poniedziałek, 26 stycznia 2009

Światła i pogłos

Autor: Krzysztof Kleszcz

24.01.2009r. Sala SCh TOMY, Tomaszów Maz.

Wieczór autorski Krzysztofa Kleszcza, promocja książki "Ę" wydanej przez Wyd. Kwadratura w Łodzi przy współudziale MBP w Tomaszowie Maz.
Wieczór autorski jak ze snu o lataniu. Światła i pogłos - trochę mnie peszyły, ale było świetnie. Sala SCh TOMY przy ul. Jerozolimskiej. Nowoczesna i wyjątkowa. Mająca klimat. Tu gdzie kiedyś było kino Mazowsze - tu gdzie kiedyś oglądałem "Poszukiwaczy zaginionej arki" (zakazany owoc - film był od 12 lat, a ja byłem znacznie młodszy). Jeden z tych dni, które będę pamiętać na całe życie. Tomaszów z piosenki Demarczyk zaczyna na nowo istnieć na poetyckiej mapie Polski także dzięki temu, że ma i teraz swoich poetów - stwierdził prowadzący spotkanie.

Od godziny trzynastej - przygody z zawieszaniem grafik Marzeny, kupno drutu wiązałkowego (pozdrawiam uprzejmego pana, który nie wziął ode mnie pieniędzy, skoro to do galerii, ale prosił o kontakt z kimś kto namaluje mu Piłsudskiego :) ). Poszukiwania wiertarki.

Godzina szesnasta z minutami. Z głośników leci Dexter Gordon - jazzik z saksofonem. Można zakupić książki "Kwadratury" i ŁDK (Kleszcz, Miniak, Grobliński, Kędzierski, Robert) i pooglądać prace plastyczne zawieszone po prawej stronie sali. Daniel, którego kiedyś uczyłem geografii obsługuje światła i rzutnik (na białym ekranie zmieniają się grafiki Marzeny). Uprzejmość pana Rafała Piekarskiego, który użyczył sali, nie zna granic: dostaję też kawę, w której topi się trema.

Sala wypełniła się znajomymi i nieznajomymi, którzy chcieli posłuchać moich wierszy, obejrzeć ilustracje. Jest spora grupka uczniów. Dziękuję za kwiaty od pani dyrektor mojej szkoły.
Wieczór rozpoczęła pani Ewa Adamska - dyrektor MBP. Piotr Grobliński, doświadczony w prowadzeniu wieczorów autorskich opowiedział o roli redaktora, o przygodach z wydawaniem mojej książki. Pytał o motto ("Budzę się na dobre i dobre przychodzi"), żartował, czy rzeczywiście to tak ważne mieć osobną półkę w bibliotekach (nie ma chyba tytułu innej książki na literę "Ę"). Przeczytałem kilkanaście wierszy, po reakcji widowni mogłem wnosić, że się podobały. Było kilka pytań z sali.
Głos zabrała Marzena Łukaszuk - opowiadała o tym jak powstały jej grafiki. Asekurowała się, że rozumie, jeśli komuś wydadzą się nieciekawe. A ja podkreślałem, że jej prace wystrzeliły moje białe wiersze gdzieś poza orbitę, w kosmos.

Wpisywałem dedykacje, słuchałem komplementów. A potem poszliśmy świętować.


























































Fotografie: Grzegorz Kleszcz (1,2,4,5,7,9,10), Roman Kleszcz (8) i Krzysztof Wieczorek (3,6)

sobota, 24 stycznia 2009

Tomek w Radio

Autor: Krzysztof Kleszcz
W niedzielę 25 stycznia 2009 r. podczas programu "na żywo", po 17,00 w Radio Łódź odbędzie się rozstrzygnięcie konkursu "Pan Cogito po latach... ". W programie tym wezmą udział nagrodzeni Twórcy, jurorzy, zaprezentowane też zostaną wyróżnione utwory. Wśród zaproszonych jest Tomasz Bąk z Tomaszowa Mazowieckiego. Trzymam kciuki.

Wino ze stacji

Autor: Krzysztof Kleszcz

Dzień przed moim wieczorem autorskim nie mogłem oprzeć się pokusie wzięcia udziału w Turnieju o Puchar Wina im. J.Jarmołowskiego organizowanego po raz czterdziesty (!) przez Łódzki Dom Kultury, imprezie integrującej środowisko poetyckie Łodzi i okolic (liczna reprezentacja - Żyrardowa, Tomaszowa Maz. )
Turniej o prostych zasadach - "przyczytać swój nienagrodzony wcześniej wiersz, a najlepszy dostaje szlachetny napój (w tym roku w pięknym etui, bywało że wielki kryształowy kielich pełny trunku)". Udało mi się go wygrać 3 lata temu - gdy przeczytałem "Pod klepsydrą" i być drugi - 2 lata temu, za "Meteoryt". Miałem świeży wiersz, ale wciąż byłem niezadowolony z jednej z fraz, dlatego przeczytałem ostatecznie "Zimowy". Jurorem głownym miała być Agnieszka Kuciak, której interesujące wiersze znałem z internetu. Niestety nie dojechała. Zatem bez niej jury w składzie: Kacper Bartczak, Robert Miniak (autor "Czarnego wesela"), Artur Fryz - wysłuchało około pięćdziesięciu recytacji. O różnym poziomie. Były wiersze rymowane miłości/radości, były bajki (kultowa recytacja ponad pięciominutowa ze streszczeniem kilku pominiętych zwrotek), była szalona recytacja godna Michaela Jacksona (jestem złem!). Były jednak i zawodowe wiersze: w szranki konkursu stanęli przecież prawie wszyscy z Młodzi Literackiej, oprócz chorego Piotra Gajdy (grypa!); Przemo Owczarek, Michał Murowaniecki, Rafał Gawin, Monika Mosiewicz, Konrad Ciok, Iza Kawczyńska. Byli też weterani konkursu: pan Zasławski, Piotr Macierzyński, pan Brzozowski, Wojciech Kądziela. Jednym słowem - tradycja. Jury naradzało się około 40 minut.
Ogłoszono, że wyróżnienia otrzymali m.in.: Kacper Płusa, Konrad Ciok i Monika Mosiewicz. III nagrodę zdobył Krzysztof Kleszcz, II miejsce: Tomasz Bąk z Tomaszowa Mazowieckiego (mój uczeń! dziś licealista cieszę się, że na poczatku swej drogi poetyckiej już kosi nagrody - to da mu niezłego kopa do działania, jak sądzę). Tak więc Tomaszów górą! Wygrał - nieobecny przy ogłoszeniu werdyktu, zapewne zniecierpliwiony oczekiwaniem - Krzysztof Grzelak z Łodzi.

No i powrót do domu na 23. Kadarkę kupiłem na stacji benzynowej.


Powyżej Wiersz Tomka i mój:


poniedziałek, 19 stycznia 2009

Wieczór na 102

Autor: Krzysztof Kleszcz

Studio 102 przy Piotrkowskiej 102 w Łodzi - godzina 16.00. Mój pierwszy wieczór autorski. Prowadzący Piotr Grobliński zdradził, że jego idee fix było zbratanie plastyków i poetów. W przypadku mojej książki wg mnie udało się to na 100% - powstała idealna symbioza - obrazu i słowa. Marzena Łukaszuk - autorka przepięknych ilustracji do mojej książki opowiedziała o historii ich powstania.
Dziękuję wszystkim, którzy przybyli, mam nadzieję, że spodobały im się moje recytacje i odpowiedzi na pytania. Zgromadzeni mogli zobaczyć wszystkie ilustracje Marzeny, także te, których nie udało się pomieścić w książce (dzięki za rzutnik, Brader!). Następny wieczór odbędzie się w Tomaszowie Mazowieckim, w sali "TOMY" przy ul. Jerozolimskiej 1; 24 stycznia o godzinie 17.00. Zapraszam.






Fot.: Grzegorz Kleszcz





Fot.: Krzysztof Wieczorek

piątek, 16 stycznia 2009

Wolne pokoje


RECYTACJA
Wiersz Piotra Gajdy "Wolne pokoje" z tomu "Hostel".
Pomysł i recytacja: Krzysztof Kleszcz
Muzyka: Lisa Gerrard "Space Weaver" z płyty "Silver Tree", 2006; Label: EMI Int'l.
<--- KLIKNIJ

















Baby, I'm Gonna Leave You

Nie będzie trasy Led Zeppelin. Ani z Robertem Plantem ani bez niego.
Led Zeppelin to rozdział zakończony.

1.
Autor: Krzysztof Kleszcz

Jeśli są na świecie ludzie nie znający muzyki Led Zeppelin, powinni bić się w pierś i w ramach pokuty klęczeć na grochu.
Sprzedali 300 milionów płyt. Kiedy byli na topie - byłem jeszcze małym bobo. Poznałem ich, gdy już zdobyli status zespołu nr 1. Podstawa zespołu to: Jimi Page- wirtuoz gitary, Robert Plant - wokal. Schody do nieba czyli "Stairway to Heaven" to był obowiązkowy motyw przy nauce gry na gitarze. Ja uwielbiam zakończenie utworu - tak pięknej cody nie ma żaden utwór rockowy. Podobno w USA jest radio, które nadaje ciągle ten jeden kawałek jako 'power play'.
Płyty "Led Zeppelin" - "I" (z przecudownym "Baby, Baby, I'm Gonna Leave You", albo seksualnie zabarwionym bluesiorem "You Shock Me Baby"czy histerycznym "Dazed and Confused"), "II" (z niezapomnianym "Whole Lotta Love") i "IV" ("Rock'n Roll", "Stairway To Heaven", "Black Dog", "When the Levee Breaks"- niesamowity motyw perkusji) to dla mnie absolutna kwintesencja muzyki rockowej. Zatem nie będzie reaktywacji, zarabiania na legendzie. U Planta głos już nie ten. Może to i dobrze?

2.
Autor: Piotr Gajda

Są błędy, które ciężko się wybacza. Takim błędem było, że ostatecznie nie pojechałem na koncert Page’a i Planta do katowickiego Spodka, a wszystko wskazywało na to, że mógłbym – pieniądze na bilet, transport i towarzystwo kumpli. Było, minęło i jak się okazuje - już nie spełni (jak spełnił się inny mój sen – koncert Black Sabbath z Ozzym we wspomnianym już Spodku).
Mój pierwszy kontakt z geniuszem Planta, Page’a, Jonesa i Bonhama nastąpił podczas pewnego popołudnia, kiedy to w radiowej „Trójce” usłyszałem utwór „Your Time Is Gonna Come”. Wydał mi się cokolwiek dziwny (byłem świeżo zainfekowany Purplami i Sabsami, słyszałem już, co nieco o Rainbow, Iron Maiden i Judas Priest), i być może dlatego, nie wzbudził we mnie jakichś mocniejszych wzruszeń. Wkrótce jednak z nieocenionego w tamtych czasach radia nagrałem na szpulę mojej „Arii” „Jedynkę” z płonącym sterowcem na okładce. I zaczęło się coś, co trwa do dzisiaj, co wciąż odnajduję we wszystkich solowych projektach żyjących do dziś muzyków tego zespołu. Kult, szacunek i sentyment do dokonań tych ludzi, do ich muzyki. „Babe I’m Gonna Leave You” (mam bootlega, na którym Plant przebija wersję z oficjalnej płyty, co wydaje się prawie niemożliwe), „Dazed And Confused” (ciary, Jon Paul Jones swoim basem podnosi dramaturgię tego utworu na dziesiąte piętro), „How Many More Times” (znam wykonania trwające prawie 20 minut). Tego po prostu nie da się zapomnieć. Pamiętam jeszcze, że kilka lat później w tomaszowskim MOK-u puściliśmy z kasety VHS (sprzęt video wtedy był jeszcze rzadkością) ich koncert „The Song Remains The Same”. Pamiętam z niego niejakiego Mariana, który wówczas był „zapowiadającym się” wokalistą lokalnego zespołu, który w trakcie muzycznej ekstazy wywracał stoliki wyśpiewując całą track listę razem z Plantem. Z głębin pamięci wyławiam także okropnie trzeszczące płyty analogowe z ruskimi wydaniami płyt grupy, które miały okładki z podłego papieru, a w dodatku dźwięk płaski jak średniowieczne opinie na temat kształtu Ziemi. Dziś płyty cd eksponuję na swej półce z prawdziwą dumą.
Myślę, że dobrze trafiłem – od razu stykając się z absolutnym kanonem muzyki rockowej, dziełem debiutantów, którzy zaczęli zapisywać historię muzyki rockowej od początku. Każdy chce mieć swoją legendę, żeby móc do niej wzdychać.

środa, 14 stycznia 2009

We are the pigs

Autor: Krzysztof Kleszcz

Kto nie wie szto zacz L.U.C - nominowany do Paszportu Polityki - polecam ciekawy teledysk. Robi wrażenie; muzycznie - miks hiphoporecytacji i pasaży Leszka Możdżera; i tekstowo - zakręcony pochód do puenty następującej po słowach "hiperkonsumpcja". Trochę to Lao Che-owate, trochę kalibrowate (Kaliber 44 - plus czy minus to jedyne co widzę), a to piękne wzory. Na pewno - szalone. W jednym z wywiadów artysta stwierdził: "Żyjemy uwikłani w gastronomiczną pętlę". Szalony teledysk kojarzy się z Beastie Boys "Sabotage".

wtorek, 13 stycznia 2009

Chłopaki płaczą

Autor: Piotr Gajda

Z niecierpliwością czekam na nowe, premierowe wydawnictwo grupy Antony and the Johnsons, które według zapowiedzi powinno ukazać się w drugiej połowie stycznia. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się EP – ka z premierowym materiałem „Another World” (z gwiazdą japońskiego tańca współczesnego – Kazuo Ohno na okładce). Zawierała pięć niezwykle interesujących utworów – fani płyty „I Am A Bird” mogą spać spokojnie (w warstwie muzycznej jest na niej wszystko to, za co kocha się ten zespół). Czy na nowej płycie (oficjalnie znany jest już jej tytuł – „The Crying Light”) Antony and the Johnsons (a właściwie Antony Hegarty) po raz kolejny za pomocą swojego rozwibrowanego głosu, delikatnych, a zarazem bogatych harmonicznie fortepianowych pasaży i wyrafinowanych aranżacji wyczaruje dla nas kolejną odsłonę własnego, androgenicznego świata? Mam nadzieję, że to po raz kolejny się uda, że znów usłyszymy niezwykle fascynujące opowieści o walce z własną cielesnością, która funkcjonuje w niezgodzie z duchem. Ktoś powie, że to muzyka przeznaczona do słuchania dla miłośników kabaretu lub podstarzałych drag queen. Guzik prawda! Chłopaki też płaczą…

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Pola w marcu

Autor: Krzysztof Kleszcz

PJ HARVEY w marcu wyda nową płytę. Będzie się nazywała "A Woman A Man Walked By". Nie mogę się doczekać. Co w sobie ma ta chuda długonoga femme fatale? Żeby była chociaż ładna. Ale to osobowość, jedyny w swym rodzaju głos. Do fascynacji jej twórczością przyznaje się m.in. Katarzyna Nosowska. Pola Janina - swą pierwszą płytę "Dry" wywrzeszczała - hormony na wierzchu, szminka na okładce, gwałtownością wyznań. Sukces i sławę przyniósł jej czwarty album "To Bring You My Love" z 1995 roku - krążył wtedy po MTV jej teledysk z refrenem "little fish big fish swimming in the water". Mnie na tej płycie szczególnie ujął ekstatyczny "The Dancer" (tu w WERSJI AKUSTYCZNEJ). Krokiem w oniryczne klimaty była płyta "Is This Desire?". A "Stories From The City Stories From The Sea" był znów gitarowy i hitowy, na niej m.in. duet z Thomem Yorkiem (...Can You Hear Them? The Helicopters?...). Kto nie zna niech żałuje. Każda z płyt przy których pracowała np. projekt z Johnem Parishem "Dance hall at louse point", "Before The Poison" z Marianne Faitfull czy duet z Nickiem Cave'm w piosence "Henry Lee" - to mistrzostwo świata i przebłysk geniuszu. Potem jeszcze była płyta "Uh Huh Her" - znów, momentami gwałtowna (np. w "Who the F*ck?). A ostatnia rzecz - płyta "White Chalk" kompletnie mnie zaskoczyła. Bo dziewczyna, którą podniecał głęboki bas nagle wzięła się za grę na pianinie i dziwnych instrumentach strunowych.
Polecam jej występ we francuskiej tv... GROW GROW GROW. Poezja.

niedziela, 11 stycznia 2009

Przytulanie do piersi

ROZMOWA NA GADU-GADU

KK: Pamiętasz swą pierwszą płytę winylową?
PG: Oczywiście! "Heart of Glass", składanka z zespołami takimi jak Blondie, UFO, Jethro Tull, i wykonawcami jak Leo Sayer na przykład. Zniszczyli mi ją znajomi rodziców na swoich imieninach, bo moi starzy pożyczyli im gramofon i tę właśnie płytę.
KK: A mnie się w czeluści pamięci wizualizuje płyta "ŚMIERĆ DYSKOTECE" - Lombardu.
PG: Świetna płyta! Który utwór z tej płyty najbardziej zapadł ci w pamięć?
KK: Poczekaj, poczekaj. Pamiętam, że nie rozumiałem wszystkich tekstów, i że Ostrowska mi się podobała. Ile ja miałem wtedy lat? 9? Pamietam, że płyty wtedy ukazywały się z ponad rocznym opóźnieniem jakoś.
PG: A to zrozumiałe. I to, że podobała ci się Małgorzata Ostrowska. Była ładniejsza od Wandy Kwietniewskiej...
KK: U chrzestnej w takim fotelu-pufie zamykanym zauważyłem płytę i powiedziałem jej na ucho, że bardzo chciałbym ją mieć. No i śpiewałem pod nosem "Diamentową kulę”, "Taniec pingwina na szkle" i "Rdzę" - tam było coś o "półlitrówkach schowanych na wasz powrotny dzień".
PG: Ja wtedy sam kupowałem sobie płyty. Była taka księgarnia na Spalskiej (teraz jest tam ciucholand). Można było upolować niezłe winyle. Panie ekspedientki nie znały się na rocku i niczego nie ukrywały pod ladą.
KK: „Diamentową kulą dostaniesz między oczy...” - dziś jak tego słucham to trochę Papa Dance'm pachnie ;-)... No jasne, na Spalskiej kupiłem "Moskwę" - pamiętam swą radość...
PG: Ale to był kiedyś przebój Listy Przebojów Trójki! Takiej muzyki się wówczas słuchało. Może dlatego niedługo potem, kiedy dotarłem do koncertowej płyty zespołu Black Sabbath "Live Evil" buty mi pospadały. Mieliśmy wówczas tu w kraju z dziesięć lat opóźnienia...
KK: I jeszcze będąc u cioci na południowym-zachodzie Polski, zwiedzając okolice z rodzicami - w Legnicy albo w Złotoryi upolowałem plakat LOMBARDU. Na kredowym papierze! Ostrowska miała demoniczny makijaż! Miałem wtedy też koszulkę z wprasowanym logo zespołu. Próbuję sobie przypomnieć jak przekształciłem tekst: "W kartach nigdy się nie trafi / street lub kareta pełna króli / Spod drzwi ci rąbnęli mleko / pies cię rzucił, nikt już nie jest / dobry ani czuły". To było jakoś tak: "W kartach nigdy się nie trafi / Wytlukaj na pełno zbroi / Złociści rąbneli w mleko / wiatr przyrzucił / nikt już nie jest / dobrej fali czuły". Brzmiało surrealistycznie.
PG: A pamiętasz plakaty z "Zarzewia". Takie na podłym, gazetowym papierze, na którym zamazywały sie kolory i kontury?
KK: Przyznaję się bez bicia, że to przez pół roku prenumerowałem. Dla tych plakatów ;(
PG: A ja je naklejałem na ścianę, a potem trzeba było wszystko malować. Wracając do Lombardu...dla mnie "Taniec pingwina na szkle" jest pierwszym tekstem na temat depresji, he,he!
KK: Śpiewałem teksty Lombardu uderzając pałeczką od gongu w rakietkę pingpongową. Nasz zespół - JA - śpiew, perkusja; BRAT - śpiew, perkusja - nazwaliśmy TGS, przez analogię do TSA. No dziś to wzrusza przez te wspomnienia. Ale i tekst „Taniec pingwina na szkle” świętej pamięci Jacka Skubikowskiego dziś mnie autentycznie przekonuje. Te kroczki pingwinie - na określenie komunistycznej degrengolady to jest prawdziwa poezja, nie uważasz? "Chowa pod skrzydło pysk blady jak wosk" - to jest pięknie napisane.
PG: Tak, jak wspomniałem to strasznie klaustrofobiczny tekst... Już sam początek - "W domach jak klocki olbrzyma / rury zawyły ze strachu przed dniem..."
KK: To cudne jest, zwyczajnie cudne!
PG: Na szczęście Jacek Skubikowski to nie Jacek Cygan, he,he!
KK: To nie ja byłam Ewąąą!
PG: Dary, dary looosu..
KK: Ale Cygan tez ma dobre teksty - zostawmy go w spokoju. „Skubik” próbował też kariery solowej: "Słodkie cudo z m-2", "Jedyny hotel w mieście"... to był dobry tekściarz, chyba miał też brzydki epizod z discopolo.
PG: Jeden jego utwór cholernie mi się podoba, ale prawdę mówiąc ja go jako rockmana nie trawiłem w ogóle. Wolałem, żeby został tam gdzie był - jako tekściarz. Nie pamiętam jego solowych płyt.
KK: Zostawmy to.
PG: Tak, wróćmy do pingwina... A ten fragment, jak zauważasz? "Z okna widać to samo coraz bardziej ukośnie / widać w lustrze co rano / jak wolno dziób rośnie”
KK: W tym utworze nie ma złej frazy! "Z okna widać to samo /co dzień bardziej ukośnie" Nie „coraz” tylko „co dzień.”
PG: A tak! Pamięć zawodzi, ech.
KK: Oj rewelacja. Od razu widzę zdjęcie z „CZASEM APOKALIPSY.”
"Życie na boki go kiwa / Kusym truchcikiem załatwia sto spraw". Kusy truchcik - to jest piękne, zobacz jak wiele można osiągnąć dwoma słowami!
"Zwija śniadanie w gazetę" Pamietasz ichniejsze gazety? "Głos Robotniczy", "Trybuna Ludu"...
PG: Tak, to dobre skojarzenie. Warto też wspomnieć o niezwykle ekspresyjnym śpiewe Ostrowskiej. Jej interpretacja wyniosła ten tekst do absolutnego kanonu! Tych gazet nie czytałem. Pamiętam "Radar", "Na przełaj", "Świat Młodych", bo tam publikowano wiersze debiutantów, a w "Świecie Młodych" na końcu by komiks.
KK: Ja czytałem sport. Wyścig Pokoju - wycinałem, wklejałem. Pamiętam taki tytuł w "Trybunie Ludu": "Janusz Pożak - bez formy byłem już w Berlinie".
PG: Ja zamiast kolarzy wolałem ścigać się kapslami.
KK: Pamietam też skład kadry mongolskiej ekipy - Cendendanbyn Gandbold, Chajanchiarwaa, Munchbad, Zargalsajchan
PG: Po asfalcie, pstryk!
KK: Ja mialem ze sto kapsli i w dużym pokoju to rozstawialiśmy. To w sumie dość głupie było. Te kroniki wyścigów mam w komórce chyba.
PG: !!! Ja wolałem w owym czasie gładko przejść od słuchania Boney M i Abby, do ACDC, BLACK SABBATH. Załapałem się na DEEP PURPLE i LED ZEPPELIN niedługo później.
KK: A ten tekst o PINGWINIE, to wg Ciebie jest jakoś ponadczasowy?
PG: Tak. Zawsze uważałem, ze to piosenka, która lepiej się obroni niż takie "Przeżyj to sam."
KK: Oj tak - nie lubie Przeżyj to sam - jest takie podniosłe, pompatyczne, zapalniczki sie zapalają, łeee... Nie ma to jak "Taniec pingwina”
PG: Dla mnie bliźniaczą piosenką w sensie przekazu jest też "Szklana pogoda".
KK: Owszem. "Szklaną pogodę" napisała chyba Ostrowska.
PG: Nie, nie. To tekst zawodowego tekściarza, nie pamiętam nazwiska... Z tego co wiem,, Stróżniak go tylko nieco "przyciął".
KK: Rzeczywiscie DUTKIEWICZ, sprawdziłem na płycie. Ostrowska napisała "Mam dość", "Gołębi puch"...
PG: Uwielbiam te piosenki!
PG: Dziwne, że ten zespł nigdy nie przebił się do pierwszej ligii.
KK: Nie? Miał hita na miejscu pierwszym- STAN GOTOWOŚCI.
A Skubikowski jeszcze napisał "Droga pani z TV", "Kryształowa" i "Stan gotowości". Ten ostatni jest najbardziej udany. Zobacz ten fragment: " po sygnale lufy drzwi wyplują szyk/ serca wybiją jeden rytm, ramie w ramię". Wg mnie świetne i (sic!) CELNE. Albo "Krany gotowe są już do walnej bitwy / ściany jak nowe niosą głos, huk gonitwy". To jest poezja proszę pana.
PG: Pamiętam, że to był taki "marszowy" utwór. Ale osobiście nikt nie przebije Ostrowskiej na wokalu!
KK: No nie, nie. Szkoda, że się pokłóciła ze Stróżniakiem. Zdaje sie że śmiertelnie. Led Zeppelin prędzej coś zagrają niż Lombard.
PG: No cóż, pewne rzeczy się kończą... Może to i lepiej? Myślę, że Lombard nie odnalazłby się dzisiaj na polskiej scenie. Rocka w mediach nie ma, są tylko podróbki wokalistów i wokalistek, produkcyjniaki. Myślę o telewizji, a Lombard był zespołem telewizyjnym. Występował w Opolu, a nie w Jarocinie, co też jest trochę znamienne.
KK: Mam link do "Stanu gotowości" z 1984 roku. Zbigniew Foryś żuje gumę, Grzegorz Stróżniak z wąsami - chciałem mieć wtedy wąsy, łysy perkusista nazywał sie Przemysław Pahl... Boże, skąd ja to pamiętam? Wow! Ostrowska w pełnym makijażu!
PG: Byłeś fanem!
KK: Stary ja w 84 roku miałem 10 lat!
PG: Ja 18. A w wieku szesnastu rozpoczałem przygodę z rockiem.
KK: Piękny to był czas... Wracałem z plaży nad Pilicą i ktoś mi powiedział, że w Telewizyjnej Liście Przebojów Lombard jest na miejscu pierwszym!
PG: Wczesniej słuchałem nawet Goodbye Danceband
KK: Nie znam człowieka :-)
PG: Zzy jak to się tam nazywało. Ci, od "słońca jamajki"...
KK: Aha kojarzę
PG: Żenua kompletna... Na szczęście na swojej drodze spotkałem właściwych ludzi i oni otworzyli mi oczy.
KK: Ja chyba sam je jakoś otworzyłem - o ile pamietam... Pamiętam swój dojrzały wybór - zamiast Jacksona "Bad" kupiłem Tracy Chapman "Tracy Chapman". Oczywiście było to na pirackiej kasecie firmy ARA (takie czasy).
PG: Później w jednej z naszych placówek kultury założyłem Klub Miłośników Rocka. Puszczaliśmy na video koncerty Led Zeppelin, Hendrixa, Black Sabbath, ale to był już rok 85, 86...
KK: Ohoho! Mam "Taniec pingwina": oryginalny teledysk!
PG: W czasie kiedy nabywałeś kasetę Tracy byłem w wojsku. Pamiętam że "Fast Car" leciało z głośników na poligonie...
KK: Oglądasz? Ostrowska jak świetnie wygląda! Na gitarze - Piotr Zander. Oj pamietam jak mama mi przywiozła z Łodzi: TSA - "Rock'n Roll" i Lombard - "Kreacje". Wyobrażasz to sobie? A "Szarą masć" kupiłem w MDK przy muszli... PG: Miałem wtedy i mam teraz te płyty. A wiesz na co była ta maść? KK: Na mendy - ostatnio w Teraz Rocku o tym pisali. Mendy = milicja. Poezja panie! Jak wyjdzie "Szara maść" na CD to kupię na pewno. Dziś już nie mam jak słuchać winyli. Pamiętam też, że troszkę się wstydziłem tej okładki, mówię o piersiach.
PG: Piersi nie należały do Ostrowskiej. Jak znajdę trochę czasu wrzucę na talerz gramofonu stare płyty Lombardu. Raz jeszcze przytulę się do Tych piersi, hehe.