COMA "METAL BALLADS VOL.1", 2017
Coma została odzyskana po nieudanym eksperymencie na "2005 YU55". Jest dobrze.
Płytę zaczyna prosta melodyjka na klawiszu. Efekt zaskoczenia został osiągnięty. Tekstowo jest tu fraza, korespondująca z "Los Cebula..." - największym bodaj przebojem z czerwonej płyty: "Wszechświat się oddala w takim tempie / Że nie staniemy naprzeciwko już więcej". Zamiast "Przestań wyć!" mamy: "Ubierz się cieplej!", zapamiętuje się też fragment: "Trudno się otwiera wyważone okna / Nie da się wymienić całego powietrza", który może dotyczyć także rozwoju zespołu.
Podobają mi się "Lajki". Utwór jest świetnie przegięty. Te Fejsy i Instagramy oraz karykaturalnie wygięta fraza z uśmiechniętymi emotikonami! Lubię też wers o psychoaktywnym dymie i całą zwrotkę: "Kiedy oddycham, czuję węgiel / wycięłaś moje rezerwaty / rozmontowałaś moją konstytucję / zablokowałaś moje trybunały."
"Widzę do tyłu" to wariactwo na całego. "Żądam osobnej celi, z osobnym dostępem do morza."
Czuły, jakby zza dusznej mgły jest "Za słaby". Fajnie wyciszony, zagubiony w chorym pokrytym monitorami i kamerami świecie. "Nie podchodź, bo się roztapia śnieg." - wzdycha nadwrażliwiec.
Szósty kawałek brzmi politycznie, wieloznacznie - celnie. "Odwołuję miasta, odwołane / Odwołuję życie, odwołane / Społeczeństwo nie jest prawomocne / Społeczeństwo będzie odwołane." Wyobrażam sobie jak Premier Rogucki wymienia ministrów, jak Car Piotr Wielki Rogucki cofa prawa miejskie, jak Sędzia Rogucki podpisuje wyroki w jakimś szale, w imię wymyślonej przez siebie sprawiedliwości. A wszystko w szaleńczo opętańczym pogo. Oto mój ulubiony utwór z płyty - do zapętlenia.
Wizyjny, jakby teatralny "Snajper" o obsesji zamachu terrorystycznego, jest trochę w starym stylu z płyty "Zaprzepaszczone siły...".
Ponuro, jak ze złego snu zaczyna się "Odniebienie". Rogucki odprawia uroki nad dziwnym układem w związku. Ciekawie plącze pretensje wobec partnerki: "Mówisz, że kochasz mnie, kochasz tak bardzo / Lecz nie lubisz kim się ze mną stajesz / Bo stajesz się, tym kim cię widzieć pragnę / Jaką cię biorę, taką się oddajesz". Klawisze brzmią tu trochę retro, jak - powiedzmy - w zespole Lombard. Potem piosenka ma przełamanie i robi się rasowo rockowa.
"Cukiernicy" brzmią mi jakoś najsłabiej. Przewijam.
"Konfetti" wyśpiewywane z dziwną emfazą i pretensją. Chciałoby się powiedzieć: sylwestrowy rozpierdziel. "Zarządzam koniec Sylwestra!" Rogucki grzmi, jakby chciał aresztować Sławomira (i wszystkich jego fanów).
"Za chwilę przestaniemy świecić" to alkoholowa epifania. Delikatnie się zaczyna, by wybuchnąć wulgarną codą. Starzejemy się i wszystko jest nie takie. Dwustuwatowa żarówka daje jasne światło.
Jeszcze histeryczne "Proste decyzje" znów z zaskakującym brzmieniem syntezatora z fajną frazą: "Młodość idzie. Ładnie ma na imię.", by Comie przyznać należne jej lajki i uśmiechnięte emotikony. Chcę już metalowych ballad nr 2!
niedziela, 14 stycznia 2018
poniedziałek, 8 stycznia 2018
Zaczarowany rykszarz
L.STADT "LStory", Mystic 2017.
Wreszcie coś mnie muzycznie szarpnęło. Nie to, że wcześniej nie znałem, płyta "EL.P" brzmi bardzo dobrze, ale dopiero polskie teksty na "LStory" dały wartość dodaną. Napisał je dyrektor Teatru Pinokio w Łodzi - Konrad Dworakowski. Lider - Łukasz Lach przyznaje, że sięgnął po nie przypadkowo, na zlecenie. Zatem niech żyją takie przypadki, tak jak konkursy na poemat!
Płytę wyróżnia udział chóru. Asem w rękawie jest patos. Żaden tam zgryw, czy rock 'n' roll. Podniosłość, dorosłość.
Płytę odlotowo rozpoczyna "Strumień świadomości". Jest wizyjnie - frazy wirują jak postacie z obrazów Chagalla. Wśród zgrzytów tramwajowych szyn, fruwamy sobie nad Łodzią. "Ja jestem stąd, to moja opowieść." A potem maczamy nowoczesną muzykę w ketchupie podniosłego chóru. Transowa rzecz. Tekst wprowadza nas w klimat sennej maligny. Zaczarowana dorożka. Raczej zaczarowany rykszarz!
Przepiękne są "Oczy kamienic" - w klimacie spokojnych płyt Becka, z arcyprostym, uroczym teledyskiem. Tęskna opowieść o świecie, który znika, który przejmujemy i przerabiamy na swoją modłę (bezcześcimy?). Udany poetycki tekst, bardzo łódzki, a przecież uniwersalny: "Nie ma sąsiada, co sadził to drzewo...", "W ich pięknych żyrandolach, będzie światło twoje się tlić". Chór robi z tego hymn, bombastyczną odę.
"Halo" poradzi sobie w radio. Brzmienie przypomina mi, któryś z utworów z płyty zespołu Organizm "Plaża Babel". Powtarzany jest czuły tekst, prośba o otwarcie drzwi. Jest tak refleksyjnie, że możemy sobie przy niej odpalać fajerwerki. Całe niebo w błyskach!
"Most" jest dołujący, wręcz rzewny. Poetyka przenosi nas w czas Marka Grechuty - coś w klimacie z jego "Korowodu". "Myślę o świecie, który w oczach ginie". Ewidentne są też inspiracje wokalem Thoma Yorka z Radiohead.
"Pozwól zasnąć / Idzie sen" - wokalista szarżuje wysokimi dźwiękami - jakby naśladował Johna Frusciante - akurat lubię, zatem zostałem kupiony. Przez chwilę robi się nawet jazzowo, a potem Lach śpiewa manierą Stanisława Soyki.
"Gdybym" jest duszny jak kadzidło. Tę wschodnią mistykę, gdzieś już to słyszałem, albo na płycie Grechuty "Korowód", a może na płytach Kula Shaker? Ten utwór z pogranicza jakiejś narkotycznej improwizacji, może być za dużym wyzwaniem dla zwykłego odbiorcy. Znów jest łódzko: "Do dworców takich, gdzie kończą się tory...".
"Strumień" powtarza klimat pierwszego utworu, zapętla płytę. Ale puentą jest "Od nowa" - utwór, który ma potencjał do prywatnych uleczeń i uzdrowień. Intrygujący tekst "Trzeba tysiąca kobiet, by ugłaskać ten świat"... plus podniosły chór. Wokalista ryzykuje wyciągając wysokie dźwięki, co może zostawić nas obojętnym, albo weźmie nas w całości.
Subskrybuj:
Posty (Atom)