wtorek, 19 lutego 2013

Opłakiwanie, ściskanie kamienia


Justyna Fruzińska „Jest czarna”, Biblioteka Arterii, SPP o. w Łodzi, ŚFK – Dom Literatury,  Łódź 2012.

Sześć wierszy z tego tomu ukazało się w antologii „Na grani” w 2008 r. Z nich urósł ten tom- o opłakiwaniu zmarłego mężczyzny; tom bliski trenom. Czytamy w nim o tym jak „Kobieta ze słomy, z oczami w galarecie, ściska kamień”.

Mało jest liryki tak pełnej smutku. Chyba tylko Kobierski, swym tomem „Lacrimosa”, podobnie zacisnął moje gardło. Wypłakać łzy, rozmyć wszystko, aż po katharsis.

Bo tu: „Nadzieja na wschodnie podwórko pełne objawień” jest płonna. Podmiot liryczny „Odmawia wdechu, odsuwa światło”. „Ta, której nic nie zostało, poza workiem wody.” będzie próbować żyć. W wierszu „Otwarcie” znajdujemy deklarację: „twarz zastyga jak daktyl, ziemia ściąga usta, ciało się zrzuca, złuszcza. opada lekko, dotyka kostek, mówi: dość, nie ma w tym zamków, tam język ma smak spalenizny.”

Jej „myśli, które zawsze jak pies trzymają się budy w stałym promieniu.”, chcą się w końcu wyrwać. Tylko czy to możliwe? Gdy „Nie da się czynić ziemi poddaną.”? Bo gdzie to wszystko? Gdzie „ta moc otwierania czakr jak słoików?” Ale przecież „jest takie morze, które nazbierało soli / tyle, co trzeba.”, przecież „był po coś (...) rozkochany bicz na mnisich plecach”.

Jest taki wiersz Wisławy Szymborskiej o porażce śmierci: „na próżno szarpie klamkę / niewidzialnych drzwi / Kto ile zdążył, temu cofnąć nie może.” („O śmierci bez przesady”)
I szukając podobnych zapisów u Fruzińskiej, znalazłem te, w których nieobecny wciąż jest: „Ciężko mi będzie samej, poważniał i tężał nad kawą, już któryś raz to mówisz.”, w których opiera głowę na jego barku.

Najlepsze fragmenty tej książki są tam, gdzie Fruzińska szukając oświecenia w koanie: zdobywa się na ironiczne: „Wszystko jest jednym. nawet Macierzyński / i studentki polonistyki, które nie rozumieją wierszy Macierzyńskiego.”, gdzie dostaje „wulgarnie buddyjskie znaki”, gdzie śmieje się przez łzy: „teraz mogę tylko czytać. wiem wreszcie, co znaczy / bibliofil (obrzydliwe bezpłodne zboczenie).”, gdzie czyta z liter nazwiska (w wierszu „Monday MRN”): „poniedziałek rano. słyszałam w nim tyle słodyczy” ; „skąd mogłam wiedzieć, że (...) przeczytasz na nowo mój skrót jako opłakiwanie.” 

Czy sięga po rekwizytorium judaistyczne, buddyjskie, hinduistyczne, czy chrześcijańskie (jest i Tora i Surianamaskar, Kali, święty Antoni, Łazarz, różaniec) czy po popkulturę:  (Rammstein i jego „Ohne Dich”) potrafi przeszyć celną frazą: „jesteśmy płytkim morzem. // lecz kocha się jedną falę”; „Czekała na słowo, które przyjdzie, gdy już nie będzie na nie ucha.”; „i może wreszcie koniec będzie / spaniem ku temu, co było”.

Tom kończy wyznanie prawie jak sokratejskie „Wiem, że nic nie wiem”. Tytułowe „Jest czarna” wyjęte ze zdania amerykańskiego astronauty, zapytanego czy widział Boga, brzmi jakby odpowiadający nie zrozumiał pytania. Nie da się zrozumieć śmierci? Nie da się ogarnąć pustki? Żadnym wierszem, tomem?  

Panie nie ma mnie tyle, abyś przyszedł po mnie, obyś przyszedł po mnie, ale wyrzuć z siebie tylko echo, a będzie.”

Co nam po wierszach, które mają tylko piękną formę, które letnie są i niekonieczne. Tu jest inaczej. Inaczej, aż po przerażenie frazą o Bogu, który „lubi widzieć cię / na kolanach, woli słuchać błagania o litość / niż prośby o pomoc. widocznie stonoga na kijku / zwija się ładniej niż człowiek z miłości.”

piątek, 15 lutego 2013

Janerka przewidział Facebook!



Cytatami z piosenek Janerki łatwo komentować rzeczywistość. Kilka razy zrobiłem to, w felietonach "Arteriowych".  Po wczorajszym, kolejnym już, wysłuchaniu koncertu Janerki wydanego na DVD w ramach cyklu "Najmniejszy koncert świata", powertowałem w pamięci po starych tekstach mistrza. I przypomniał mi się bruhahowy "Lubią nas". Olśniło mnie! Toż to Janerka już w 1994 roku przewidział Facebooka!

"LUBIĄ NAS"

Lubią nas a my lubimy znowu innych
Lubią nas drabina głupich sięga nieba
Lubią nas i więcej nic już nie potrzeba nam
Bo lubią nas

I tylko czasem kiedy zsikam się
Wątpię czy lubią mnie

Wszystko łączy wszystko dzieli
Nie chcę już idei
Nie chcę mieć nadziei
A jak zajdzie w ciążę książę?
Skądże! mówi martwy śledź




----------------------------------
 PS.
Teksty Janerki są na tyle świetne, że i bez muzyki "dają radę". Szkoda tylko, że planowany na luty w Biurze Literackim wybór tekstów piosenek w formie tomu poezji mieć będzie tak koszmarną okładkę. Ech do dupy z nią!







Spotkanie z Wojciechem Kassem + TJW Kobieta

Tegoroczny Turniej Jednego Wiersza "Kobieta" organizowany przez MBP w Tomaszowie Maz., odbędzie się 8 marca 2013 r. Uświetni go wieczór autorski Wojciecha Kassa.

Wojciech Kass to autor wielu tomów poetyckich (np."Jeleń Throwaldsena","Wiry i sny", "41"), członek redakcji "Toposu" - regularnie publikuje tam swój dziennik, członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN CLUBU. Od lat kieruje Muzeum im.Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu koło Rucianego-Nidy oraz Muzeum Michała Kajki w Ogródku.


poniedziałek, 11 lutego 2013

Wszystko to podryw

ZBIGNIEW MILEWSKI "Zagrabki", IBIS dla Akademii Poezji, Warszawa 2012.

Milewski to poeta-figlarz, kuglarz, który zdejmuje kapelusz (ten z fotomontażu Gilla Gillinga) i wyjmuje z niego słowa. Powstaje w ten sposób rozpoznawalna liryka pełna aliteracji, paradoksów, krótkich zdań-zaklęć. Jej temat wydał mi się przez chwilę błahy i frywolny, i chciałem rzec "spoważniej Milewski". Ale po uważnej lekturze całości zmieniam mój tweetowy komentarz do: "Zamie, szalej dalej".

Uwagę przykuwa wielki kamień, eratyk. Od razu pomyślałem: eratyk, a w środku pewnie erotyki. I nie pomyliłem się wiele. Są sprośne frazy: o podglądaniu golasa, o pstrykaniu ze śnieguliczek, o przełamywaniu lodów z podrywaczką itd.  "Opisuję ciał zbliżenia jak przyrodnik zbiory zielnikowe".
Wszystko to podryw. "Paw nostalgicznie zawrzeszczał w sitowiu. Z mgieł wschody ogona".

Autor w pierwszym wierszu deklaruje "Idę nad stawy / złapać nowe frazy - inne od milczenia." Cały ten misz-masz postaci w książce wyrasta z wpatrywania się w święty obraz, który odbija widok zza szyby.  Takie stworzenie świata: na początku były gałęzie jabłoni, cień drapieżnego świata, skoczna pliszka i spasiony wróbel. Stąd tylko krok do rustykalnej kosmogonii: "Czarne dziury są zepsute jak wielowiekowe pnie" ("Aleja lip").
Skoro autor odwiedzał kiedyś z babcią świątynie, odurzony wonnością kadzideł, stał się jak radosny szaleniec, który "nie wie, czy Pan mój i Bóg mój". Teraz puszcza do nas oko: zgadza się na charakteryzację, podkreślenie oczu, ścina włosy na zero. Będzie kapłanem egipskim w plecionce z tataraku, pomazańcem. Czas na disco! Wyróżniają się wiersze "Konina" i "Przy torach", pisane jako ekfrazy do starych czarno-białych zdjęć z kolekcji Jacka Dehnela na nieszufladowy konkurs. Bardzo sprawne i przejmujące.
Zagrabki to zgrabione z pola resztki zżętego zboża. Metaforycznie: tyle mojego ile zagrabię, ile ułożę w słowa, ile zdołam być podmiotem wiersza, wspólnie zasupłać się lirycznie. 
Tak mówić, aż "niebieski zenit" będzie "w vicewersach".

poniedziałek, 4 lutego 2013

"Demoludy" Piotra Gajdy

Ukazała się nowa książka Piotra Gajdy pt. "Demoludy". Wydał ją Instytut Mikołowski. Wkrótce można będzie ją kupić m.in. w sieci Matras.


„Demoludy – trzecia w dorobku Piotra Gajdy książka poetycka – jest rzadko spotykanym w rodzimej liryce przykładem poezji najczystszej próby. Wyobraźnia językowa autora sięga w tym tomie – a dane jest to tylko nielicznym – zenitu! Wiersz Gajdy zdaje się jawić jako ognisko zapalne dla konfliktu między chromą i koślawą jawą a halucynacyjnym migotem językowego snu. Z tego zderzenia – przeradzającego się w polu tekstu w układ zniesień – rodzi się w miąższu treści, twardy jak kastet, fraktal wielorodnych znaczeń, dodajmy, znaczeń poddanych tak sporej radiacji sensów, że nie podlegają one wyczerpaniu w lekturowym odbiorze. Gajda nie ucieka – o dziwo – przed problematyką bieżących wydarzeń, czy fundowanych na nich tematyk (tak prostacko wchłanianych i trawionych w medialnej prezentacji), które, po ich dobyciu i wypatroszeniu, wypełnia wielorodnymi, mocno zmetaforyzowanymi, acz częstokroć widmowymi motywami, będącymi pochodną bardzo własnych wizji, opalizujących to, jak mu się zwiduje drugi człowiek, dookolna przestrzeń, czy sensualnie odbierany świat. W technice takich właśnie zestawień jest sporo z kolażowego montażu, albowiem dużo tu porwanych wątków, zaskakujących ujęć, gibkich cięć i sugestywnych przetasowań. Wiersze te eksplorują częstokroć obszary dość minorowe w swej postaci, gdzie trudno znaleźć najlichsze nawet pocieszenie, ale dzięki asocjacyjnym ciągom, językowym skrętom i zwarciom, zawsze towarzyszy im, uzyskany w efekcie, realistyczny obrys – przeszywający aż do szpiku poetyckiego kośćca. Niekiedy zaś jest to kontrastowane drwiną lub ironią, co przynosi optymalny balast, i tworzy iście wybuchową mieszankę. Wiersze te - formalnie spójne do cna - są mantrycznymi mandalami, które, jak mrowiący powidok, przyprawiają o skurcz ucha, serca i mózgu”. (Maciej Melecki)