poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Wihajster na poziom master

THE NATIONAL - "Sleep Well Beast", 2017. 


Matt Berninger wokalnie przypomina trochę Nicka Cave'a, ale gdy wyciąga górę jest oryginalny i niepowtarzalny. Ten piewca związków, w których rządzi bezradność, nieporadność i niezdecydowanie, znów zachwyca. Weźmy ten fragmencik z "Walk It Back" o wycofaniu "I only take up a little of the collapsing space / I better cut this off / Don’t wanna fuck it up / I better walk it back / Walk it back". Wlazł on w moją głowę i rozsiadł się na głębokiej kanapie.

Wysoko cenię albumy: "High Violet" (2010) z genialnym "Anyone's Ghost", "Trouble Will Find Me" (2013), "The Alligator" (2005), a także projekt "EL VY" (2015). Skoro jest zapotrzebowanie na piosenki o depresjach, załamkach, zmęczeniu, sprzecznej potrzebie bliskości i samotności, skoro są ludzie utożsamiający się z wersami takimi jak "Moja wiara jest chora, a moja skóra cienka jak zawsze", to pojawia się nowa płyta The National.

Czy można zlekceważyć ten album? Napisać tylko, że poprzednie były lepsze? Pianinkowy wstępniak "Nobody Else Will Be There" sączy się jak krew z małej ranki. W drugim na płycie - "The Day I Die" jest power. Załatwia nas refren, o tym co by było, jak by było, gdyby nas nie było. ("The Day I Day / We're We Been?"). Syntezatorowy "Walk It Back" kreuje przedziwny klimat, ni to smutku, ni pogodzenia się. Matt angażuje się tu politycznie krytykując USA. Mój ulubiony utwór ma dziwny tytuł "The System Only Dreams in Total Darkness" i piękny liryczny wzlot "I can't explain it / Any other, any other way". Ileż tu dźwiękowych subtelności: fajny riff, damskie głosy w tle, piękne harce na gitarce. Wihajster na poziom master!
W "Born to Beg" znów pianino i zmęczony głos. Matt śpiewa, że urodził się, by błagać. Jest lirycznie jak w "I Need My Girl" na poprzedniej płycie (wtedy śpiewał, że zaangażował się na 45% zamiast 100%)...
Piosenka o golfie - "Turtleneck" jest rozedrgana i histeryczna, a więc jeśli jesteś fanem/fanką takich przyjemności...
"Empire Line" wykorzystuje plumkanie w stylu Radiohead, by odmieniać słowo samotność przez wszystkie przypadki, a że wyszło fajnie, to następny utwór wchodzi w to jeszcze głębiej i w "I'll Still Destroy You" Matt walczy, rozdrapuje jakieś rany, wspomnienia...
W "Guilty Party" wyśpiewuje syberyjski mróz w związku, gdy imię ukochanej brzmi jak "przepraszam" i nie działa. ( "I say your name / I say I'm sorry / I know it's not working"). Oto bolesna świadomość, że nie jest się żadnym świętem.
"Carin at the Liquor Store" - podniośle, z pianinem, o tym, że wszystkie winy bierze na siebie.
"Dark Side of Gym" jest o platonicznej miłości z lat szkolnych, kiedy peszył go wzrok dziewczyny. Jest idealna na "wolny taniec". Tytułowa "ciemna strona sali" (być może studniówkowej?) to cytat z Cohena (piosenka "Memories" w tłumaczeniu Zembatego znana jako "Wspomnienia" z refrenem: "Gadaj, czy pokażesz mi swe nagie ciało?"). A na koniec jest coś o śpiącej bestii, jakoś tak mamrocząco. 


sobota, 7 kwietnia 2018

Złoty Środek Poezji dla Katarzyny Michalczak


Rozstrzygnięto XIV Ogólnopolski Konkurs Literacki im. Artura Fryza, na najlepszy poetycki debiut książkowy roku 2017. Spośród 59. nadesłanych do konkursu książek, jury w składzie: prof. dr hab. Piotr Śliwiński, Adam Wiedemann, dr Jakub Kornhauser postanowiło przyznać następujące nagrody:
1 miejsce:
Katarzyna Michalczak za tom „Pamięć przyjęć” (Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017)
Nagroda w wysokości 5000 zł
2 miejsce:
Beata Głowacka za tom „ikonostas” (Norbertinum, Lublin 2017)
Nagroda w wysokości 3000 zł
3 miejsce – ex aequo:
Marcin Mokry za tom „czytanie. Pisma” ( Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017)
Paweł Krzaczkowski za tom „Wstęgi Mobiusa” (Stowarzyszenie Kulturalno-Artystyczne „Rita Baum”, Wrocław 2017)

Nagrody w wysokości 1300 zł
Wyróżnienia:
Maciej Topolski za tom „na koniec idą” (Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2017)
Marcin Niewirowicz za tom „dociekania strefy” (Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2017
Nagrody w wysokości 700 zł


 Katarzyna Michalczak za "Pamięć przyjęć" zdobyła
Nagrodę Główną w Konkursie im. Jacka Bierezina (zobacz relację)
Przeczytaj moją recenzję książki

 Uroczyste wręczenie nagród i spotkanie autorskie z laureatami odbędą się 14 i 15 kwietnia na Festiwalu Złoty Środek Poezji w Kutnie.

Cegły zlizywane parującym językiem, aronia.

Roman Honet „Ciche psy”, Biuro Literackie, Wrocław 2017


Nie znoszę poezji przywracającej wiarę, bo to relacja rodem z teleturniejów i reklamy.” - powiedział do mnie przyjaciel, poeta. I wysłał mnie w tatarak, w chaszcze, bym deptał gołą nogą po szyszkach, by prowadziło mnie nic.

I musiałem znieść bezczelność recenzentów i blurbistów: „maestria, dynamika, przejrzystość, wyszukane, obłędne.” Pokrzyczałem do nich „nonszalanckie, dziwne, zamazane, udziwnione, chore.” I zobaczyłem biblijne motto ”Ja wprawdzie słyszałem, lecz nie rozumiałem”, i zapytałem „Czyli po nic, naprawdę?

A potem wyniosłem kawę z ławy. I zapisałem „Udziwniaj, zapętlaj, utrudniaj”. Poezja to wiara. Podmiot, orzeczenie? Podmiot, orzeczenie? Pies to trącał, cichy pies.

Konteksty w kąt! Niech rządzą symbole-babole, obrazy-bohomazy: „zbieracz elektrośmieci zaspawany w kuli, gdzie pływa wieża stereo, łom i wiązki słomy”. Cokolwiek to znaczy. Deformuj, plącz, zrób tak, jak nikt. Dać się przerazić jak obrazami Beksińskiego: „spotkać boga nigdy / nie udało się. Zjawiał się dość / zawiły, tak jak rzymska cyfra / albo gaz skamieniały nad wodą.” Poczuć się jak Owen u Irvinga, być „narzędziem boga”, wkładać w siebie natchnione słowa-zjawy. Wizje, surrealne, wyjęte ze snu, włożone w probówkę, takie belki w oko: „widmo, piękne // z diademem z margarytek i mosiądzu, / z berłem trzymanym przy łbie.” Googlaj po znaczenia, trwożnie, daremnie. Bo analiza tych wierszy jest karkołomna jak noszenie wody sitem. To zadry, utraty unurzane w snach. Sprzeczności, dwa minusy dające plus.

Idzie się w gęstwę, w niedorzeczność, a gdy pojawią się jakieś prześwity sensu, cieszą oczy: „upadłeś na kolana / i rzygałeś”, „żywi rzucają cienie, a umarli blask”,„błyskają gwiazdy, każdą / trzyma policjant z paralizatorem.” Właśnie! Oczy! Aż przekręca się głowę, pytając się „what?”, gdy czyta się takie wyimki: „cegły oblizywane parującym językiem, aronia”.

W tych wizjach powtarzają się: czas, śmierć, miłość. Znalazłem frazę, która mogła wywołać niedzielę wolną od handlu: „teraz biegnij przez sklepy, / lecz mnie nie zabieraj.”, frazę, która powoduje zawieszenie mózgu: „jeżeli brak trwać może, trwa właśnie - / ten brak, który nas ochrania / od zmierzchu, ziemi, nieznający snu, mowy ani milczenia, jak istota / powstała z samych oczu / i dlatego ślepa.”

Byłem też dźgnięty frazą: „pismo dla ślepców niszczy gładka dłoń”,  uderzany w policzek słowami: „żreć”, muszla klozetowa”, „kurwy”, albo ulubionym słowem poety: „rzeź”. Profanum robi tu ROTFL. Czytam te wiersze, wprawiam się w nierozumieniu, w odczuwaniu: swojej bezradności i bezradności poezji. I szczerzą się potwory, i przechodzą po mnie.


niedziela, 25 marca 2018

Imperator. Pan kwadratu

KĘKĘ "To tu", Takie Rzeczy 2018.



Generalnie nie interesuje mnie rap. Zwykle w szybkim mówieniu, jest więcej bełkotu, niż polotu. I jeszcze te bluzgi. Zwykle mnie śmieszą - mam wrażenie, że ktoś się tam mocno napina. Ale jest taki rap, co poetom każe wiązać sobie buty.

Złapałem się na piosenkę "Zmysły" z 2015 roku (to naprawdę niezły motywator - jestem pewien, że zapętlając tę pieśń, można dobiec do horyzontu: "Ciebie i siebie się nie wypierać / Fałsz punktować, co nieważne - je#ać"), potem na "Cesarza", potem na "Samsona" i "Awdgb". I już tylko czekałem na całą płytę...

Pierwsza jest "Rutyna" - jak zaciśnięte pięści, jak zaciśnięte zęby. Gdyby cię kiedyś wkurzała monotonia życia, dostaniesz tu słowa, które cię nawrócą. Chociaż "za oknem jest średnio", trzeba dawać sobie fizyczny wycisk i poświęcać się dla rodziny - oto prawdziwe męstwo! "Tak wiele jest zmiennych, więc te które mogę zamieniam na stałe." Fajny mocny tekst.

"Awdgb" to mistrzostwo świata. Jest w tym humor, jest świetny bit, pomysł! Radość z tworzenia, radość z zobaczenia w dziecku siebie. Cud miód fraz: "Ale to pięknie płynie, ale to świeże jest". "Weź paluszkiem w klawisze: awdgb. Kozak!".

"Na dłoni" z głosem Andrzeja Grabowskiego to rozrachunek z życiowymi błędami. O mijaniu się z partnerką, czule i trzeźwo.

"Samson" - o tym, żeby wierzyć w swoją siłę, nie oglądać się na innych. Z ujmującą frazą "Błędnie czułem, że jest w grupie siła. Teraz widzę, że aaa".

Utwór z gościnnym udziałem popowej piosenkarki Sarsy - "Brzmienie", na razie do mnie nie trafił.

"Zrobiłeś to chłopak" - to imprezowa rapowanka o sobie, z brechtem z siebie "każdy się pytał, co to za kolo? / gość ma trzy dychy / gadkę radomską, gębę tak swojską /  do tego - to były listonosz". Trzeba pochwalić, i dystans do siebie, i samoświadomość: "ładnie namieszał na scenie / ten zwykły chłopaczek z Radomia".

"Nic dodać, nic ująć" - to gadka o swoim miejscu w środowisku polskiego rapu: "nowego siebie znów lepię, /  później to macie na CD".

"Nigdy ponad stan" - o tym, że trzeba człapać do celu i się nie napinać, cieszyć się z tego, co się ma.

"Cesarz" to sztos. Wyszło to obłędnie. Bezczelna radość z posiadania rodziny, żony, dzieci, domu. Zuchwały pean na zwykłe życie w bloku. Bez odpałów, za to z pieczeniem chleba, siedzeniem w czterech ścianach: "Imperator. Pan kwadratu. Cesarz. Partner. Raper. Facet. Siara. Tatuś". Pełnia życia, wiara, "yyy wszystko".

"1000 kcal" to coś o satysfakcji z własnej pracy.

"Zoba, zoba" - przepracowanie tego, że zawsze się znajdą szydercy.

"Nie pytaj mnie o nic" - z błyszczącą frazą: "odpowiedzi nie znam, / coś tam się wydaje, / ale nie to, żebym wiedział".

"Serce matki" - z jakąś świadomością, że żyjemy w dobrych czasach. I na koniec dydaktyczny kawałek przeciw zamulaniu się: "Wiosna". Tyle i aż tyle. Rap, który odpowiada na pytanie o sens, który pokazuje, że można ogłosić się panem swojego losu. Byle pamiętać, co jakiś czas wrzucić koronę do kosza na bieliznę.

piątek, 23 marca 2018

"Same głosy" Anny Mochalskiej - nowa książka Wydawnictwa Kwadratura

W Międzynarodowy Dzień Poezji w Łódzkim Domu Kultury swą premierę miała nowa książka Wydawnictwa "Kwadratura. Redaktor - Piotr Grobliński zaprezentował książkę Anny Mochalskiej "Same głosy". Autorka - rocznik 1992, bydgoszczanka, do tej pory wydała arkusz poetycki "Okno na świat" i tom "syndrom obcej ręki".



sobota, 17 marca 2018

Jasne jak niedziela wolna od handlu

STARSAILOR "All This Life", 2017

Gdyby babcia miała wąsy, byłaby dziadziem, gdyby radio grało takie piosenki, ludzie nie wychodziliby z samochodów, staliby na światłach i tylko przepuszczali tych z prawej. 
To są piosenki o refrenach, które rozsiadają się w głowie jak na wielkiej pluszowej kanapie, które każą spojrzeć w czyjeś oczy. Jasne jak niedziela wolna od handlu. Gdyby te piosenki puszczać nauczycielom przed końcem roku, nie byłoby niedostatecznych.
Tu są melodie! Patetyczne, wielkie jak jęzor lodowca.
Dobry pop jest potrzebny. Nie samą przeambitną muzyką się żyje. Refreny jak gąbka, która pochłonie i gorzkie, i słone. Refren jak wielki pączek za 2,5 zł ze sklepu Na Skarpie, palce lizać.
Charakterystyczny wysoki wokal. No i wspomnienie sprzed 17 lat, kiedy to album "Love Is Here" podobał się wszystkim (Sprawdziłem, wciąż działa! Świetne np.: "Fever", "Tie Up My Hands", "Poor Misguided Fool", "Alcoholic")

I tak po kolei:
W "Listen to Your Heart" wokalista żeni nam banały o słuchaniu swojego serca, o tym, że chce pogadać, ale refren niesie jak podmuchy na skoczni.
"All This Life" - Coldplayowatość - miód chrzęści w zębach, i nie ma miłości bez światła - zaprawdę powiadam wam. Słucha się tego jak kazania i posłusznie zapala się światło.
"Take a Little Time" - zaczyna się od fajnego taratatata, by w końcu okazało się, że trzeba poświęcić trochę czasu. No i jest falsecik! Co ma nie być!
"Cought In The Middle" - staromodny jak spodnie w kancik.
"Sunday Best" - który nagle zmienia nastrój, jakby Thom Yorke znów nagrywał "The Bends". Niby spokojna piosneczka, z niecodziennym wyznaniem, że chce się czegoś więcej. W połowie robi się podniośle, jakby azerbejdżański ciężarowiec musiał utrzymać najcięższą sztangę świata.
"Blood" - spokojnie o tym, że się krwawiło i karmiło demony, i że już tego wystarczy.
"Best of Me" - gitara w stylu starego U2 z "Joshua Tree", coś o uzupełnianiu się.
"Break the Cycle" - gdzie autor mówi, że znalazł kogoś, i cedzi takie zdanka: "When you do what you do what you do / When you do what you do what you do / Why'd you do it like that?", i jest bardzo przekonujący w tym cedzeniu.
"Fallout" - dramatyczny, z przyjemnym szaleństwem gitary.
"Fia" - trochę zmęczone i sfalsetowane i na koniec "No One Else"- ukojenie: "Nikt inny nie może mnie skrzywdzić jak ty."
  

czwartek, 15 marca 2018

Recenzja "Pańskiego płaszcza" we "Frazie"

W najnowszym numerze "Frazy" (nr  97/98 2017) ukazała się recenzja mojej książki "Pański płaszcz". Jej autorem jest dr Wojciech Maryjka.




wtorek, 13 marca 2018

"Same głosy" Anny Mochalskiej - nowa książka Kwadratury.

Wydawnictwo Kwadratura wydało właśnie dwie książki. 21 marca - czyli w Międzynarodowy Dzień Poezji - o godzinie 18 w Łódzkim Domu Kultury odbędzie się promocja "Samych głosów"Anny Mochalskiej i spotkanie autorskie.

Anna jest bydgoszczanką, autorką arkusza poetyckiego "Okno na świat" i tomu "Syndrom obcej ręki" wydanym w serii Salonu Literackiego.
Pisze recenzje książek poetyckich, zrecenzowała m.in. "Pański płaszcz".

Drugą kwadraturową książką są "Kretowiska i wulkany" Jarosława Mosera.


niedziela, 11 marca 2018

Marzena Orczyk-Wiczkowska z Nagrodą Baczyńskiego

FINAŁ KONKURSU O NAGRODĘ IM.K.K.BACZYŃSKIEGO; 16 LUTEGO 2018, DOM LITERATURY, ŁÓDŹ

Po raz 27 rozstrzygnięto Konkurs Poetycki o Nagrodę im.K.K.Baczyńskiego. Jury: Justyna Fruzińska, Karol Maliszewski, Magdalena Rabizo-Birek, Robert Rutkowski i Marcin Zegadło przyznało następujące nagrody:
I: Marzena Orczyk-Wiczkowska (1200zł), II - Rafał Baron (700zł), III - Czesław Markiewicz (500zł), TETIS: Sławomir Hornik (750zł), Wyróżnienia: Mateusz Czajka, Stanisław Pawełek i Piotr Piątek (po 250zł). Finałowi towarzyszyła wystawa prac absolwentki malarstwa i rysunku w ramach studiów podyplomowych na Wydziale Grafiki i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych im. Władysława Strzemińskiego w Łodzi - Magdaleny Skrzypczak pt. "Notatki z farby".  

 Jurorzy i laureaci
Marzena Orczyk-Wiczkowska
Rafał Baron
Tomasz Cieślak i Magdalena Rabizo-Birek
 Piotr Gajda i Czesław Markiewicz
Mateusz Czajka
Piotr Piątek
 
Stanisław Pawełek
Sławomir Hornik
 
 Przemysław Owczarek i Magdalena Skrzypczak
"Druga kawa jest pierwsza na liście niezbędnych rzeczy" - taki tytuł (cytat z mojej książki "Ę") zasugerował Robert Rutkowski



sobota, 3 marca 2018

Raptem jestem tamten i ten


DREKOTY "Lub maszyna dzika trawa", 2018


Trawienie traum. Kapanie nut. Tarcza przed natarczywością świata. Próbując opisać te dźwięki wpadam w poetycki stupor. Olśniony, przytłoczony. To jest oryginalne! To jest awangardowe! To drze się, to drażni, intryguje. Jakże śmieszne są przy tym te wszystkie bezpieczne muzaki. 
Przekroczenie, przekrzyczenie. Olśnienie przez oślepienie. Delicje psychodelii. "Ummagumma" na klawisze i perkusję. Trzy dziewczyny - Ola Rzepka, Natalia Pikuła i Olga Czech. Tylko głos, perkusja i klawisze. W bonusie: trąbka, saksofon albo klarnet, gitara. Frapujące dźwięki. 

Po kolei:
W "Aaa 2" jest jakaś niezgoda, założenie grubej skóry, zaciśnięcie pięści, aż wypływa sok: "nie wiem gdzie szarość zaprowadzi mnie".
"Nigdy" przypomina poszukiwania The Brandt Brauer Frick Ensemble (ich płyta "Mr. Machine"). Jesteśmy w dziecięcej wyliczance, w zaklęciu. Dzieją się czary.
W "Liściach" rządzi klarnet basowy Mikołaja Trzaski. Dopiero się go nasłuchałem na płycie "Granit" zespołu Nagrobki, ale tego nigdy dosyć. Wizualizuję sobie maszyny prasujące, które naprawiają nasze zgnioty i zmemłanie. Modlitwa w tajemniczym języku.
"Joga strachu" to muzyczna podróż w jakimś pociągu donikąd. "Łapczywie czekam, łykając wiatr". Medytacja zakończona hejnałem.
"Ruptura" - to chyba najbardziej wyrazisty utwór. Jest pełny energii, abstrakcyjny, kosmiczny. Podnoszenie się z "odpowiedniej czerni w tle", aż po euforię, "forte ból", "że pada nic, jestem z mięsa, nie z papieru". Szukając na siłę jakiegoś podobieństwa przyszły mi do głowy "Pustki", ale to jest wyjątkowe, naprawdę.
"Nic" to taki przerażacz, upadek w toń, w pustkowie, albo inaczej: schodzenie po schodach psychodelii.
"Spacer" - ciekawy eksperyment, granie na nosie naszych muzycznych przyzwyczajeń, przedrzeźnianie dnia: "Na wielkiej łące pada deszcz / przykryta kołdrą nie zmoknę." z szalonym finałem, gdzie jazz jest cumulonimbusem.
"Troskliwy" ma delikatny bajkowy wstęp - kunsztowne dźwięki klawiszy. Niesamowicie brzmi "Raptem jestem tamten i ten." w refrenie - coś spadło na nas, z czym musimy sobie poradzić. Teledysk, w którym wielkie ego uchodzi w góry, to coś za co przyznaję prywatnego Oskara.
"Wulkan" to niepokojąca przygoda, hipnoza i surreal o oczekiwaniu na to, co przecież musi przyjść. Wwiercanie w głowę prostej prawdy, którą nawet dziecko zna.
I jeszcze repryza piosenki "Aaa", klamra.
A wszystko to dźwięki, które nas mogą zaprowadzić, gdzie nas jeszcze nie było - ocucić.