FONETYKA "Requiem dla Rafała Wojaczka", 2011.
Rok 2012 to dla mnie dwa poetycko-muzyczne olśnienia: Babu Król i Fonetyka. Oto: dla poezji Stachury znalazło się lepsze miejsce niż ogniska letnich kolonii, zaś Wojaczek - kultowy poeta, na którym kończą się poetyckie antologie, dostał nagle przebojowe melodię, scenę z kolorowymi światłami i synth-poprockowe aranżacje.
To oczywiście może przeszkadzać tym, którzy chcą mieć Wojaczka dla siebie. Bo melodie zbyt wpadają w ucho, gitarzyści zbyt ładnie ubrani, w ogóle to zbyt przebojowe, bo i nucić się da, i zaśpiewać. Mają prawo tak uważać, ja natomiast klaszczę każdej inicjatywie, która wydobywa poezję z niszy. Cyfrowe pokolenie nie kupuje już niczego opakowanego w szary papier, a tekstom Wojaczka naprawdę dobrze w stereo. Gdy widzę kilkanaście osób na wieczorze autorskim i setkę na koncercie - to wiem, że tędy droga. Dlatego już cieszę się, na drugie życie poezji Andrzeja Bursy - zapowiadana jest druga płyta Fonetyki, z tekstami autora frazy "
mam w dupie małe miasteczka".
"Requiem..." jeszcze zyskuje w wykonaniach na żywo. Widziałem dwa koncerty zespołu - wykonania były bardziej rockowe od tych, które znalazły się na płycie, plus wizualizacje. Wokalista - Przemysław Wałczuk - sięgnął po wyraziste teksty, zarówno kontrowersyjne, brutalne i dosadne, jak i takie, które można nazwać grzecznymi.
Muzycznie bliskie jest to estetyce Grzegorza Ciechowskiego, słyszę Depeche Mode, Editors... Po wsłuchaniu się w kilka ostatnich piosenek polskich zespołów: Cool Kids Of Death czy Muchy, stwierdzam: panowie bez obrazy, poczytajcie/posłuchajcie Wojaczka.
Na płycie bywa zaskakująco delikatnie, spokojnie: "
Mówię do Ciebie tak cicho jakbym świecił / I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi" ("Mówię do Ciebie"),
"Kończę się w Twoich oczach / Umiem być ciszą / Kończę się" ("Rozstanie"). Właściwie żadnej kakofonii, żadnych Sonic Youth-owych sprzężeń. Jest... przebojowo.
Fonetyce udało się podkreślić moc tekstów chłodem i zimnem muzyki. Dzięki takiej "Balladzie bezbożnej" można zafundować sobie prawdziwe katharsis: rozpacz grzesznika, widzącego świat na czarno, poddanego martwocie, marności, codziennie sprzedającego się pod latarnią, w świecie, gdzie jest tylko "impotencja Boga".
Do szczególnie udanych (świetny refren) zaliczam "List do nieznajomego poety" z fragmentem "
Jedno krzesło, wąskie łóżko, bujny grzyb / I mrozu biały ptak" oraz dramatyczny "Dla Ciebie piszę miłość" ze wyjątkowym teledyskiem ("
sam wobec Ciebie, której na imię Być,/ i gdzie Twój język, który by koił ból / wynikły z przegryzionego słowa, słowa "kocham"). A "Bądź mi"? Erotyk, który choć szokuje "
jedzeniem brudów zza paznokci" to wzrusza, jak żaden inny.
Emocją, która ma wywołać każdy z utworów tej płyty jest nieskończony smutek. Ten dźwięk nie odebranego telefonu, ten dzwon na końcu płyty... Ciarki przechodzą ciało, gdy słucha się "Soli" ("
Sól w nasze rany, cały wagon soli / By nie powiedział kto, że go nie boli / Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku / By nie powiedział kto, że widzi jasno" ).
Gdzieś migają światła. Niech nie zwiedzie was "muzyka miliona odsłon na YouTube" - "muzyka z keyboardów, z których sterczą kable", w której szkli się tani cukier: "Ja uwielbiam ją, Ona tu jest / i tańczy dla mnie". Wy pytajcie za Wojaczkiem i Wałczukiem "
Czemu nie ma tancerki, co tańczyłaby nam zawsze, / tańczyłaby nam wiersze i pozwy, krzyk, płacz i śmiech?"