Milewski to poeta-figlarz, kuglarz, który zdejmuje kapelusz (ten z fotomontażu Gilla Gillinga) i wyjmuje z niego słowa. Powstaje w ten sposób rozpoznawalna liryka pełna aliteracji, paradoksów, krótkich zdań-zaklęć. Jej temat wydał mi się przez chwilę błahy i frywolny, i chciałem rzec "spoważniej Milewski". Ale po uważnej lekturze całości zmieniam mój tweetowy komentarz do: "Zamie, szalej dalej".
Uwagę przykuwa wielki kamień, eratyk. Od razu pomyślałem: eratyk, a w środku pewnie erotyki. I nie pomyliłem się wiele. Są sprośne frazy: o podglądaniu golasa, o pstrykaniu ze śnieguliczek, o przełamywaniu lodów z podrywaczką itd. "Opisuję ciał zbliżenia jak przyrodnik zbiory zielnikowe".
Wszystko to podryw. "Paw nostalgicznie zawrzeszczał w sitowiu. Z mgieł wschody ogona".
Autor w pierwszym wierszu deklaruje "Idę nad stawy / złapać nowe frazy - inne od milczenia." Cały ten misz-masz postaci w książce wyrasta z wpatrywania się w święty obraz, który odbija widok zza szyby. Takie stworzenie świata: na początku były gałęzie jabłoni, cień drapieżnego świata, skoczna pliszka i spasiony wróbel. Stąd tylko krok do rustykalnej kosmogonii: "Czarne dziury są zepsute jak wielowiekowe pnie" ("Aleja lip").
Skoro autor odwiedzał kiedyś z babcią świątynie, odurzony wonnością kadzideł, stał się jak radosny szaleniec, który "nie wie, czy Pan mój i Bóg mój". Teraz puszcza do nas oko: zgadza się na charakteryzację, podkreślenie oczu, ścina włosy na zero. Będzie kapłanem egipskim w plecionce z tataraku, pomazańcem. Czas na disco! Wyróżniają się wiersze "Konina" i "Przy torach", pisane jako ekfrazy do starych czarno-białych zdjęć z kolekcji Jacka Dehnela na nieszufladowy konkurs. Bardzo sprawne i przejmujące.
Zagrabki to zgrabione z pola resztki zżętego zboża. Metaforycznie: tyle mojego ile zagrabię, ile ułożę w słowa, ile zdołam być podmiotem wiersza, wspólnie zasupłać się lirycznie.
Tak mówić, aż "niebieski zenit" będzie "w vicewersach".
dziękuję i pozdrawiam serdecznie. zbigniew
OdpowiedzUsuńBardzo fajny wpis. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń