środa, 23 maja 2012

Nie ma większego szczęściarza

ZBIGNIEW JANKOWSKI "Zaraz przyjdzie", Biblioteka "Toposu", Sopot 2011.

Paul McCartney w "When I'm Sixty-Four" wyobrażając sobie strarość śpiewał o szyciu swetra przy kominku, o przejażdżce w niedzielny poranek, o sprzątaniu w ogrodzie, i o sianiu nasion. "Kto mógłby prosić o więcej?" - puentował. Zbigniew Jankowski ma trochę więcej niż 64... bo 81, pierwszą książkę wydał 56 lat temu...

"Zaraz przyjdzie" to podsumowanie jego drogi poetyckiej. Pisze o starości w poczuciu obecności Boga. Starości "gdy we łbie gada przeszłość i wygrywa swoje przegrane". Starości w spełnieniu: oto idzie sopocką plażą, "do ulubionego kościoła, w którym widzi i słyszy" - "nie ma większego szczęściarza".
U poety starszego ode mnie o dwa pokolenia, znalazłem  znajome, bliskie mi toposy. Jest metafora morza jako boskiej  potęgi i nieskończoności. ("Zgoda na falowanie"). W "Pukajcie" jest "Proces" Kafki: "Niosłem przed sobą / te hałaśliwe drzwi, które jak łopoczący żagiel / zasłaniały mi oczy / obiecując inny, / lepszy świat,".  Cały rozdział poświęcony jest rzeźbie Michała Anioła "Pieta".  Matka Boska jest tam "Piękniejsza od Wenus, bo do bólu piękna."
Gdy pisze: "Otwórz te pięści z piachem, / nie trzymaj się swego, / ubabrałeś się do syta, / w tej przelotnej, przepływnej / cielesności, w jej głodach, / śmierciach, złudach." - zapewne tłumaczy szum fali. Spodobał mi się opis pragnień poety: "Liczy się tylko, / co zapiszę, utrwalę, pochwycę, / ponazywam jak Adam, / podam jak Ewa / swoją szczerą nagość / na widok publiczny." i - paradoksalnie - świadomość bezradności prób opisania świata.

Znalazłem frazy, w których afirmuje życie pokorą: „Siej tak, / aby nie było słychać / padającego ziarna. // Aby nie była wiadoma / nawet intencja.". Wyraźnie pobrzmiewa w nich religijny ton: "Każda sytuacja, nawet grzeszna, / ma swoje świetliste / okamgnienie."

Te wersy niekiedy lakoniczne, ascetyczne, bliskie poetyce Miłobędzkiej, spodobają się tym, których stać na empatię.  Tylko czy chcemy / czy umiemy, wcielić się w stojącego przed "boską przepaścią"? Zatem: kto nie uśmiechnie się przy "Erotyku na starość" ("Nie martw się kochanie / jakoś pomrzemy.") ?

sobota, 19 maja 2012

Tomasz Bąk, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i Marcin Świetlicki z Silesiusami

W czasie uroczystej gali wręczenia nagród Silesius 2012 we wrocławskim Teatrze Współczesnym, po obejrzeniu inscenizacji teatralnych wierszy nominowanych autorów, ogłoszono następujący werdykt:
-  Silesiusa za najlepszą debiutancką książkę poetycką  otrzymuje Tomasz Bąk, autor książki "Kanada" wydanej przez WBPiCAK w Poznaniu.
-   Silesiusa za najlepszą książkę poetycką przyznano Eugeniuszowi Tkaczyszynowi-Dyckiemu, za książkę "Imię i znamię" wydaną przez BL we Wrocławiu. 
-    Silesiusa za całokształt otrzymuje Marcin Świetlicki.











Tomasz Bąk (fot.Sylwia Jakubowska)



PS. Ze strony: http://www.wroclaw.pl/  :
Tomasz Bąk ma 21 lat, pochodzi z Tomaszowa Mazowieckiego, studiuje ekonomię we Wrocławiu. Jego debiutancki tom "Kanada" został opublikowany w ramach nagrody głównej w konkursie poetyckim im. Klemensa Janickiego.  "Bąk niczym językowa torpeda wpadł do polskiej poezji" – napisała o nim Anna Kałuża w "Tygodniku Powszechnym". "Jego książka odznacza się niezwykłym wprost szwungiem językowym. Jest też chyba pisana w najmodniejszy ostatnio sposób: wiersz przypomina mikser, w którym miesza się frazy, bon moty, fragmenty reklam, szyldy, języki, które się po prostu słyszy "na mieście". Bąk mógłby równie dobrze ze swoich wierszy uczynić akcję slamową, bo liczy się w nich błyskotliwe zgranie kilku myśli-formuł, dowcip, pomysłowość językowa nastawiona na koncept". Młody poeta za debiut otrzymał statuetkę Silesiusa autorstwa Michała Staszczaka i czek na 20 tys. złotych. Nagrodę w jego imieniu odebrała mama.
"Imię i znamię" to tom niepozorny, ale tylko na pozór. Dycki, dwukrotny laureat Nagrody literackiej Gdynia oraz zdobywca nagrody Nike, niby znów przepracowuje swoje obsesje w swoim poetyckim świecie, ale robi to w inny sposób. Ujawnia swoją rodzinną tajemnicę, analizuje swoją przeszłość by spojrzeć na tych, dla których brakuje miejsca w społeczeństwie – wykluczonych, odsuniętych z różnych powodów. Piotr Śliwiński napisał o tych wierszach: "Konsekwentnie sięga po powtórzenia, urywa wątki, motywy, by zaraz do nich wrócić; bawi się rytmem, nie stroni od archaizmów, folkloru - polskiego i ukraińskiego - oraz czarnego humoru. Czytelnik często odnosi wrażenie, że obcuje nie tyle ze współczesną poezją, co z dziwacznymi ludowymi balladami, szalonymi "piosenkami".

Zaskoczeniem nie był Silesius dla Marcina Świetlickiego – jego nazwisko ogłoszono miesiąc temu. Świetlicki, laureat za całokształt twórczości w ubiegłym roku wydał w Wydawnictwie EMG swoje "Wiersze zebrane". Zdaniem prof. Jacka Łukasiewicza Świetlicki to poeta wybitny, choć niegdyś uznawany za ekscentryka, dziś jest postacią niezwykłą, naśladowaną, która odcisnęła swoje piętno na współczesnej poezji. – Nie mieliśmy wątpliwości przy wyborze – podkreślił profesor.


PS. II:  Na http://www.gazeta.pl/ o książce Tomka: (link)

Wiersze z tomu "Kanada" buduje ze zgiełku miejskiej rzeczywistości - języka reklam, jazgotu płynącego z telewizji, ulicznej kakofonii dźwięków. Sedes z marketu, klubokawiarnia dla hipsterii, Canal Plus z kradziochy, czytelniczka "Twojego Imperium" i zakapturzony bohater liryczny, co nie mieści się w bicie - oto bohaterowie i rekwizyty tych opowieści. A w tym wszystkim dręczące poczucie niedopasowania: "Szukałem szczęścia, a spotkałem ciebie. To naprawdę/ nie jest dobre połączenie: osoba posiadająca pewne cechy/ poety i miejsce aspirujące do bycia klubem. Zwiastuję skandal,/ małą odmianę - odrobinkę koniugacji w stylu techno:/ ty tańczysz, ja prawie, on chce dać mi w mordę" - czytamy w wierszu "Krostka".

- Niesamowicie utalentowany poeta, ma olbrzymią świadomość języka i języków, którym się krytycznie i ironicznie przypatruje, stawiając diagnozę współczesnemu światu - mówi Poprawa. - Chciałbym, żeby zdanie z jego wiersza "Pokaż mi swój łom, a powiem ci, jakim jesteś lewakiem", weszło do potocznej polszczyzny.

PS 3:
Retransmisję z gali można obejrzeć tu: http://www.popler.tv/fineartfilm#44764 (pod IE działa na pewno)

środa, 16 maja 2012

Machanie wachlarzem, ryglowanie drzwi

ANNA CALVI "ANNA CALVI", 2011.

Pierwszy utwór to zakładanie rajstop, falbaniastej spódnicy i patrzenie w lustro. Nakładanie szminki. Hej, Pola (mamo), hej, Patti (babciu) - będziecie ze mnie dumne (machanie wachlarzem). Pora założyć wielką gitarę na chude ramiona kobiety-wampa. 

Przyczajone "No More Words" to ukłon w stronę PJ Harvey. Anna śpiewa pean do miłości. Jej szept, powtarzane słowa brzmi jakby czytała "List do Koryntian": "Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, / a miłości bym nie miał, / stałbym się jak miedź / brzęcząca / albo cymbał brzmiący."

Przebojowy "Desire" to hymn. Pełen zadęcia i pompy. Genialna pieśń, z obowiązkowym rymem "fire / desire", a jakże. W tekście pojawia się diabeł. Jak powiedziała w wywiadzie, to metafora "bycia poza kontrolą". Anna wciela się w Ikara: ("I wanna go to the sun"), zatraca się, spala.
"Suzanne And I" zaczyna się pięknym beatem. Przebojowa melodia i popis kunsztu wokalnego. Surrealny klimat tej piosenki (inspirowanej ponoć nieznanym mi filmem „My Winnipeg”) tworzą świetne dziwne dźwięki z zaświatów (2:15-2:44).
Calvi potrafi szeptać, by za chwilę wyciągać wysokie dźwięki. W "First We Kiss" jest o euforii całowania, ryglowaniu drzwi i o tym, że gdy kochasz, wszystko jest jasnym, wielkim crescendo.
W kusicielskim "Devil" gryzie jabłko w rytmie hiszpańskiego tańca. "Blackout" to znów niezwykła melodia. W opasce na oczach pyta: „Czy mogłabym być kimkolwiek? Czy powinnam się przerazić, czy raczej pozwolić temu dziać się?”
"I'll Be Your Man", z gitarą, która mogłaby należeć do Jacka White'a, jest perwersyjną grą w odwrócenie ról. "Będę twoim mężczyzną" - śpiewa. Ostatni utwór kreuje pustynne klimaty (przypomina mi się początek mojej ulubionej płyty PJ Harvey „To Bring You My Love”), przypomina mi film „Angielski pacjent”. Jest onirycznie, bluesowo, uzależniająco. 
Polecam wszystkim miłosne flamenco pięknej Anny Calvi. Ja nie mogę się uwolnić.

niedziela, 13 maja 2012

Wszystko dodzi się, saleci, ale poezja zwycięża

DZIEŃ ZWYCIĘSTWA POEZJI, SPOTKANIE AUTORSKIE Z: GRZEGORZEM RYCZYWOLSKIM I KRZYSZTOFEM KLESZCZEM; KONCERT SPIĘTEGO; ŁÓDŹ, ŁDK  10 maja 2012r.

Poezji zarzuca się hermetyczność, słynne: "co poeta miał na myśli?". W narzekaniu na poezję słychać: że patetyczna, że nadmiernie ironiczna, że wydumana, że mętna, trudna, niepotrzebna. Słyszałem nie raz: "Nie rozumiem poezji, nie znam się na poezji." albo "Nie lubię poezji."- nawet z ust prowadzącej wieczór autorski. Prowadząca audycję literacką wypowiedziała na antenie radiowej: "Przepraszamy państwa, że tak długo o tym, [o poezji] - wreszcie wyczekana przez państwa piosenka."
Ale są tacy, którzy nie tylko czytają, ale jeszcze chcą spotkać się z autorem, a nawet posłuchać jak czyta.  


Media nie czują zupełnie potrzeby informowania o takich wydarzeniach jak spotkania autorskie. Ale poezja, choć dziś zepchnięta na margines kultury, umie zwyciężać: nad plastikiem, popem, drętwą gadką polityka, kabaretem, grillem, kryminałem i tysiącem innych rzeczy, które przeminą. Zwycięstwo książki poetyckiej jest przesądzone. To prawda, że większy nakład ma gazetka z Lidla, czasopismo z modą, tygodnik, który przez wszystkie przypadki odmienia nieistotne zdarzenia. Zwycięży nad newsem z Sosnowca, nad newsem z Wiejskiej, nad przepisami kulinarnymi z telewizji śniadaniowej, nad nokautami Pudziana, rzutami karnymi, nad "Koko koko Euro spoko".

Dla tych, którzy wierzą w takie zwycięstwo odbyło się czwartkowe spotkanie. Prowadził je Piotr Grobliński.  Przeczytałem wybrane wiersze z mojej książki "Przecieki z góry", tłumaczyłem się z "akwatycznych motywów", mówiłem o inspiracjach poetyckich i muzycznych, o ilustracjach Marzeny Łukaszuk. Podrwiłem trochę ze świata popkultury,  mówiłem: "Wszystko dodzi się, saleci", ale gdy się poszuka, można pokonać popowy chłam. O swoich wierszach mówił też Grzegorz Ryczywolski, zwycięzca konkursu na debiutancki tomik w konkursie skierowanym do studentów, organizowanym przez Kwadraturę i UŁ, autor „Wiosennych porządków”.

A potem był genialny koncert Spiętego. Wielka sprawa, że z motta mojej książki wskoczył na scenę ŁDK. Jego piosenki, doskonale znane mi z płyty "Antyszanty", ze sceny zabrzmiały rewelacyjnie. Wiadomo Spięty "nie je miętki, nie gamoń, i jeszcze nie gwizda na przemijanie.". Był na scenie "sam sobie sterem": używał gitary, samplera, banjo, perkusji i... swej wielkiej charyzmy. Świetnie zabrzmiały też: „Być jak Kazimierz Deyna” z frazą "Jeszcze Polska będzie mistrzem Polski", czy cover piosenki Red Hotów "Pea". Spięty, rockowy poeta, poczuł się wygrany, gdy słowa "haba haba i dingi dong" dośpiewywała mu cała publika, no i gdy trzykrotnie bisował.

sobota, 12 maja 2012

Nominacje do Nagrody Orfeusz 2012















10 maja w Domu Literatury w Warszawie jury I edycji Nagrody im. K. I. Gałczyńskiego ORFEUSZ za najlepszy tom poetycki roku, w składzie: Jan Stolarczyk (przewodniczący), Tomasz Burek, Krzysztof Kuczkowski, Ewa Lipska i Feliks Netz, po zapoznaniu się ze 188 zgłoszonymi tomikami wierszy, postanowiło nominować do nagrody 20 z nich:

1. Przemysław Dakowicz, Place zabaw ostatecznych, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2011
2. Leszek Engelking, Muzeum dzieciństwa, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011
3. Konrad Góra, Pokój widzeń, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011
4. Jerzy Górzański, Poza tym światem , Wydawnictwo AULA, Warszawa 2011
5. Julia Hartwig, Gorzkie żale, Wydawnictwo a5, Kraków 2011
6. Roman Honet, Piąte królestwo, Biuro Literackie, Wrocław 2011
7. Zbigniew Jankowski, Zaraz przyjdzie, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2011
8. Łukasz Jarosz, Wolny ogień, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011
9. Krzysztof Karasek, Wiatrołomy, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2011
10. Krzysztof Koehler, Od morza do morza, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011
11. Wojciech Kudyba, Ojciec się zmienia, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu , Sopot 2011
12. Bogusława Latawiec, Gdyby czas był ziemią, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu , Sopot 2011
13. Krzysztof Lisowski, Nicości, znikaj, Instytut Mikołowski, Mikołów 2011
14. Jacek Łukasiewicz, Stojąca na ruinie, Biuro Literackie, Wrocław 2011
15. Mieczysław Machnicki, Całość, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2011
16. Przemysław Owczarek, Pasja, Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, Poznań 2011
17. Marta Podgórnik, Rezydencja surykatek, Biuro Literackie, Wrocław 2011
18. Helena Raszka, Głosy w przestrzeni, Wydawnictwo Forma, Szczecin, Bezrzecze 2011
19. Janusz Styczeń, Furia instynktu, Biuro Literackie, Wrocław 2011
20. Irena Żukowska-Rumin, Alexandreis, Zakład Poligraficzny SAM-WIL, Kielce 2011

10 czerwca jury wyłoni finałową piątkę poetów nominowanych do nagrody. Laureat otrzyma 20 tys. zł i granitową statuetkę autorstwa Rafała Strumiłły. Uroczysta gala wręczenia nagrody odbędzie się 7 lipca w Muzeum K. I. Gałczyńskiego w Praniu.

czwartek, 10 maja 2012

Nominacje do Nagrody Nike 2012

Wśród dwudziestu nominowanych książek do Nagrody Nike 2012 znalazły się cztery książki poetyckie, cztery biografie, cztery reportaże, cztery książki eseistyczne, dwa zbiory opowiadań i tylko dwie powieści.

Poetycko wygląda to tak: nominacje dla: Julli Hartwig, Piotra Mitznera, Janusza Stycznia i Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Jest powieść poety Jacka Dehnela "Saturn" i biografia "Miłosz" Andrzeja Franaszka.



 
Komplet nominacji:

Biografie:
Krystyna Czerni "Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego". Znak, Kraków
Andrzej Franaszek "Miłosz. Biografia". Znak, Kraków
Joanna Krakowska "Mikołajska. Teatr i PRL". W.A.B., Warszawa
Joanna Olczak-Ronikier "Korczak. Próba biografii". Znak, Kraków
Reportaże:
Lidia Ostałowska "Farby wodne". Czarne, Wołowiec
Filip Springer "Miedzianka. Historia znikania". Czarne, Wołowiec
Małgorzata Szejnert "Dom żółwia. Zanzibar". Znak, Kraków
Paulina Wilk "Lalki w ogniu". Carta Blanca, Warszawa
Eseje:
Marek Bieńczyk "Książka twarzy". Świat Książki, Warszawa
Renata Lis "Ręka Flauberta". Sic!, Warszawa
Małgorzata Łukasiewicz "Jak być artystą. Na przykładzie Thomasa Manna". Więź, Warszawa
Jarosław Mikołajewski "Rzymska komedia". Agora, Warszawa
Tomy poetyckie
Julia Hartwig "Gorzkie żale". a5, Kraków
Piotr Mitzner "Kropka". tCHu, Warszawa
Janusz Styczeń "Furia instynktu". Biuro Literackie, Wrocław
Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki "Imię i znamię". Biuro Literackie, Wrocław
Powieści:
Jacek Dehnel "Saturn". W.A.B., Warszawa
Michał Witkowski "Drwal". Świat Książki, Warszawa
Opowiadania:
Brygida Helbig "Enerdowce i inne ludzie". Forma, Stowarzyszenie OFFicyna, Szczecin, Bezrzecze
Magdalena Tulli "Włoskie szpilki". Nisza, Warszawa


Nominacje do Nagrody Gdynia 2012

W ramach III Warszawskich Targów Książki ogłoszono nominację do Nagrody Literackiej Gdynia 2012. Laureatów poznamy 30 czerwca.


POEZJA

1. Roman Honet, „Piąte królestwo”, Biuro Literackie
2. Eda Ostrowska, „Dojrzałość piersi i pieśni”, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN”
3. Marcin Sendecki, „Farsz”, Biuro Literackie
4. Edward Pasewicz, „Pałacyk Bertolta Brechta”, Wydawnictwo EMG
5. Marta Podgórnik, „Rezydencja surykatek”, Biuro Literackie

PROZA
1. Magdalena Tulli, „Włoskie szpilki”, Wydawnictwo Nisza
2. Andrzej Turczyński, „Koncert muzyki dawnej”, Wydawnictwo Forma
3. Anna Nasiłowska, „Konik, szabelka”, Świat Książki
4. Szczepan Twardoch, „Tak jest dobrze”, Wydawnictwo Powergraph
5. Filip Zawada, „Psy pociągowe”, Biuro Literackie

ESEISTYKA
1. Adam Lipszyc, „Rewizja procesu Józefiny K. i inne lektury od zera”, Wydawnictwo Sic!
2. Krystyna Czerni, „Nietoperz w świątyni. Biografia Jerzego Nowosielskiego”, Wydawnictwo Znak
3. Krzysztof Mrowcewicz, „Małe folio”, Instytut Badań Literackich PAN i Stowarzyszenie Pro Cultura Litteraria
4. Marian Sworzeń, „Opis krainy Gog”, Towarzystwo „Więź”
5. Filip Springer, „Miedzianka. Historia znikania”, Wydawnictwo Czarne

sobota, 5 maja 2012

Nieść płuca jak stągwie

KAROL SAMSEL "DORMITORIA", Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2011.


Zainteresowałem się książką Karola Samsela, młodego poety (ale o dużym już dorobku - to jego piąty tomik), gdy przeczytałem o inspiracji „Boską Komedią”. Przed jej lekturą sięgnąłem po kilka pieśni Dantego: z „Piekła":
„więc, już na progu stając, zapłakałem
okropne gwary, przeliczne języki,
jęk bólu, wycia, to ostre, to bledsze,
i rąk klaskania, i gniewu okrzyki, (...)"
Oczywiście od razu przypomniała mi się też płyta zespołu Armia „Triodante”.  Tomasz Budzyński czerpiąc inspirację ze średniowiecznej liryki podjął duże ryzyko – efekt: odwrócenie się wielu fanów, którzy nie zrozumieli przekazu. Ale powstała płyta ponadczasowa, kanon polskiej muzyki rockowej. Jedna z moich ulubionych.

Pomyślałem, że tom „Dormitoria” będzie trudną lekturą, ale da mi czytelniczą satysfakcję. Samsel nie tylko odwołuje się do słów sprzed 700 lat, nie unika archaicznych sformułowań - z premedytacją ich używa. Jest tu bardzo dużo erudycyjnych odniesień. Musiałem nie raz użyć Google'a, by próbować wychwycić wszystkie sensy. Ale warto, warto.
Poeta podzielił ksiażkę na części: Zejście, Piekło, Czyściec, Raj. We wstępie przywołał m.in. takie niewesołe słowa: „Ujrzałeś cud tego świata. Nie zdążysz nasycić się tą radością.
Już okładka straszy nas piekielną wizją. W pierwszym wierszu apostrofę „panie mój i boże”, wypowiada Ugolino (skazany wraz ze swomi synami na śmierć głodową) - to jeden z kilku wątków o kanibalizmie. W "Zejściu" autor umieścił 4 sonety; każdy o konkretnej śmierci. Przypomniały mi cykl sonetów Jacka Dehnela z „Ekranu kontrolnego”:

„(...) pomódlmy się do ciała, którego niewiele.
co więcej: obumiera. Jak monada z rdzy.
Nicość klątwy fragmentu, nicość penicylin”;
„Będę płakał na wylot, bo czym jest paraliż (...)?” (s.13)

Zostawią nas samych, twardych od miłości,
jeżeli umrze z nami, zanim nas rozbiorą,
zasypią łzą pryszniców, oddadzą upiorom,(...)”(s.14)

Udar, paraliż, nagły tragiczny wypadek. To tylko wstęp. Wszak schodzimy do piekła, zatem przywołuje się tu: Gorgonową, głośną morderczynię przedwojenną, czy malarza Egona Schiele autora kontrowersyjnych aktów (piekło pornografii). Współczesne rekwizyty pojawiają się z rzadka: empik megastore, pick-up, the Doors, toyota i opel... Częściej autor sięga do tych z różnych epok. Pomysłem na wiersz jest przywdzianie czyjejś maski, wcielenie się w jakąś postać, np. znaną z historii sztuki lub wymyśloną.

W wierszu „Goliat” śmierć przybywa niespodziewanie, jest jak przyjazd niezapowiedzianych gości. Michał Anioł traci matkę w momencie wymyślania malarskiego tematu. 
W wierszu „Tannenbaum” Żydówka gra na skrzypcach zbrodniarzowi i domyślamy się jego samobójstwa. W „Spowiedzi Albrechta Durera” genialny malarz opowiada o swoim opętaniu: „zalałem twarz werniksem i czekałem świtu”.

Strunę czułości szarpie wiersz „Na powtórne otwarcie getta”. Obok takich fraz trudno przejść obojętnie:
Czy można tu mój mały, ukryć się gdziekolwiek – (...)
pod rewersem wody nieść płuca jak stągwie
i wierzyć w wybudzenie z najkrwawszej hipnozy?
Podobno można umrzeć nawet w środku życia,
gdy ścigasz się z chartem i zaśniesz w bezruchu,(...)” (s.34)

Przyglądamy się śmierci, która jest częścią życia: „oto świat cienki i nieprzepuszczalny jak na pejzażach johna constable’a (...) kiedyś umrzesz, ułożysz laudację pochwalisz dzieła natury i skórę ludzi (...) wzruszy cię myśl o świętych miejscach, drogach twoich pielgrzymek miraklach (...)” (s.61)

Ta książka "nie będzie pachniała olejkiem ani nie rozweseli jak tokijskie wino", zobaczysz ciemną stronę, piekło i czyściec. Przywołam fragment piosenki "Dzyń" z "Triodante" Armii: „Idź i patrz, skąd przychodzimy, idź i patrz, dokąd idziemy".

Zamiast blurba

Z pewnych powodów zrezygnowałem z okładkowego blurba (to dłuższa historia), ale dla potrzeb portalu Liternet napisałem małą zachętę do lektury mojej książki.

Pisałem nad morzem i na pustyni. Byłem kierowcą, kapitanem statku, żebrakiem i poszukiwaczem złota - szczęściarzem. Pisałem po pracy, po drugiej kawie. Jest maj 2012 roku. "Na wszystkich częstotliwościach nadają jesteś A i nie ma B", na półkach księgarń: wampiry, Wiedźminy, kryminały, streszczenia lektur i biografie pani Wałęsy. "Wszystko dodzi się, saleci", tymczasem coś "przecieka z góry".

Kurort


Plażowy grajdoł to idylla, dopóki nie zobaczysz,
że wszystkie ślady stóp to jeziorka szlamu.
Szum morza staje się spazmem opłaconej płaczki.
Wszędzie znajduję łuski (detektyw z nadmiarem

wyobraźni). Sól i oliwka przyprawiają mięso.
Rodzi się Wenus. Jest naga, ma na ustach pianę,
wciąż mówi i mówi. Jej ciało nagle się starzeje,
jest pełne stempli stamtąd. Półsen w piachu,

jakbyś kładł głowę w paszczę lwa. Cyrkowe zwierzę
musi być syte, skoro przed zmrokiem
podnosimy się w wielkiej piaskownicy –
z zabawkowym wiaderkiem, ze szmatem czasu.



Płynnie

Najpierw jest dudnienie dnia. Kompozytor
zaczyna od linii basu. Potem dogrywa resztę:
odgłosy zegarów, trybów przepuszczających
atak. Każdy styk kaleczy stopy. Głowią się

fiolety, kłębią w kowadła. Wszędzie rżysko,
słoma poszła na kosze. Wstać, iść – chociaż
powinność jak wino, daje chwiejny krok.
Znaleźć flow i dalej w andante. Jesteśmy

instrumentem, smyczek nas nie przepołowi.


Gul

Radio gra złote przeboje, flaki z olejem rzepakowym.
W TV powtórka, która ma nas odmłodzić. W każdym razie
robię się gładszy, gdy naciągam sobie skórę za uszami.
Każą mi gaworzyć, klaskać, do wszystkiego mówić ser.

Ty też masz swoją osobnię? Miasteczko otoczone fosą?
Brzegi książek i płyt jak mur? Wszystko dodzi się,
saleci, a tu nikt nie wydrąża dyni. Jest ekspres,
wjedzie w każdy tunel i znajdzie w nim światło.

Bój się księgarń, w których nie ma poezji.
Jeśli poeta pisze kryminał, wiedz, że coś się dzieje:
z północy nadciąga lądolód cały z plastiku i pianki.
Zostawi po sobie piasek do kuwet dla kotów.

Podchodzi mi do gardła gorzkie, wcale fajne,
że samotnie trochę w tej latarni morskiej.
Ten gul można wypluć, a najlepiej przełknąć.
Nigdzie nie ruszam się bez wody.


środa, 25 kwietnia 2012

Kilka enterów. Relacja śpiewaka operowego.

23.04.2012: SPOTKANIE AUTORSKIE Z WOJCIECHEM KUCZOKIEM. TOMASZÓW MAZ. ; MBP ODDZIAŁ DLA DZIECI I MŁODZIEŻY, PL.KOŚCIUSZKI 18



Zanim Wojciech Kuczok okazał się interesującym rozmówcą, doprowadził prowadzącą na skraj załamania nerwowego. Nie odbierał telefonu, a wypełniona po brzegi przepiękna sala tomaszowskiej biblioteki zaczynała się wypełniać frustracją: „Gdzie autor?”. Co bardziej wrażliwi na punkcie swojego wolnego czasu, zaczęli wychodzić.

W dniu spotkania pisarz zdążył opublikować w internecie krytyczny felieton o kibolach, odwiedzić TVN w związku z tym tekstem i zwiedzić Groty w Nagórzycach (stwierdził, że to wyjątkowy obiekt).
Spóźnienie nie było spowodowane staniem w korku - wszystkiemu winny adres „Pl.Kościuszki 18”. Numer 18 stał się przyczyną „haniebnej pomyłki”, godzina 16 zmieniła się w 18.

Spotkanie zostało uratowane i autor zrobił wszystko, by zniecierpliwienie słuchaczy zmienić w radość obcowania z literaturą. Były fragmenty nowej książki o roboczym tytule „Skazany na włóczęgę”, gdzie zebrane zostały relacje z podróży „nad ziemię” i „pod ziemię”. Tam – jak sam stwierdził – znajduje mistyczne uniesienia, których nigdy nie przeżył w Kościele.  Przyznam, że w tych „świeżych” fragmentach odczytanych z laptopa, brakowało mi jego charakterystycznego stylu. Skojarzyło mi się to od razu ze Stasiukowym „Jadąc do Babadag”.

Były opowieści o wielkiej pasji - odkrywaniu jaskiń. „Niedawno dokonałem dużego odkrycia. Najłatwiej to zrobić przy temperaturze minus piętnaście. Wszędzie śnieg, a wokół wejścia do jaskini - wyziew ciepłego powietrza, zielone paprotki...” Zaskoczyło mnie wyznanie: „Literatura nie jest najważniejsza, bardziej czuję się właśnie speleologiem”. Widać było też błysk w oku, gdy prowadząca spytała o piłkę nożną, Ruch Chorzów i nasze „wyjście z grupy” ne Euro. „Ktoś, kto źle się wyraża o kibicowaniu, ma u mnie punkty ujemne” – powiedział groźnie.
Było o kryzysie twórczym: „Gnój się napisał sam, za to „Spiski” napisałem ja, żmudnie, zdanie po zdaniu.” Było o niezwykłej metodzie twórczej: „Dopiero jak napiszę dwie strony książki, mogę coś zjeść.” i dość samokrytycznie o filmie „Senność”, że nie potrafi go obejrzeć w całości.

Osobiście najciekawszy był moment, w którym autor odniósł się do tego, że został przedstawiony jako poeta. "Nie czuję się poetą, w ogóle słowo brzmi dla mnie źle." Porównał poezję do opery, wskazał na jej sztuczność, na dziwną konieczność wbicia się w formę.
Jako „pieśniarz operowy” odpowiedziałem, że w „Gnoju”, albo w książce przyjaciela autora - Radosława Kobierskiego „Harar” (jest tam blurb Wojciecha Kuczoka), jest mnóstwo poezji. Proza bez poetyckiego pierwiastka jest tylko „muzyką z Radia Zet”, papką, turystycznym folderem. To właśnie taka forma literacka, poetyzowanie – czyni z prozy Wojciecha Kuczoka literaturę dobrej jakości.
Otworzyłem ulubioną książkę na chybił trafił i oto frazy godne poety:

No to śmierć go złapała za słowo i przytrzymała, zbyt mocno, by mógł zaprotestować, i poprowadziła go do tańca, w tango białe i zimne jak kość.”

„Ustawiałem się w cudzym świetle jak zbieg przyłapany przez reflektory służb granicznych, kiedy nie wiedząc jeszcze, po której stronie wpadł, powtarza we wszystkich znanych mu językach słowo „azyl”.”

„Teraz ziewam. Kiedy tylko otworzę usta, ziewam; ziewam w nocy, ziewam w dzień, ziewam przez sen, w którym jestem krzyżem rozstajnym, toczonym przez drewnojady. Byłem, już mnie nie ma.”

Panie Wojciechu, nie kruszmy kopii: dobrą prozę od poezji dzieli kilka enterów.