poezja, ludzkość schamiałaby do końca. Tam, gdzie ja żyję, jest inne stężenie czasu i przestrzeni – żyję w naturze i nie boję się być sam na sam ze sobą, natomiast Ci, którzy mieszkają w mieście, uciekają przed śmiercią – w mieście nie ma czasu na refleksję o śmierci. Ja kocham życie, lecz by tak ukochać życie, trzeba najpierw poznać śmierć – i to jest w pieśniach – balansowanie na tonie lamentacyjno-religijnym, ale też na tonie zmysłowym. Język jest zmysłowy. Cóż po języku, jeżeli nie jest zmysłowy?”. Wojtek Kass pieśni zawarte w tomie pisał w stanie „poetyckiej iluminacji” w przeciągu dwóch tygodni lutego. „1,2,3 marca powstały ostatnie wiersze, których już nawet nie włączyłem do tomiku – muszę sobie z dziesięć zostawić na przyszłość, żeby mieć dobry start”. Mając od tygodnia w rękach podarowany mi przez Wojtka maszynopis „41”, jestem przekonany, że każdy człowiek zainteresowany poezją powinien z bliska przyjrzeć się światłu emanującemu z duszy i ciała poety, a nawet wejść w jego jasny krąg.
* wszystkie cytaty pochodzą z wywiadu Pauliny Daneckiej z Wojciechem Kassem opublikowanego na łamach portalu "Kulturalny Toruń".

wtorek, 4 maja 2010

Kwinto



Autor: Krzysztof Kleszcz

MARCIN PERKOWSKI "Czarne / białe z odcieniem", Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury, Poznań 2007.


- Pan jest Henryk Kwinto. Największy kasiarz II Rzeczypospolitej.
- Wiedziałem, że bierzecie mnie za kogoś innego. Jestem muzykiem.”

(fragment filmu „Vabank”)

- Marcinie, nie wiem czy mnie pamiętasz, byłeś nominowany, podobnie jak ja, do Nagrody im. Jacka Bierezina w 2004 roku. To Ciebie pierwszego poznałem w barze Poleskiego Ośrodka Sztuki w Łodzi, gdzie okazało się, że jesteś wegetarianinem i nie zjadłeś pysznego żuru z kiełbasą. Wszystkich nas (np. Mirkę Szychowiak, Łukasza Jarosza, Szczepana Kopyta itd.) obfotografował wtedy Gill Gilling. Warto tam zajrzeć zobaczyć jacy byliśmy „wczoraj”.
W 2005 roku wygrałeś poznański konkurs poetycki im. Klemensa Janickiego i stąd ta książka-laureatka. W jury byli m.in. Jerzy Jarniewicz, Edward Pasewicz i Piotr Śliwiński. Chyba jakieś pokrętne losy zdecydowały, że „Czarne / białe z odcieniem” ukazało się dopiero w 2007 roku. Chyba bardzo się złościłeś tak długo czekając na druk? Ale opłacało się – byłeś nominowany do Silesiusa.
Twoje wiersze, gdy je dziś czytam, przypominają mi stare czasy gdy wszyscy byli zauroczeni poezją Świetlickiego. Jest w nich echo świetlikowych fraz z „Ogrodu Koncentracyjnego”, „z Cacy Cacy Fleischmaschine” czy z „Pereł przed wieprze”. Taką figurę poety „po przejściach”, który komentuje poetycko swoje przygody miłosne bez happy endu.
Widać, że lubiłeś też lirykę Piotra Macierzyńskiego skoro koncept z „Falstartu” („Polska, słowo klucz.”) jest podobny do wiersza Piotra z frazą „wylosowałem Polskę. // w pokerze po takim rozdaniu / mówi się pas”. No i chyba stąd fragment, z którego śmieję się do rozpuku: „Dałem Ance Macierzyńskiego do czytania. (Kuśmirek powiedział, że Macierzyński jest cienki jak dupa węża. Widziałem zdjęcie i twierdzę, że jest minimalnie grubszy. Chyba, że to dupa węża giganta – wtedy tak, wtedy zgoda.” („(XXX) akcja Znicz”). Przyznam, że Tobie udało się (może z wyjątkiem na str.47 i Big-Brotherowego „Telewizora”) , to na czym nie zależy Piotrowi, by liryka nie zbliżała się zbyt niebezpiecznie do dowcipu.
Ale język, język nie cofający się przed dosadnością, służy autentyzmowi twej książki. Tworzy jej gorzki klimat.: „kolejne mocne anioły srają mu na twarz”, „obliczy kiedy owulujesz i będzie ewoluować w kierunku prężnie postawionego wykrzyknika”, ”wykryto nowy rodzaj orgazmu: dotykanie do żywego.”, „punkt G to mit. Wczoraj znalazłem jeden wielki punkt G – był twoim ciałem. Drażniony narastał, tlił się pod palcem i przypalał końcówki włosów.” Na moje szczęście ta mocna kreska nie jest głównym środkiem wyrazu.
Już w pierwszym wierszu ustaliłeś czytelnikowi pozycję swojego PL-a.: „a gdy ktoś woła Marcin! Marcin! – to kilka martwych twarzy obraca się i wszystkie są blade, bez słońca.” Jest raz chłopcem wspominającym dzieciństwo („cienie miały wzrost koszykarzy NBA”), raz doświadczonym już mężczyzną, który obserwuje świat bez złudzeń: „dowiaduję się, że letnie pokolenie rusałki admirał z nastaniem zimy ginie bezpowrotnie”.
Refleksyjności twych wierszy np. „Przelejemy się z pustego w próżne. Spójrz gonią nas ćmy.”
towarzyszy jad ironii i wspomniany już „świetlikowy” cynizm: „Carassius Carassius (...) po wypatroszeniu pływa w wiadrze szukając światła i nie może go odnaleźć nawet w błysku noża przedstawiciela obcego gatunku.”, „Wynajęty, by robić za potop – przychodzę.”
Kłaniam się wielu frazom z twej książki: „utoczyć łzę. mentalny import z kopalni soli, wymienić na mentalny eksport surowców czarnych, łatwopalnych. w zetknięciu z ziemią poczuć się na miejscu.” albo „mamy dwie wielkie armie wzajemnych pretensji. mamy sztandary, dziwne rodzaje broni. posiadamy wbite w ciała legendarne przedmioty pogańskich bożków. przez bandaże przecieka psia krew.” Bezbłędne jest też to jak ukazałeś obawę przed zaangażowaniem w wierszu „Czwartek. Strach” .
Piękna jest inspiracja obrazem Bruegla: „Jestem myśliwym na śniegu. I jeśli na mnie patrzysz, nie wiesz nawet, ile psów za mną idzie.” Prawdziwy musi być opis badziewnych filmów, które musiałeś oglądać, by być z nią: „Już nie pamiętam połowy potworów spłodzonych na potrzebę tej znajomości. Odchodzą zabici zwiększając punkty doświadczenia i podnosząc poziom magii” („M.P. pisze listy do Kobiety Ryby”).
Najkrócej można opisać twoje zmagania słowami z piosenki „79” z płyty „Perły przed wieprze” „Oczywiście nie ma miłości. Nie ma i nigdy nie było. Można już odetchnąć, można wetknąć resztki swojego ciepła, w resztki ciepła świata.”
Ten konstrukt wykorzystałeś, imienniku Świetlickiego, po mistrzowsku w ostatnim wierszu „Chyba koniec”:
"Ty trzymałaś parasol, ja trzymałem ciebie, mokłem. A wszystko działo się w umownym mieście o kapryśnym klimacie. Oczywiście wiosna przyszła. Oczywiście dostałem pracę. Idąc miastem, pod czerwonym kościołem minąłem kobietę, z którą byłem prawie pięć lat. Oczywiście nic mnie nie ukłuło – dostałem mundur i przestałem być poetą. "
Powiedz, to tylko żart? Pracujesz nad nową książką?
-Wiedziałem, że mnie bierzesz za kogoś innego, ja fotografuję ptaki.

poniedziałek, 3 maja 2010

Metafizyka

Autor: Piotr Gajda

W niedzielny wieczór pozwalam sobie na odrobinę bezproduktywnego odpoczynku po ciężkich, zawodowych przejściach mijającego tygodnia. I zupełnie bez powodu przypominam sobie postać poety z kultowego filmu Marka Piwowskiego uosabiającą kwintesencję „poetyckiego freaka”, niezrozumiałego dla nikogo i kompletnie pokręconego. W książce „Rejs – czyli szczególnie nie chodzę na filmy polskie” Macieja Łuczaka (Prószyński i S-ka, Warszawa 2002) odnajduję więcej informacji na ten temat:

„Leszek Kowalewski (Poeta albo „Missisipi”). Rejsowego poetę przezywano „Missisipi”, bo o tej amerykańskiej rzece śpiewał podczas castingu do filmu: „Missisipi, moja rzeko”. W rzeczywistości również był poetą. Samodzielnie wydał własne „Wiersze niewybrane” w nakładzie jednego egzemplarza. Maszynopis liczył 196 stron. Otwierał go wiersz „Do matki”:

Nie zastaniesz mnie matko w domu
Nie zastaniesz mych oczu głębokich
Tylko płacz niepotrzebny nikomu
Da się słyszeć wśród dolin szerokich

W słynnej scenie poeta deklamuje zebranym, stojąc obok Kaowca, że chciałby własnym pisaniem zapobiec moralnemu upadkowi. Gdy kończy swoją kwestię, rozlegają się oklaski, a kamera pokazuje go wśród zebranych. Leszek Kowalewski zasługuje więc na miano poety metafizycznego...”.

POETA
Proszę państwa chciałem coś powiedzieć na temat właśnie... właśnie poezji, tego czym się właśnie zajmuję.Chciałem powiedzieć, że poezja jest to jakieś...
MAMOŃ
No panie nie można pana w ogóle zrozumieć no... Niech pan idzie na środek. I niech pan mówi głośniej no...No idź pan na środek.
POETA
Dzień dobry państwu. Chciałem powiedzmy opowiedzieć o sobie troszeczkę i zainteresować was swoimi... Swoją poezją, która w zasadzie jest jakoś... Yyyy... Jakimś czynnikiem, który po prostu pozwala mi na... Poznanie ludzi, wejście w ich prywatne troski ich życie...
GŁOS Z SALI
Niech wyraźniej pan mówi do pana może bo...
POETA
I dlatego też właśnie chciałbym po... powiedzieć jak... w jakim przypadku powstaje moja poezja. Jest to w zasadzie dziwna rzecz. Tak dziwny jak... jak ja sam jestem. Mam swój intymny świat, w którym żyję. I wszystkiego tego jest wam brak co ja mam: smutek i... i nostalgia.
INSTRUKTOR KO
Yyyy...
POETA
Smutek i nostalgia.
INSTRUKTOR KO
Smutek i nostalgia!
GŁOS Z SALI
Nie słyszymy...
INSTRUKTOR KO
Sm... Smu... Smu... Smutek i nostalgia!
POETA
Nie jest mi łatwo pisać na temat powiedzmy na... na pod... Podrzucony temat.
INSTRUKTOR KO
Na jaki? Przepraszam na jaki?
POETA
Na podrzucony temat.
INSTRUKTOR KO
Na podrzucony?
POETA
Tak.
INSTRUKTOR KO
Nie jest panu łatwo na podrzuc... na... na... na podrzucony temat pisać.
POETA
Dlatego też moim... moim tematem...
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Powiedzmy dłuższym tematem to, który kontynuuję w dalszym ciągu
INSTRUKTOR KO
I co? Co?
POETA
Którym... Który kontynuuję w dalszym ciągu.
INSTRUKTOR KO
Jak? Jak? Jeszcz...
POETA
Kontynuuję w dalszym ciągu...
INSTRUKTOR KO
Kontynuuję!
POETA
Jest piękno przyrody... Takiej przyrody jaką widzę ja.
INSTRUKTOR KO
Ptaki przyrody?
POETA
Takiej przyrody jakiej widzę... Jaką widzę ja. Powiedzmy takiej dzikiej natury. Nieokiełzanej. Zzzz... Powiedzmy z walorami właśnie tej ar... najbardziej artystycznymi.
INSTRUKTOR KO
Aha. Pan mówi teraz... mówi o przyrodzie teraz.
POETA
Trudno mi jest mówić tak od... Do was w tej chwili, bo znamy się parę... parę chwil, ale już potrafię z waszych twarzy...
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Dowiedzieć się... W zasadzie cząstkę waszego przeszłego życia.
INSTRUKTOR KO
Przesz... Przyszłego?
POETA
Przeszłego.
INSTRUKTOR KO
Przeszłego. Naszego przeszłego życia.
POETA
Gdybym był jasnowidzem mógłbym...
INSTRUKTOR KO
Gdyby pan był jasnowidzem.
POETA
Mógłbym... Mógłbym wam powiedzieć więcej.
INSTRUKTOR KO
Mógłby nam powiedzieć więcej.
POETA
Na przyszłość.
INSTRUKTOR KO
Przyszłość.
POETA
Ale nie jestem więc...
INSTRUKTOR KO
Ale nie jest więc...
POETA
Trudno.Nie będzie... Z tym... Mogę powiedzieć w tej chwili, pokazać palcem.
INSTRUKTOR KO
Może pokazać palcem.
POETA
Twarze, które najbardziej... Z których najbardziej mogę coś wyczytać.
INSTRUKTOR KO
Może pokazać... pan... Pan może pokazać palcem twarze, z których może... Yyyy... Najbardziej coś wyczytać.
POETA
Tak.
INSTRUKTOR KO
Pros... To chyba prosimy bardzo.Jeżeli państwo nie mają...
POETA
Więc... Nie chciałbym tego robić... To wyjdzie z moich wierszy...
INSTRUKTOR KO
To wyjdzie samo z pańskich wierszy?
POETA
Dlatego, że powiedzmy w każdym takim odczycie... Jak robię przeważnie w swoim gronie... Mam swoją ofiarę, która... Po pewnym czasie jest załamana absolutnie... Nawet dochodzi do pewnej... Ekstazy nerwowej.
INSTRUKTOR KO
Jakiej?
POETA
Ekstazy nerwowej.
INSTRUKTOR KO
Yyyy... Gdzie?
POETA
Na odczycie. Na odczycie. I...
NSTRUKTOR KO
Aha.
POETA
Kosztuje mnie to sporo zdrowia.
INSTRUKTOR KO
Kosztuje to pana sporo zdrowia.
POETA
Tak... Tak mnie... Taką... Taką. Powiedzmy ja...
INSTRUKTOR KO
Panu weszło w krew?
POETA
...chcę wejść w życie ludzkie, chcę znać ich troski.
INSTRUKTOR KO
Eche...
POETA
Po prostu jakoś... Jakoś zapom... Własnym powiedzmy... Włas... Własnym pisaniem zapobiec
INSTRUKTOR KO
Tak.
POETA
Jakimś kataklizmom powiedzmy. Czy... Czy... Czy nawet moralnej... Moralnemu upadkowi.
INSTRUKTOR KO
Pan chce zapobiec moralnemu upadkowi.No ale to są... Takie sprawy, których...
POETA[Zakasłał]
Przepraszam.
INSTRUKTOR KO
Słucham?
POETA
Przepraszam.
INSTRUKTOR KO
Proszę bardzo. Myślę, że wie pan... To są ... I chyba państwo też myślą, że są to sprawy...[PRZYPADKOWA OWACJA NA SALI]
SŁUCHACZ
Właśnie o takich ludziach, którzy są tutaj u nas... Pragnąłbym żebyśmy ZAINICJOWALI... Dla! Pasażerów znajdujących się na naszym statku! Wieczorek.
POETA
W ramach tego, chciałbym powiedzmy za... Zr... Zrobić coś, czego jeszcze nie było.
INSTRUKTOR KO
Chciałby pan coś, czego jeszcze nie było. Tak?
POETA
Tak.

A potem, już całkiem późno w nocy przeszukując sieć, natrafiam na komunikat Komendy Policji w Warszawie w sprawie zabójstwa Leszka Kowalewskiego:

„W dniu 18 sierpnia 1990 roku w Lesie Kabackim, na przedmieściach Warszawy, znaleziono zwłoki mężczyzny. Na ciele denata naliczono aż 41 kłutych ran. Nie zginął jednak w lesie. Zwłoki zostały tu przez zabójcę podrzucone. Szybko ustalono kim był zamordowany. Był to mieszkaniec śródmieścia Warszawy - Leszek Kowalewski.

Leszek Kowalewski był rencistą. Jego zamiłowaniem – i dodatkowym źródłem utrzymania – było rzeźbiarstwo i aktorstwo. Mieszkał na ulicy Kruczej, niedaleko Placu Konstytucji. W komórce urządził sobie warsztat, który odwiedzało wiele osób. Jak ustalono, pan Leszek miał bardzo szerokie grono znajomych. Pozostawał też w zażyłych stosunkach z kobietą, mieszkającą w centrum Warszawy, którą odwiedzał prawie codziennie. Był częstym bywalcem okolicznych kawiarni. Szczególnie upodobał sobie kawiarnię "Miodek", serwującą miody pitne.

Ostatni raz Kowalewskiego widziano 9 sierpnia 1990 r. Rano w mieszkaniu wypił butelkę wina z mężczyzną, którego personaliów nie udało się ustalić. Później – około 10-ej rano – widziano go w restauracji "Miodek". Późniejszych zdarzeń nie udało się zrekonstruować. Według jednej z hipotez przyjęto, że Kowalewski mógł zastać w niedwuznacznej sytuacji swoją znajomą i że doszło do bójki z jej kompanami. Dlaczego jednak został aż tak zmasakrowany? I jaki – tak naprawdę – był motyw zabójstwa?”

Podobno, podczas kręcenia „Rejsu” poeta zwany „Missisipi” zgubił gdzieś na pokładzie statku „Dzierżyński” płynącego po Wiśle, 44 ręcznie napisane wiersze… Zmęczonemu mijającym tygodniem i jutrzejszą perspektywą rozpoczęcia nowego dnia pracy, nie chce mi się już stawiać pytania: Metafizyka? Fatum?

niedziela, 2 maja 2010

Mój wiersz tygodnia (16)

Autor: Piotr Gajda




Jerzy Jarniewicz, to niezwykle dla mnie ważny poeta, tłumacz, krytyk literacki i persona. Pomimo dzielącej nas kilkuletniej różnicy wieku, słuchamy tej samej muzyki, a to cementuje pokoleniowo. W jednym z jego wierszy, Cohen w 1999 roku ma 65 lat, on sam osiągnie ten wiek w roku 2023 – natomiast ja w osiem lat później.

Z Jerzym Jarniewiczem "poznaliśmy się" w niecodziennych okolicznościach a mianowicie, kiedy stojąc obok siebie oddawaliśmy mocz do sąsiednich pisuarów w łódzkim pubie „Jazzga” na Piotrkowskiej, gdzie odbywała się kolejna edycja OKP im. W. Sułkowskiego i Turniej Jednego Wiersza. Wówczas to, ekstatycznie wzdychając wyznałem mu, że wiersz o Marianne Faithfull jego autorstwa, to według mnie „zajebioza”. Do dziś nie wiem, czy to wyznanie miało wpływ na końcowy werdykt wspomnianego TJW, w którym Jerzy Jarniewicz był członkiem jury, a ja otrzymałem jedną z nagród.

Jerzy Jarniewicz to także tłumacz literatury – dla mnie subiektywnie, zwłaszcza Philipa Rotha.

To także krytyk i poeta, który zechciał „zaanonsować” mój debiut – co zauważył m.in. Krzysztof Kuczkowski w „toposowej” recenzji książek Roberta Miniaka, Michała Murowanieckiego i mojej, pisząc w niej, iż do literatury „wprowadzają (nas), nie szczędząc przychylnych komentarzy, nieprzeciętni autorzy. Gajdę Jerzy Jarniewicz, Miniaka Wojciech Kass, Murowanieckiego – Karol Maliszewski”.

Ponieważ „blurb” Jerzego Jarniewicza zamieszczony na okładce „Hostelu” jest dla mnie niezwykle korzystny, z premedytacją zacytuję go w całości: „Hostel, dom oferujący gościnę, sugeruje do końca nie przezwyciężoną obcość, jaka nas w jego wnętrzach czeka, przypominając także o doraźności naszego w nim pobytu. Nic więc dziwnego, że z wierszy Piotra Gajdy wyłaniają się liczne, sugestywne obrazy takiego właśnie nieoswojonego domostwa, które wykluczając, jednocześnie nas w sobie zamyka, gdy za oknami mocą słów powołany zostaje do życia świat nieograniczony, podległy nieustannym przemianom. To wiersze zdolne do nagłych, imponujących przeskoków wyobraźni, choć precyzyjne, klarowne i skupione. Przekonują siłą obrazów, w których rozpoznawalna, często zdegradowana rzeczywistość ulega zaskakującym przemieszczeniom. Hostel to uważnie skomponowany, niebanalny debiut

Jerzy Jarniewicz, to jak już wspomniałem, niezwykle ważna persona. Sami widzicie, o ile byłbym bez niego uboższy …

Jerzy Jarniewicz

Paszport Nansena

Kto ci powiedział, kiedy i w jakim języku,
że mówisz obcym językiem? Hiszpanka
z Katalonii? A może ten Anglik sprzedający
zimne ognie na placu w Edynburgu? Nie odchodź,
nie będziemy niczego tłumaczyć. Powiedziałbym
po kanadyjsku, że za wcześnie, lecz widzę
kroplę nad twoją brwią, która natychmiast
mobilizuje mi język. Anik. Mówmy więc
jak bezpaństwowcy: w słowniku mamy przecież
flamandzkie pocałunki, uszczypnięcia po baskijsku,
waloński szept od ucha do ucha. Lost in translation?
Przyzywasz moje imię głoskami, których nie umiem
wymówić, z cudzych głosek zestawiam ciebie i nazywam.
Je t’ embrasse. I tak zostanie. Przegnałem stąd tłumaczy.
Jesteśmy blisko – dopóki wzajem obcy,
jak drzewo i ziemia, źrenica i horyzont, cisza i słowo,
ja, które w końcu spotkało się z ja.

* Jerzy Jarniewicz - urodzony w 1958, poeta, tłumacz, krytyk. Wykłada współczesną literaturę angielską na uniwersytetach w Łodzi i Warszawie; jest członkiem zespołu redakcyjnego "Literatury na Świecie". Jako krytyk stale współpracuje m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Tygodnikiem Powszechnym" i "Tyglem Kultury", a także z pismami brytyjskimi. Opublikował kilka tomów poetyckich: Korytarze (1984), Rzeczy oczywistość (1992), Rozmowa będzie możliwa (1993), Są rzeczy, których nie ma (1995), Niepoznaki (2000), Po śladach (2000), Dowód z tożsamości (2003), Oranżada (2005),Skądinąd (2007), Makijaż (2009), a także m.in. tomy szkiców literackich - Lista obecności. Szkice o dwudziestowiecznej prozie brytyjskiej i irlandzkiej (2000), W brzuchu wieloryba. Szkice o dwudziestowiecznej poezji brytyjskiej i irlandzkiej (2001), Od pieśni do skowytu. Szkice o poetach amerykańskich. (2008). Na zdjęciu: Jerzy Jarniewicz (w czerwonej koszulce) - "Jazzga" 2007.

Z krwi i kości

Autor: Piotr Gajda

Czesław Markiewicz „Majuskuły”, Wydawnictwo „Miniatura” Kraków, 2009.


„tadeusz różewicz wychodzi do pracy
wsiada do tramwaju
nie rozpoznaje w pryszczatych twarzach chłopców
własnych rysów”

Tymi oto frazami zaczynają się „Majuskuły” Czesława Markiewicza. Zaś kończą się słowami:

„stary poeta miał dwadzieścia cztery lata. i ocalał”

Majuskuła, to każda z wielkich liter alfabetu. I wszystko się zgadza, albowiem najnowsza propozycja poetycka Czesława Markiewicza jest książką o literaturze pisanej majuskułą (z wielkiej litery). Jej karty zasiedlają wybitne i ważne dla autora postaci, z których Tadeusz Różewicz zajmuje jedno z najważniejszych miejsc, otwierając przy okazji ich barwny poczet. Warto wymienić i innych: Olgę Tokarczuk, Halinę Poświatowską, Ryszarda Milczewskiego-Bruno, Rafała Wojaczka, Tadeusza Siejaka, Andrzeja Bursę, Adama Zagajewskiego, Edward Stachurę, ale i Pana Cogito, i inne wcale nieoczywiste figury, choćby Joe Alexa, Józefa Skrzeka, Alberta Einsteina, czy Jima Morrisona.

Podstawowe pytanie, które należy sobie postawić podczas lektury „Majuskuł” polega na jednoczesnym udzieleniu na nie odpowiedzi: czy książka Markiewicza jest książką o „życiu w literaturze”, poetycką transkrypcją konkretnych biografii, czy też o „życiu literaturą”, a więc o doświadczaniu i odbiorze słowa, o jego wpływie na własną z kolei twórczość? Jedno jest pewne: „Majuskuły”, to swoista sublimacja - bezpośrednie przejście od pisania o „życiopisaniu” do osobistego, „namacalnego” uczestnictwa w literaturze – a więc chęci oznaczenia jej swoim indywidualnym piętnem i odnalezienia osobistego punktu odniesienia. Taktyka, jaką wybrał Czesław Markiewicz w swoich „wierszach-esejach” opiera się na swoistej demistyfikacji przenikających się wątków: faktograficznych z mistycyzującymi, jak w wierszu-epigramacie „Joe Alex tłumaczy”:

„Podwójne życie Alicji nie jest
pospolitą zdradą.

Lustro nie służy
do żadnego dialogu.

Cała Odyseja to wyznanie Molly:
Leopoldzie jestem wierna.

Królik jest Freudem
Freud jest królikiem”.

Niemniej nie jest to jedyna, właściwa odpowiedź. O czym jeszcze są „Majuskuły” możemy przekonać się w „Omijaj Rovigo”, w którym autor zapisał:

„nikt już nawet nie potrafi postawić herbertowi jednego
przecinka. wbić kropkę między oczy –

trzeba mu przecież przetrącić rękę. tę
której papilarnie najczęściej nadużywa. w miejscu
najczulszym. to nie jest elegijnie wskazującym;
dokładnie dwa równoleżniki od łokcia…”

Stąd „Majuskuły” opowiadają także i o tym, że nie można, nie wolno ustawiać literatury na naprędce wznoszonych cokołach, że zawsze powinien jej towarzyszyć prosty kontekst – jesteśmy z krwi i kości / nasze wiersze są z krwi kości. Nie bez przyczyny Markiewicz na zakończenie swojego wiersza wkłada w usta Zbigniewa Herberta cytat z niego samego:

„wytłumacz to innym
miałem wspaniałe życie

cierpiałem”

W innym swoim tekście, zasiedlonym z kolei przez figurę Ryszarda Milczewskiego-Bruno, poeta pisze:

„postaw piwo – będę opowiadał…”

„…moja historia – jak ostatnie westchnienie
jeśli mówię że kłamię – to licha metafora

miewam się dobrze
tylko czas wywiewa ze mnie nadzieję
kiedy wspinam się zbyt nachalnie na tutejsze wzgórze
zwykle zakwitam przed świtem
i nie wiem jak pachnie na przykład chińska róża…”

„…po podłodze walają się kawałki potłuczonych tablic

nie wiem
co jest istotą

opowiadam
a piwo stoi.”

Co więc jest „istotą”, pytam retorycznie za Czesławem Markiewiczem? Może to, na co sam wskazuje w „Wojnie z czasem i przestrzenią, pod białą flagą” – nieustanne przenikanie się biografii i twórczości oraz odczuwalna wszechobecność literatury w życiu każdego twórcy. Uważne wsłuchiwanie się w słowa innych, ale i nieustanne mówienie o sobie. Markiewicz twierdzi (i przyznaję mu rację), że ze zrozumienia powyższego wynika odpowiedź, jak skonfrontować samego siebie - obojętnie: „z literaturą”, albo „w literaturze” - i precyzyjnie to notuje:

„Tadeusz Siejak nie ma już nic do powiedzenia.
Wszystko, co miał do powiedzenia, przeczytali inni…”.

„…Na pewno się nie poddam,
skoro i tak przeżyłam Tadeusza Siejaka –
szepce Dorota Masłowska.

Klubowy rave zakłóca chichot ledwo co obnażonych dziewcząt.
W toalecie chłopiec opuszcza dresy, ukradkiem zaciąga się papierosem.
Kaszle.
Wyrywa kartkę z książki.
Nie wie, że próbuje się z Tadeuszem Siejakiem”.

Nawet, jeśli „Majuskuły” są w całości konotacją literacką i opowiadają przede wszystkim o Czesławie Markiewiczu – prozaiku i poecie - o jego literackich bohaterach lub oponentach, z którymi przez lata obcował, rozmawiał, kłócił się, zwierzał się im, kochał i nienawidził (ale nigdy nie pozostał wobec nich obojętny), aż „został lirycznym więźniem sumienia w obozie koncentracyjnym (literatury?)”, to są też niezwykle wyrazistym „esejem” na temat literatury, w którym myśl przewodnią stanowi człowiek i jego nie tylko wyłącznie literacka kondycja.

środa, 28 kwietnia 2010

Święta


Tomasz Bąk


Patryk Dziczek

Paulina Danecka

Mariusz Szybko

Maciek Kotłowski


Magdalena Łasińska-Kowara, Patryk i Wojtek

"Nieformalnie" -Przemysław Dakowicz "unplugged"


Jagienka Kass

Mariusz W. Łapiński i Patryk

Jury

"Nieformalnie" -Artur Nowaczewski


"Nieformalnie" - Jakub Noga, Kotłowski, Gajda

Hotel "Joseph Conrad"

W "jądrze ciemności" - Krzysztof Kuczkowski i Paweł Szydeł

Nowaczewski, Noga, Kotłowski i Bąk - 3.30


Nowaczewski, Noga, Kotłowski, Gajda - godz. 4.00

Poranek - gęś, którą teraz wypasa Wojciech Kass


Pranie, od lewej: "Wielki poeta" i "Niewielki poeta"

Pranie, ognisko


Szwarc, Więcek, wiersz...

Tomasz Bąk


Karolina Sałdecka - foto: PDK

Małgorzata Lebda

Od góry: So Cool Band, Kamil Wasicki - "moje małe gwiazdy festiwalu"
















Autor: Piotr Gajda

Festiwal „Pisz i Śpiewaj Poezję” – VII Spotkania Laureatów Ogólnopolskich Konkursów Poetyckich i Poezji Śpiewanej, Pisz-Pranie 21.04.-25.04.2010 r.

"Pisz - Miasto położone na skraju Puszczy Piskiej w południowo-wschodniej części Krainy Wielkich Jezior Mazurskich, nad jeziorem Roś i rzeką Pisą, wypływającą z tegoż jeziora. Pisz jest najważniejszym miastem regionu. Jego nazwa jest pochodzenia pruskiego i wywodzi się od wyrazu "pisa", co oznaczało "bagno". Mieszkańcy przyjęli tę nazwę od wypływającej z jeziora Roś rzeki o bagnistych brzegach".

"Na Festiwal „Pisz i Śpiewaj Poezję” zapraszani są laureaci ogólnopolskich konkursów poetyckich i poezji śpiewanej. W jednym miejscu – w Piszu – będzie można usłyszeń i zobaczyć wspaniałych twórców, którzy w ogólnopolskich zmaganiach dowiedli, że ich wiersze i muzyka są piękne i warte zasłuchania…Festiwal to czas koncertów, prezentacji, ale także czas spotkań i wymiany myśli.
Festiwal "Pisz i Śpiewaj Poezję" to doskonała okazja do doskonalenia swoich umiejętności poetyckich i muzycznych. Podczas Festiwalu odbywają się warsztaty prowadzone przez znakomitych poetów i muzyków. Przez trzy dni służą oni swoim doświadczeniem i radą. W tym roku warsztaty poprowadzą Krzysztof Kuczkowski, Artur Nowaczewski, Przemysław Dakowicz oraz Piotr Selim".

"Tegorocznymi laureatami/gośćmi festiwalu byli: Poezja – Małgorzata Lebda, Karolina Sałdecka, Tomasz Bąk, Maciej Kotłowski/ Kuba Noga, Piotr Gajda. Poezja Śpiewana – Basia Beuth, Łukasz Jemioła, Kamil Wasicki, So Cool Band, Pif Paf. Gwiazdy – Katarzyna Groniec, Renata Przemyk, Elżbieta Adamiak, Grupa „Pod Budą”oraz Yaga Kowalik, A’navim, Daniel Gałązka z zespołem, Wędrowny Kabaret Liryczny".

"W dniu 22 kwietnia 2010 r. w Kawiarence Okazjonalnej Piskiego Domu Kultury w Piszu odbył się IV Otwarty Turniej Jednego Wiersza o Srebrną Monetę K.I. Gałczyńskiego, w którym udział wzięło dwunastu poetów. Komisja w składzie: Krzysztof Kuczkowski, Artur Nowaczewski, Hanna Lewandowska, Przemysław Dakowicz, Szymon Szwarc pod przewodnictwem Wojciecha Kassa postanowiła przyznać Srebrną Monetę K. I. Gałczyńskiego dla Magdaleny Łasińskiej-Kowara. Natomiast nagrodę specjalną „Struna Światła Zbigniewa Herberta” przyznano Piotrowi Gajdzie. Nagroda specjalna została ufundowana przez Dyrektora Centrum Kultury „Dwór Artusa” w Toruniu - Marka Pijanowskiego. W jego imieniu nagrodę wręczył Szymon Szwarc. Komisja przyznała także równorzędne wyróżnienia dla: Tomasza Bąka i Mariusza Szybko. „Nagrodę publiczności” zdobył Mariusz Wojciech Łapiński, który to wygrał jednym głosem z wierszem Patryka Dziczka. Nagrody i wyróżnienia wręczali laureatom Jan Alicki, Burmistrz Pisza i Wojciech Kass, Dyrektor Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu".

Tyle na temat Spotkań Laureatów Ogólnopolskich Konkursów Poetyckich i Poezji Śpiewanej „Pisz i Śpiewaj Poezję” w Piszu znalazłem w necie. Lecz jak do tej pory wciąż nie odnalazłem w sobie właściwego dystansu do tych kilku spędzonych tam dni. Jeszcze „nie wyhamowałem" i utrzymując „festiwalową” prędkość 180 km/h wbiłem się w „mój dzień powszedni”. Oj, to boli!

Jak często zdarza się Wam, że w jednym miejscu i w jednym czasie spotykacie fantastycznych ludzi – jak mawia Wojciech Kass - „bryłę ludzką”, która pulsuje tym samym rytmem co i to, z czego zrobieni i Wy jesteście? Z całą pewnością nieczęsto, stąd takie spotkania należy określać mianem „święta” i celebrować je w pamięci do końca swoich dni, a więc do końca świata.

Jakim celnym określeniem można nazwać autobus, który wiezie Was na wycieczkę do Prania – do Jagienki i Wojciecha Kassów – autobusem Prankstersów? A w jego wnętrzu, ale i wszędzie indziej, a ściślej – wszędzie wokół - jak samograj, kakofonia scenek rodzajowych i sytuacyjnych, anegdot, dykteryjek i bon motów. Błyskawicznie obmyślona, hipotetyczna akcja: szlachetna twarz Szymona Szwarca (uderzająco podobna do twarzy Krzysztofa Siwczyka) na bilboardach i hasło: „Nigdy nie czytamy wierszy po alkoholu”, czy celnie spuentowana przez Tomka Bąka informacja, podana przez jedną z Pań organizatorek, że oto dziś, o 14.00 nad Piszem pojawi się piękne słońce – „Oby tylko nie wschodziło zbyt głośno!”.

Hotel „Joseph Conrad”, ze swoim jądrem ciemności…rozmowy, czytanie wierszy w kawiarence Piskiego Domu Kultury do późna w nocy, a potem dalej, do rana w hotelowym barze. W tej sytuacji, symbolicznie „dłuuugi” (jak ocknięcie się po trwającym zaledwie przez chwilę śnie) poemat Artura Nowaczewskiego, a w tle psychodeliczne dźwięki sitaru Kuby Nogi…

Moi Drodzy, Piękni Ludzie – Małgorzato, Karolino, Paulino, Marto, Magdaleno, Rafale, Tomaszu, Krzysztofie, Arturze, Wojciechu, Jagienko, Brunonie, Macieju, Jakubie, Szymonie, Przemysławie, Pawle, Stefanie, Bogdanie, Patryku, Mariuszu i drugi Mariuszu, drugi Wojciechu, i Wy wszyscy, których imion nie zapamiętałem, ale twarze tak – dziękuję Wam za to, że w te dni, mogłem przeglądać się w Waszych czystych jak jeziora oczach.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Spotkanie z Robertem Rutkowskim

Robertowi Rutkowskiemu udało się wykonać drugie podejście do własnego wieczoru autorskiego (to pierwsze zakłóciła narodowa trauma) promującego jego (trzecią) książkę. Spotkanie z Robertem i z jego „Wyjściem w ciemno” odbędzie się w siedzibie Śródmiejskiego Forum Kultury przy ul. Roosevelta 17 w piątek, 7 maja o godzinie 19.00. Poprowadzi je Maciej Robert. Wstęp wolny, Robert zaprasza!

* Robert Rutkowski (ur. 22 lutego 1978 r. w Łodzi); wydał trzy zbiory wierszy: Niezobowiązujący spacer po cmentarzu (Łódź 2002), Łowienie spod lodu (Rzeszów 2008) oraz Wyjście w ciemno (Łódź 2009). Publikował m.in. w „Akcencie”, „Czasie Kultury”, „Frazie”, „Kresach”, „Odrze” i „Toposie”. Laureat kilku ogólnopolskich konkursów poetyckich. Jego wiersze tłumaczono na angielski i serbski. Mieszka w Łodzi.

niedziela, 25 kwietnia 2010

Spotkanie z Janem Polkowskim

27 kwietnia o godz. 18.00 Poleski Ośrodek Sztuki w Łodzi zaprasza na promocję ostatniego tomu wierszy Jana Polkowskiego pt. „Cantus”, który ukazał się w 2009 roku w wydawnictwie a5 po długoletnim milczeniu poety. Spotkanie z autorem odbywające się w ramach cyklu „Alfabet Literatury” poprowadzi Maciej Robert. Wstęp wolny!

* Jan Polkowski (ur. 10.01.1953), krakowski poeta i wydawca. Debiutował w niezależnym kwartalniku "Zapis" (1978). W latach 70., w czasie studiów na polonistyce UJ był działaczem Studenckiego Komitetu Solidarności. W latach 1978-1980 redagował publikującą poza cenzurą Krakowską Oficynę Studentów. Po wprowadzeniu stanu wojennego 13.12.1981 został internowany. Był założycielem i redaktorem naczelnym wydawanego w drugim obiegu kwartalnika "Arka" (1983–1990). W 1990 zaprzestał publikowania wierszy i został redaktorem i wydawcą dziennika "Czas Krakowski". Ostatnio pełnił funkcję Dyrektora Biura Zarządu TVP S.A. Jest laureatem nagrody Fundacji im. Kościelskich (1983). Wybory jego wierszy ukazały się w językach: angielskim, niemieckim, rosyjskim, czeskim, hindi, francuskim, holenderskim, serbskim i szwedzkim.

Publikacje:

„To nie jest poezja”, Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA,1980
„Oddychaj głęboko”, rysunki Zbylut Grzywacz, Wydawnictwo ABC,1981
„Ogień, z notatek 1982-1983”, Półka Poetów, 1983
„Wiersze 1977-1984”, PULS 1986
„Drzewa”, Oficyna Literacka 1987
„Elegie z Tymowskich Gór i inne wiersze”, Znak, 1990
„Elegie z Tymowskich Gór 1987-1989”, rysunki i grafiki Jerzy Dmitruk, Wydawnictwo Literackie, 2008
„Cantus”, rysunki Jacek Sroka, Wydawnictwo a5, 2009

sobota, 24 kwietnia 2010

Silesius dla Piotra Sommera i 10 nominacji


Autor: Krzysztof Kleszcz


Rozstrzygnięto jedną z kategorii wrocławskiego Silesiusa - Nagrodę za całokształt odbierze Piotr Sommer. Ogłoszono też nominacje w dwóch pozostałych kategoriach. Pierwsze wrażenie to przełamanie dotychczasowej dominacji Biura Literackiego. Nominowane książki pochodzą z aż 10 wydawnictw.
Nie zdobędą nagród m.in: książki Jacka Dehnela "Ekran kontrolny", Magdaleny Bielskiej "Wakacje, widmo", Justyny Bargielskiej "Dwa fiaty", Tadeusza Dąbrowskiego "Czarny kwadrat", Jerzego Jarniewicza "Makijaż", Izabeli Kawczyńskiej "Largo", Przemysława Owczarka "Cyklist" czy Julii Szychowiak "Wspólny język".
Oto pełny werdykt (za: silesius.wroclaw.pl )

Piotr Sommer został laureatem Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej SILESIUS za całokształt pracy twórczej.

W kategorii książka roku nominacje otrzymują:

1.Grzebalski Mariusz, Niepiosenki – Biuro Literackie
2.Konstrat Bartosz, Samochody i krew – Korporacja Ha!art.
3.Matywiecki Piotr, Powietrze i czerń – Wydawnictwo Literackie
4.Netz Feliks, Trzy dni nieśmiertelności – Instytut Mikołowski
5.Polkowski Jan, Cantus – Wydawnictwo a5
6.Sendecki Marcin, 22 – Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji w Poznaniu
7.Świetlicki Marcin, Niskie pobudki – Wydawnictwo EMG


W kategorii debiut roku:

1.Lech Joanna, Zapaść – Oddział Łódzki Stowarzyszenia Pisarzy Polskich
2.Majer Dawid, Księga grawitacji – MAMIKO
3.Mansztajn Jakobe, Wiedeński high life – Stowarzyszenie Artystyczno-Kulturalne „Portret”


Decyzję podjęło jury w składzie:
prof. Jacek Łukasiewicz (przewodniczący), prof. Przemysław Czapliński, Grzegorz Jankowicz, dr Adam Poprawa, prof. Tadeusz Sławek, Justyna Sobolewska, prof. Marian Stala.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Piasek, gwiazdy i patos.



Autor: Krzysztof Kleszcz

GAZPACHO „Tick Tock”, 2009

Owszem fajnie posłuchać łobuzerskich melodii, czytać zwariowane żartobliwe teksty poetyckie, połyskujące jak żel na wąsach Giocondy, ale... wybieram Giocondę bez wąsów. Wybieram patos i potęgę klimatu Pink Floyd, powagę wierszy Herberta. Dostałem nawet kiedyś wyrazy współczucia, że lubię wiersze z „Panem Cogito”... No i dobrze, let it be.

Norweski Gazpacho do niedawna „czyścił buty” zespołowi Marillion. Nazwał się zresztą, od tytułu jednej z jego piosenek. Dzięki „Tick Tock” wszystko się zmieniło - może nawet uczeń przerósł swojego mistrza. To był dobry pomysł - sięgnąć po klasykę literatury - opowiadanie Antoine de Saint-Exupery’ego „Ziemia planeta ludzi” z 1939 roku.

Saint-Exupery opisał chwile kiedy rozbitkowie po katastrofie samolotu przez kilka dni szukają ratunku. Oto piaszczysta pustynia, nad nią tysiące gwiazd, bezkres przestrzeni i świadomość, że jest się zdany na ślepy los.

Boże, jakże ta planeta jest pustynna! Rzeki, gaje i domostwa ludzkie wydają mi się szczęśliwym zbiegiem okoliczności.”

„A jeśli mi się podoba iść do mirażu? A jeśli mi się podoba mieć nadzieję? A jeśli mi się podoba iść prosto przed siebie sprężystym krokiem, bo nie lubię zmęczenia, bo jestem szczęśliwy...(...) Wolę moje upojenia.”

„Ta planeta, dobry Boże, jest przecież zamieszkała.
- Ho-ho! Ludzie!
Ochrypłem. Nie mam już głosu. Czuję, że jestem śmieszny z tym nawoływaniem...”

„Wykopuję dół z piasku, kładę się i przykrywam piaskiem. Tylko moja twarz wystaje. (...) Wydaje się, że człowiek jest wolny... Nie widać sznura, którym jest przywiązany do studni, którym jak pępowiną przywiązany jest do trzewi ziemi. Jeśli pójdzie o jeden krok za daleko – umrze.”

„Woda! Wodo nie masz ani smaku, ani koloru, ani zapachu. (...) Nie jesteś niezbędna do życia: jesteś samym życiem.”

Te opisy ekstremalnych przeżyć z Sahary, także fragment historii Guillaumeta, który cudownie ocalał wśród lodowców w Andach, czyta się naprawdę nieźle:

„...serce moje goniło resztkami... I na pionowym zboczu (...) serce zaczęło mi odmawiać posłuszeństwa. Staje, uderza znów. Uderza nierówno. Czuję, ze jeśli zatrzyma się o sekundę za długo – koniec. Bez ruchu wsłuchuję się w siebie. Nigdy, słyszysz, nigdy w samolocie nie czułem się tak zależny od silnika, jak w ciągu tamtych kilku chwil czułem się zawisły od swego serca. Mówiłem mu: Nuże! Jeszcze jeden wysiłek! Postaraj się uderzyć jeszcze! Ale to było serce w dobrym gatunku. Przystawało i zaczynało bić znowu... Gdybyś wiedział, jak byłem dumny ze swego serca!...”

Gazpacho zastosowało kilka ciekawych patentów, by muzyka oddała tekst: metronom w pierwszych sekundach „Tick Tock Part 1” , mroczne odgłosy męskiego chóru– jakby zbliżało się nieuchronne - od 5:40, klawiszowe szaleństwo w rozpoczęciu „Tick Tock Part 2”... „The Walk” – to trochę orientu - widmowe miasto z mirażu, które ciągle się oddala...
The Walk Part II” ma bardzo liryczny początek, potem gitara unosi nas jak latający dywan. Jesteśmy „arcydziełem, który przetrwał na adrenalinie...”. Fajną dynamikę ma fragment, w którym śpiewa o pistolecie: "Dusza skulona na fali / Samolot jest jednak pierwsza klasa / Prevot ma pistolet / Jedna kulka dwoje ludzi / Niebo całkiem zbladło".

Exupery o chęci sięgnięcia po pistolet, którą wyraził jego towarzysz, napisał tak:
„Staję się napastliwy i odwracam się do niego z gniewem i wrogością. Nic nie mogło być wstrętniejsze w tamtej chwili od sentymentalnych wynurzeń. Mam jedną nieodpartą potrzebę: uważać wszystko za proste. Proste jest urodzić się. Proste jest dojrzewać. I proste jest umrzeć z pragnienia.”

Albo ten fragment:
Kiedy się obudziłem, zobaczyłem tylko toń nocnego nieba, leżałem bowiem na szczycie wzgórza, z rozpostartymi ramionami i twarzą zwróconą do viviarium gwiazd. Chociaż nie rozumiałem jeszcze, co to za głębiny, w głowie mi nie zawirowało, nie miałem nic, bodaj korzenia, którego mógłbym się uchwycić, nie było ani jednego dachu, ani gałęzi między tą otchłanią a mną, już uwolnionym z więzów, zdanym tylko na upadek jak nurek w skoku.
Nie spadałem jednak. Poczułem, że cały, od karku do pięt, przywiązany jestem do ziemi. Świadomość, że powierzam jej swój ciężar, uspokoiła mnie nieco. Prawo ciążenia ziemskiego wydało mi się równie potężne jak miłość.”

Patos. Ta dawka egzaltacji w wysokim głosie wokalisty w „Winter Is Never”! A jeśli mi się podoba iść do mirażu?