GADU-GADU: 1
KK: Lubisz jak jest minus jedenaście? Nastraja Cię to poetycko?
PG: Uwielbiam! Nie cierpię lata, w upały mam uczucie, że wszyscy są optymistycznie nastawieni i szczęśliwi. A na dodatek w telewizji lecą same koszmarne seriale kręcone na plaży. Moje wiersze nie są kompatybilne z takim klimatem. Ucieszyłem się, kiedy Tomasz Jastrun napisał o nich, że przypominają mu „zimowe wiersze” Thomasa Transtromera (poeta ze Szwecji). I coś w tym jest, dzisiaj szedłem do mojej pracy, której nie znoszę, było minus siedem stopni i było mi z tym dobrze.
KK: Ale co? W upale czujesz się obco? W „Teraz Rocku” recenzent napisał o słońcu „żółty terrorysta”…w pełnym słońcu nici z pisania?
PG: Z pytania wnioskuję, że Ty optowałbyś za latem, plażą?
KK: Słońce – tak, …ale zimny napój koniecznie…
PG: No i mamy euforię, zwłaszcza, gdy napój jest wyskokowy…Krzysztof Kleszcz – autor wierszy euforycznych?
KK: Euforycznych – tak! Poezja ma oddawać zachwyt – oczywiście nie mówię tu o zachwycie nad listkiem brzozy na wietrze…
PG: Zgoda, ale można zachwycać się zarówno wschodem jak i zachodem słońca…
KK: Czyli oto mamy ciekawą opozycję. Gajda – Kleszcz, poeci z różnych stref klimatycznych. Możesz podać swój kod pocztowy? Grenlandia, Islandia, Nowa Ziemia?
PG: Stacja badawcza Arctowski!
KK: Zgadzasz się, że najbardziej płodny artysta głodny?
PG: Tak, głód to jądro każdej dziedziny sztuki! Poczucie sytości nie służy poecie, tyje wtedy, jego ego się rozrasta.
KK: No to, co stałoby się z poetyką Gajdy gdyby trafiła mu się ciepła posadka na Mauritiusie?
PG: Przerzuciłby się na prozę i często zaglądał do lodówki, he,he!
KK: Czyli pióro to dla Ciebie szpada? Narzędzie do załatwiania porachunków ze światem?
PG: Świat to za daleko. Piszę o tym, co widzę w lustrze, albo za oknem.
PG: A Ty, potrafiłbyś się zmierzyć z traumą?
KK: Stary, jasne…ale czasem myślę, że zdecydowanie czarne wiersze to nie byłbym ja.
KK: Piotr, a czy według Ciebie w poezji jest miejsce na konfabulacje?
PG: Mianowicie?
KK: No, czy będąc bezrobotnym można pisać o ogrodach Wersalu?
PG: To byłoby nieautentyczne, szkoda czasu…Ale przyznaj, „Ę” mimo Twojego zdeklarowanego optymizmu jest w swojej wymowie niejednoznaczne, jest tam i obawa i wątpliwość?
KK: Tam jest zaciskanie zębów! Ciekawi mnie czy zauważyłeś w książce postać ogrodnika?
PG: Pytasz o tego, który „sypie białe wapno”?
KK: Tak. On się pojawia jeszcze w rozdziale „Drzewo”, kojarzysz? A potem jest w wierszu „Widok z okna”. Tnie pnie, klnie (raczej tragiczny obrazek) a PL trzyma na zimnym parapecie łokcie i nagle doznaje olśnienia…
PG: A widzisz! A więc wierzy, ale w chwili, w której wierzy nie jest szczęśliwy, bo nie wie dokąd ta wiara go zaprowadzi.
KK: Tam nie za bardzo wiadomo czy on wierzy…on raczej obserwuje i wszystko jest na nie…
PG: Ten ogrodnik dobrze organizuje to, czym się różnimy jako poeci. W „Ę” PL tylko czasem dotyka zwątpienie, w „Hotelu” to stan constans. Dlatego w mojej książce nie ma podziału na części. U Ciebie zastosowany podział obrazuje proces spełniania się…Sadzisz drzewo, budujesz dom, a na koniec pojawia się upragniony syn…”Ę” jest książką „spełnioną”, ”Hostel” wręcz przeciwnie.
KK: Przecież w końcu oswajasz przestrzeń podrzędnego hotelu…jest odkrycie, że ona nie jest straszna, ta przestrzeń…
PG: Oswajam się z tą przestrzenią, nie oswajam jej…to zasadnicza różnica…
KK: Ale to klaustrofobiczne poczucie jest Ci przecież potrzebne jak czarna kawa.
PG: No tak, wszak rzekłem, że wybieram zimę…
KK: Dźwięk kieratu nastraja poetycko…
PG: I wracamy do punktu wyjścia, a raczej wejścia w taką poetykę.
KK: „Hostel” podoba mi się, chociaż uważam się za optymistę. Nie sądzę więc, by było łatwo ustalić jednoznacznie adresata twojej książki.
PG: A może moje wiersze dotarły gdzieś w okolice ukrytej, mrocznej duszy Kleszcza?
KK: Znasz moje gusta muzyczne… uwielbiam „Wake Up” Mad Season, Pearl Jam, Lisę Gerrard, Nirvanę…
PG: To potwierdza, że tkwi w Tobie jakaś melancholia…
KK: W każdym tkwi…
PG: Tak jak i we mnie są jakieś pokłady optymizmu, wiary, bo inaczej „Ę” nie poruszyłoby mnie, a tak nie jest.
KK: No tak…
PG: Czyli co? W następnych tomikach umieszczamy wiersze pisane w stanach pośrednich -między euforią a melancholią?
KK: Nie wiem. Wiesz, że tego nie da się zaplanować…
PG: Uwielbiam! Nie cierpię lata, w upały mam uczucie, że wszyscy są optymistycznie nastawieni i szczęśliwi. A na dodatek w telewizji lecą same koszmarne seriale kręcone na plaży. Moje wiersze nie są kompatybilne z takim klimatem. Ucieszyłem się, kiedy Tomasz Jastrun napisał o nich, że przypominają mu „zimowe wiersze” Thomasa Transtromera (poeta ze Szwecji). I coś w tym jest, dzisiaj szedłem do mojej pracy, której nie znoszę, było minus siedem stopni i było mi z tym dobrze.
KK: Ale co? W upale czujesz się obco? W „Teraz Rocku” recenzent napisał o słońcu „żółty terrorysta”…w pełnym słońcu nici z pisania?
PG: Z pytania wnioskuję, że Ty optowałbyś za latem, plażą?
KK: Słońce – tak, …ale zimny napój koniecznie…
PG: No i mamy euforię, zwłaszcza, gdy napój jest wyskokowy…Krzysztof Kleszcz – autor wierszy euforycznych?
KK: Euforycznych – tak! Poezja ma oddawać zachwyt – oczywiście nie mówię tu o zachwycie nad listkiem brzozy na wietrze…
PG: Zgoda, ale można zachwycać się zarówno wschodem jak i zachodem słońca…
KK: Czyli oto mamy ciekawą opozycję. Gajda – Kleszcz, poeci z różnych stref klimatycznych. Możesz podać swój kod pocztowy? Grenlandia, Islandia, Nowa Ziemia?
PG: Stacja badawcza Arctowski!
KK: Zgadzasz się, że najbardziej płodny artysta głodny?
PG: Tak, głód to jądro każdej dziedziny sztuki! Poczucie sytości nie służy poecie, tyje wtedy, jego ego się rozrasta.
KK: No to, co stałoby się z poetyką Gajdy gdyby trafiła mu się ciepła posadka na Mauritiusie?
PG: Przerzuciłby się na prozę i często zaglądał do lodówki, he,he!
KK: Czyli pióro to dla Ciebie szpada? Narzędzie do załatwiania porachunków ze światem?
PG: Świat to za daleko. Piszę o tym, co widzę w lustrze, albo za oknem.
PG: A Ty, potrafiłbyś się zmierzyć z traumą?
KK: Stary, jasne…ale czasem myślę, że zdecydowanie czarne wiersze to nie byłbym ja.
KK: Piotr, a czy według Ciebie w poezji jest miejsce na konfabulacje?
PG: Mianowicie?
KK: No, czy będąc bezrobotnym można pisać o ogrodach Wersalu?
PG: To byłoby nieautentyczne, szkoda czasu…Ale przyznaj, „Ę” mimo Twojego zdeklarowanego optymizmu jest w swojej wymowie niejednoznaczne, jest tam i obawa i wątpliwość?
KK: Tam jest zaciskanie zębów! Ciekawi mnie czy zauważyłeś w książce postać ogrodnika?
PG: Pytasz o tego, który „sypie białe wapno”?
KK: Tak. On się pojawia jeszcze w rozdziale „Drzewo”, kojarzysz? A potem jest w wierszu „Widok z okna”. Tnie pnie, klnie (raczej tragiczny obrazek) a PL trzyma na zimnym parapecie łokcie i nagle doznaje olśnienia…
PG: A widzisz! A więc wierzy, ale w chwili, w której wierzy nie jest szczęśliwy, bo nie wie dokąd ta wiara go zaprowadzi.
KK: Tam nie za bardzo wiadomo czy on wierzy…on raczej obserwuje i wszystko jest na nie…
PG: Ten ogrodnik dobrze organizuje to, czym się różnimy jako poeci. W „Ę” PL tylko czasem dotyka zwątpienie, w „Hotelu” to stan constans. Dlatego w mojej książce nie ma podziału na części. U Ciebie zastosowany podział obrazuje proces spełniania się…Sadzisz drzewo, budujesz dom, a na koniec pojawia się upragniony syn…”Ę” jest książką „spełnioną”, ”Hostel” wręcz przeciwnie.
KK: Przecież w końcu oswajasz przestrzeń podrzędnego hotelu…jest odkrycie, że ona nie jest straszna, ta przestrzeń…
PG: Oswajam się z tą przestrzenią, nie oswajam jej…to zasadnicza różnica…
KK: Ale to klaustrofobiczne poczucie jest Ci przecież potrzebne jak czarna kawa.
PG: No tak, wszak rzekłem, że wybieram zimę…
KK: Dźwięk kieratu nastraja poetycko…
PG: I wracamy do punktu wyjścia, a raczej wejścia w taką poetykę.
KK: „Hostel” podoba mi się, chociaż uważam się za optymistę. Nie sądzę więc, by było łatwo ustalić jednoznacznie adresata twojej książki.
PG: A może moje wiersze dotarły gdzieś w okolice ukrytej, mrocznej duszy Kleszcza?
KK: Znasz moje gusta muzyczne… uwielbiam „Wake Up” Mad Season, Pearl Jam, Lisę Gerrard, Nirvanę…
PG: To potwierdza, że tkwi w Tobie jakaś melancholia…
KK: W każdym tkwi…
PG: Tak jak i we mnie są jakieś pokłady optymizmu, wiary, bo inaczej „Ę” nie poruszyłoby mnie, a tak nie jest.
KK: No tak…
PG: Czyli co? W następnych tomikach umieszczamy wiersze pisane w stanach pośrednich -między euforią a melancholią?
KK: Nie wiem. Wiesz, że tego nie da się zaplanować…