wtorek, 8 września 2009

Manifestacje Poetyckie – jakie były?



Autor: Piotr Gajda

W tym roku nie mieliśmy okazji uczestniczyć w Manifestacjach Poetyckich odbywających się w dniach 4-6 września w W-wie. Ale może Wy tam byliście, może zechcielibyście o nich napisać, przesłać nam zdjęcia, podzielić się własnymi opiniami i spostrzeżeniami? Może macie jakieś przemyślenia – czy Manifestacje to ważne wydarzenie czy raczej impreza o niewielkim znaczeniu dla środowiska poetyckiego w tym kraju. To jedna z wielu tego typu imprez poetyckich, a może wydarzenie o szczególnym klimacie? Czy w czasie tegorocznych Manifestacji wydarzyło się coś interesującego, ważnego? Jeśli macie ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami piszcie na blackpeter@autograf.pl - udostępnimy Wam łamy naszego bloga.



Manifestacje Poetyckie 2007 - na leżaczkach (z prawej Rafał Gawin).


Autor: Krzysztof Kleszcz

Piotr, ja od razu służę komentarzem:

W tym roku odpuściłem sobie Manifestacje Poetyckie. Imprezę, która wzbudza u mnie mieszane uczucia. Zanim w niej uczestniczyłem wyobrażałem ją sobie jako imprezę prestiżową o dużej randze.
Uczestniczyłem w niej dwukrotnie. Właściwie to wielkie dzięki dla organizatorów, bo za pierwszym razem byłem wyróżniony w konkursie im. Pajbosia, a za drugim razem zaproszono mnie jako gościa festiwalu; za każdym razem nocleg w klimatycznym hostelu gratis! Pierwszy raz w 2007r.: poznałem wielu poetów, po raz pierwszy widziałem i słyszałem np. Romana Honeta, Radosława Kobierskiego, integracja, możliwość kupna książek.
Przez moment uległem iluzji, że poezja to coś ważnego. Ale dominującym uczuciem było rozczarowanie: frekwencją, poziomem poetyckich spektakli, w których dominował awangardowy dadaizm, a instrumenty zagłuszały poezję.

Drugie Manifestacje były gorsze. Integracja owszem, ok., od strony towarzyskiej – wszystko w porządku. Ale i miejsce akcji – basen artystyczny mnie rozczarowały, i poziom. Gdy na scenie byli Krzysztof Bąk, Joanna Lech i Kuba Przybyłowski nie było jeszcze źle. Pamiętam też zawodową recytację Konrada Cioka na scenie w ogródku.

Nie potrafiłem się jednak odnaleźć podczas wierszy Edwarda Pasewicza (które na papierze wyglądają lepiej). Włosy mi się jeżyły na głowie w czasie koncertu Tymona Tymańskiego (którego bardzo lubię i mam wiele płyt!) – cóż – przypominało to strojenie gitary. Nie podobały mi się recytacje Krzysztofa Siwczyka i Roberta Rybickiego. Bekanie i spiętrzenie metafor dopełniaczowych – tyle pamiętam. O happeningowych pomysłach Pawła Kozła i Marcina Cecko, Tomasza Pułki i kolegów- też nie powiem nic dobrego. Po prostu wszystko to nie trafiło do mnie zupełnie. Dyskusje, alkoholowe ekscesy poety X, pocałunki męsko-męskie, „cześć co słychać”- w każdym razie pamiętam, że nie zostałem na Turnieju Jednego Wiersza.

Niby jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Ale...
W tym roku nie pojechałem – z różnych powodów, także tych, że tym razem organizator do ostatniej chwili nie podawał programu, nie było możliwości wykupienia noclegu w kultowym hostelu – chyba bałem się kolejnego rozczarowania. Manifestowania bycia poetą jakoś mi się odechciało. Czuć też, że organizator nie widzi potrzeby prezentowania różnych dykcji. Zapewne też kryzys finansowy zrobił swoje. Przez weekend nasłuchiwałem wieści w TV, radio, nieszufladzie. Nie dotarło do mnie nic.

Niech mnie ktoś przekona, że źle zrobiłem nie jadąc. (proszę o komentarz pod spodem lub mejla krzyk74@wp.pl ).

2 komentarze:

  1. Dzięki Twojej absencji było bardzo miło, merytorycznie, a i z jajem. Zresztą koledzy z Łodzi powinni zaświadczyć. Tak czy siak, dzięki! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma problema. Ale moja obecność nie popsułaby na pewno twojego radosnego performensu spox.

    OdpowiedzUsuń