23.04.2012: SPOTKANIE AUTORSKIE Z WOJCIECHEM KUCZOKIEM. TOMASZÓW MAZ. ; MBP ODDZIAŁ DLA DZIECI I MŁODZIEŻY, PL.KOŚCIUSZKI 18
Zanim Wojciech Kuczok okazał się interesującym rozmówcą, doprowadził prowadzącą na skraj załamania nerwowego. Nie odbierał telefonu, a wypełniona po brzegi przepiękna sala tomaszowskiej biblioteki zaczynała się wypełniać frustracją: „Gdzie autor?”. Co bardziej wrażliwi na punkcie swojego wolnego czasu, zaczęli wychodzić.
W dniu spotkania pisarz zdążył opublikować w internecie krytyczny felieton o kibolach, odwiedzić TVN w związku z tym tekstem i zwiedzić Groty w Nagórzycach (stwierdził, że to wyjątkowy obiekt).
Spóźnienie nie było spowodowane staniem w korku - wszystkiemu winny adres „Pl.Kościuszki 18”. Numer 18 stał się przyczyną „haniebnej pomyłki”, godzina 16 zmieniła się w 18.
Spotkanie zostało uratowane i autor zrobił wszystko, by zniecierpliwienie słuchaczy zmienić w radość obcowania z literaturą. Były fragmenty nowej książki o roboczym tytule „Skazany na włóczęgę”, gdzie zebrane zostały relacje z podróży „nad ziemię” i „pod ziemię”. Tam – jak sam stwierdził – znajduje mistyczne uniesienia, których nigdy nie przeżył w Kościele. Przyznam, że w tych „świeżych” fragmentach odczytanych z laptopa, brakowało mi jego charakterystycznego stylu. Skojarzyło mi się to od razu ze Stasiukowym „Jadąc do Babadag”.
Były opowieści o wielkiej pasji - odkrywaniu jaskiń. „Niedawno dokonałem dużego odkrycia. Najłatwiej to zrobić przy temperaturze minus piętnaście. Wszędzie śnieg, a wokół wejścia do jaskini - wyziew ciepłego powietrza, zielone paprotki...” Zaskoczyło mnie wyznanie: „Literatura nie jest najważniejsza, bardziej czuję się właśnie speleologiem”. Widać było też błysk w oku, gdy prowadząca spytała o piłkę nożną, Ruch Chorzów i nasze „wyjście z grupy” ne Euro. „Ktoś, kto źle się wyraża o kibicowaniu, ma u mnie punkty ujemne” – powiedział groźnie.
Było o kryzysie twórczym: „Gnój się napisał sam, za to „Spiski” napisałem ja, żmudnie, zdanie po zdaniu.” Było o niezwykłej metodzie twórczej: „Dopiero jak napiszę dwie strony książki, mogę coś zjeść.” i dość samokrytycznie o filmie „Senność”, że nie potrafi go obejrzeć w całości.
Osobiście najciekawszy był moment, w którym autor odniósł się do tego, że został przedstawiony jako poeta. "Nie czuję się poetą, w ogóle słowo brzmi dla mnie źle." Porównał poezję do opery, wskazał na jej sztuczność, na dziwną konieczność wbicia się w formę.
Jako „pieśniarz operowy” odpowiedziałem, że w „Gnoju”, albo w książce przyjaciela autora - Radosława Kobierskiego „Harar” (jest tam blurb Wojciecha Kuczoka), jest mnóstwo poezji. Proza bez poetyckiego pierwiastka jest tylko „muzyką z Radia Zet”, papką, turystycznym folderem. To właśnie taka forma literacka, poetyzowanie – czyni z prozy Wojciecha Kuczoka literaturę dobrej jakości.
Otworzyłem ulubioną książkę na chybił trafił i oto frazy godne poety:
„No to śmierć go złapała za słowo i przytrzymała, zbyt mocno, by mógł zaprotestować, i poprowadziła go do tańca, w tango białe i zimne jak kość.”
„Ustawiałem się w cudzym świetle jak zbieg przyłapany przez reflektory służb granicznych, kiedy nie wiedząc jeszcze, po której stronie wpadł, powtarza we wszystkich znanych mu językach słowo „azyl”.”
„Teraz ziewam. Kiedy tylko otworzę usta, ziewam; ziewam w nocy, ziewam w dzień, ziewam przez sen, w którym jestem krzyżem rozstajnym, toczonym przez drewnojady. Byłem, już mnie nie ma.”
Panie Wojciechu, nie kruszmy kopii: dobrą prozę od poezji dzieli kilka enterów.