piątek, 20 listopada 2009

Śmierć ze spłatą rozpisaną na raty


Kazimierz Ratoń

Autor: Piotr Gajda

"Umarł w styczniu 1983 roku. Trudno jednak dokładnie określić dzień śmierci. Podaje się, iż stało się to 14 stycznia, ale równie dobrze mogła nastąpić trzy lub dwa dni wcześniej. Niektórzy mówią nawet o grudniu. Umierał samotnie, w samym centrum Warszawy, wśród butelek po wodzie brzozowej, odoru denaturatu, na posłanym szmatami tapczaniku. Poeta Kazimierz Ratoń." (B. Bocheński "Kloszard z Emilii Plater", Nowa Trybuna Opolska 1994 nr 12 s 11).

Kazimierz Ratoń (1942-1983), to chyba najbardziej dramatyczna z figur na biało-czarnej szachownicy „poetów przeklętych”. I nie myślę tu o symbolicznym miejscu śmierci (według jeszcze innej legendy dotyczącej jego zgonu poeta umarł na środku ulicy, w śnieżnej zaspie), ale raczej o chorobie, która stała się prawdziwym przekleństwem i determinantem zarówno całej twórczości jak i życiorysu poety. Ratoń chorował na najbardziej okrutną, śmiertelną postać gruźlicy pozapłucnej, bezlitośnie niszczącą ciało, kości i mózg. Ten typ tej strasznej choroby, odpowiednio wcześnie nie wykryty i nie leczony powoduje nieodwracalne zmiany neurologiczne i psychiczne. Może i chce „opętać” nie tylko ciało, ale i duszę. A duszę Ratonia dodatkowo w swoje „władanie” wziął także alkoholizm, który nie pozwalał mu na dokończenie żadnej terapii, i gnał od jednej warszawskiej meliny do drugiej.

Stąd twórczości Ratonia nie mogli zrozumieć ludzie zdrowi i silni, ponieważ opisywała proces gnilny, któremu towarzyszył smród i widok płynącej krwi i ropy. Poeta umierał żywcem, dosłownie „dekomponowany” przez postępujące objawy gruźlicy mózgu, odrażający i „widmowy”, niczym poszczerbiony tynk warszawskiej kamienicy w zapomnianych rejonach Pragi.

"w nocy którą znienawidziłem/ciało łamie się pęka i kiśnie/ zanieczyszcza powietrze śpiącym zwierzętom/urąga niebu swoją beznadziejnością/w nocy z której nie można wyjść/wyję duszony ciemnością/wyję jak kaleczony piespozbawiony narkozy i zastrzyków/pozbawiony litości."

Nigdy się nie ożenił, rzadko widywano go z kobietami. Ze swoją matką i siostrą nie utrzymywał kontaktów. W jego poezji kobieta ze zrozumiałych, fizycznych powodów była tylko mitem, wciąż przekształcanym i rozbudowywanym jedynie w jego „nadpsutym” umyśle. W końcu, śmiertelnie zmęczonego walką z własnym organizmem, pochłonął go wir który sam wzniecał w ostatnich latach życia, popijając leki psychotropowe denaturatem bądź wodą brzozową, aż opadł na samo dno ludzkiej nędzy. „Nieprzysiadalny” do ówczesnej rzeczywistości, chamski, wulgarny i głodny, odtrącał od siebie wszystkich, jakby podjął decyzję, że chce umrzeć jak dzikie zwierze - w ustroniu i samotnie.

"Przeklinaj życie swoje które nie jest życiem/Tylko niedorzecznym skowytem ślepego psa/Prowadzonego bez litości na krótkim łańcuchu/Przeklinaj życie swoje które nie będzie życiem/Tylko konwulsyjną agonią topielca/Uduszonego w gnijącej ziemi/Przekleństwo wyzwoli cię z cierpienia".

Umarł jak chciał. Towarzyszyło mu ostatnie stadium choroby i wydawałoby się, że tylko chwilowa legenda „poety przeklętego”. Jego umęczone ciało pochowała opieka społeczna na dalekim Żoliborzu, w Wólce Węglowej.


Tomy poetyckie Kazimierza Ratonia:


„Pieśni północne” (1972),
„Gdziekolwiek pójdę…” (1974),
„Pieśni ocalone” (1990),
„Poezje” (2002).




czwartek, 19 listopada 2009

Smutne pieśni o poranku



Autor: Piotr Gajda

Na początku grudnia tego roku ukaże się debiutancka książka radomskiego poety Pawła Podlipniaka. Autor podobnie jak i ja należy do „spóźnionego pokolenia” poetów debiutujących „po czterdziestce”. Wydawcą „Aubade triste” jest Miejska Biblioteka Publiczna im. J. i A. Załuskich w Radomiu i tam też tomik będzie można zamawiać. Pawle, Życząc Ci wielu czytelników z niecierpliwością czekam na wieczór autorski i egzemplarz!

Oto, co o książce napisali Piotr Müldner-Nieckowski i Leszek Żuliński:

Poezje Pawła Podlipniaka to liryka w pełnym tego szlachetnego słowa znaczeniu. Nie dramat i nie epika. Precyzyjna, ważąca słowa i nadająca im nowe znaczenia, całkowicie własna. Zapisuje nieustanne zdumienie - jak by to powiedziała Anna Kamieńska - dziwnością świata tego. Z łatwością notuje to, co dla zjadacza chleba jest tak trudne - paradoksy banalnej na pozór codzienności, które budują naszą wyjątkowość. Te wiersze chciałoby się znać wszystkie na pamięć, ale nie do pustej deklamacji, lecz dla siebie, na wieczną prywatność, żeby móc odświeżać refleksję nad sobą i nad naszym stosunkiem do innych. Gorąco polecam”.

Piotr Müldner-Nieckowski

Aubade triste - czyli smutna pieśń na powitanie poranka. To oksymoron - poranek jest przecież radosnym gubieniem nocy. Ale smutek niesie każda utrata. W tym splocie uczuć tkwi więc wszelka radość i wszelkie przygnębienie; pozy-tyw i negatyw, nierozerwalna symbioza sprzeczności. Kochankowie rozstający się nad ranem są nieszczęśliwi i szczęśliwi zarazem. Wszyscy bywamy takimi kochankami w różnych sytuacjach...Ten tomik opowiada o przemijaniu, starzeniu, przeobrażaniu, traceniu, oddalaniu... I o tej fenomenalnej niejednoznaczności dobra i zła, pogody i nie-pogody, piękna i zwykłości... Wszystkie te wartości nie istnieją osobno, bez sie-bie; tworzą komplementarną jedność. I to, z natury eseistyczne spostrzeżenie, Paweł Podlipniak potrafi wyrazić językiem wyjątkowo czułej i obrazotwórczej liryki, zachwycającej swoją wyobraźnią, skojarzeniami, nastrojem. Tak, to są po prostu piękne wiersze. Piękne i mądre; każdy, kto potrafi wniknąć w ich sedno będzie ujęty mnogością przesłań.Wiersze te mają dwa rozległe tła: kulturowe i filozoficzne. Ileż w nich odniesień do tradycji, estetyki, lektur - całego tego dorobku, który sztuka prze-kazuje kolejnym pokoleniom. I ileż tu treści egzystencjalnych odnoszących się do sensów życia i naszego "smaku na życie", tak wymieszanego z huśtawką do-znań, wyborów, wahań, zachwytów, smutku... - aubade triste, tak, tak..."

Leszek Żuliński


„Tropografia elżbietańska” (wiersz z tomu „Aubade Triste”)

Przypadkowe zniknięcia z mapy. Giną nam miasteczka,
miasta, klucze do mieszkań. Potem zmywa brzegi
rzek, więc nie mamy dokąd spłynąć. Zostajemy
tylko w pamięci. Blednie najwolniej. Strofuje
nas nieustannie gorzkim: tu było, co było.

Literowanie byłych nazw przynosi ulgę.
Za znakiem stoi inny znak, a za nim mieszka
słowo, czasem rzecz. Zwierzę nie do oswojenia.
Ucieka, zanim nadasz imię, pogładzisz w myślach.
Zniknie z mapy właśnie wtedy,
gdy zaczniesz rozpoznawać zarys zgubionego.

nie każde morze kończy się szczęśliwie



* Paweł Podlipniak, ur. 1968 (tożsamość sieciowa: "komnen/komnen kastamonu") - dziennikarz, historyk-bizantynista (studia na UŁ), nauczyciel jez. angielskiego. Zawodowy dysydent. Uczestnik portali poetyckich. Miłośnik filmów i rocka (ulubione zespoły - zagraniczne: Tool, Alice In Chains, Offspring, Korn; polskie: Dezerter, Farben Lehre, Coma, Ocean). W 2007 r., po latach przerwy, na dobre i na złe wrócił do pisania poezji. Laureat kilkunastu konkursów poetyckich m.in.: XV OKP im. Stanisława Grochowiaka w Radomiu (nagroda główna), XVIII OKP "O Dzban Czarnoleskiego Miodu" (nagroda główna), 39 OKP im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej (nagroda II stopnia), I OKP im. Janusza Różewicza w Radomsku (II nagroda), wyróżnienia w II OKP „Chichot Chimery”, VII OKP im. C.K. Norwida, IV OKP im. Wojciecha Bąka „Struna orficka 2009”, V OKP „O wawrzyn Sądecczyzny”, XXI OKP im. Władysława Broniewskiego, OKP „Prawy brzeg” 2009 Warszawa. Publikacje: „Arterie”, „Notatnik Satyryczny”, „Miesięcznik prowincjonalny”, „Kozirynek”(w przygotowaniu). Mieszka w Radomiu

środa, 18 listopada 2009

Spraw niech żołądek da radę


Witold Adam Rosołowski


Autor: Krzysztof Kleszcz

Witold Adam Rosołowski nagrał nową piosenkę do mojego tekstu "Do Ciebie siebie znów". Zachęcam do posłuchania. Link prowadzi do strony wywrota.pl, gdzie umieszczony jest plik mp3.


Kliknij, by posłuchać.

Inne piosenki Witolda Adama Rosołowskiego do moich wierszy --> LINK


poniedziałek, 16 listopada 2009

Pan Cogito w grze










Foto: Chorea i Pola Amber

Autor: Piotr Gajda

„Gry (w) Pana Cogito”, spektakl Teatru Chorea – 9 listopada 2009 – sala kina „Włókniarz”, Tomaszów Mazowiecki.

Najnowszy projekt teatralny Chorei to rozpisanie myśli poety na przestrzeń sceny. Precyzyjne poetyckie konstrukcje zostają rozłożone na części. Taki zabieg prowadzi do odsłonięcia ich elementarnych, żywych znaczeń oraz do wydobycia autentycznej siły słów. Fragmenty tekstów Zbigniewa Herberta składane są w nowe związki. Widzowie wprowadzeni są w problematykę przedstawienia fragmentami „Dociekań filozoficznych” L. Wittgensteina, dotyczącymi jego rozważań nad definicją gry. Spektakl składa się z 17 scen, z których każda traktowana jest jako osobna „gra”. Ściśle ustalone reguły (zmieniające się w kolejnych sekwencjach) wynikają przeważnie z treści i charakteru wykorzystanych utworów.

Ludwig Wittgenstein „Dociekania filozoficzne”

„Uczymy się grać, patrząc jak grają inni.
Jak jednak obserwator odróżni błąd graczy od posunięcia prawidłowego? (…)

Przypatrz się temu co nazywamy grami.
Co jest im wszystkim wspólne?
A może wszędzie istnieje wygrana i przegrana albo współzawodnictwo graczy?
Zobacz jaką rolę grają sprawność i szczęście. (…)

W jakiż sposób zamknięte jest pojęcie gry?
Co jeszcze jest grą a co już nią nie jest?
Czy możesz podać granice?
Nie. Możesz je wytyczyć. Dotąd bowiem ich jeszcze nie wytyczono. (…)

Pojęcie gry jest pojęciem o rozmytych brzegach.
Czy jednak pojęcie rozmyte jest w ogóle pojęciem?
A czy nieostra fotografia jest w ogóle obrazem człowieka?
I czy zastąpienie nieostrego obrazu ostrym jest zawsze korzystne?
Czyż obraz nieostry nie jest często właśnie tym, czego nam trzeba?”

Trzy źródłowe środki teatralne – słowo, ruch, muzyka – budują rządzącą się własnymi prawami rzeczywistość sceniczną. Tworzą nierozerwalną jedność – „Nową Choreę”. Ruch nie ilustruje słowa. Muzyka nie odpowiada treści. Dopiero z ich równoprawnego połączenia rodzi się wielopoziomowy świat przewrotnych znaczeń i fizycznie odczuwanych napięć. Surrealizm przenikający obrazy sceniczne oddziałuje z jednakową siłą na zmysły, podświadomość i „cogito”.

Zmierzenie się z ideami Pana C. dokonywane jest w czasie kilkunastu rozgrywek, rozpisanych według zasad przewrotnej metody Chorei. Gra z myślami poety stanowi próbę odpowiedzi na pytanie o to co Herbert ma nam do powiedzenia w dzisiejszej rzeczywistości. Stwarza okazję, żeby poeta sam zapytał nas gdzie dziś jesteśmy. Do kogo mówi? Kto go dziś słucha?

Werdykt XXVI OTJW pt: "Kobieta"



Autor: Piotr Gajda

W dniu 10.11.2009 roku w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Tomaszowie Mazowieckim odbyło się posiedzenie jury XXVI OTJW pt: „Kobieta”. Jury w składzie: Dariusz Foks – przewodniczący, Piotr Gajda, Krzysztof Stefaniak – członkowie oraz Ewa Adamska – dyrektor MBP, po zapoznaniu się z 76 zestawami (205 wierszami) postanowiło przyznać następujące nagrody i wyróżnienia:

I nagroda – Janusz Radwański (godło; „Maciora Perłowa”)
II nagroda – Ela Galoch (godło: „Iwon”)
III nagroda – Urszula Kulbacka (godło: „Mauretanka”)

Wyróżnienia:

Jerzy Piekarski (godło: „GaPa”)
Piotr Zemanek (godło: „Petrarka”)
Aleksandra Bełz (godło: „ale handra”)


Protokół z obrad jury jest dostępny na stronie MBP w Tomaszowie Mazowieckim:

http://www.mbptomaszow.pl/images/konkursy/2009/Turniej_jednego_wiersza/protok%F3%B3%20obrad%20jury.doc

Serdeczne gratulacje!

niedziela, 15 listopada 2009

Re: Medium



Autor: Krzysztof Kleszcz

Przeglądając swą półkę z poezją natrafiłem na gruby tom "Tekstylia. O rocznikach siedemdziesiątych."
Wśród wielu tekstów był tam wiersz Klary Nowakowskiej. Natychmiast napisałem korespondencję.

Re: Medium

Klaro chwytaj nóż
i smaruj tłuszczem bloga,
niech Kleszcz będzie maślany.
Och szczęście mam od Boga,
że ostrze nie robi rany.


W "Forum Nauczycielskim"



Autor: Krzysztof Kleszcz


Kilka moich wierszy i parę słów o mnie ukazało się w piotrkowskim "Forum Nauczycielskim".

Gorzkie jezioro


Ryszard Milczewski-Bruno

Autor: Piotr Gajda

W którym miejscu znajduje się dzisiaj biografia i dzieło Ryszarda Milczewskiego-Bruno, zapamiętanego chyba najbardziej w roli przyjaciela Stachury? Z pewnością umiejscowiona jest w niezasłużonym cieniu, bo to poeta lepszy od Steda, bardziej wymagający, trudniejszy, a przez to mniej dostępny. Czyżby za kilkanaście następnych lat postać Bruna miała przetrwać jedynie w słynnej piosence, która w latach 80-tych rozbrzmiewała niemal na wszystkich obozach i biwakach, w domach kultury i wszelkiej maści „stachuriadach”?

„Ruszaj się Bruno, idziemy na piwo…”, pisał Edward Stachura, ale Milczewski-Bruno pozostał raczej „w domu”, w swoim rodzimym Grudziądzu, gdzie do dzisiaj jest pamiętany, ma tam ulicę swojego imienia i pamiątkową tablicę na kamienicy, w której mieszkał zdominowany przez własną prowincję, kochaną i nienawidzoną jednocześne. Grudziądz był usytuowany podówczas na granicy dwóch województw, stąd poeta często bawił zarówno w Bydgoszczy jak i w Toruniu, tu i tu postrzegany przez tamtejsze środowiska raczej jako alkoholik i grafoman, niż autor naginający język do skraju jego wytrzymałości, tak jak w dedykowanym Stachurze wierszu pt: "Dziedzictwo": „Trynko żyło moja i dziedzictwo /Tu worek królików mlecz i gorgula /Kopniak we mnie: nie róża /Śmieją się murarze ciszy w morwach /A we mnie tak mokro i muzycznie straszno/ Że żyłować teraz tylko mi te wiersze/Aby się rozbudzić i w deski dostać: /W trumnę albo do ogrodu - -/ Posłusznie się urodziłem bo z pępkiem /Akuszerka to przyzna choć dawno umarła /Na Twoje ręce będę składał zdania moje zbrzeżne/W Tarpnie kędy zacny Villon lży w pokrzywach/ Gdy wino pęka w ustach białym jabłkiem”.

Bruno był człowiekiem, który nie potrafił ukryć swych antypatii. Mówił wprost. Nie chował żalu w kawiarnianej plotce i dlatego był tak samotny. Buńczucznie szedł przez życie. Z sercem na ramieniu. Przyjaźń z nim do łatwych nie należała. W końcu ostatecznie zerwał kontakty ze Stedem, kiedy ten podobno „ukradł” mu tytuł „Białej lokomotywy” (ślad tego zerwania widoczny jest we wspomnianej piosence, w która w późniejszych wersjach brzmiała następująco: „Ruszaj się głowo, idziemy do słońca….”).

Kiedy jeszcze „szorstka” przyjaźń obu poetów trwała Stachura tak pisał o Milczewskim: „Pociągiem do Wrocławia 15.27 dwie i pół godziny jazdy. Padał śnieg, deszcz i grad. Wiatr porywisty. O 18.00 Klub Nauczycielski na Placu Grunwaldzkim. Wieczór Bruna. Wspaniałe wiersze Bruna jedyny „zarzut" - naciąganie rzeczywistości do własnego obrazu świata w tych wierszach. Przesada z tymi nożami. Ataki potem na Bruna ze strony nauczycieli. Zabrałem głos. Mówiłem. Jak zwykle nie miałem z kim rozmawiać. Ciężko jest cofać się z miejsca, skąd się jest, do siódmej klasy szkoły powszechnej. Bruno pokazuje „chwali" się po wieczorze kwitkami, nakazami kolegium. Nie podoba mi się to. Ciągle to samo. Ciągle to granie na jednej strunie. Ale co zrobić? Zaprasza mnie do P. Biorę adres, choć wiem, że nie pojadę”. A jeszcze kiedy indziej tak: „Z Brunem skoczyliśmy na poboki, do miejscowości Kłódka, gdzie Osa i „Bar nad Osą". Po wielu straszliwych dniach i nocach samogryzienia się, samozżerania się nawiedził mnie przepastny apetyt, co było jedną z oznak, z tych raczej nieomylnych, że może udać mi się kolejne zmartwychwstanie. Bruno zjadł gigant-golonkę, a ja, jak jeden głupkowaty, cztery talerze wołowych flaków. Potem zakupiliśmy butelkę wina i udaliśmy się nad rzekę. Rozsiedliśmy się na łące, przy śluzie z mostkiem i było tak jak powinno być. Wrześniowe sioneczko grzało nasze kości, blask głaskał po rysach, pasły się krowy, kwitły wysokie mimozy, na drugim brzegu trzyosobowa rodzina zajęta była bez reszty myciem i pucowaniem szyb i blachy samochodu, czyli „oczka w głowie", huczała woda jak wielkie roje os, ale nie przeszkadzając naszym z rzadka rzucanym do siebie słowom, nie wyrywaliśmy sobie butelki, przekazywaliśmy ją sobie najserdeczniej i naprzemianlegle z rąk do rąk, w powietrzu snuła się niesamowita, wstrząsająca łagodność”.

Milczewski-Bruno do śmierci zachowywał bezkompromisową postawę wobec wszelkiej prominencji pseudointelektualistów i „profesorków”, czym śmiertelnie zraził do siebie m.in. Artura Sandauera. Towarzyszyła mu „czarna legenda” poety przeklętego, który pomimo swojego wykształcenia pracował przede wszystkim w przemyśle rolniczo-spożywczym, najpierw jako fermentator w wytwórni tytoniu, agronom, ogrodnik-kwiaciarz, instruktor poradnictwa żywieniowego w mleczarni, inspektor plantacyjny w centrali nasiennej, klasyfikator żywca. W końcu osiadł na etacie w „Faktach”, do których pisał swoje reportaże. Z tego okresu pochodzi anegdota, jak to spędzony z innymi literatami do jednego z PGR-ów pod Inowrocławiem - w trakcie niekończącego się czytania przez dyrektora referatu na temat własnych osiągnięć nie wytrzymał i powiedział: "Gruby! Skończ wreszcie gadać, tylko pokaż te świnie!". Nastąpiła konsternacja, aż wreszcie ktoś chcący ratować sytuację powiedział, że jak się nie uspokoi, to go zamkną do chlewa. Na co Bruno odpowiedział, że tam na pewno będzie ciekawsze towarzystwo...

Nie interesowało go życie literackie według ściśle urzędniczych nakazów i formuł. We wniosku o członkostwo w Związku Literatów Polskich miał napisać: „Jednocześnie informuję, że jako członek ZLP będę pisał wyłącznie siebie”.

Ryszard Milczewski-Bruno, autor m.in. „Poboków” i „Nie ma zegarów” zginął tragicznie 17 maja 1979 roku podczas drugiego dnia Toruńskiego Maja Poetyckiego. Grupa literatów pojechała autobusem do Nowej Wsi Szlacheckiej, gdzie ZSP w zlokalizowanym tam pałacyku miało swój ośrodek kulturalno-szkoleniowy. Kilku z nich wraz z Brunem udało się nad jezioro po drodze kupując kilka butelek wina. Milczewski rozebrał się i wszedł do chłodnej tafli. Było ciepło, ale nie upalnie. Bruno zaczął płynąć i w pewnym momencie krzyknął: „Kochani, ja już nie mogę!”. Zaraz potem zniknął pod wodą. Skoczyło za nim dwóch kolegów, ale nie znaleźli go. Dopiero pod wieczór rybacy przeszukujący dno kotwiczką wyłowili jego ciało.

Pogrążył się w gorzkim jeziorze, czy raczej jego gorycz wypełniła jezioro? Któż dzisiaj to może wiedzieć?

piątek, 13 listopada 2009

Mój wiersz tygodnia (5)


Zdjęcie: "Ćpun"

Autor: Piotr Gajda

Mariusza Grzebalskiego spotkałem raz w życiu, w Łodzi, przy okazji TJW „O Puchar Wina” bodajże w 2008 roku. Przeczytałem wówczas wiersz „Sezon grzewczy”, który nie spotkał się z entuzjazmem jury (pamiętam, że obok niego drugim jurorem był Piotr Macierzyński). Nie noszę w sercu urazy, nie nosiłem jej także wtedy, kiedy Mariusz Grzebalski jako juror konkursu „na wiersz miesiąca” odbywającego się na portalu „poezja polska”, wyraził o przesłanych tam utworach jednoznacznie miażdżącą opinię. Takie prawo jurora. Nie pamiętam, a nie chciało mi się sprawdzać, czy także wówczas jakiś mój wiersz wysłałem i stawał w konkursowych szrankach, ale chyba tak. Stąd z powyższego i z tego, że wybieram na „wiersz tygodnia” utwór właśnie jego autorstwa wyciągam osobisty wniosek, że Mariusz Grzebalski jest dla mnie cenniejszy jako poeta, niż jako juror, który z racji swojej „ocennej” działalności nie uczynił mi wszak wielkich spustoszeń.

Prezentowany wiersz pochodzi z tomiku „Ulica Gnostycka”, który nabyłem na allegro jako egzemplarz dedykowany (adresata dedykacji, który pozbył się książki nie ujawnię - musiał ją sprzedać, bo nie miał na przykład na czynsz (?), a ja w swojej aktualnie komfortowej sytuacji pracownika etatowego książkę nabyłem) z naniesionymi ręką autora (?) poprawkami na wydrukowanym tekście.

GRAFFITI
Chłopiec, który na strzelnicy kupował
plastykowych motocyklistów i z matką
w Boże Narodzenie przebijał się przez śnieg
w drodze do stajenki - umarł.

Zszedł pod wodę i zarosła go trzcina,
ciemna i gęsta, jak wnętrze płuc zwierzęcych.
Teraz porusza się wewnątrz powietrznego pęcherzyka.
I ty byłeś chłopcem, przechodniu.

· Mariusz Grzebalski (ur. 1969 w Łodzi) polski poeta i prozaik. Studiował filozofię i polonistykę w Poznaniu. Laureat nagrody literackiej im. Kazimiery Iłłakowiczówny (za zbiór wierszy Negatyw, 1994) oraz nagrody Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek (za zbiór Ulica Gnostycka, 1997). Nagrodzony również przez Poznański Przegląd Nowości Wydawniczych (2001). Były redaktor naczelny Ogólnopolskiego Dwutygodnika Literackiego „Nowy Nurt”, były redaktor artzina "Już Jest Jutro". W 2001 roku ukazał się wybór jego wierszy w przekładzie na języ niemiecki - "Graffiti", w 2004 „Słynne i świetne”, w 2007 „Pocałunek na wstecznym”, w 2009 „Niepiosenki”. Wydany w 2006 "Człowiek, który biegnie przez las” jest jego debiutem prozatorskim. Obecnie pracuje jako redaktor w Wydawnictwie WBPiCAK, gdzie prowadzi Wielkopolską Bibliotekę Poezji i Bibliotekę Poezji Współczesnej, oraz jako redaktor "Dodatku LITERAckiego" Nagrody Literackiej GDYNIA. Mieszka w Koziegłowach koło Poznania.

(źródło: Wikipedia)

wtorek, 10 listopada 2009

Premiera książki "Życie świetnych ludzi" Kacpra Bartczaka



Wydawnictwo Kwadratura zaprasza na premierę długo oczekiwanej książki poetyckiej Kacpra Bartczaka „Życie świetnych ludzi”. Spotkaniu będzie towarzyszyć prezentacja prac Piotra Turka.

Kacper Bartczak
Urodzony w Łodzi w 1972 roku. Poeta, krytyk, tłumacz. Opublikował dotąd dwa tomy poezji: Strefa błędów urojonych (biblioteka, 2000) oraz Domy mediowe (biblioteka, 2003). Autor dwóch książek krytycznych: monografii poświęconej Johnowi Ashbery (Peter Lang 2006) oraz zbioru esejów z pogranicza teorii, filozofii i poezji Świat nie scalony (Biuro Literackie 2009). Wiersze, prozę i eseje publikował w wielu czasopismach, m.in. w Fa-Arcie, Twórczości, Kresach, Studium, Kwartalniku Artystycznym, Opcjach, Arteriach, Tyglu Kultury. Publikował również poezję i eseje za granicą, w Stanach Zjednoczonych i Europie. Współpracował z Literaturą na Świecie i Tygodnikiem Powszechnym. Z zawodu amerykanista. Zajmuje się też przekładem literackim. Stypendysta Fulbrighta i Fundacji im. T. Kościuszki. Tworzy pod różnymi wpływami, po wielu lekturach nie tylko poetyckich, po rozmowach, ale w absolutnej samotności. Prócz literatury interesuje się filozofią.

Piotr Turek
Urodzony w 1961 roku w Łodzi. W 1991 roku ukończył studia w PWSSP im. W. Strzemińskiego w Łodzi. Dyplom w zakresie grafiki warsztatowej w pracowni prof. Leszka Rózgi i w zakresie malarstwa w pracowni prof. Ryszarda Hungera.Trzykrotnie nagradzany w konkursie im. W. Strzemińskiego: 1989 – Nagroda Muzeum Historii Miasta Łodzi w dziedzinie malarstwa, 1990 - Nagroda BWA w dziedzinie grafiki, 1991 - Nagroda Muzeum Historii Miasta Łodzi w dziedzinie malarstwa.Stypendysta Wydziału Kultury miasta Stuttgart (1990/91) oraz Ministerstwa Kultury i Sztuki RP na rok 1997.Mieszka i pracuje twórczo w Łodzi. Wystawy w kraju (m.in Warszawa, Kraków, Łódź, Poznań) i za granicą (m.in. Stuttgart, Berlin, Kolonia, Bonn, Budapeszt, Nicea, Kopenhaga).

Spotkanie poprowadzi Piotr Grobliński.
Zapraszamy 23 listopada o godz. 18.00 do Łódzkiego Domu Kultury, ul. Traugutta 18, sala 221.

Wstęp wolny!

Więcej informacji pod nr tel. 042 633-98-00 wew. 241