Pokazywanie postów oznaczonych etykietą atak na marginesie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą atak na marginesie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 3 października 2013

Wyobraź. Wiersz w "Arteriach"




 Ukazał się nowy numer "Arterii".  W numerze tradycyjnie mój felieton. Zgodnie z tematem numeru - upajam się i brzydzę. Upajam - płytą "Revolver" Beatlesów, a brzydzę "Imagine" Lennona.

Oto i on:


Krzysztof Kleszcz

I nagle bach! Nie ma cierpienia

Geniusz i bania. Rozkosz i obrzydzenie. Paweł i Gaweł – w jednym stali domu. Tak jak kocham Beatlesów za płytę Revolver, nie lubię Lennona za piosenkę „Imagine”.

Od pierwszego riffu „Taxman” do zwariowanych odgłosów cofających się taśm „Tomorrow Never Knows” czwórka z Liverpoolu definiuje współczesną muzykę. Zaczynają piosenką o fiskusie, jakże aktualną – brakuje tylko wersu o fotoradarach: Jeśli prowadzisz samochód, opodatkuję ulicę. (…) Jeśli zmarzniesz, opodatkuję ciepło. Jeśli wybierzesz się na spacer, opodatkuję twoje stopy. Dalej jest „najsmutniejsza pieśń świata” o samotności i biedzie: oto jedyne zajęcie pani Eleonory – zbieranie ryżu pod kościołem; oto ksiądz pracuje nad kazaniem na jej pogrzeb. A to wyznanie leniucha – nie budźcie mnie, „I’m Only Sleeping” – tuż obok infantylnego przedstawienia pełnego zanurzenia żółtej łodzi podwodnej: Sky of blue and sea of green? Peryskop w górę i hej do przodu, chłopczyku, dziewczynko! Choćby jedno uczucie się wypaliło i no sign of love behind the tears cried for no one, przyjdzie prawdziwe – wielkie po horyzont, i będziesz wołał: I’m so proud to know that she is mine!
Revolver to odlot w szaleństwo miłości: George ucieka w medytację przy dźwiękach sitaru, rób swoje – kochaj, głos Paula ponakładany na siebie w „Here, There and Everywhere” zapewnia z czułością, że jedyne miejsce, w którym chce się widzieć, to oczy ukochanej. Odlot, bo w „Got to Get You into My Life” Paul zdaje się być totalnie uzależniony, błaga o kolejną porcję. Płyta kończy się niezwykłymi zapętleniem. Taśma odtwarzana od końca brzmi jak krzyk mew. Połóż paluch na klawiszu rewind, przewiń swoje życie do samego początku. I zobacz miłość.
A potem bania. Lennon i Yoko: kochankowie idący obok wielkich żywopłotów do swojego pięknego, pustego, białego domu. Biała jest jej sukienka i fortepian, i podłoga. Piosenka „Imagine” to pewniak wszystkich programów typu „Mam Talent”, wzrusza kolejne pokolenia młodych: Wyobraź sobie, że nie ma raju, nie ma piekła, nie ma państw, nie ma za co umierać, nie ma głodu. Tylko braterstwo, „Międzynarodówka”, Lenin i Gomułka. To musi być ulubiona piosenka Krzysztofa Kononowicza (tego od Nie będzie niczego). Sens tych słów inaczej rozumiał Rysiek Riedel, gdy śpiewał: Wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że nie ma Boga, nie ma, nie!

Wyobraź
  Imagine there’s no heaven

I nagle bach! Nie ma cierpienia,
wszystko załatwiają tabletki przeciwbólowe
albo morfina (kajdanki tylko z pluszu).
Nad nami hologramy na zamówienie,
wszystko w 3D i HD, ustawiasz tylko
rozdzielczość.

Ludzie żyją z dnia na dzień, kto by tam
myślał o niedzieli, o węglu na zimę.
No i najlepsze: zniknęły krzyże
(George Michael ma w uchu teraz
świderek, Madonna wisi na okręgu,
troszkę jak u Da Vinci).

Zwolniono księży i zakonnice. Dostali robotę
biurową (drobna akwizycja, praca przy promocjach).
Trochę szkoda black metalu,
ale business is business.
Jest pokój, spokój, trochę jak u Hoppera,
taka nieznośna przestrzeń.
Przyznaję, przytłoczyły nas te zmiany.
Jeszcze się czasem wymsknie „O mój Boże!”
(poprawna wersja to „O mój rozmarynie!”).

Wszystkich przekonał ruch bezwizowy,
darmowe paliwo i autostrady,
dlatego nie ma państw (gra się tylko w miasta, góry, rzeki).
Mundial zastąpiono Ligą Mistrzów,
flagi przerobiono na szmaty dla kierowców ciężarówek
wożących długie, wystające bele.

I to jest OK, że już nigdy nikt nie będzie stał na baczność,
a Obraniak nie musi się już uczyć hymnu, spoko.
Zabijamy się tylko na wyprzedażach.
Nie ma głodu, mężczyźni dbają o kaloryfery,
kobiety – o swe talie osy.
Nie ma własności: darmowe mp3 i esemesy,
soma, coma, Sodoma.

Nie ma chciwości. To, że musimy pracować dłużej,
jest jasne i tu dyskusji nie ma.
Rząd? Sejm? Prezes pisze książkę kulinarną,
Przewodniczący podstawia głosy w kreskówkach.
Obiektywni dziennikarze mają życie jak Książę z Bajki
(przez ten sterczący kędziorek z tyłu robił się zadziorek).

Możesz mnie nazwać marzycielem,
że naczytałem się Coelho,
ale nie jestem jedyny.
                        Wszyscy śpiewamy, jak nam zagrają.


..........................................................................................................



Hasłem nowego numeru "Arterii" jest  "Rozkosz i obrzydzenie.
 Czy kiedy to, co odrażające kusi, budzą się demony?" 
Oto rozkosznie obrzydliwa zawartość numeru:

Bogdan Banasiak: Masochista z sadystą zawsze mogą się dogadać
Andrea Grill: Jeśli twój syn jest jak jabłko, zerwij go i zjedz
Izabela Kawczyńska: Ktoś, kogo kocham, ma tyle lat, co Jezus
Jan Jakub Kolski: Mój organizm nie chce już produkować Jańciolandu
Rafał Krause: Tnij włosy i paznokcie jak Hutu Tutsi
Krzysztof Matuszewski: Bataille nie prowadzi do śmierci prostą drogą
Jerzy Nasierowski: Pierwszy raz w życiu miał uległego kolegę pod kołdrą
Grażyna Plebanek: „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to może być oświecająca powieść
Robert Rybicki: Wsuwaj i wysuwaj wersy jak szuflady pełne much i maku
Piotr Sobolczyk: Zagranica? To jakiś wymysł tych pedałów

W galerii: bestiariusz Krzysztofa Szwarca i esej Olgi Filanowskiej o pracach artysty. Oraz: młoda proza i dramat, a także piosenka rozkoszna jak samba. Do pisma dołączony jest debiutancki tom wierszy Szymona Domagały-Jakucia pt. Hotel Jahwe.

 
Ten numer „Arterii” można otrzymać bezpłatnie, korzystając z jednej z trzech opcji:
– osobiście, w redakcji pisma w Domu Literatury w Łodzi (ul. Roosevelta 17, I piętro);
– w formie przesyłki – wtedy konieczne jest opłacenie jej kosztów (przelew 7 zł na konto Domu Literatury w Łodzi)
– w jednym z łódzkich pubów i lokali w centrum miasta (ale w tym wypadku pismo można zdobyć bez książki).






poniedziałek, 25 marca 2013

Hip-hop i Bob. Felieton w Arteriach.


Nowe Arterie (nr 14) już w Empikach. Oto felieton mojego autorstwa z numeru zatytułowanego "Starość". 

STARY JUŻ JESTEM. HIP-HOP i BOB.


Stary już jestem. Nie rozumiem liczników YouTube'a. Młodzież słucha straaasznych rzeczy. Każdy młody jest Bogiem. Sepleniący hip-hop rządzi, gangsta!

najwazniejse w hip-hopie / zeby duzo bluzgów było / po drugie tez wazne / zeby było coś na jazde / a wiec o białym prosku / nieduzo tak po trosku / kiedy jest juz o blantach / moze byc o policjantach / ze niefajni są - nie lubie / i to tyle ha-i-pe ha-o-pe / weź w to prose uwies

A potem przeglądam tomiki. I poeci jakby w dresach pisali. Frazy za krótkie i banalne, apoetyckie wręcz. Albo za długie i niezrozumiałe. Poeci piszą wiersze o pisaniu wierszy. Poeci skupieni na sobie, w płaszczu, w płaczu. Są drzazgi. Jest ropa, wysięk. Są wielkie złoża ropy. Oczywiście nie ma miłości, nie ma i nigdy nie było.

Jest tylko klawiatura, drukarka i fajka.

Coś każe mi przerzucać gnój słów.

Pe-o-e-zet-jot-a: mandala, w którą nie chce dmuchnąć wiatr.

I jak teraz wpadnie komuś w oko moje ja?


Stary już jestem - złośliwy. Czasem wydaje mi się, że nisza, w którą wpadła poezja jest absolutnie zasłużona. Ale potem wyrywa mnie z tego przeświadczenia współczucie do tych wszystkich, którzy tracą czas na lekturę grubych tomów. Przecież poezja potrafi to streścić na 30 stronach! Wojciech Kuczok nazwał poezję operą, bo sztuczna i śmieszna. Przyjąłem jego słowa na klatę. Tyle, że „Gnój” wydał mi się dlatego dobry, bo jest upoetyzowaną prozą. Bez pierwiastka poezji, proza to tylko muzyka tła. Takie Radio Zet, w którym ciągle leci Baila Morena.

Stary już jestem i lubię rozumieć. A gdy sensom tylko śni się sens? Fajnie, gdy fraza dobrze się pnie, gdy jak bluszcz umie oplatać. Gorzej, gdy tyczki brak. I pięknie to splątane, tyle, że donikąd. Ech, na cholerę mi taki jazz, gdy gubi feeling, gdy trębacz goni w piętkę, gdy pianino jest pijane, gdy każdy wers sobie?

Stary już jestem i nie rozumiem siebie. Po co szukam wierszy, skoro wiem co w nich znajdę. Znajdę wulgarne czasowniki i wulgarne rzeczowniki. Znajdę to samo, co na szkolnych ławkach, kiblach w pubach. Znajdę dzieło (działo?) blackmetalowców, herosów odwagi, prawdziwych mieszaczy sacrum z profanum, Behemothów, którzy jedną ręką odwracają krzyże i drą Biblię.

Oto mój wiersz, wszystkie psy podnoszą tu nogi.
Most nad Sekwaną, stacja metra,
Darmowy kibel koło wieży Eiffla. 
Teraz się ścigamy, czyj smród większy.

Stary już jestem. Patrzę na młodych. Dzisiejsi młodzi to tzw. „szlachta”. Młódź wychowana na horrorach i grach, gdzie „szlachtowanie” jest jedynym środkiem wyrazu. „Level sam się nie zrobi”, codziennie trwa wybebeszanie flaków. Każdy wieczór kończy rzeź, teksańska masakra, żywe trupy, heavy metal, Sepultura i Slayer. 

Trudno w to uwierzyć, ale czasami owa młodzież się uczy. Uczy się do testów. Nowe pokolenie zakreślaczy. Mistrzowie wyboru A, B, C lub D. Tu nie ma miejsca na refleksję formułowania myśli. Jest jeden klucz odpowiedzi. Jest Kraftwerk i „We Are The Robots”. Liczy się czarny długopis i nie używanie korektora. Ach, ta świetlana przyszłość! „Wszystko jest na Zadane.pl”. „Czego nie ma w Wikipedii nie istnieje”, „wszystko załatwi szybkie łącze”. Jestem już stary.

Staremu do szczęścia potrzebne wygodne krzesło i jarzeniowe światło. Choć istnieje w gminie Kleszczów wielki stumetrowy dół, przecież jest też obok wielka hałda. Widzę poezję jako kilkanaście wielkich wiatraków na górze Kamieńsk. Pracujących dzień i noc.

I tak sobie oglądam te wiatraki, jadę na Katowice, a w głośnikach „When I’m Sixty-Four” Beatlesów. Pomyślałem, że gdy będę miał 64 lata, nic się nie zmieni – wciąż będę odkładał na ZUS. A potem włączyłem najnowszego Boba Dylana. Młodości, ty siedź cicho i się ucz.





 ---------------------------------------------------------------
Kwartalnik Artystyczno-Literacki „Arterie” nr 3(14)/2012 "Starość" już w sprzedaży!
Modlę się więc – bo dość mam słów
Modnych i wolę znów modły –
Bym się na starość wydawać mógł
Namiętny i niemądry.
                         William Butler Yeats (przeł. Stanisław Barańczak)

Skoro świat jeszcze tak nie stetryczał, by miał go wykończyć kalendarz Majów, czyńmy zadość starości, bo całkiem głośno doprasza się o prawo do życia! W starczym numerze „Arterii” stękają:

Krzysztof Siwczyk: Adam oddał mi tytuł za friko
Izabela Kawczyńska: Na zdjęciach nic się nie stanie nikomu
Roman Bromboszcz: W nieśmiertelności jest pewne znużenie
Anatol Gotfryd: Ja już prawie zapomniałem, że kiedyś byłem dentystą!
Sławomir Majewski: Grünewald? Ładnie się facet nazywa, jak grünspan
Leszek Engelking: Pound nie przypominał skruszonego grzesznika
Silvia Tomova: Moja dusza zmieniła się w proch przez twoje kartofle, Tamaro
Beata Śniecikowska: Czy debiutanci 55+ mogą tworzyć prawdziwą literaturę?
Piotr Grobliński: Piszę bardzo mało, a i tak z większości wierszy nie jestem zadowolony

W galerii: rysunki Krzysztofa Schodowskiego.

Oraz: wiersze finalistów XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina i VI Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Tadeusza Sułkowskiego.

Do pisma dołączone są: najnowszy tom wierszy Tomasza Jamrozińskiego, pt. "Mężczyźni są z Warsa" oraz debiutancki tom wierszy Grzegorza Jędrka pt. "Badland".

Cena - niezmiennie 13 zł.

„Arterie” można nabyć w dużych salonach sieci Empik w całym kraju, w Domu Literatury w Łodzi (ul. Roosevelta 17) i drogą internetową; szczegółowe informacje:
# drogą mailową:
– arterie.spp@gmail.com
– kontakt@dom-literatury.pl
# pod numerami telefonów:
– 42 636 68 38 i 42 636 06 19 (wydawca, Dom Literatury w Łodzi)
– 609 946 987 (redakcja, Rafał Gawin)

niedziela, 23 grudnia 2012

Ta euforia kilkudniowa.Poezja. Jej 9.99-zł.

ARTERIE nr 2(13)/2012 KWARTALNIK ARTYSTYCZNO-LITERACKI.
FELIETON Z CYKLU (A)TAK NA MARGINESIE. AUTOR: KRZYSZTOF KLESZCZ

-Nie czytam, bo oczy mnie bolą.; -Nie rozumiem poezji; - A czy nie można pod wierszami podać wyjaśnień?; - Piszesz, żeby wydać kolejną książkę. Dla mnie to taka komercja. Dziwny ekshibicjonizm.



-Po co piszesz? Przecież poezja nie istnieje. Nie ma jej – zniknęła, wyparowała. Zmieniła się w nic. Zostały tylko nierówne chodniki na Słowackiego, dziurawy beton na Mickiewicza.

*
Nie ma jej w wygodnej poduszce fotela z Ikei, w fikuśnych lampach. W zapachu perfum w Rossmannie. Na upudrowanych twarzach. W wyrazie nieskończonego szczęścia w oczach dwóch facetów niosących plazmę. Czy jest gdzieś ponad tym wszystkim?

Może w bezruchu? Gdy zastygnie się w islandzkiej muzyce, w gregoriańskich chorałach? W „Sacrifice” Lisy Gerrard, w „The Great Gig In The Sky” Floydów, w “Exit Music (For A Film)” Radiogłowych? Nagle się odnajduje. W powtarzalności. Cztery dźwięki wzięte w pętlę. Stworzenie świata: „wiosna – lato – jesień – zima”. Bit szamańskiego bębenka, zatracenie. Albo zaskoczenie. Albo zestawienie nieprzystających do siebie rzeczy. W podobieństwie, w aliteracji, w rymie. Albo w zagmatwaniu zwyczajnego, w splątaniu nóg, w zaplątaniu języka. W uniesieniu po wypłacie.

*
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa: usłyszałem w TV piosenkę: Jezu jak się cieszę/ z tych króciutkich wskrzeszeń... i zrobiłem sobie napis na koszulce: „Klaus Mittfoch” Co ja wtedy rozumiałem z tego tekstu? Patrzę na zdjęcie dziewięcioletniego gówniarza, który przeczuwał euforię kilkudniową.

*
Albo to ciągłe myślenie o śmierci. Przypominanie sobie o śmierci, rozpracowywanie śmierci. Tylko co, gdy okaże się, że śmierci nie ma? Miliardy strof będzie trzeba wywalić na śmieci.

*
Znajduję poezję. Idę z zamkniętymi oczami do świeżo upieczonego. Wyjętego z piekarnika. To synestezja: kolory dźwięków, barwy zapachów. To pomylenie z poplątanym. To podniecenie, gdy dotykasz nagiej skóry i stajesz się nagą skórą. To wsłuchanie się w bicie serca, w kosmos. To widzenie siebie w ojcu i w synu. To podpatrywanie jak modli się sześciolatek: Proszę Boziu, żeby naprawdę, naprawdę, nic się nie śniło, jego złożone ręce. To przedrzeźnianie, dokuczanie światu. Wystawianie języka, mina do lustra, żart z siebie. To szaleństwo, ślina na wardze, trzydniowy zarost, smród mięsa z zęba. To drapanie się, bo swędzi. To chwila, gdy łamie się kręgosłup, bo przecież trzeba wziąć tyle złota, ile się udźwignie. To bieg. Zapamiętanie się i zapomnienie. Dla krótkiej chwili, by unieść ręce na mecie. To moment, w którym przestajesz biec, bo autobus zamyka drzwi i odjeżdża.

*
To ustawianie słów w szereg. Wiersz to brygada, poemat to armia. Słowo ma w sobie ratunkowe koło. Ma w sobie jajo (ovo). Ma w sobie włos (obrzydliwy).

*
Opisanie świata, tak naprawdę, jest niemożliwe. Wciskam shift, a ciągle piszę z małej, wciskam kropkę, a wiersz znów się zaczyna. Wyrasta spod palców dzikie wino.

*
Wybacz, Krzysztof, po co ci ta poezja? Wybaczam. Wybieram być, co pachnie jak pożółkły papier, chrzanię mieć, które wciąż ściąga aktualizacje.

*
Poezja to kurwa mać!, które wypowiedziane, uruchamia windę.
To lampa, którą włącza czujnik ruchu. To napis na ogrodzeniu: Przyjmę każdy gruz.

*
Wiersz jak pokój. Łóżko, stół przykryty ceratą. Da się tu mieszkać. Powiesić swoje obrazki. Ważne, że: pięknie jest i nieskromnie bardzo jest. Kiedy mija, tak jak wszystko.



***

Roznosiciel


Pan Poezja ma ukraiński rower. W ciemnych okularach
wygląda jak Lance Armstrong, w którego lodówce obok masła
leży koks. Wyobrażam sobie jak przenosi swój ciężar
z lewej nogi na prawą, podnosi tylną część ciała.
Słyszę jak pracują przerzutki. I wiem: jest bagażnik.
A tam - wiersze, Panie! On wkłada je między pręty bram,
w pocztowe skrzynki. Wiesza na klamkach. Tak ma być:
niech papier namoknie, niech w słońcu zblednie druk.
Dla każdego: metafory, rym i rytm - inny świat.
To się naprawdę dzieje! Każdego dnia obracają się szprychy.
I ludzie tego potrzebują.
Pod jedną z nóg, gdy kiwa się stół. Na rozpałkę.
Czasem, by wytrzeć coś.

9.99? Patrzą tępo, wzruszają ramionami, gniotą.

środa, 22 sierpnia 2012

PO-datki, podatki

"ARTERIE" nr 12 ; Felieton "(A)TAK NA MARGINESIE"; Krzysztof Kleszcz


Ktoś zbyt głośno powiedział, że poezja jest niedofinansowana. Odezwał się, że czasopisma kulturalne mają pod górkę, że poezja to dobro ogólnonarodowe, że Norwid, że Litwo Ojczyzno moja!

Może w Ministerstwie ktoś się przesłyszał, może zrozumiał, że przeinwestowana? Czasem tak bywa. Z Szymborskiej robi się Czymborska, bywa, że i Wisłocka. W każdym razie bez konsulatacji społecznych, nagle, wśród fleszy, wśród dziennikarzy zagranicznych, Ministerstwo wyliczyło i przemówiło:

O roku ów! Wkrótce setki milijonów Europejczyków zasiądą przed telewizorami z kuflami i chipsami. Rozwiną szaliki. Setki milijonów ubierze się w barwy narodowe. Będą wypowiadać nazwę swojego państwa, dzieląc ją uprzednio na sylaby! I zgryzać będą orzeszki, i hymn będą śpiewać, że o piosence Freddiego nie wspomnę.
To wszystko kosztuje: prawa autorskie dla Queen, trawa z Holandii, nowe adidasy dla pani Minister. Doszły nas słuchy, że są osoby, których nie interesuje jakim systemem zagramy 4-4-2 czy 4-3-3. Tak! Są osoby, które w czasie nadawania na platformach cyfrowych programów o naszych Orłach, liczą sylaby w wersach, dłubią we frazach. Przenoszą. Przerzucają. Metafory lepią! Zatem zarządzam, co następuje. Sytuacja jest jaka jest, nikt nie mówił, że będzie łatwo. Jest dużo bieżących wydatków, a z naszych informacji wynika, że rocznie ukazuje się ponad setka książek poetyckich. Recesja, PKB słabo rośnie, potrzebna ściepa na Grecję. Wy poeci to zrozumiecie, w końcu Grecja to ojczyzna poezji. Zatem:

Okłada się dodatkowym podatkiem:
- wiersze o tematyce patriotycznej,
co nam pozwoli zbudować pół metra autostrady koło Gdańska i zadbać o programy publicystyczne w telewizji TVN 24, 25 i 26,
- podatek od słowa Bóg,
co pozwoli sfinansować Wydawnictwo Krytyki Politycznej,
- wiersze z motywem śmierci,
co dofinansuje nam reformę emerytalną.

Równocześnie wprowadza się:
- podatek od tematyki homoseksualnej w polskiej poezji,
co pozwoli nam sfinansować tzw. becikowe,
- podatek od wierszy z wulgaryzmami i wierszy o fekaliach,
co pozwoli nam sfinansować kilkadziesiąt Toi Toi-ów na skrzyżowaniu autostrad w Strykowie,
- wiersze z motywem trzęsących się gałązek na wietrze,
co zwiększy nam rezerwę na ewentualne szkody spowodowane trąbami powietrznymi,
- podatek od przerzutni,
co pozwoli dofinansować budżet straży granicznej,
- podatek od poezji rustykalnej,
co zasili kasę naszego koalicjanta,
- podatek od poezji miłosnej,
z którego pieniądze przeznaczy się na szkolenia z wychowania do życia w rodzinie i promocję antykoncepcji,
- podatek od metafor,
wpływy pójdą na emeryturę dla Lecha Wałęsy,
- podatek od haiku,
na origami do przedszkoli, kursy jujitsu, albo i na sushi.

Konkursy poetyckie wstrzymujemy – potrzebujemy pieniędzy na wapno do rysowania linii na Orlikach. Turnieje Jednego Wiersza – zamieniamy na turnieje żonglowania piłką, poetyckie slamy na turnieje gry w FIFA-2012 na Playstation. W ogóle poeci, nie piszcie tyle. Nie ma pieniędzy, paliwo drożeje, a wam się wieczorów autorskich zachciewa. Piszcie wolniej, poprawiajcie, skreślajcie. Myślcie nad tym, co piszecie. Więcej niech w tym będzie rozwagi, więcej... pozytywizmu.

Krytycy, zamiast o książkach poetyckich, piszcie relacje z meczów. Poeci, zamiast metafor uczcie się dryblingu, zamiast puent - strzałów piętą. Zamiast jedenastozgłoskowców, strzelajcie jedenastki, zamiast trzynastozgłoskowców, wznoście toasty Panem Tadeuszem (akcyza zasili fundusz stypendialny dla młodych talentów sportowych).

W ogóle to każdy poeta chcąc coś opublikować, niech wypełni druk P-2012, w którym napisze, do czego ten wiersz jest mu naprawdę potrzebny.

wtorek, 7 lutego 2012

Wszystko dodzi się, saleci










Mój felieton z 11 nr kwartalnika "Arterie" (numer wraz z tomikiem "Ciuciubabka" M.Jurzysty powinien być już dostępny w Empiku).

piątek, 11 listopada 2011

Przekręcanie, przeżywanie, popieranie





Autor: Krzysztof Kleszcz


Felieton z "Arterii" nr 10 - Kwartalnik wciąż do nabycia w Empikach lub przez arterie.spp@gmail.com


Koniec rymów. Arsenał środków poetyckich. Wariacje na temat piosenek Janerki.

Cytaty: Maciej Woźniak, Teresa Radziewicz, Józef Czechowicz, Piotr Gajda, Michał Murowaniecki, Izabela Fietkiewicz-Paszek, Justyna Bargielska, Krzysztof Bąk, Krzysztof Bieleń, Rafał Gawin, Roman Kaźmierski, Paweł Podlipniak, Tomasz Różycki, Łukasz Jarosz









czwartek, 24 marca 2011

Życie jest dziwne, a wszyscy podli



Ilustracja Daniela Mroza do jednego z wydań "Cyberiady"


W Empikach można już kupić najnowsze "Arterie"(nr 9). Oto mój tekst z tegoż numeru.




niedziela, 19 grudnia 2010

...Śmierć poecie dyktuje swoje mocium Panie








Publikacja w "Arteriach" Nr 8 (2) 2010

(pismo w sprzedaży w pakiecie z Nr 7 (1) 2010

w sieci EMPIK)


(k)

czwartek, 9 września 2010

W malinowym dżemie cz.3



Autor: Krzysztof Kleszcz



Część 3 mojej rubryki w "Arteriach" nr 1(7)/2010.

Wiersz "E-mail od Pana Cogito".


piątek, 3 września 2010

W malinowym dżemie cz.2





Autor: Krzysztof Kleszcz



Część druga mojej publikacji w "Arteriach" nr 1(7)/2010.

Czy Wisława Szymborska w epoce "mózgów elektronowych wyjmowanych z teczki" napisałaby "Nic dwa razy" inaczej? Może pod wrażeniem dykcji pełnych niedomówień i znikań skróciłaby wiersz? A może przy okazji odwróciła znaczenia? W końcu rewolucja to rewolucja, inwersja to inwersja:







czwartek, 2 września 2010

W malinowym dżemie cz.1




Autor: Krzysztof Kleszcz


Pierwszy fragment mojej rubryki w "Arteriach" nr 1(7)/2010


To dobrze urodzić się poetą w czasach internetu? Czy Mickiewicz miałby konto na Facebooku, pisałby na GG ze Słowackim? Czy Norwid miałby własne www? Wyobrażam sobie klasyków logujących się na Nieszufladzie albo na Poezji Polskiej i komentarze pod ich utworami - np. pod wierszem "W malinowym chruśniaku":


niedziela, 14 lutego 2010

Wajchy Gregorija




Autor: Krzysztof Kleszcz


Publikacja w nr 3 (6) 2009 "Arterii"

Numer można nabyć w sieci Empik



niedziela, 1 listopada 2009

Góra / dół, początek i puenta, feromon i przysięga






Autor: Krzysztof Kleszcz



Artykuł z nowego numeru "Arterii" (czasopismo dostępne jest w Empikach, do numeru dołączony jest tomik poezji Magdaleny Nowickiej).


poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Poezja w krótkich spodenkach i baśń Andersena







Autor: Krzysztof Kleszcz



Publikacja w "Arteriach" nr 2(4)/2009





niedziela, 4 stycznia 2009

Jak anioła głos

Autor: Krzysztof Kleszcz
Publikacja w czasopiśmie ARTERIE nr 3/ (2) grudzień 2008




Ulubione zwierzę poetów? Że niby kot, o którym pisała Szymborska? Nic z tych rzeczy. Małe podpowiedzi: samotny lub żyjący w niewielkich stadach; używany jako zwierzę juczne w drodze na najwyższe szczyty; włochaty, potrafiący przetrzymać najsroższą zimę do minus 50, ważący ponad 500 kg.
JAK.
Podobnie jak metafora dopełniaczowa - o której pisałem w poprzednim numerze, PORÓWNANIE to znany zabieg poetycki. Konstrukcja prosta nawet dla autorów plastikowych hitów. Weźmy chociażby naszego ulubieńca mediów i jego piosenkę Jak Anioła Głos.

Albo ambitnego Fisza, który w piosence „Nie bo nie” z porównań zrobił metodę twórczą.
JAK to pożyteczne zwierzę, dźwiga frazę – odwala najcięższą robotę.

JAKI są ulubione także przez autorów łódzkiej antologii. Policzyłem dokładnie: Kawczyńska - 23, Owczarek - 20, Miniak -17, Gawin - 13, Murowaniecki - 12, Fruzińska - 10, Gajda- 8, Kleszcz - 7, Mosiewicz - 7, Ciok - 6, Nowicka - 5.

Popatrzmy na te sztuczki poetyckie i pomyślmy o JAKACH trochę inaczej - jakby zwierzę otrzymywało indiańskie imię. I doceńmy wysiłek hodowców.

Jak Piekło(byczek swawolny),
Jak Złomowane Łożysko Ciężarówki (spadł chłopak),
Jak Olbrzymie Slajdy (wizjoner?),
Jak Ojciec (głowa rodziny),
Jak Leitmotiv (byczek jąkała),
Jak Dobre Wieści (posłaniec)
Jak Śnieg (pewnie albinos)
Jak Król Frygii (na wygnaniu w Tybecie),
Byle Jak (nieudany egzemplarz),
Jak Fundament (szeroki w barach),
Jak Chrust (cienki w barach),
Jak Najedzony Kot (przeżuwacz pijący mleko),
Jak Rybi Pęcherz (kuriozum),
Jak Porzucone Wiosło (cóż, nic nie poradzę),
Jak Wytrwały Morski Ślimak (wlazł w muszlę i tak mu zostało),
Jak Sanki ( lubi zjeżdżać z Everestu),
Jak Przewrócony Okręt (wypadki zdarzają się wszędzie),
Jak Szlachta (dobrze urodzony).

Przedstawiam dalsze jaki ze stada:
Jak Wysycha Na Słońcu, Jak Gilotyna, Jak Konik Morski, Jak Nartnik, Jak W Twojej Letniej Sukience, Jak Zawsze Leciał Na Duże Kobiety, Jak Żyła, Jak Akwariowe Rybki, Jak Wodospad, Jak Dziewczynka, Jak Rozgotowany Łubin, Jak Zwinka, Jak Bengalski Tygrys, Jak Ryba, Jak Sutek, Jak Krowa, Jak Koń, Jak Budda, Jak Nefryt, Jak Miłość, Jak Nóż W Czerwień Rany, Jak Rozpiera Mnie, Jak Kornik, Jak Sieć Na Suma, Jak Łuski Z Pepeszy, Jak Haczyk, Jak Łasica, Jak Kot, Jak Schody, Jak Tykają Kości, Jak Garść Wiśni, Jak Paprotka, Jak Zgoda Na Śmierć, Jak Człowiek, Jak Potok, Jak Miętowe Cukierki, Jak Na Stryczku, Jak Dopełniacz, Jak Wołacz, Jak Mocna Herbata, Jak Czarna Taśma Sitcomu, Jak Złodziej Skulony.

Jeszcze kilka jaków z Wyżyny Łódzkiej z różnych hodowli: u Przemka Owczarka – Jak Grzywka, u Piotra Gajdy – Jak Grzebień Stegozaura, u Krzysztofa Kleszcza – Jak Koncepcja Zostawiona Do Przemyślenia, u Moniki Mosiewicz - Jak Rzęzi Na Zaciągniętych Hamulcach, u Michała Murowanieckiego – Jak Zakochane Usta i u Roberta Miniaka - Jak Szmata Po Nafcie.

Sięgam po różne tomiki, zobaczmy, co tam się pasie.
U Jacka Dehnela oczywiście JAK jest dystyngowany - Jak Zimny Cień Krawca I Nożyc, u Jerzego Jarniewicza - Jak W Rybackiej Sieci, u Krzysztofa Bąka - Jak Dziecko, Które Gubi Puzzle, u Tadeusza Dąbrowskiego - Jak Żaróweczki Na Przeciwległych Biegunach Joja, u Marcina Świetlickiego - Jak Histeryczna Matka, u Kuby Przybyłowskiego - Jak Bobo, Leję Ze Strachu, u Dariusza Adamowskiego - Jak Umiem Się Wić, u Gila Gillinga - Jak Cholera, u Marcina Perkowskiego - Jak Dupa Węża, u Edwarda Pasewicza - Jak Masturbacja W Łazience, u Andrzeja Strąka - Jak Czarna Jest Nasza Rozpacz, u Radosława Kobierskiego - Jak Huba, Jemioła, u Adama Wiedemanna - Jak Strzała, Która Godzi W Serce Niekochanego, u Łukasza Jarosza Jak Włos W Ustach.

Ach wyobraźmy sobie te zwierzęta, a patrząc, patrzmy z czułością. One marzną, żują swoje suche trawy, gdzieś tam na wysokościach, śni im się biały wiersz jak niebo.

Grizzly samotności





Publikacja w czasopiśmie ARTERIE nr 2/październik 2008


Autor: Krzysztof Kleszcz



Metafora dopełniaczowa (szczególnie nadużywana) stała się znakiem rozpoznawczym niedobrej poezji. Sprecyzujmy: to przydawka dopełniaczowa, w której przez zbitkę dwóch słów tworzymy nową jakość, np. morze głów - gdy głowy przypominają nam morze.
Być może to kwestia mody, ale nikt dziś nie ma wątpliwości - to kuriozum, jeleń na rykowisku, potworek. Spokojnie wiec możemy sformułować przykazanie: jeśli jesteś młodym twórcą, unikaj dopełniaczy. To zbyt prosta sztuczka poetycka, wciśnięcie piątego biegu na osiedlowej uliczce.
Oto przykłady - efekt pracy forumowiczów portalu poezja-polska:

aleje ludzkiej bezsilności, armata ciszy, atrapy uczuć, barwny kankan wspomnień, bezkres twej nieobecności, bezruch martwych wąwozów, białko nadziei, bochen zdarzeń, bocznica życia, chaos bestialskiej czułości, cmentarz litości, czarna flegma melancholii, dworce pożegnań, gardło myśli, , gwóźdź miłości, jałowcówka ciszy, karuzela sensu życia, kicz końca, kieszeń moich ust, klawiatura minionych dni, kłębek samotności, kolana decyzji, kran pościeli, kromka zmysłów, krótki metraż bezmyśli, kufel wolnych myśli, krzesło marzeń, libretto pożądań, mdłości niespełnienia, meandry wydm, mrzonki marzeń, ofiarne zwierzę tyranii, okno duszy, parapet przeszłości, paw niemocy, pędrak przerażenia, pierzyna zmartwień, piwnice zmysłów, płomień milczenia, pomyje straconych dni, przełyk losu, ramki wilgoci, rumak życia, sadło obojętności, stęchłe ryby z bagna szyderstwa, suche oczy nocy, tapety modlitw, topór mej bezwstydnej nagości, wiolonczela chaosu, zegar rozstania.

Bardzo symptomatyczne jest też to, że gdy pokażemy komuś w jego tekście dopełniacz sugerując poprawkę – twórca tej karkołomnej figury jest z niej zwykle bardzo zadowolony.

Jednym z argumentów zwykle jest to, że ten środek poetyckiego wyrazu stosowali/stosują prawie wszyscy poeci. U Krzysztofa Kamila Baczyńskiego to właśnie dopełniacze o wielkiej sile wyrazu tworzą poetycki świat (łąki krwi, orzech dźwięków, płaszcz rzeki, pustego serca rozpruty strąk). U Zbigniewa Herberta znajdziemy: złote runo nicości, źródło gwiazd, kram życia, kapitel ciała, u Wisławy Szymborskiej - tarło poglądów, u Marcina Świetlickiego tłuszcz miasta, u Wojciecha Wencla - kaskady obrusów, u Jacka Dehnela - drzwi świata, u Tadeusza Dąbrowskiego - dom twojego ciała, u Karola Maliszewskiego - pudełko podwórka. Szukamy dalej: Zbigniew Dominiak - polana następnego stulecia, Edward Stachura - dach nieba, Radosław Kobierski – głośny parlament szpaków, Tomasz Różycki - marcowe migdały światła i śmierci, Łukasz Jarosz – smalec światła.

W dobrym wierszu metafora dopełniaczowa może być ozdobą wiersza. W słabym - jest tylko obiektem szyderstwa. Na koniec zagadka, kto jest autorem frazy w tytule?