LECH JANERKA "GIPSOWY ODLEW FALSYFIKATU", MYSTIC PRODUCTION 2023
Podobno "Gipsowy Odlew Falsyfikatu" oznacza, że wszystko już było, wszystko zostało powiedziane i wszystko jest wariacją na temat, echem, cytatem, cieniem.
No dobra. Ale przekornie zauważę, że ta płyta nie jest "powtarzaniem siebie". Najlepszy, ulubiony album mistrza - "Fiu Fiu", miał smutne rozkminy o upływającym czasie. Tamte "wieje i rozwiewa mnie" oraz "wyprowadzam się na górę / w piórnikowym garniturze" było ironiczne, ale jednak jakoś dołujące. Aktualnie wyśpiewując "zabieram cię na moje piętro", artysta drwi sobie ze swojego wieku, medytuje i podśpiewuje niskim głosem. Może nie jest to "Chwilo trwaj, jesteś taka piękna!", ale "Nic mi nie zrobisz, nicości!".
Bo przejrzał już świat na wskroś - świat oferuje głównie omamy i migające piksele. I dziś ceni sobie spokój. Choć do "kolorowych odlotów na Paragwaj" nie ma już powrotu, to nie robi z tego afery.
Płyta zaczyna się dostojnie. Od rozpoznania świata ("To wrogie terytorium..."), od żartu ze swojego miejsca ("Wracamy już na miotle"...). I kto czekał 18 lat na janerkowe mądrości ("Plagiaty" ukazały się w 2005 roku), może się częstować: ("Uwierzyć w coś i wziąć to w ręce / Niech trochę się ogrzeje / A może zmieni się w coś wiecej").
Muzycznie w każdym numerze jest ciekawie, basik tnie, wiolonczela tnie, dominują raczej wolne tempa. Harmonie beatlesowskie, jakiś walczyk. Z rzeczy, które niekoniecznie mi się podobają - są jakieś zabawy z modulacją głosu.
Dobrze, że jest sporo humoru, który był zawsze (pamiętne: "Nalot, nalot, opadnie z ciebie galot" z płyty "Dobranoc", albo "a giry go ciągle bolą, polewa na to kolą, kolą złą" z "Plagiatów"). Jest i teraz. Humor pozwala rozcieńczyć trochę cierpkie frazy.
W "Chyba" Janerka zarzuca głupotę zarówno optymistom jak i czarnowidzom ("też bełkot!"). Dostaje się jednym i drugim. Słowo "raczej" z "Fiu Fiu" zastąpiło słowo "chyba" i zamiast niszczyć swą niepewnością, intryguje. Pięknie brzmi fraza o "dobrych snach", a jeszcze piękniej ta autoprezentacja "Janerków dwóch": "Oddychamy sobie patrząc na świat / Głowa płonie, ale dystans i takt".
Janerka na całej płycie pogrywa sobie słowem "sen". Od razu przypomniałem sobie, że "Klaus Mitffoch" z 1984 roku zaczynał się od turpicznego "Śpij Aniele mój", a w tekście "Dobranoc" z 1996 roku było "dokładnie się wszystko rozpadnie zabawnie" i przeszywające "nie dotykaj tych rąk, są wilgotne i drżą, nie nastąpi już żaden cud, cudów nie ma"...
"Sen" z "Gipsowego odlewu falsyfikatu" jest snem spokojnego mędrca, ironisty "Po co mi ten Fis- dur / Kosmosu pustki wytwór?", może i czasem trwożny "Nie pamiętam już prawie nic / Nie pamiętam co się śni / Nie pamiętam siebie", może i przerywany ciągłym przebudzaniem się "wszyscy święci rozmazani jak z maligny dżem", "zwidy walą w bodhran", ale oczekiwany "lewituj, nie grawituj".
Najpiękniejszy utwór to "Dupa jak sofa", który nie jest bynajmniej peanem do dużych bioder, a żartem ze swojej nieudolności, za dużych ambicji. I ach, te neologizmy, te janerkosłowa: "tuttaj", "yf", "Fifa Żyrafa", "karafa Fafa", piękne są jak góry w Szkocji! I znów gadać się chce Janerką: "Śpij, śpij, śpij inteligencie", "Porykuje pustka, och porykuje. Nie marnuje szansy, och nie marnuje"...
Choć są na płycie dwa wesołe kawałki "Wanna na Wawelu i "Zabawawa" to zwykle je pomijam i zapętlam te spokojniejsze: "Pora na zło" - o jakimś dreszczu z tego, że świat świruje, "Lewituj" - z fragmentem o podłym lustrze, przy którym można się rozkleić, i "Nie śpię, śpię i nie śpię", który dobrze kołysze.
Janerka to jeden z moich ulubionych artystów, lubię jego niski głos, lubię jego frazy. Cudnie, że nagrał płytę, niech nam żyje, Fifa Żyrafa i karafa Fafa!