poniedziałek, 12 września 2011

Artystyczne zderzenia w Krakowie





...i zaproszenie nadesłane przez przyjaciół z Krakowa...


(p)

Agnellus gra Tuwima




Kolejne zaproszenie, tym razem od przyjaciół z Łodzi...


(p)

niedziela, 11 września 2011

Fuchs w ŁDK





W Wydawnictwie Kwadratura ukazała się trzecia w tym roku książka poetycka. Jej autorem jest debiurant Adam Fuchs, urodzony w Łodzi, mieszkający na emigracji w Niemczech. Po raz pierwszy w Kwadraturze tomik jest dwujęzyczny. Ma zatem dwa tytuły "Widząc czas" i "Angesicht der Zeit". Tłumaczem na niemiecki jest Tomasz Mzyk.

W poniedziałek, 12. września o godzinie 18.00 odbędzie się wieczór autorski promujący książkę.





sobota, 10 września 2011

Recenzja "Zwłoki" - Anna Spólna w "Miesięczniku Prowincjonalnym"



W numerze 4 (127) 2011 radomskiego „Miesięcznika Prowincjonalnego” ukazała się recenzja „Zwłoki” autorstwa Anny Spólnej, której treść przytaczam w całości. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

CIEMNE, GŁĘBOKIE LUSTRO


Zostaliśmy uprzedzeni. Okładka i tytuł tego tomiku nie pozostawiają wątpliwości – to będzie bolało.

1. Zwłoka oznacza odsunięcie w czasie czynu albo decyzji, tym samym moment zawieszenia, jak w wierszu otwierającym książkę poetycka Piotra Gajdy:

Zawieszony pomiędzy zamiarem a skokiem.
Jakby przysiadł na murze cmentarza i nie wiedział,
w którą stronę obrócić twarz, szukać słońca
czy bluszczu?

(Prawidła, s. 8)

Jednocześnie kojarzy się ze zwłokami, a pośrednio z obserwowaniem i doświadczaniem śmierci. Bohaterowie zbioru nie mogą uciec od jej przemożnej obecności. Pomiędzy dziećmi i rodzicami snują się nici dziedziczonych traum, bolesna więź pamięci buduje ich życie po życiu (Argon, Łęty, Skorupa). Najbardziej przejmującym wierszem z tego cyklu jest Światłoczułość, rozmowa z „źle się śniącą” córeczką, ciemnością i lękiem (s.13).

2. W mrocznych wierszach Gajdy łatwo zmylić tropy. Symbole – ogień, nić Ariadny, ryba, karawana, gwóźdź przebijający ciało nie znaczą, nie nazywają sensów. Jego świat jest ahistoryczny, choć gromadzi fragmenty rozproszonych opowieści: kolejne inwazje koczowniczych ludów suną przez nieprzyjazny obszar lodu i piasku, bezimienne i obce sobie nawzajem (Boża inwazja, s.15). Nie ma dokąd uciec przed nadwrażliwością, żadne religie nie osłodzą leku – oparciem nie będzie ani Budda „żółty jak budyń”, ani Chrystus jako wielkanocny „słodki baranek, który rozpuści się w dłoni” (Cukry, s. 20). Równie niepokojące, jawnie zdesakralizowane są opisy katedry, z obco brzmiącym tonem jej dzwonów, figurami Papieża i Kardynała zagarnianymi przez martwe drzewa w parku, larwą jako pieczęcią niezgody na drzewcu krzyża (Big Bang, s. 22). Odmienność spojrzenia poety – wizjonera ujawnia się najpełniej w wierszach odwracających znajomy porządek myślenia i mówienia o rzeczach ostatecznych. Jak w Szreni, z obrazem zająca schwytanego „daleko w lesie we wnyki, / po którego nikt nie przyszedł” (s. 29). Jak w Schizmie, gdzie parafraza ewangelicznych słów i dwuznaczności zadawanych pytań ujawnia bunt oraz ukrytą pod nim rozpacz porzucenia:

A jeśli Bóg zwierząt jest kierowcą ciężarówki? Setki razy
widziałem na drodze rozjechane ścierwo i zadawałem
pytanie: czemu je opuścił? Jak dog, który aportując
odbiegł za daleko od pana i już nie powrócił.

(s.24)

3. Opisy utraconego raju, zmienionego w rzeźnię, stają się wyzwaniem dla wrażliwości. Pejzaże – miejskie czy podmiejskie – są u Gajdy nadrealistycznie przerysowanymi obszarami osaczenia, zagrożenia, pułapek. Przestrzeń „pęka, trzaskają / jej ścięgna” (Świat, s. 31). Jest zawsze silnie zmetaforyzowana, jak w wierszu Liryka lokalna, przetwarzającym swojski koloryt lokalny (miejscowi, popijający w bramach, prowadzący niespieszne spory, snujący swoje zmyślone historie) na opowieść o żegludze donikąd, bez ocalenia (s.9). Na dworcu „Megafon zapowiada / apokalipsę, pluje krwią” (Nadbagaż, s. 21). Katastroficzne wizje atakują zmysły podmiotu, po czym płynnie wnikają do wnętrza ciała (Filtry). Jakby wyjęta z turpistycznych płócien Beksińskiego rzeczywistość osuwa się w senny koszmar (Ruiny).

4. Oswojona myśl o własnej śmierci, ujawniana w kolejnych tekstach, uprywatnia katastrofę, wprowadza ją w intymną, najbliższą sferę. Oto Rewers, imaginacyjny zapis samobójstwa:

Przepowiesz mi śmierć? Mysz skradającą się
pod sprężynami łóżka, której zamarło serce,
jakby na drodze stała kotka, która karmi kocięta?

Tego samego dnia słońce zsunie się z dachu
i ujrzę przyszłość w lustrze z wrzącej miedzi.
Ostudzę mleko i przez okno przyjrzę się piołunom
na wzgórzu. Wespnę się na parapet.

Ukryję głowę w ramionach, tuż przed trzaśnięciem
szwów, które łączą mnie z żywymi. Zanim w grzbiet
wbije się pazur.

(s.18)

Bohater przeżył już niejeden koniec świata, kolejne wyobraża sobie po wielokroć, w różnych odsłonach:

Spróbuj włożyć do ust kulę
śniegu. Ze świstem przebije się przez potylicę, na drugą
stronę odrętwienia. W odwilż lepką jak mango.

(Hipotermia, s. 30)

Nieuchronność losu, który – mimo tytułowej zwłoki – musi się wypełnić, zwiastują martwe zwierzęta: psy, owady, ślimaki, robaki, małże. Są na zewnątrz i w środku bohatera, drążonego przez ekspansywna rozpacz, niewładającego już sobą. Jego wnętrze przypomina czasem toczone przez robaki ścierwo, czasem martwą studnię – szyb, w którym na dnie jest „stojąca woda. / Lustro tak ciemne i głębokie, że pochłaniało noc” (Szyb, s. 14.)

* * *
Zapis udręczenia, nawracającej, prywatnej apokalipsy można odrzucić. Można się także w nim zanurzyć. Sprawdzić, jak i dlaczego boli.

Piotr Gajda, Zwłoka, Biblioteka ARTERII, Łódź 2010.

* Anna Spólna - Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Zakładzie Polonistyki Instytutu Filologiczno-Pedagogicznego Politechniki Radomskiej.

(p)

piątek, 9 września 2011

Spo-tkanie czwarte



tym razem wizualnie...

(p)

wtorek, 6 września 2011

Bukowina w parku




(foto: Marzanna Majewska)

Wolna Grupa Bukowina, koncert z okazji 100 Lecia Chorągwi Łódzkiej ZHP. Muszla Koncertowa w Parku Miejskim, 3 września Tomaszów Mazowiecki

Po Aloszy Awdiejewie, którego występ odbył się na początku czerwca, w ubiegłą sobotę 3 września w ramach obchodów 100 lecia Chorągwi Łódzkiej ZHP, udało się tym razem zaprosić do Tomaszowa Mazowieckiego Wolną Grupę Bukowina.

Wolna Grupa Bukowina zadebiutowała w 1971 roku na Giełdzie Piosenki Turystycznej w Szklarskiej Porębie. Zespół przyjechał z Buska - Zdroju, a założył go ówczesny maturzysta Wojciech Bellon (właściwie: Belon). Formacja miała formułę zespołu otwartego, toteż występowało z nią wielu znanych wykonawców i muzyków. Trzon zespołu stanowili: Wojciech Bellon - twórca większości piosenek, Grażyna Kulawik, Wojciech Jarociński i Wacław Juszczyszyn. W 1985 r., po śmierci Wojciecha Bellona, Wolna Grupa Bukowina zawiesiła swoją działalność. Reaktywacja zespołu nastąpiła na początku lat dziewięćdziesiątych.

(p)

piątek, 2 września 2011

Fiszki na drzwiach lodówki (4)

Na stronach internetowych portalu reymont.pl przeczytałem informację, że Wydział Kultury Urzędu Miasta w Łodzi ogłosił wyniki drugiej części tegorocznego konkursu na dofinansowanie – i tu uwaga, cytuję to dokładnie – „wydania niskonakładowych, niekomercyjnych publikacji związanych z Łodzią”. Wśród „wydawniczych szczęściarzy”, znalazły się niewątpliwie ciekawe i inspirujące; monografia archektoniczna, książka „o zapomnianych łódzkich bohaterach” oraz historia łódzkich browarów. Jak wieść niesie opiniującymi „wydawnicze żywoty” byli pracownicy polonistyki Uniwersytetu Łódzkiego. Nie znalazły w ich oczach uznania zgłoszone do konkursu powieści, tomiki poezji i (o dziwo!) monografia o Janie Machulskim (który z całą pewnością jest „niezapomnianym bohaterem” łódzkiego środowiska filmowego). Nie piszę o tym z kpiną, z całą pewnością to, co zostanie dzięki dotacji UMŁ wydane, na to wydanie zasługuje. Po prostu głośno zastanawiam się nad słusznością filozofii, która towarzyszy konkursowym wyborom i urzędowym priorytetom. Skoro rzecz dotyczy „niskonakładowych, niekomercyjnych publikacji związanych z Łodzią”, rozumiem, że aspekt promocyjny z samej definicji znaczenia słów „niskonakładowy” i „niekomercyjny” nie wpływa znacząco na ocenę opiniujących. Z tego też względu dopisek „związanych z Łodzią” stanowi zapis czysto formalistyczny, ponieważ ze wspomnianych powyżej względów, nie będzie w sposób znaczący promował tego miasta. Z drugiej strony, co w dzisiejszych czasach najpełniej posiada cechy niszowości, jeśli nie tomik z wierszami właśnie? Autor „portalowego newsa” zamieszczonego na „reymoncie” stawia na jego końcu retoryczne pytanie: „A może mamy za słabych autorów?”. Pytanie jest prawdopodobnie ironiczne (jeśli tak nie jest, zostało postawione fałszywie), albowiem co najmniej dwóch autorów, których projekty tomików poetyckich zostały do konkursu zgłoszone przez łódzkie SPP i odrzucone przez komisje wydawniczą, nie pochodzi z Łodzi i nie mieszka w tym mieście. Co więcej, miałem okazję poznać twórczość poety i poetki, o których akurat piszę, a których wiersze nie zdobyły niestety uznania w oczach kompetentnego „ciała polonistycznego”. To dobra poezja, nagradzana w przeszłości w rozmaitych ogólnopolskich konkursach. Cóż więc decyduje, że niskonakładowa i niekomercyjna książka o browarach Łodzi i regionu uzyskuje przewagę nad pogrążonymi w tej samej „niszowości” tomikami z poezją? W myśl powiedzenia głoszącego, iż nie trzeba kupować od razu browaru, żeby napić się piwa, możemy do woli rzecz sprowadzić do nieco histerycznej parafrazy: „nie trzeba od razu odrzucać poezji, żeby dotowane wydawnictwa nadal mogły bezpiecznie spoczywać w ciemnych zakamarkach urzędowych szuflad, lub w marzeniach o ich posiadaniu, zrodzonych w umysłach hipotetycznych ultra-koneserów”. No chyba, że profesjonalnie wydane kompendium wiedzy o browarnictwie stanie się dodatkiem do pakietów promocyjnych rozdawanych przy okazji festynów i rodzinnego grillowania, jako teoretyczna podbudowa towarzysząca stadnemu stylowi życia i rozrywce statystycznego Łodzianina. Po kilku „browarach” równie dla niego nieczytelna, jak komisyjnie odrzucone wiersze współczesnego polskiego poety.

(p)

czwartek, 1 września 2011

Chili

Krzysztof zapowiada nową płytę Toma Waitsa, to ja też chciałbym…otóż niebawem, wedle materiałów rozpowszechnianych przez rockserwis.pl („polecamy nowości na jesienne wieczory”) ukaże się kolejny album Anathemy – „Falling Deeper” (12.09.). Ponieważ jesień to mój styl życia, poniżej wrzucam jej reminiscencję. Ponadto jesienią ma się ukazać jakiś nowy Opeth( 19.09) i kolejny solowy Steve Wilson (26.09), znaczy to, że liście jak spadały, tak będą spadać. I to się liczy – zmienność pór roku i stały dopływ depresyjnych dźwięków. Constans czyli…



(p)

Utkane z dźwięków



Pamiętacie zespół Exodus? Był to jeden ze sztandarowych przedstawicieli znanego na przełomie lat 70-tych i 80-tych nurtu zwanego w polskim rocku Muzyką Młodej Generacji. Taka nasza rodzima odpowiedź na muzykę zachodnich zespołów w rodzaju Camel, Pink Floyd i Genesis. Zespołu Exodus już dawno nie ma, ale gatunek muzyczny pod nazwą rock progresywny („symfoniczny”) nadal ma się dobrze. Może nie gości zbyt często w radio, ale w unowocześnionej postaci, która dzisiaj kojarzona jest z takimi „markami” jak Riverside, Collage, Believe, Abraxas, Quidam czy Millenium, wciąż ma swoich wiernych słuchaczy.

Zespół Loom powstał wiele lat po ostatnim koncercie grupy Exodus oraz równie wiele lat po solowych dokonaniach Władysława Komendarka (klawiszowca tamtego zespołu, najdłużej aktywnego na muzycznym rynku) i pochodzi z Lublina, miasta poniekąd związanego z Muzyką Młodej Generacji, chociażby poprzez skojarzenia z Budką Suflera (ale tą z lat siedemdziesiątych). To przemyślany koncept, o którym tak piszą sami muzycy: „Nazwa zespołu nie jest dziełem przypadku i ma charakter przenośni, gry skojarzeń. Loom to urządzenie, maszyna do tworzenia tkanin. I tak jak tkanina powstaje w wyniku połączenia ze sobą układów nici w odpowiednim splocie, tak muzyka zespołu jest wypadkową połączonych ze sobą osobowości i wrażliwości muzycznych, które w zetknięciu tworzą muzyczny układ zazębiający się w jedną całość”. Stąd, nie bez powodu ich debiutancki album nosi tytuł „Tkanina”, a jego okładka przedstawia sporą połać tkaniny unoszącej się nad nadmorskim krajobrazem, której jeden koniec sięga wysoko ponad pułap chmur.

Mając do dyspozycji profesjonalne urządzenie, a przede wszystkim swój własny talent, Sady, Boćkowski, Włodarczyk, Orchowski i Żarnowski są pewną nadzieją dla podnoszącego się z upadku lat osiemdziesiątych włókienniczego zagłębia, tkając na swoim debiucie materiał gęsty i szlachetny. Może nie jest to materiał przeznaczony do szycia prostych t-shirtów, ale do wykonywania zwiewnych ubrań wyjściowych nadawać się będzie jak znalazł. Na tej „tkaninie” zauważymy muzyczne wzory i ściegi, które stanowią o jej upoetycznionych kompozycjach utkanych z akustycznych dźwięków, delikatnych riffów i stonowanych solówek, lejących się plam klawiszy, sampli i perkusyjnych rytmów. Nad tym wszystkim niczym tkanina z okładki, unosi się głos wokalisty dodając do wspomnianej struktury nieco emocji – ową złotą nić! – tak pożądaną dla uszlachetnienia każdej materii.

„Jestem tylko tkaniną” deklaruje w otwierającym album utworze Marcin Sady, wokalista i autor wszystkich tekstów zawartych na płycie. „Tylko ten jeden raz / Chcę poczuć dotyk rąk / Tylko ten jeden raz / Przez chwilę chcę mieć wzrok / Tylko ten jeden raz / Pożądam zmysłów bo / Rozróżnić chcę choć raz / Złe dobro – dobre zło”. Pomijając warstwę literacką cytowanego tekstu jest w nim to, co powinno towarzyszyć aż tak melancholijnej i poetyckiej muzyce – odpowiednia doza patosu, rozpacz w głosie wokalisty i odrobinę dołujący klimat. Mimo to nie oczekujmy tanich emocji, „Jestem tylko tkaniną”, dzięki szybko zmieniającym się fragmentom muzycznym ma określoną dynamikę i nie jest na pewno „lejmotivem” jakiegoś tasiemcowego wyciskacza łez rodem z Ameryki Południowej, ani jedwabną chusteczką do wycierania łez z policzka mazepy.

Nieco „marillionowskie” z jednej strony, z drugiej kojarzące się z kompozycjami naszych rodzimych zespołów – Abraxasu, Exodusu i RSC – takie piosenki jak „Ćma” i „Cyberfałsz” dobitnie pokazują, że Loom doskonale opanował progresywną technologię wytwarzania materiałów stylowych, aktualnie obowiązujących na rozmaitych arenach i wybiegach promujących modę związaną z szeroko pojętym art rockiem.

Ujmują melancholijnym nastrojem piosenki w rodzaju „Z gwiazd” (co za adekwatny tytuł, prawda?) i „Zobaczyć jutro”, w których muzyczne akcenty związane z poetycką nostalgią i smutkiem zostały wysunięte na plan pierwszy budując w ten sposób swój ciepły, egzystencjalny przekaz odnoszący się do uczuć i międzyludzkimi relacji. Z kolei w „Ptakach” dochodzi do głosu bardziej „żywe” oblicze zespołu charakteryzujące się urozmaiconymi liniami melodycznymi, niepokojącym klimatem i nieco szybszym tempem. Nie bez powodu muzycy prawdopodobnie uznali, że na chwilę dzisiejszą, ten właśnie utwór charakteryzuje ich muzykę w sposób najbardziej pełny, skoro umieścili na płycie jego dodatkową, radiową edycję.

Na tle „Ptaków” kontrastowo wypada wyciszony „Prywatny raj”, tylko głos, plamy klawiszy i gitara. To w tej piosence Marcin Sady przypomina mi najbardziej wokalistę RSC Zbigniewa Działę, a do pełnego obrazu podobieństwa do legendarnej, rzeszowskiej grupy brakuje tylko partii skrzypiec. W dynamicznym, ale wciąż nostalgicznym „Cieniu” mamy do czynienia z mocnym, choć nieco jednostajnym „beatem” perkusji, „kolażowymi” partiami gitary i emocjonalnym wokalem nadającym tej kompozycji mocno dramatyczny przebieg. Równie dynamiczna i rockowa jest „Zima”, stanowiąca swoiste preludium dla zamykającego „Tkaninę”, pełnego zadumy „Wrzeciona”.

Podobno diabeł tkwi w porównaniach. Z tego też powodu, muzykę Loom można porównywać, do tej zawartej na „Hollidays In Eden”, najbardziej popowym albumie Marillion. Z tym, że akurat w tym przypadku czart nie będzie w stanie pokazać przyszłemu słuchaczowi „Tkaniny” swojego rozdwojonego jak u węża języka, ponieważ została ona uszyta z mocnych nici i nie byłoby problemu, żeby ewentualnie zaszyć nimi, jego szydercze usta.

Loom „ Tkanina”. Elektrum Production”

Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl

(p)

środa, 31 sierpnia 2011

Zły jak ja



Autor: Krzysztof Kleszcz


WKRÓTCE NOWA PŁYTA TOMA WAITSA

Jest kimś niezwykłym. Umie wyć jak wilk do księżyca, by potem oczarować. Wspominam mój niezwykły pierwszy kontakt z Waitsem - z piosenką "Cemetary Polka" - miałem czterdzieści stopni gorączki i słuchałem Trójki. Nie byłem pewny, czy mój rozgrzany łeb nie zakłóca odbioru. Bo to nie była "normalna radiowa piosenka"...

W moim prywatnym rankingu ulubionych artystów ma miejsce w pierwszej piątce. Czy możliwe, że 62-letni Tom Waits czymś jeszcze zaskoczy? Wszak ostatnia studyjna płyta "Real Gone" ukazała się 7 lat temu (były później albumy z "piosenkami sierocymi" -"Orphans..." i koncertowy "Glitter and Doom").
Porzucam strach, że eksperymenty Waitsa będą ciężkostrawne. Bo jeśli tylko będzie coś z ducha: "Bone Machine", "Rain Dogs", "Frank's Wild Years", "Swordfishtrombones" czy "Mule Variations" - kupuję natychmiast... I coś w stylu "Big In Japan" z "Mule Variations" słychać w singlu. Na płycie, której premierę wyznaczono na 25 października ma być m.in.: ballada "Last Louf", i zaśpiewane falsetem "Talking At The Same Time", elementy bluesa, gospel...
Piosenki jak dobry bokser - wychudzone i nikczemne, ale mocno bijące sierpowym. Tu można posłuchać singla:







Tom Waits - Bad As Me by antirecords