Autor: Krzysztof Kleszcz
WARIACJE.PL - "STAJNIA AUGIASZA", Megatotal.pl 2010
Na poetycko-rockową mieszankę nie trzeba mnie było długo namawiać. Jeśli chemia działa, dwa substraty poezja i rock powinny dać produkt o wzmocnionym działaniu.
Masz ochotę zanurzyć się w nierealne? - zdaje się pytać tajemnicza przewodniczka, która sama o sobie wyśpiewuje Ogień mam na twarzy, włosy czerwone. Mówią, że jestem wredna. Gryzę paznokcie na drugie śniadanie. Mówią, że jestem dziwna.
Zespół towarzyszący Eli Dul - wokalistce i autorce wszystkich tekstów sięga po zgoła inne brzmienia niż kultowe Świetliki. Po industrial i metal. Są gitarowe riffy, plamy klawiszy, wiolonczela, operowy śpiew... Moim domem jest cisza wyśpiewuje liderka, ale to nieprawda. Jej domem jest czad, a la Rammstein, Clawfinger, Nine Inch Nails... Jej teksty są niełatwe, niejednoznaczne, poruszają tematy tabu, hipnotyzują.
"Prawdziwa historia o początku" zaczyna się od mocnego riffu i słów "raz raz". To brzmi jak ostrzenie noży. Jeśli ktoś spodziewał się piosenki poetyckiej, a la Stare Dobre Małżeństwo upuści porcelanową filiżankę z kawą. Kto czekał na moc, przekona się od razu, że słyszy zawodowy zespół.
Drugi utwór "Na początku było słowo" jest taki, że uknułem nań taki termin - "poezja industrialna". Jeśli wiersz Eli jest orzechem, to gitara jest dziadkiem do orzechów:
"zaplątana w sieć czasu
pomiędzy jawą a snem rozbłyskam
na ułamek czaso-
wnika
jestem."
Trzeci, tytułowy - zmienia klimat. To intrygująca mroczna recytacja. Na tle ambientowych plam słyszymy kochaj, a później wywołujące ciarki słowa miała w życiu trzech kochanków, kanarka i trzy tchórzofretki, wszystkie rozłaziły się w palcach...
"Na tytuł mnie nie stać" ma smutny klimat, który skojarzył mi się z "Seventeen Seconds" The Cure... Niechciana ciąża, zapach naftaliny i czosnku, zawsze z prawej strony nóż i łyżeczka i ta operowa nieziemska wokaliza Ewy Spornej, dzięki której można osiągnąć drugą prędkość kosmiczną, uciec grawitacji...
"Notatki z brudownika" podnoszą arcytrudny temat: morda w kubeł - mówię, skrobiąc kolejną kasę zgwałconym piątym. // komu wina? ciskam w kąt białe, czerwone, spotworzone pierwsze, // a ty udajesz, a nie ma nic.
Utwór "Teoretycznie każdy potrafi latać..." zaczynający się szyderczym śmiechem, to recytacja, tym razem męska... Czego tu nie ma? Jest - motyw ufo i wulgarne "przez sukę muszę marznąć tej zimy". Nie zapomina się wersu: "pamiętasz tamten wieczór na grobli, gdy topiłem tobą księżyc?"
Niejednorodny "Skazani na weekend" ma refren, który streszcza tematykę płyty "kara wina kara wina"... Fajnie rozwija się dzięki wiolonczeli "Etiuda na jeden palec". „Zaklinacz deszczu” i „Nibypiosenka” wśród gitarowego szaleństwa zapewniają szaleństwo w tekstach - ze szczurem, pająkami, muchami, brakiem wody...
Aniołek z okładki zerkający spode łba zdaje się upewniać, czy wszystko z nami porządku. Muzyka może sprawić, że nie ma czym oddychać. Dlatego w każdej chwili możemy zapodać sobie instrumentalny "Trzynasty kolor zimy", w którym Jean Michel Jarre dostarcza tlen.