poniedziałek, 22 listopada 2010
Listopad. Wiersz. Napisy końcowe.
Hipotermia
Mróz trzaska jak szczapa. Zagłusza przeciągłe wycie psa,
którego pan zamarzł na przystanku. Ty też zamarzasz, chociaż
grzejesz się nad lustrem, rękoma obejmujesz łom, który wyłamuje
żebra. Spróbuj zastukać we własną skórę. W drzwi sejfu,
gdzie zdeponowano serce dziecka, trzepot pod którym
załamał się lód na sadzawce. Spróbuj włożyć do ust kulę
śniegu. Ze świstem przebije się przez potylicę, na drugą
stronę odrętwienia. W odwilż lepką jak mango.
(z tomu "Zwłoka")
(p)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cholera, uwielbiam tę Twoją wizyjność, Piotrze. Wracasz mi wiarę w poezję - po serii rachityczno-bladych wypocin (od której "dykcja łódzka" wolna nie jest bynajmniej) czuję i ten łom, i stukanie we własną skórę, i kulę (śniegu) w ustach, młodszą siostrę kuli, która wpakował sobie w łeb 22-letni Ludwik Spitznagel, i to mango jem. Piękne!
OdpowiedzUsuńsię rumienię :)
OdpowiedzUsuńpiotr