piątek, 5 września 2025

Obcy w lustrze

Piotr Gajda "Biuro straceń", Wydawnictwo Biblioteki Śląskiej, Katowice 2025.


O nie! Nie zamieszkuję w wierszach Gajdy na stałe, zaglądam jak do chłodni, groty solnej. Ten jego programowy mrok wpędza mnie w dół, a wybebeszony z nadziei chodzę struty, sadzam się w cieniu gardząc słońcem. Wiem, że jego wiersze to nie poza. Wiem, że "pocałunek dla Wojaczka" to przemyślana strategia, metoda. Ale każda lektura, a zwykle dawkuję sobie te wiersze, to dla mnie trening smutku, ćwiczenia z melancholii.

To jego świadome unikanie jakiegokolwiek jasnego tonu, mnie osobiście denerwuje. Ale cóż, Gajda uważa, że nie ma obowiązku nikogo pocieszać. Nazywa po imieniu każdy fałsz, każdy błąd w systemie, a że błędów jest dużo, zdaje się mieć materiał na wiele tomów.

Tom zaczyna się od zestawienia snów: dziecka, dorosłego i starca. Każdy śpi inaczej. I oczywiście nie mówi się tu o przyjemności snu. 

W wierszu o tytule z płyty Porcupine Tree, Gajda znęca się nad naszym jałowym życiem. Pamiętacie piosenkę Elektrycznych Gitar "Wszystko ch."? Doktor Sienkiewicz upajał się swoim brakiem satysfakcji: "Byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie...". Poeta Gajda zaś daje upust swojego nielubienia imprez rodzinnych i gorących dni ulepionych z nudy. Pyta za Larkinem "Po co są dni?" i zawiesza głos, stroi minę studenta, który "nie doczytał".

W wierszu o tytule z płyty Metalliki, porównuje człowieka do nocnego zwierza, którego los to albo szpony drapieżcy albo opony samochodu. Wątroba, serce, nerki i płuca - żywe narządy, w metaforycznym obrazie Gajdy są wzgórzem, kamieniołomem, gliniankami, torfowiskiem...

Lustra. Piotr chyba odwiedził jakieś muzeum iluzji, albo zasłuchał się w popowy przebój "Wszędzie wiszą lustra". Zatem zapisał: "Niebo okazało się odbiciem w lustrze, a płomienie na Ziemi - planecie ludzi, nie rzucały cienia."; "z naszą przyciężką figurą mierzenie ubrań przypomina pobyt w salonie śmiechu (…)" Aż w bardzo dobrym wierszu ze strony 34 okaże się, że nasłuch kosmosu to błąd, bo obcą cywilizację, której szukamy, możemy zobaczyć znacznie łatwiej.

Jeśli wiersze Gajdy to supły, to jakaż to radość z rozplątywania!

Weźmy taki wiersz ze strony 9 - o apokalipsie z naprawdę oryginalną kulinarną metaforyką - "flambirowanie" to polanie alkoholem i podpalenie potrawy dla uzyskania smaku. Zatem tak nietypowo przyrządzamy sobie katastrofę. "Droga do gwiazd była otwarta, ale nie stanęła na niej ludzka stopa" - porzuciliśmy szczytne idee. Prawdziwe życie jest ukryte w "skamielinach", norach. I choć Gajda myli się, że w Biblii nie ma nic o "kretach, myszach i tym podobnych", to wiem, o co mu chodzi - o nieistotność "zwierzęcych drobin". (W Księdze Przysłów jest i o jaszczurkach, myszach, góralikach, mrówkach i szarańczach. Jaszczurki - mieszkają w pałacach, nieuchwytne, góralki - słabe, ale budują domy w skałach, mrówki - wspólnotowe i pracowite... ). 

Jesteśmy ledwo "rozumniejsi od gryzoni", za to jesteśmy "rasą predatorów", bez empatii, z pełnią arogancji. Syte elity stać jedynie na gesty, które ją zgubią: "(…) dodatkowe nakrycie dla gościa, który przybędzie podpalić jej dom". 

Weźmy wiersz ze strony 11: gdzie zaplątany w pajęczynie dni, dokopuje się do bezsensu - zdrapuje sobie zdrapkę, a tam: "cztery słonie na skorupie żółwia",

Możliwe, że Gajda tu i ówdzie gmatwa i zapętla, że tworzy cokolwiek karkołomne, piętrowe konstrukcje. Ważne, że umie dotknąć sedna sprawy, np. w wierszu "Anarchia. Bunt. Cellulit." puentuje: "Owszem, wiele razy dobijałeś się do różnych drzwi, ale pozostawały dla ciebie zamknięte. Również wtedy, kiedy waliłeś w nie gołymi pięściami, bo ci, którzy stali za nimi słyszeli: a) dźwięk składający się z szybko powtarzających się pukań; b) grzechot kamieni spadających ze studni; c) zabawkę dla dziecka, która grzechocze, gdy się nią potrząśnie." Dawno nie czytałem tak przenikliwie bolesnej diagnozy braku porozumienia! Mechanizmy pomocowe są głuche. Nie jesteśmy w stanie rozpoznać człowieka, jego potrzeb, uczuć. Błagania dekodujemy sobie po swojemu, widząc w nich, to co dla nas wygodne, tłumacząc sobie, że to naturalna rzecz, błahostka, śmiesznota.

I dotyka wspomnianego sedna w "Nielotach", gdzie konstruuje naprawdę przeszywającą historię o naszym parszywym losie, naznaczonym przekleństwem - że nowe życie z naszych prochów, będzie tak samo bezmyślne, nieświadome, bez postępu, sensu, z powtarzalnością błędu. Dotyka sedna  w "Palcu wskazującym" ogarniając, że ekosystem nie jest roślinożerny.

Gardzi materializmem, stąd kpina z wakacyjnego "last minute", z diesli, kpina z porządku świata, w którym tylko przewodzimy iskry w prądowych drgawkach.

Jest też beka z korpusu poety z głową chmurach i drwina ze swojej letniej wiary. I przejęcie się tym, jak traktujemy zwierzęta.  

Jest metafora "biura straceń". Tracimy czas - życie, sens, tracimy z oczu, to co ważne, gubimy się. Właściwie pozorujemy tylko działania. Działamy z rozpędu. Inaczej już nie umiemy.