środa, 28 stycznia 2009

Świat mi się podoba


Autor: Krzysztof Kleszcz

Ayo "GRAVITY AT LAST", 2008

Są takie płyty. Czternastoletni Krzysztof zamiast Michaela Jacksona "Bad" wybiera Tracy Chapman "Tracy Chapman". Dwudziestosześcioletni oprócz P.J.Harvey ("Stories..."), Lou Reeda ("Ecstasy") nagle katuje płytę Marka Knopflera "Sailing to Philadelphia". Czy to potrzeba uspokojenia tętna? Trzydziestodwuletni słucha "Joyful" Ayo. Zresztą ... Zdaję się, że nie tylko ja byłem pod wrażeniem piosenek "Down On My Knees", "Help is Coming" czy "Without You". Debiut przyniósł jej spory sukces. A teraz znowu nie wyjmuję z odtwarzacza jej płyty, choć przecież jest tyle energetyczniejszych, mocniejszych.

Ayo w narzeczu Joruba znaczy radosna. Jest córką Nigeryjczyka, matka zaś ma pochodzenie romskie. Mieszka w małej wiosce...w Niemczech. Na kolejne koncerty do Polski przyjedzie w lutym (m.in. Sala Kongresowa, Zabrze i Poznań). Jej drugiej płyty słucha się i słucha, choć to zwyczajna zwyczajność, żadnej Ameryki nie odkrywa. Piękno przez smutek, trochę zachwytu, radość. Płyta na urlop (ferie)?

Co najlepszego? Hiciorem jest tu "Slow Slow (Run Run)". Kto nie lubi afirmacji i piosenek spod znaku good vibration, niech nie słucha. Bluesior "Maybe" - musi się spodobać, mój łeb sam się kiwa - no i słychać możliwości wokalne nigeryjskiej piękności. W "Better Days" unosi nas na wysokość najbardziej wzruszających piosenek Tracy Chapman (kojarzy mi się z płytą "Let It Rain", gdzie Tracy ścisza głos; mamy tu takie samo zaklinanie rzeczywistości). Na pewno też już po pierwszym słuchaniu wpada w ucho "Get Out Of My Way".

Ayo jest artystką, dla której wiele znaczy szczerość. Jej motto z piosenki "Life Is Real" to "Idę przez życie tak, jak mi się podoba / Nie mam nic do ukrycia, zupełnie nic" ("Life is Real"). No i tym wygrywa.

Ile już było piosenek o pewności ("I'm Not Afraid"), o podziękowaniach (gospelowate "Thank You"), o tęsknocie (to o!-o!-o!-o! "Lonely" )?... To prawda - ta płyta nie zmienia świata. Ale jeśli artystka nie czuje takiej potrzeby, czy trzeba jej to zapisać na minus?

Zdjęcia Kwarca

Autor: Krzysztof Kleszcz

Artystyczne (i klimatyczne) zdjęcia Krzysztofa Wieczorka z moich wieczorów autorskich. Polecam obejrzenie także innych jego fotek.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Światła i pogłos

Autor: Krzysztof Kleszcz

24.01.2009r. Sala SCh TOMY, Tomaszów Maz.

Wieczór autorski Krzysztofa Kleszcza, promocja książki "Ę" wydanej przez Wyd. Kwadratura w Łodzi przy współudziale MBP w Tomaszowie Maz.
Wieczór autorski jak ze snu o lataniu. Światła i pogłos - trochę mnie peszyły, ale było świetnie. Sala SCh TOMY przy ul. Jerozolimskiej. Nowoczesna i wyjątkowa. Mająca klimat. Tu gdzie kiedyś było kino Mazowsze - tu gdzie kiedyś oglądałem "Poszukiwaczy zaginionej arki" (zakazany owoc - film był od 12 lat, a ja byłem znacznie młodszy). Jeden z tych dni, które będę pamiętać na całe życie. Tomaszów z piosenki Demarczyk zaczyna na nowo istnieć na poetyckiej mapie Polski także dzięki temu, że ma i teraz swoich poetów - stwierdził prowadzący spotkanie.

Od godziny trzynastej - przygody z zawieszaniem grafik Marzeny, kupno drutu wiązałkowego (pozdrawiam uprzejmego pana, który nie wziął ode mnie pieniędzy, skoro to do galerii, ale prosił o kontakt z kimś kto namaluje mu Piłsudskiego :) ). Poszukiwania wiertarki.

Godzina szesnasta z minutami. Z głośników leci Dexter Gordon - jazzik z saksofonem. Można zakupić książki "Kwadratury" i ŁDK (Kleszcz, Miniak, Grobliński, Kędzierski, Robert) i pooglądać prace plastyczne zawieszone po prawej stronie sali. Daniel, którego kiedyś uczyłem geografii obsługuje światła i rzutnik (na białym ekranie zmieniają się grafiki Marzeny). Uprzejmość pana Rafała Piekarskiego, który użyczył sali, nie zna granic: dostaję też kawę, w której topi się trema.

Sala wypełniła się znajomymi i nieznajomymi, którzy chcieli posłuchać moich wierszy, obejrzeć ilustracje. Jest spora grupka uczniów. Dziękuję za kwiaty od pani dyrektor mojej szkoły.
Wieczór rozpoczęła pani Ewa Adamska - dyrektor MBP. Piotr Grobliński, doświadczony w prowadzeniu wieczorów autorskich opowiedział o roli redaktora, o przygodach z wydawaniem mojej książki. Pytał o motto ("Budzę się na dobre i dobre przychodzi"), żartował, czy rzeczywiście to tak ważne mieć osobną półkę w bibliotekach (nie ma chyba tytułu innej książki na literę "Ę"). Przeczytałem kilkanaście wierszy, po reakcji widowni mogłem wnosić, że się podobały. Było kilka pytań z sali.
Głos zabrała Marzena Łukaszuk - opowiadała o tym jak powstały jej grafiki. Asekurowała się, że rozumie, jeśli komuś wydadzą się nieciekawe. A ja podkreślałem, że jej prace wystrzeliły moje białe wiersze gdzieś poza orbitę, w kosmos.

Wpisywałem dedykacje, słuchałem komplementów. A potem poszliśmy świętować.


























































Fotografie: Grzegorz Kleszcz (1,2,4,5,7,9,10), Roman Kleszcz (8) i Krzysztof Wieczorek (3,6)

sobota, 24 stycznia 2009

Tomek w Radio

Autor: Krzysztof Kleszcz
W niedzielę 25 stycznia 2009 r. podczas programu "na żywo", po 17,00 w Radio Łódź odbędzie się rozstrzygnięcie konkursu "Pan Cogito po latach... ". W programie tym wezmą udział nagrodzeni Twórcy, jurorzy, zaprezentowane też zostaną wyróżnione utwory. Wśród zaproszonych jest Tomasz Bąk z Tomaszowa Mazowieckiego. Trzymam kciuki.

Wino ze stacji

Autor: Krzysztof Kleszcz

Dzień przed moim wieczorem autorskim nie mogłem oprzeć się pokusie wzięcia udziału w Turnieju o Puchar Wina im. J.Jarmołowskiego organizowanego po raz czterdziesty (!) przez Łódzki Dom Kultury, imprezie integrującej środowisko poetyckie Łodzi i okolic (liczna reprezentacja - Żyrardowa, Tomaszowa Maz. )
Turniej o prostych zasadach - "przyczytać swój nienagrodzony wcześniej wiersz, a najlepszy dostaje szlachetny napój (w tym roku w pięknym etui, bywało że wielki kryształowy kielich pełny trunku)". Udało mi się go wygrać 3 lata temu - gdy przeczytałem "Pod klepsydrą" i być drugi - 2 lata temu, za "Meteoryt". Miałem świeży wiersz, ale wciąż byłem niezadowolony z jednej z fraz, dlatego przeczytałem ostatecznie "Zimowy". Jurorem głownym miała być Agnieszka Kuciak, której interesujące wiersze znałem z internetu. Niestety nie dojechała. Zatem bez niej jury w składzie: Kacper Bartczak, Robert Miniak (autor "Czarnego wesela"), Artur Fryz - wysłuchało około pięćdziesięciu recytacji. O różnym poziomie. Były wiersze rymowane miłości/radości, były bajki (kultowa recytacja ponad pięciominutowa ze streszczeniem kilku pominiętych zwrotek), była szalona recytacja godna Michaela Jacksona (jestem złem!). Były jednak i zawodowe wiersze: w szranki konkursu stanęli przecież prawie wszyscy z Młodzi Literackiej, oprócz chorego Piotra Gajdy (grypa!); Przemo Owczarek, Michał Murowaniecki, Rafał Gawin, Monika Mosiewicz, Konrad Ciok, Iza Kawczyńska. Byli też weterani konkursu: pan Zasławski, Piotr Macierzyński, pan Brzozowski, Wojciech Kądziela. Jednym słowem - tradycja. Jury naradzało się około 40 minut.
Ogłoszono, że wyróżnienia otrzymali m.in.: Kacper Płusa, Konrad Ciok i Monika Mosiewicz. III nagrodę zdobył Krzysztof Kleszcz, II miejsce: Tomasz Bąk z Tomaszowa Mazowieckiego (mój uczeń! dziś licealista cieszę się, że na poczatku swej drogi poetyckiej już kosi nagrody - to da mu niezłego kopa do działania, jak sądzę). Tak więc Tomaszów górą! Wygrał - nieobecny przy ogłoszeniu werdyktu, zapewne zniecierpliwiony oczekiwaniem - Krzysztof Grzelak z Łodzi.

No i powrót do domu na 23. Kadarkę kupiłem na stacji benzynowej.


Powyżej Wiersz Tomka i mój:


poniedziałek, 19 stycznia 2009

Wieczór na 102

Autor: Krzysztof Kleszcz

Studio 102 przy Piotrkowskiej 102 w Łodzi - godzina 16.00. Mój pierwszy wieczór autorski. Prowadzący Piotr Grobliński zdradził, że jego idee fix było zbratanie plastyków i poetów. W przypadku mojej książki wg mnie udało się to na 100% - powstała idealna symbioza - obrazu i słowa. Marzena Łukaszuk - autorka przepięknych ilustracji do mojej książki opowiedziała o historii ich powstania.
Dziękuję wszystkim, którzy przybyli, mam nadzieję, że spodobały im się moje recytacje i odpowiedzi na pytania. Zgromadzeni mogli zobaczyć wszystkie ilustracje Marzeny, także te, których nie udało się pomieścić w książce (dzięki za rzutnik, Brader!). Następny wieczór odbędzie się w Tomaszowie Mazowieckim, w sali "TOMY" przy ul. Jerozolimskiej 1; 24 stycznia o godzinie 17.00. Zapraszam.






Fot.: Grzegorz Kleszcz





Fot.: Krzysztof Wieczorek

piątek, 16 stycznia 2009

Wolne pokoje


RECYTACJA
Wiersz Piotra Gajdy "Wolne pokoje" z tomu "Hostel".
Pomysł i recytacja: Krzysztof Kleszcz
Muzyka: Lisa Gerrard "Space Weaver" z płyty "Silver Tree", 2006; Label: EMI Int'l.
<--- KLIKNIJ

















Baby, I'm Gonna Leave You

Nie będzie trasy Led Zeppelin. Ani z Robertem Plantem ani bez niego.
Led Zeppelin to rozdział zakończony.

1.
Autor: Krzysztof Kleszcz

Jeśli są na świecie ludzie nie znający muzyki Led Zeppelin, powinni bić się w pierś i w ramach pokuty klęczeć na grochu.
Sprzedali 300 milionów płyt. Kiedy byli na topie - byłem jeszcze małym bobo. Poznałem ich, gdy już zdobyli status zespołu nr 1. Podstawa zespołu to: Jimi Page- wirtuoz gitary, Robert Plant - wokal. Schody do nieba czyli "Stairway to Heaven" to był obowiązkowy motyw przy nauce gry na gitarze. Ja uwielbiam zakończenie utworu - tak pięknej cody nie ma żaden utwór rockowy. Podobno w USA jest radio, które nadaje ciągle ten jeden kawałek jako 'power play'.
Płyty "Led Zeppelin" - "I" (z przecudownym "Baby, Baby, I'm Gonna Leave You", albo seksualnie zabarwionym bluesiorem "You Shock Me Baby"czy histerycznym "Dazed and Confused"), "II" (z niezapomnianym "Whole Lotta Love") i "IV" ("Rock'n Roll", "Stairway To Heaven", "Black Dog", "When the Levee Breaks"- niesamowity motyw perkusji) to dla mnie absolutna kwintesencja muzyki rockowej. Zatem nie będzie reaktywacji, zarabiania na legendzie. U Planta głos już nie ten. Może to i dobrze?

2.
Autor: Piotr Gajda

Są błędy, które ciężko się wybacza. Takim błędem było, że ostatecznie nie pojechałem na koncert Page’a i Planta do katowickiego Spodka, a wszystko wskazywało na to, że mógłbym – pieniądze na bilet, transport i towarzystwo kumpli. Było, minęło i jak się okazuje - już nie spełni (jak spełnił się inny mój sen – koncert Black Sabbath z Ozzym we wspomnianym już Spodku).
Mój pierwszy kontakt z geniuszem Planta, Page’a, Jonesa i Bonhama nastąpił podczas pewnego popołudnia, kiedy to w radiowej „Trójce” usłyszałem utwór „Your Time Is Gonna Come”. Wydał mi się cokolwiek dziwny (byłem świeżo zainfekowany Purplami i Sabsami, słyszałem już, co nieco o Rainbow, Iron Maiden i Judas Priest), i być może dlatego, nie wzbudził we mnie jakichś mocniejszych wzruszeń. Wkrótce jednak z nieocenionego w tamtych czasach radia nagrałem na szpulę mojej „Arii” „Jedynkę” z płonącym sterowcem na okładce. I zaczęło się coś, co trwa do dzisiaj, co wciąż odnajduję we wszystkich solowych projektach żyjących do dziś muzyków tego zespołu. Kult, szacunek i sentyment do dokonań tych ludzi, do ich muzyki. „Babe I’m Gonna Leave You” (mam bootlega, na którym Plant przebija wersję z oficjalnej płyty, co wydaje się prawie niemożliwe), „Dazed And Confused” (ciary, Jon Paul Jones swoim basem podnosi dramaturgię tego utworu na dziesiąte piętro), „How Many More Times” (znam wykonania trwające prawie 20 minut). Tego po prostu nie da się zapomnieć. Pamiętam jeszcze, że kilka lat później w tomaszowskim MOK-u puściliśmy z kasety VHS (sprzęt video wtedy był jeszcze rzadkością) ich koncert „The Song Remains The Same”. Pamiętam z niego niejakiego Mariana, który wówczas był „zapowiadającym się” wokalistą lokalnego zespołu, który w trakcie muzycznej ekstazy wywracał stoliki wyśpiewując całą track listę razem z Plantem. Z głębin pamięci wyławiam także okropnie trzeszczące płyty analogowe z ruskimi wydaniami płyt grupy, które miały okładki z podłego papieru, a w dodatku dźwięk płaski jak średniowieczne opinie na temat kształtu Ziemi. Dziś płyty cd eksponuję na swej półce z prawdziwą dumą.
Myślę, że dobrze trafiłem – od razu stykając się z absolutnym kanonem muzyki rockowej, dziełem debiutantów, którzy zaczęli zapisywać historię muzyki rockowej od początku. Każdy chce mieć swoją legendę, żeby móc do niej wzdychać.

środa, 14 stycznia 2009

We are the pigs

Autor: Krzysztof Kleszcz

Kto nie wie szto zacz L.U.C - nominowany do Paszportu Polityki - polecam ciekawy teledysk. Robi wrażenie; muzycznie - miks hiphoporecytacji i pasaży Leszka Możdżera; i tekstowo - zakręcony pochód do puenty następującej po słowach "hiperkonsumpcja". Trochę to Lao Che-owate, trochę kalibrowate (Kaliber 44 - plus czy minus to jedyne co widzę), a to piękne wzory. Na pewno - szalone. W jednym z wywiadów artysta stwierdził: "Żyjemy uwikłani w gastronomiczną pętlę". Szalony teledysk kojarzy się z Beastie Boys "Sabotage".

wtorek, 13 stycznia 2009

Chłopaki płaczą

Autor: Piotr Gajda

Z niecierpliwością czekam na nowe, premierowe wydawnictwo grupy Antony and the Johnsons, które według zapowiedzi powinno ukazać się w drugiej połowie stycznia. Pod koniec ubiegłego roku ukazała się EP – ka z premierowym materiałem „Another World” (z gwiazdą japońskiego tańca współczesnego – Kazuo Ohno na okładce). Zawierała pięć niezwykle interesujących utworów – fani płyty „I Am A Bird” mogą spać spokojnie (w warstwie muzycznej jest na niej wszystko to, za co kocha się ten zespół). Czy na nowej płycie (oficjalnie znany jest już jej tytuł – „The Crying Light”) Antony and the Johnsons (a właściwie Antony Hegarty) po raz kolejny za pomocą swojego rozwibrowanego głosu, delikatnych, a zarazem bogatych harmonicznie fortepianowych pasaży i wyrafinowanych aranżacji wyczaruje dla nas kolejną odsłonę własnego, androgenicznego świata? Mam nadzieję, że to po raz kolejny się uda, że znów usłyszymy niezwykle fascynujące opowieści o walce z własną cielesnością, która funkcjonuje w niezgodzie z duchem. Ktoś powie, że to muzyka przeznaczona do słuchania dla miłośników kabaretu lub podstarzałych drag queen. Guzik prawda! Chłopaki też płaczą…