Łona i Webber "Śpiewnik domowy" EP, Dobrze Wiesz, 2020.
Tak, to gadanie do beatu jest wybitne! To żonglowanie słowem, ten blask od słów, jak od śniegu, gdy słuchasz na spacerze w słuchawkach w tą słoneczną niedzielę. Zaczyna się od historyjki o układaniu z synem klocków Lego, błahej, ale z jakim ach! Od przeinaczenia Lagos/legos, do szafy grającej afrobeat i klockach wciskanych na chama do postnordyckiego mebla. Wybitne gadanie to jedno, muzycznie zdumiewający kalejdoskop to drugie: inspiracje afrykańskie, rosyjskie, brazylijskie, żydowskie, łemkowskie... Szacun dla tradycji i wielokulturowości, zrealizowany bez żadnego patosu, za to z kunsztem, swobodą i luzem. Te dźwięki np. początek i wyłaniający się z nich beat w "Echu", są niesamowite!
Łona poczyna sobie z językiem polskim lekko i frywolnie, sporo tu wulgaryzmów: chu%^w i k$%ew. Nic to, bo miało być potoczyście i mocno, więc jest. Łona jest rozpoznawalny, nie do pomylenia, jest prawdziwym klasykiem (np. ostatnio wystąpił na płycie Nosowskiej "Basta").
To króciutka płyta - zaledwie siedem utworów + jeden remix. Dzięki temu, że krótka - wyrazista. Ale chociaż krótka - gęsta, można się długo wgryzać w różne niuansiki. Zachwycam się nią od dłuższego czasu. Okazało się, że z racji szybkich beatów, świetnie nadaje się pod ćwiczenia fizyczne na orbitreku.
Jest tu arcytekst o burzy, w której "gęsto od strobo / ale wreszcie jakieś pokrewieństwo z pogodą", w którym to, co się dzieje z doborem słów, akcentów to jest level hard, level master: "krzywo błyszczący horyzont", "iskrząca się iskra mocna", "suma mżawek" i "granie na kotłach pod ostry bój". Pytanie - "czy przyżarzy, czy przydżdży?", to złośliwość w stronę naszych polskich skłonności: np. do narzekania, czy słomianego zapału, pod płaszczykiem meteopatii.
"Hasztag Nikifor Szczeciński" wraz z obłędnym teledyskiem to hołd dla specyficznej ulicznej sztuki tzw. street artu. Zmyślna konstatacja, że taki kolaż rupieci, gazet, zabawek jest godny uwagi, że nie tylko lansowana w prestiżowych galeriach sztuka się liczy, zrobiona jest tu z dużą zręcznością, trochę z dystansu, ze wspomnieniem wszak łemkowskiego mistrza-amatora, który doczekał się miejsca w encyklopediach. "Istoty dotknął? Nie dotknął? Jedno licho. Miejski folklor. Szczeciński Nikifor."
"Udostępniam ci playlistę" to wyliczanka tytułów piosenek lub niszowych wykonawców - zachęta do poszukiwania w muzyce nieznanego. Ta pogoń za wyjątkowymi nagraniami ma w sobie coś ze snobizmu, ale to poczucie docierania do absolutu jest piękne i ja go znam, gdy odkryję coś na własną rękę, coś co jest tylko własne. Wybitny refrenik "Może bym tak pomyślał? Pochodził, pomówił, potańczył? Tak jak lubię - po to cały ten cwancyk", można sobie podśpiewywać, w przypadku zapotrzebowania na ewakuację ze schematu.
"Echo" to już poważny tekst, o tragedii Żydów, którzy skazani byli na pogardę i zmuszeni do opuszczenia Polski w marcu 1968 roku. Czy szczeciński zespół jazzowy Następcy Tronów, "dla niektórych The Żydołs", zrobiłby karierę? Czy jego następcy to byliby polscy Beastie Boys? Nigdy się nie dowiemy. I o tym warto rapować.
Numer "Co tam mordo?" z tanecznym teledyskiem - jest pierwszorzędny już pierwszą zwrotką "Co tam mordo, jak leci? E, pomału; sporo wyrzeczeń niewiele szału. Pielęgnuję tu grunt, żeby mi nie zarósł;". A taki zwrocik to już z adnotacją, że "Wy tak nie umiecie, poeci!": "Plus ten banału szczery poryw, żeby mnie przeryć i poryć, i wejść w moje terytory."
Na koniec napiszę, że w przebojowym, singlowym, pijackim "Stop, Nadiu" Rosjanka polewa i polewa, a składnia słabnie.
Składnia może i słabnie, ale nie mój entuzjam do Łony - rap, którym też się zajmuję, uczynił sztuką. I jeszcze ta niecodzienna oprawa graficzna - w roku Moniuszki otrzymujemy książeczkę i "cedećko", które - tak jak niegdyś książka słynnego kompozytora "Strasznego dworu" - powinny być w domach na różne okoliczności dnia codziennego i na pohybel tandecie.