Ayo "GRAVITY AT LAST", 2008
Są takie płyty. Czternastoletni Krzysztof zamiast Michaela Jacksona "Bad" wybiera Tracy Chapman "Tracy Chapman". Dwudziestosześcioletni oprócz P.J.Harvey ("Stories..."), Lou Reeda ("Ecstasy") nagle katuje płytę Marka Knopflera "Sailing to Philadelphia". Czy to potrzeba uspokojenia tętna? Trzydziestodwuletni słucha "Joyful" Ayo. Zresztą ... Zdaję się, że nie tylko ja byłem pod wrażeniem piosenek "Down On My Knees", "Help is Coming" czy "Without You". Debiut przyniósł jej spory sukces. A teraz znowu nie wyjmuję z odtwarzacza jej płyty, choć przecież jest tyle energetyczniejszych, mocniejszych.
Ayo w narzeczu Joruba znaczy radosna. Jest córką Nigeryjczyka, matka zaś ma pochodzenie romskie. Mieszka w małej wiosce...w Niemczech. Na kolejne koncerty do Polski przyjedzie w lutym (m.in. Sala Kongresowa, Zabrze i Poznań). Jej drugiej płyty słucha się i słucha, choć to zwyczajna zwyczajność, żadnej Ameryki nie odkrywa. Piękno przez smutek, trochę zachwytu, radość. Płyta na urlop (ferie)?
Co najlepszego? Hiciorem jest tu "Slow Slow (Run Run)". Kto nie lubi afirmacji i piosenek spod znaku good vibration, niech nie słucha. Bluesior "Maybe" - musi się spodobać, mój łeb sam się kiwa - no i słychać możliwości wokalne nigeryjskiej piękności. W "Better Days" unosi nas na wysokość najbardziej wzruszających piosenek Tracy Chapman (kojarzy mi się z płytą "Let It Rain", gdzie Tracy ścisza głos; mamy tu takie samo zaklinanie rzeczywistości). Na pewno też już po pierwszym słuchaniu wpada w ucho "Get Out Of My Way".
Ayo jest artystką, dla której wiele znaczy szczerość. Jej motto z piosenki "Life Is Real" to "Idę przez życie tak, jak mi się podoba / Nie mam nic do ukrycia, zupełnie nic" ("Life is Real"). No i tym wygrywa.
Ile już było piosenek o pewności ("I'm Not Afraid"), o podziękowaniach (gospelowate "Thank You"), o tęsknocie (to o!-o!-o!-o! "Lonely" )?... To prawda - ta płyta nie zmienia świata. Ale jeśli artystka nie czuje takiej potrzeby, czy trzeba jej to zapisać na minus?