niedziela, 19 maja 2024

Leżymy obok siebie jak pokot

PABLOPAVO I LUDZIKI "LAKUNA", KARROT KOMMANDO, 2024


"Cała nasza egzystencja, to temat dla Pablopavo" - taki napis na korpościance. Docenienie autora za zmysł obserwacji, wyciągania esencji. 

Tajemnicze słowo "Lakuna" (tajemnicze słowa w tytule płyty, to już reguła) oznacza to, co zginęło. O jakim zniku śpiewa Pablopavo?

W genialnie przebojowej piosence "Przetańczone serca" - o zniku uczucia, które jeszcze wieczorem było, ale już zeżarła go, jakaś tęsknota za czymś większym, niemożliwym. Cóż - bywa - było zbudowane z "dwóch słów przy barze"... a choć udało się trafić "alkoholem w strach", to trafiony otrzepał się z kurzu i wstał jeszcze silniejszy.
Świetny jest ten opis przebudzenia: "Rano jakaś kawa / I z lodówki coś / Idą słowa krzywo / Jakby ciął je ktoś / Rytmu tu brakuje / I szemranych gwiazd", rozczarowania, które trzeba dźwigać, a zapomnienie przynoszą tylko dobre refreny.
Fajny jest "amatorski", VHS-owy teledysk, z tańczącym Pablopavo, zatracającym się w solowym, introwertycznym szalonym pląsie, czasem tylko zmieniającym się w misia pandę.

Cudny jest kawałek, zaczynający się od "Prowadzimy życie, cholera wie dokąd". Jest tam fraza: "Leżymy obok siebie jak pokot / zasypiamy znudzeni / budzimy się senni". Rzewna konstatacja o zagubieniu sensu - lapidarnie celna, bo "robi ją" jedno słowo - "pokot" - "zwierzyna łowna ubita na polowaniu, ułożona szeregiem wedle hierarchii łowieckiej"... Fajnie, że płynnie przechodzi we wzniosłe jak hymn - "We rise", smutno-pewne siebie.

W "Aperolu" - znika to, co ledwe było, utkane z jakieś woalki. "Aperol" to historia z obserwacji ludzi w barze, marzących, patrzących na siebie albo w dal. Cała z domysłów. Piękna syrenia piosenka, zbudowana z paru kadrów np. z kręcącego się wentylatora "nad pocałunkiem", poetycka.
Nie wiem dlaczego przy odsłuchu wyświetla mi się akcja upaprania warszawskiej Syrenki farbą przez fanatyczne ekoterrorystki. Wizualizuję sobie to mocniej - czuję, że dziewuchy z "Ostatniego pokolenia" krzyczą: świat nie chce takich piosenek, Pablopavo! My, tu w mediach społecznościowych, robimy inne rzeczy, śpiewamy o melanżach, o błyskawicach, hajsach. I viralowo rozbryzgują ohydę.
Dorzućmy do opisu: ulotność, niemożliwość, Lesław śpiewający o swetrach (radio utworu na Spotify zapewne wyświetla zespół Komety, polecam!). 

Bardzo przyjemnie buja "Mi miłość". Jest w niej wszystko, za co lubi się autora. Jest opowieść, a niski tembr bierze w nawias, w cudzysłów, ubiera w metaforę.

Hip-hopowo brzmiący, agresywny, trochę brutalny -  "Taksiarz" - to znów opowiastka, znika człowiek (i jeszcze ktoś, o kim dowiemy się z puenty), obcy, ale bliski. To opis wypadku i chaotyczna gonitwa myśli i skojarzeń, przejmująca, dosadna.

Piosenki "Jesteśmy bombą" i "Maski" trochę odstają od "typowego Pablo". W pierwszej, takiej w stylu Stonesów, chyba miało być tak bezczelnie, zuchwale, ale za bardzo mi to przypomina ostatnie dokonania T.Love (mocno średnie)... "Maski" to takie "12 groszy" Kazika - opis szaleństwa covidowego, zniku barier i norm, odjechany w obsceniczność i całkowicie po bandzie, niemniej fajny w swym szaleństwie.

Jeszcze jest kowbojski "Gdzie jest mój dom", w którym podmiot liryczny odjeżdża w bliżej nieokreśloną przestrzeń, znika z życia, z powodu "jednego błędu".

W „Krawężnikach” jest autokreacja: „mam 45 lat, chodzę po krawężnikach”, a bardzo „klymatyczny” jak z filmu - „Złamane serce ostre jak szkło” składa się tylko z jednego zdania. "Kir i Krepa” jest instrumentalny  - jakby „słowa się skończyły(...), się były rozpadły i zbierać ich nijak”.