środa, 1 maja 2013

Bruno Schulz i Drohobycz w Tomaszowie


"Bruno Schulz wyjeżdża do Warszawy, ma na sobie
tę samą marynarkę ze śladami farby - a jednak udało się.
Stryj, Sambor, Żydaczów i noc. Ma chleb, kennkartę
i wino w sakwojażu, to na dobrą wróżbę. Ta dzisiejsza

dzika akcja, ci wiedeńscy mieszczanie w mundurach
gestapo polujący na swoich Żydów, to już za nim.
Pomogli przyjaciele, AK, wszystko jedno. Już nikt go
nie zatrzyma, żandarmi przechodzą przez wagon

i wkładają palce w dwa otwory w czaszce, z podziwem.
Jest rok czterdziesty drugi, listopad, nadchodzi Mesjasz,
widziano go trzydzieści kilometrów stąd - wiadomość
idzie z wioski do wioski jak ogień, ukradkiem. Zaraz

otworzy to wino, zje. Tymczasem patrzy w noc

i widzi w szybie swoją twarz, zupełnie czarną."

- wiersz Tomasza Różyckiego z tomu "Kolonie" zajmuje ważne miejsce na wystawie zbiorów Zbigniewa Milczarka, którą jeszcze przez kilkanaście dni można oglądać w Tomaszowie Mazowieckim, w Muzeum
hr.Ostrowskiego. Schulz ocalał. Jest czytany, obecny. Archiwalia tomaszowskiego bibliofila to wyraz uwielbienia dla twórczości skromnego mieszkańca Drohobycza. A sądząc po frekwencji na otwarciu, uwielbienia nieodosobnionego. Jak podkreślał na wernisażu - fascynacja Brunonem Schulzem trwa u niego piętnaście lat, fascynacja słowem, życiem, wyjątkowego twórcy, autora dwóch skromnych, z pozoru, książek, w których proza i poezja mieszają się w cudnych proporcjach.
Zbigniew Milczarek w całości przytoczył jeden z rozdziałów "Sanatorium pod klepsydrą" pt. "Wiosna": "Oto jest historia pewnej wiosny, wiosny, która była prawdziwsza, bardziej olśniewająca i jaskrawsza od innych wiosen, wiosny, która wzięła serio swój tekst dosłowny, ten manifest natchniony, pisany najjaśniejszą, świąteczną czerwienią, czerwienią laku pocztowego i kalendarza, czerwienią ołówka kopiowego i czerwienią entuzjazmu, amarantem szczęśliwych telegramów stamtąd...". Przez ponad godzinę z wielką erudycją opowiadał o swej kolekcjonerskiej pasji, podróżach po śladach. Przywołał historię, że istniał plan uratowania Schulza i ukrycia go, gdzieś w pobliżu Tomaszowa.
Na wystawie zobaczyć można m.in.: pierwsze wydania książek Schulza, czasopisma, w których drukował debiutujący skromny nauczyciel rysunków z prowincji, zdjęcia, w tym nieznane w literaturze fachowej, przedstawiające Brunona wśród nauczycieli drohobyckiego gimnazjum, są też zdjęcia z Drohobycza zrobione współcześnie. Wyjątkowo ciekawy jest exlibris autorstwa Brunona z kolekcji książek Weingartena. Autor wystawy zrobił wiele, by olśnić odbiorców klimatem ze "Sklepów cynamonowych". W moim przypadku się udało: inaczej popatrzyłem na świat. Oczywiście wróciłem do książek, do dziwnych, niemoralnych rysunków Schulza, do świata manekinów, karakonów, ptasich monstrów na strychu, ciotek o "mięsie okrągłym i białym". Znów się poddałem schulzowym fantasmagoriom.

Uroczyste otwarcie wystawy.






wtorek, 30 kwietnia 2013

Orle, mega wykon!



Radio, którego słucham, robi akcję "Orzeł może". Polityczną obrzydliwie. Orzeł z białej czekolady może mi się przyśnić w nocy. Odreagowałem.

Orle, mega wykon!


Smaży się na słońcu blady czas,
nawinięty na kant, na pęknięte drzewo.
Łączymy się ze studiem: manekin od wpisów
i medialnych wrzutek mieli przy śniadaniu
swoją brudną brednię. Wydaje się błyszczeć.
Ujęcie z kamery nr 2 pokaże jednak,
że jest spięty na sztywno, pobielony gipsem.

Bryka celebryty srebrna jak srebrniki
zaparkowana w miejscu dla niepełnosprawnych.
A on w studiu wiesza na haku tłuszcz
(jak sikorkom, łaskawca). A on cofa rękę,
by tłuszczyk dyndał, wałkuje temat.
Trochę goni w piętkę. Drży mu żyła. Przeczuwa?
Mdli go zapach. Jego pot jest łzą ze świętego obrazu.
Jesteście tu? Dacie się pocałować?

Dzieciaki się nudzą, chcą cukierków, żelków,
czapek z daszkiem. Ich rodzice pragną spokoju.
Starsi potrzebują wykupionych recept, ciszy nocnej.
Resztę się wytyka, w imię demonkracji,
robi się z nich bekę. Prawa człowieka?
One są dla narodów wybranych, jurorów,
dla partnerów, partyjnych, bezpardonowych
morderców. Ty masz być wieszakiem,
mieć kredyt, zły sen. Możesz uczestniczyć,
słać sms-y. Tylko płać haracz, chamie.
Pod gruszą zrób sobie all inclusive (kotlet oraz kluski).
I czekaj: końca tygodnia, końca spłaty raty,
aż w dzienniku powiedzą, w gazetach napiszą.
Europa – ropa, ból, strupy zaklejone plastrem,
pakowane w złotko. Dużo reklam leków,
na ból i na wzdęcia. Resztę można nabić
w 0,7, a naród to łyknie. Pompować balon
mówić, że nie pęknie. Zaśpiewać: leć orle
zdaliśmy, bezwzględnie! Czas inaczej będzie gadał,

gdy zmięknie.

sobota, 20 kwietnia 2013

Dziób w sercu


STEVEN WILSON – THE RAVEN THAT REFUSED TO SING (AND OTHER STORIES), 2013; KSCOPE



  To, że Steven Wilson jest geniuszem wiedziałem już dawno. Płyty, które nagrał z Porcupine Tree wystarczyły mi, by tak sądzić. Ale wg mnie to właśnie jego trzecia solowa płyta (wcześniej ukazały się "Insurgentes" w 2008 i "Grace for Drowning" w 2011) staje się jego dziełem życia. Dziełem absolutnie rewelacyjnym. Lunarna okładka sugeruje somnambuliczne szaleństwo, świadomie odsyła nas do schizofrenika z "In the Court of The Crimson King"...

Wilson wyśpiewuje historie o ludziach, którzy są, a jakoby ich nie było. Te makabryczne historie (fabuły godne „Murder Ballads” Nicka Cave’a) wzięły się z fascynacji m.in. Alanem Edgarem Poe. Tytułowy utwór kojarzy się ze słynnym poematem "Kruk" ("The Raven"), w którym nieszczęśnik straszony przez czarne ptaszysko błaga "Wyjmij dziób z mojego serca" (tłum. Zenon Przesmycki)...

Zespół Stevena Wilsona tworzą świetni instrumentaliści: Nick Beggs na basie(zaczynał sto lat temu w Kaja Goo Goo, właśnie sobie uświadomiłem, że musiałem mieć jego plakat nad biurkiem), Guthrie Govan - gitara, Marco Minnemann na perkusji, Adam Holzman na klawiszach, Theo Travis – klarnet i flet. Oto sześć długich utworów. Niezwykłych.

"Luminol" zaczyna się genialnym współbrzmieniem basu i perkusji. Mało jest takich dynamicznych introdukcji. Opowieść o ulicznym grajku, który codziennie zatraca się w śpiewaniu, od początku jest king crimsonowa. Niesie ją ciekawy riff, unosi brzmienie fletu... Gdy wchodzi wokal: "Here we all are / Born into a struggle / To come so far / But end up returning to dust." - już wiadomo, że zaczyna się progresywna uczta dorównująca klasycznym płytom Yes, Pink Floyd, etc. Ta wielowątkowa suita w spokojnej części od 4:25 - zwraca uwagę solo na flecie (ukłon w stronę Iana Andersona z Jethro Tull), a od 6:40  piękną jazzową improwizacją na pianinie. Pod koniec 9 minuty robi się podniośle jak na płytach Pink Floyd. Grajek, obecny tylko ciałem, błąkający się w swojej wyobraźni zdaje się być przeklęty, dematerializuje się.

O wyganianiu ze swojego mózgu traumy po wypadku samochodowym, w którym zginęła ukochana, opowiada "Drive Home" - piękny, spokojny, przebojowy utwór (mający coś z "Talk To The Wind" King Crimson, czy "No Surprises" Radiohead) z pięknym refrenem "You need to clear away / all the jetsam in your brain / And face the truth / Well love can make amends / While the darkness always ends / You’re still alone / So drive home", z genialnym solo gitary a la David Gilmour.

Ciężki "Holy Drinker" jest o przegranym zakładzie z diabłem, kto więcej wypije. Szalone gitarowe wariacje obrazują walkę z nałogiem. Od 8:33 nadchodzi zło - wielkie i zapijaczone. Ciarki.

Smutny "The Pin Drop" traktuje o tragedii związku bez miłości, z łkającym "Nie słyszałam swojego serca".  Upuszczona przez żonę szpilka, staje się pretekstem do morderstwa.

"The Watchmaker" - o pracoholizmie, który doprowadza do tragedii. "Pięćdziesiąt lat kompromisów" pod wspólnym dachem z kimś, komu nie miało się czasu nigdy okazać uczucia. "Każdą pustą godzinę trzeba zmarnować na doskonałość i dbałość." Muzyka przesuwa trybiki, nawleka paciorki, nakręca sprężyny, ale fatum wisi w powietrzu. Ciosy są precyzyjne jak robota zegarmistrza.

Przepiękny jest utwór tytułowy, dopełniony bajkowym, smutnym teledyskiem zrealizowanym przez Jessicę Cope i Simona Cartwrighta. Bohater tęskni za utraconą siostrą, wyobraża sobie, że kruk to ona.  

Płyta zasługuje na to, by stać się klasyką. Możliwe, że wartość dodaną zapewnił inżynier dźwięku Alan Parsons (który czuwał m.in. nad "Abbey Road" The Beatles, "Atom Heart Mother" i "Dark Side of The Moon" Pink Floyd). 
Wilson, który ostatnio remasterował płyty King Crimson  wskrzesił słynnego schizofrenika XXI- wieku. Kazał mu wariować, szaleć, tęsknić, w klatce trzymać kruka, który nijak nie chce śpiewać. 


środa, 17 kwietnia 2013

Złoty Środek Poezji - laureaci z lat 2005-2012

Złoty Środek Poezji to festiwal poetycki w samym środku Polski. Jego pomysłodawcą i organizatorem jest kutnowski poeta Artur Fryz. Od 2005 roku jest to święto tych, którzy napisali swą pierwszą książkę. Na festiwal przyjeżdżają też poeci z tzw. dorobkiem. Jest czego posłuchać, jest gdzie się spotkać, zintegrować. Przede wszystkim co roku nagradzani się debiutanci
W dniach 21-23 czerwca ruszy kolejna edycja festiwalu. Szczegółowy program można znaleźć na www.zlotysrodekpoezji.pl

Jako że Biała Fabryka została jednym z patronów medialnych, przedstawia zdobywców nagród w poszczególnych latach:





2005 - Wojciech Giedrys za "ścielenie i grzebanie"
(wśród nagrodzonych była wtedy też Joanna Wajs, Krzysztofa Bieleń, wśród wyróżnionych Jacek Dehnel) ,


 2006 - Mariusz Więcek za "Dar języków i inne przejęzyczenia" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: m.in. Mirka Szychowiak, Anna T. Tomaszewska, Artur Nowaczewski, Piotr Kuśmirek, Dariusz Pado),


2007 - Łukasz Jarosz za "Somę" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Krystyna Dąbrowska, Dariusz Adamowski, Michał Kobyliński, Iza Smolarek i Ryszard Będkowski.)



2008 - Jakub Przybyłowski za "Ballady i romanse" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Przemysław Owczarek, Marcin Perkowski, Krzysztof Bąk, Jarek Spuła, Marek Lobo Wojciechowski),

 

2009 - Sławomir Elsner za "Antypody" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Izabela Kawczyńska, Konrad Góra, Krzysztof Kleszcz, Dominik Bielicki, Grzegorz Kwiatkowski). Recenzję nagrodzonej książki można przeczytać tutaj.



2010 - Dawid Majer za "Księgę grawitacji" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Anna Wieser, Jakobe Mansztajn, Joanna Lech, Bianka Rolando). Recenzję nagrodzonej książki można przeczytać tutaj.

 
2011 - Agnieszka Gałązka za "lubię być w twoich ustach" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Izabela Fietkiewicz-Paszek, Maciej Bieszczad, Joanna Dziwak, Jakub Sajkowski, Rafał Skonieczny).

2012- Karol Bajorowicz za "alteracje i metabasis" (wśród nagrodzonych i wyróżnionych: Tomasz Bąk, Ninnete Nerval, Tadeusz Dziewanowski, Adrian Gleń i Justyna Krawiec).



wtorek, 16 kwietnia 2013

Wrocławska Nagroda Poetycka Silesius 2013

Jury Wrocławskiej Nagrody Silesius ogłosiło nazwiska poetów nominowanych w kategorii książka roku są to:
-Marcin Baran, „Niemal całkowita utrata płynności” (EMG)
-Justyna Bargielska, „Bach for my baby” (Biuro Literackie)
-Darek Foks, „Liceum” (Raymond Q)
-Jerzy Jarniewicz, “Na dzień dzisiejszy i chwilę obecną” (Biuro Literackie)
-Barbara Klicka, „Same same” (Instytut Mikołowski)
-Andrzej Niewiadomski, „Dzikie lilie” (Wydawnictwo WBPiCK)
-Dariusz Suska, „Duchy dni” (Biuro Literackie)

Nominowani w tym roku w kategorii debiut roku zostali:
-Tomasz Ososiński, „Pięć bajek” (Zeszyty Poetyckie)
-Bartosz Sadulski, „Post” (Wydawnictwo WBPiCK)
-Ilona Witkowska, „Splendida realta” (Wydawnictwo WBPiCK)

Nagrodę za całokształt otrzymała Krystyna Miłobędzka. - Forma i ważkość tej poezji zasługują na takie wyróżnienie – podkreślił prof. Jacek Łukasiewicz, przewodniczący jury. – Chcieliśmy, by stanęła na podium koło takich poetów jak Tadeusz Różewicz, Stanisław Barańczak , Piotr Sommer, Urszula Kozioł, Marcin Świetlicki, nagrodzonych za całokształt twórczości. Mają oni wyjątkowe znaczenie dla polskiej poezji, są wzorcami dla wielu młodych twórców.

piątek, 12 kwietnia 2013

Wystawy z kolekcji Zbigniewa Milczarka o Brunonie Schulzu i Drohobyczu

19 kwietnia (piątek) o godz. 19.00 w Muzeum w Tomaszowie Mazowieckim im. Antoniego hr. Ostrowskiego odbędzie się wernisaż dwóch wystaw zorganizowanych z okazji 80.rocznicy debiutu literackiego Brunona Schulza.

Wystawa archiwaliów schulzowskich i drohobyckich z kolekcji Zbigniewa Milczarka
"Zainstalowani w wieczność – Bruno Schulz i Drohobycz”

(Wystawę można oglądać od 12.04 do 12.05.2013 r )


Wystawa fotografii Drohobycza ze zbiorów Zbigniewa Milczarka
"Furtka do miasta jedynego na świecie”
  (od 16.04 do 12.05)


----
Muzeum w Tomaszowie Mazowieckim im. Antoniego hr. Ostrowskiego
ul. POW 11/15
(Muzeum czynne od wtorku do niedzieli 10-15.45)
telefon 48 44 724 48 48

Olgerd Dziechciarz w Łodzi

18 kwietnia (czwartek) o godz. 19.00 w  Domu Literatury w Łodzi (dawne Śródmiejskie Forum Kultury) przy Roosvelta 17, odbędzie się promocja powieści Olgerda Dziechciarza "Wielkopolski".


Prowadzenie spotkania - Maciej Robert.

Olgerd Dziechciarz (1969) to pisarz, poeta, felietonista
Autor m.in. zbioru opowiadań "poMazaniec", "Miasto Odorków", tomów poezji "Galeria Humbug", "Mniej niż zło". Jest też ( w ramach MBWA Olkusz ) organizatorem Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Kazimierza Ratonia.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Nowa książka Artura Fryza "klatka schodowa kieszeń minotaura"

Nakładem Muzeum Miasta Ostrowa Wielkopolskiego (XLIV tom serii Biblioteka Ostrowska pod redakcją Witolda Banacha) ukazała się nowa książka Artura Fryza, pomysłodawcy i organizatora Festiwalu Złoty Środek Poezji, poety związanego z Kutnem, autora książek: "czytanie z księgi świętego kłapouchego", "wspólne miejsca", "przed zamknięciem" i "miasto nad bitwą. 24 sonety municypalne".

Wieczór autorski promujący książkę odbędzie się 23 kwietnia (wtorek) w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Łodzi o godz. 18.00. Poprowadzi go Piotr Grobliński.

Opinie o książce:

Kieszeń Minotaura to znakomita metafora zagubienia współczesnego człowieka –  odczytanie sytuacji, w jakiej znajduje się odbiorca nowoczesnych mitów. Siedzimy w kieszeni demonów, którzy sami są uwięzieni. Stajemy się więźniami sztucznych bohaterów, ledwie kieszonkowców, a nie wielkich mitycznych postaci. Klatka schodowa jako labirynt. Współczesne wersje mitów są płaskie - mówi nam Fryz. Nie widzimy świata Minotaura - tylko zaledwie jego kieszeń. Tezeusz nie będzie przeszukiwał kieszeni Minotaura, więc nigdy nie dowiemy się o jego miłości do Ariadny, ani o niej samej.
Labirynt z jego licznymi możliwościami i pułapkami został zredukowany do klatki schodowej –  w której możemy tylko zejść niżej, albo wejść wyżej. Straciliśmy horyzont i bogactwo, jakie on ukazuje. Ale nie wszystko jest stracone, póki istnieje możliwość do-czytania świata, jaką wciąż daje poezja i ta książka.
Tomik daje obraz przeraźliwego dystansu pomiędzy sacrum i profanum – stąd brutalizacja języka niektórych utworów, co prowadzi paradoksalnie do zbliżenia tych sfer, wynikającego z potrzeby sacrum w życiu każdego człowieka; jakkolwiek by nie było ono kulawe. Słynne CHWDP, pisane na tysiącach murów w Polsce, które w intencji ma być obraźliwe dla sił porządkowych (chuj w dupę policji) można odczytać inaczej: Chrystus wielbi dzień powszedni. W planie tomiku można odnaleźć elementy konstrukcji Mszy Świętej: z kolektą, złożeniem ofiary, modlitwą wstawienniczą,  doksologią i obrzędem pokoju. Dociekanie różnorodności śladów, tropów obecnych w wierszach pozostawiam czytelnikom – by nie odbierać im tej przyjemności.
Minotaur w labiryncie klatki schodowej, czekający na swojego zabójcę i Chrystus ukrzyżowany, wyniesiony ponad szydzący tłum. To dwie, a nawet trzy z sytuacji – pamiętając o kieszeni – w jakich może znaleźć się człowiek. Trzy obrazy odświeżane w nowych wierszach Artura Fryza.
Sławomir Matusz

Poezja kutnowskiego twórcy jest poezją (w) ruchu — znaczenia zostały tu poddane rzadko spotykanej dynamizacji. Uważnej lekturze towarzyszy doznanie specyficznej płynności wiersza, czegoś, co można by nazwać semantyczną "chybotliwością", a co skutkuje wrażeniem niedomknięcia tekstu i –  ostatecznie –  jego potencjalną transgresyjnością. Bo, jak się zdaje, Fryz chciałby móc wykroczyć poza język, dotrzeć do granicy, za którą znaleźć można byt esencjonalny, zasadę organizującą sferę ludzkiego doświadczenia.
Przemysław Dakowicz


Wiarygodny, głęboko przeżyty, egzystencjalnie poświadczony – tak można rzec o niejednym wierszu Artura Fryza, doceniając klimat metafizycznego rozmachu, głębię, poważne zamiary. Poeta oswaja ostateczność, obłaskawia eschatologię, wprowadza coś świeżego i prostego do poetyckich rozmów z transcendencją.
 Karol Maliszewski

Poezja – tak myślę – jest dla Artura Fryza rodzajem wewnętrznego otwarcia, na to, co poza nami, formą pokory wobec czegoś, co zawsze będzie nas przekraczało, wobec Innego. Mowa, zdaje się mówić autor, otwiera Innemu możliwość działania, usuwa przeszkody oddzielające nas od Niego, jest rodzajem zaproszenia i oznacza zaufanie.
Wojciech Kudyba

Nie dają mi spokoju słowa Edwarda Stachury, gdy pisze, że bycie poetą nie polega na pisaniu wierszy, nie koniecznie na pisaniu, ale na takim zachowaniu, które nie pozostawia żadnych wątpliwości, że się jest poetą. I słowa Josifa Brodskiego wspominające Annę Achmatową: gdy był w jej towarzystwie, gdy popijał z nią herbatę lub wódeczkę stawał się chrześcijaninem bardziej niż w innych sytuacjach. Na tym według Brodskiego polega społeczna rola poety; jego obecność, jego poezja ma rozciągać duszę innym, ku wolności, która jest zawsze do wewnątrz i gardzi samozadowoleniem. Kiedy schodziły do mnie kolejne wiersze Artura Fryza, które złożyły się na „klatkę schodową  kieszeń minotaura”, nie miałem wątpliwości, że dla niego poezja to sposób istnienia, to życiowa konieczność – jak oddychanie, to dogłębne uświadomienie sobie, że jeśli poezję bierze się na poważnie, to nie można pozostać na poziomie samego języka i jego semantycznych rozstrzygnięć, ale należy z przekonaniem i radykalnie pracować na poziomie bytu nad psycho-duchowym rozwojem samego siebie, nad owym rozciąganiem duszy (o ile to ona nie rozciąga nas).

Wiersze zawarte w tym tomiku są jak gałąź wywiedziona z ciemności, w które poeta z dwóch węzłów (nie tylko kolejowych) – Ostrowa Wielkopolskiego i Kutna wlazł i zapadł się w nie jak w podkorzenną jamę, jak w kopiec ugniecionych pod ziemią liści. Świeci on światłem obrazów, zakwita nimi. Zgoda, jest to światło poranione, obolałe, niepewne, niekiedy sine, za to własne, nie odbite ani cudze, co zawsze czyni wiersz podejrzanym. Jedynie dla światła własnych obrazów warto chwytać za pióro. Wszystko inne wydaje się wyrobnictwem i produkcją. Aleksander Wat napisał, że dla współczesnego poety pozostały złoża najciemniejsze, najmniej docieczone, daleko intymne. Wierzę że autor tego tomu był w niedouświadomionych jeszcze ciemnościach i tam namacywał obrysy embrionów jedynie swoich obrazów, z których wyrasta gałąź tego tomiku. Wejść „w ciemno” (jak mówi mój syn Bruno), to trudna i nader ryzykowna podróż, na ogół wychodzi się z niej innym, to znaczy przesunięciu ulega granica miedzy tym, co się w nas bezpowrotnie zatraca, a tym co zostaje nam przywrócone lub na nowo podarowane. Paradoksalnie, i Artur Fryz o tym wie, ciemność staje się dla poety strefą wolności, kryje skarby i nie paraliżuje nurkującego w nią strachem, ani nie czyni go niewolnikiem. A pracuje na to zracjonalizowana, zobiektywizowana, sformatowana, automatyzowana, rozświetlona, sklarowana a zarazem potworniejąca, coraz bardziej wulgarna i  złowroga  współczesność, w której żyjemy – ta kieszeń, ta klatka. 
Wojciech Kass


wtorek, 2 kwietnia 2013

Się trzęsę, drżę.

JACK WHITE "BLUNDERBUSS", 2012.


Raczej nieprzypadkowo Jack nagrał ostatnio cover U2 - gorzkie "Love is Blindness". Właśnie zaliczył kolejne niepowodzenie miłosne. Rozpadło się jego drugie małżeństwo. Co robić - "co cię nie zabije, z tego zrób swoją najlepszą płytę" - tak mogłoby brzmieć motto "Blunderbuss'a".
Sławę przyniósł mu "Elephant" White Stripes. Ja wyjątkowo cenię sobie też dwie płyty The Raconteurs (takie piosenki jak "Steady As She Goes" czy "Caroline Drama"- klasyka). W każdym razie  młodzian White (rocznik 1975) nagrał płytę genialną.
Posadził na swym ramieniu czarnego sępa i zaczął go karmić opowieściami o tym, co nieżywe.

Piosenki są w wesołych tempach. Widać Jack próbuje rozgryzać temat na zimno. Doskonałe, spokojne intro: ("Missing Pieces") "Obudziłem się". "Zniknęły moje ręce, nogi, ramię." "Ona mówi, nie może bez ciebie żyć / Wcale nie kłamie, zabiera sobie ciebie po kawałeczku". Tego charakterystycznego wokalu trudno nie polubić.

Mocniejsze wejście ma "Sixteen Salteens". "Szminka, rzęsa, stłuczone lustro, rozbita rodzina". O tym jak się traci głowę dla nastolatki. W przerażającym  teledysku, rozgrywanym gdzieś w slamsach, ruinach, wśród odurzających się młodych narkomanów - Jack leży związany na tylnym siedzeniu, a jakiś szczyl oblewa samochód benzyną. Takie brrr... dla destrukcyjnej miłości, fatalnej i niemożliwej.
Trzeci numer jest o dominacji kobiet. Prowadzi go świetny riff. A na końcu świetne gitarowe solo - wariacja na temat "Whole Lotta Love". Pora na klimat country - "Love Interruption": "Chcę, by miłość powoli mnie przewróciła / Wbiła noż i obróciła nim wkoło / Rzuciła mnie twarzą o ziemię", "Chcę by zamieniła przyjaciół we wrogów"...  i tytułowy, spokój "Blunderbuss" o romantycznej wpadce.

Numer sześć - "Hypocritical Kiss" przedstawia nam muzycznego bohatera tej płyty. Jest nim pianino. W "Weep Themselves to Sleep" - White śpiewa jak Eminem, a pianino szaleje. Wyobrażam sobie, że to sam Chopin naciska klawisze, machając grzywką.
Genialne "I'm Shakin'" - to cover starego hitu Little Willy John'a z lat 50-tych. Ale zagrany znacznie szybciej i z ikrą. No i dopiero teraz żre. Dla mnie to jedna z najlepszych piosenek do tańca. To znaczy chciałbym umieć ją zatańczyć, np. tak. "Tak jak Delilah obcięła włosy Samsonowi, wygląda na to, że ty mnie potraktowałaś" i teraz "Się trzęsę, drżę". Yeah!

"Trash Tongues Talker" to gorzkie słowa odkochanego: "Nie mam nic z tobą wspólnego, kobieto", pod akompaniament filmów z Flipem i Flapem.
Moja ulubiona piosenka - "Hip (Eponymous) Poor Boy" - dla odmiany na wesoło o rozstaniu. "Pozostanę biednym chłopczykiem, i już". Tak przez autodeprecjację do szczęścia. I jeszcze song o tym, że lepiej byłoby, gdyby się poszło spać. I psychodella-sen o tym, że fajnie byłoby dać sobie nowe imię. ("On and On and On"). Brawa.
A na bis "Take Me With You When You Go"... ze skrzypeczkami na dokładkę. Miłość. Sęp jest głodny.


Nowa książka Kwadratury - "Cztery litery: zima" Macieja Kowalewskiego

25. książka poetycka wydawnictwa Kwadratura to debiut Macieja Kowalewskiego, poety pochodzącego ze Szczecina. Tomik "Cztery litery: zima" zilustrowała Natalia Hołub. 
Spotkanie promocyjne odbędzie się 19 kwietnia o 18.00 w Łódzkim Domu Kultury, ul. Traugutta 18;

Pozwolę sobie na żart: ta przedłużająca się zima, to chyba akcja promocyjna wydawnictwa. Zatem do 19. nie ma szans na pracę w ogrodzie ;-/