niedziela, 27 stycznia 2013

Syn rybaka

Syn Rybaka

Łowić. O burty kutrów obijać pianę.
Albo taki sen: drążyć skałę diamentem na końcu wiertła.
Tymczasem samiec alfa cały dzień w betach.
W kapciach rozchodzi dzień jak skurcz.
Na wiecznych wakacjach w Gniewie nad Wisłą.
W dłoniach tanich jak Lidl dzierży wielki mrożony płat pangi
i pika mu pod czaszką jak w kasie Biedronki.
Nadyma policzki jakby trąbił "What a Wonderful World".

Codziennie czuję, że pełznę, powoli jak wiadomości na pasku w TVP-Info.
Pod reklamą Samsunga za złotówkę, z zestawem głośnomówiącym,
czaję się, by odprowadzić twój koszyk. Trzeba o tym głośno mówić,
polityku z mgły i in vitro, polityku w klapie z Matką Boską,
z marihuaną. Dziś pachnę rybią łuską i szlamem, niemy.
Ale Bondem pachnieć będę. Nie ja, to mój syn,
któremu wymyśliłem imię. Na razie potrząsa grzechotką,
na razie śpiewam mu kołysanki, podaję odżywki.


 




Jabłoń w "44"

Dwa moje wiersze: "Jabłoń" oraz "Cała Polska czyta Pana Tadeusza" znalazły się w "Magazynie Apokaliptycznym: 44".
Zachęcam do lektury. Czasopismo można nabyć w Empikach. A pod linkiem można zobaczyć spis treści numeru.


Jabłoń

Urośnie tu piękna antonówka,
której gałęzie ugięte od ciężaru,
wyprostują się nocą. A owoce -

będą leżeć, prosić się o gryz, nadaremno.
Powiększać się będą na nich brązowe
okrągłe plamy, biały nalot. Jak kontynenty,

gdzie drąży się tunele, lepi wiadukty.
Wyśniłem słodycz, cierpki, mdły miąższ.
Pod plandeką wlokę swój sen w gnój.




niedziela, 20 stycznia 2013

Z przegryzionego słowa "kocham"

FONETYKA "Requiem dla Rafała Wojaczka", 2011.

Rok 2012 to dla mnie dwa poetycko-muzyczne olśnienia: Babu Król i Fonetyka. Oto: dla poezji Stachury znalazło się lepsze miejsce niż ogniska letnich kolonii, zaś Wojaczek - kultowy poeta, na którym kończą się poetyckie antologie, dostał nagle przebojowe melodię, scenę z kolorowymi światłami i synth-poprockowe aranżacje.

To oczywiście może przeszkadzać tym, którzy chcą mieć Wojaczka dla siebie. Bo melodie zbyt wpadają w ucho, gitarzyści zbyt ładnie ubrani, w ogóle to zbyt przebojowe, bo i nucić się da, i zaśpiewać. Mają prawo tak uważać, ja natomiast klaszczę każdej inicjatywie, która wydobywa poezję z niszy. Cyfrowe pokolenie nie kupuje już niczego opakowanego w szary papier, a tekstom Wojaczka naprawdę dobrze w stereo. Gdy widzę kilkanaście osób na wieczorze autorskim i setkę na koncercie - to wiem, że tędy droga. Dlatego już cieszę się, na drugie życie poezji Andrzeja Bursy - zapowiadana jest druga płyta Fonetyki, z tekstami autora frazy "mam w dupie małe miasteczka".

"Requiem..." jeszcze zyskuje w wykonaniach na żywo. Widziałem dwa koncerty zespołu - wykonania były bardziej rockowe od tych, które znalazły się na płycie, plus wizualizacje. Wokalista - Przemysław Wałczuk - sięgnął po wyraziste teksty, zarówno kontrowersyjne, brutalne i dosadne, jak i takie, które można nazwać grzecznymi.

Muzycznie bliskie jest to estetyce Grzegorza Ciechowskiego, słyszę Depeche Mode, Editors... Po wsłuchaniu się w kilka ostatnich piosenek polskich zespołów: Cool Kids Of Death czy Muchy, stwierdzam: panowie bez obrazy, poczytajcie/posłuchajcie Wojaczka.

Na płycie bywa zaskakująco delikatnie, spokojnie: "Mówię do Ciebie tak cicho jakbym świecił / I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi" ("Mówię do Ciebie"), "Kończę się w Twoich oczach / Umiem być ciszą / Kończę się" ("Rozstanie"). Właściwie żadnej kakofonii, żadnych Sonic Youth-owych sprzężeń. Jest... przebojowo.
Fonetyce udało się podkreślić moc tekstów chłodem i zimnem muzyki. Dzięki takiej "Balladzie bezbożnej" można zafundować sobie prawdziwe katharsis: rozpacz grzesznika, widzącego świat na czarno, poddanego martwocie, marności, codziennie sprzedającego się pod latarnią, w świecie, gdzie jest tylko "impotencja Boga".

Do szczególnie udanych (świetny refren) zaliczam "List do nieznajomego poety" z fragmentem "Jedno krzesło, wąskie łóżko, bujny grzyb / I mrozu biały ptak" oraz dramatyczny "Dla Ciebie piszę miłość" ze wyjątkowym teledyskiem ("sam wobec Ciebie, której na imię Być,/ i gdzie Twój język, który by koił ból / wynikły z przegryzionego słowa, słowa "kocham"). A "Bądź mi"? Erotyk, który choć szokuje "jedzeniem brudów zza paznokci" to wzrusza, jak żaden inny.

Emocją, która ma wywołać każdy z utworów tej płyty jest nieskończony smutek. Ten dźwięk nie odebranego telefonu, ten dzwon na końcu płyty... Ciarki przechodzą ciało, gdy słucha się "Soli" ("Sól w nasze rany, cały wagon soli / By nie powiedział kto, że go nie boli / Piach w nasze oczy, cały Synaj piasku / By nie powiedział kto, że widzi jasno" ).

Gdzieś migają światła. Niech nie zwiedzie was "muzyka miliona odsłon na YouTube" - "muzyka z keyboardów, z których sterczą kable", w której szkli się tani cukier: "Ja uwielbiam ją, Ona tu jest / i tańczy dla mnie". Wy pytajcie za Wojaczkiem i Wałczukiem "Czemu nie ma tancerki, co tańczyłaby nam zawsze, / tańczyłaby nam wiersze i pozwy, krzyk, płacz i śmiech?"




poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z offu, spod skóry

STEVE HOGARTH & RICHARD BARBIERI "NOT THE WEAPON BUT THE HAND", 2012.

Niepotrzebny jest okular 3D, niekonieczny wygodny fotel. To może być gdziekolwiek, wystarczy zamknąć oczy i posłuchać "Red Kite", by otworzyć przestrzeń, ujawnić oniryczny krajobraz. Jakieś chińskie mogoty, dziwną przestrzeń z gry Unreal, w którą grałem sto lat temu. Wiatr, który unosi głos. Świat jak płaszcz, podszyty niepokojem. Pieniądz, który obracamy w palcach, podrzucamy do góry. Drapieżnik, który wisi w powietrzu, tańczy.

Podobny nierealny klimat mają wyznania Hogartha, że jest kotem o siedmiu duszach. Podobno w ten sposób określano Jasera Arafata, który dla każdego umiał być kimś innym.

Najpiękniejszy jest nr 3. Ten jeden drżący dźwięk. Dolewanie łyżeczką wody do oceanu. Jak przebieranie miary. "Gdzieś, gdzie chcemy krzyknąć, ale nie wypada, gdzieś pod całym tym śmietniskiem i nonsensem. Jesteśmy nadzy." Ta świadomość jest cenna jak zielony pęd między suchym zielskiem. Jak jeden "Wiersz" obok trzydziestu manifestów postmoderny... "Naked" ma kaliber songów Dead Can Dance, kiedy przeszywa cię jakaś strzała i nic nie jest już takie jakie było. Katharsis, albo i coś więcej niż zakatharzenie, jakaś grypa, która będzie trzymać przez 2 tygodnie.

"Crack" zapewne powstał z fascynacji muzyką Petera Gabriela. Jest trochę z innej bajki, ma jakąś agresję w sobie.

"Your Beatiful Face" jest w klimacie soundtracku "Stan strachu" Obywatela GC. Hogarth pisząc tekst do tego utworu i jego repryzy, która dała tytuł płycie, zainspirował się spotkaniem z córką swojej znajomej sprzed lat. Matka, była pewna siebie, świadoma swej siły, w jakiś sposób zarozumiała i próżna, córka zaś - choć jak jej odbicie w lustrze - była zupełnie inna - delikatna, słodka, niezepsuta. Stąd podobno tytuł płyty, że nie broń zabija, ale ręka, a "świat jest bezpieczniejszy, bez tamtej cudownej twarzy."

Nie obiecywałem sobie wiele po tej płycie, a wyjątkowo mnie zachwyciła. Może dlatego, że podobnych, czasem wręcz ambientowych, brzmień dawno nie słuchałem. Hogarth nawet wyznając banalną prawdę o miłości, zrobił to tak, że słucha się tego jak objawienia. Wśród szeptów, jakby z offu, zza zasłony, jak sufler, spod skóry - przekonuje, że "Only Love...".
W "Lifting The Rid" jest splątany rytm, studnia słów. Hipnotyczny, jaskiniowy klimat. Zapewne jeszcze pobędę pod jego wpływem.

Choć to niewątpliwie poboczny projekt Hogartha (wokalista Marillion) i Barbieriego (klawiszowiec
Porcupine Tree) - to właśnie w nim wg mnie wznieśli się na swoje wyżyny. Ale to prawda ogólnie znana, że to z niszowej muzyki można czerpać większą siłę, niż z tej lansowanej na pierwszych stronach czasopism i granej w rozgłośniach.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rok Tuwima


2013 ogłoszono oficjalnie Rokiem Juliana Tuwima. W mieście, w którym Tuwim znalazł miłość, wśród granitowych płyt, szedłem z synem za rękę. Szliśmy wypożyczyć strój Drakuli na piątkowy bal. Szliśmy i wymyśliłem: to będzie poetycki rok. Rok, w którym o poezji będą pisać tygodniki. Recenzje książek poetyckich będą "godne" farby drukarskiej.

Choć wieszczono powolny koniec czytelnictwa, a księgarnie zamieniały się w salony z kawą. Choć na papierze drukowano coraz częściej tylko streszczenia albo wielkie ogromniaste albumy, takie, które gdy się je przegląda, mogłyby kogoś przygnieść. Wszystko będzie inaczej. Na pytanie o poezję, kiedyś - pani sprzedawczyni pukała się w głowę.
W Roku Tuwima będzie to wyglądało tak: pani wychodzi na zaplecze, przychodzi z panią kierownik, z zastępcą pani kierownik, z zastępcą zastępcy pani kierownik. Na ladzie rozkładają pełną ofertę: WBPiCAK, Biura Literackiego, Kwadratury. Jest tam Mamiko, Instytut Mikołowski, Biblioteka Arterii, Topos. Full.

Tak. Macie rację. To wygląda jak kadr z czołówki "Pingwinów z Madagaskaru". A teraz: "suszymy ząbki panowie".

niedziela, 30 grudnia 2012

Nowa książka Michała Murowanieckiego

To wszystko, czego nie mamy, zostało nam po prostu oszczędzone? Czy nóż, którym obierasz owoce, nie jest nożem, którym kroisz mięso? (z wiersza "Sceny usunięte")

Pod koniec grudnia ukazała się 25. książka Wydawnictwa Kwadratura w serii poetyckiej pod redakcją Piotra Groblińskiego. "Owoce noża" to dzieło Michała Murowanieckiego, wcześniej znanego z tomów: "Punctum" (2008) i "Spięcie" (2010).
W ciemno mogę rzec, że to rzecz godna uwagi.

czwartek, 27 grudnia 2012

Słychać gwizd pociągu, czas wsiadać

BOB DYLAN "TEMPEST", 2012


Sir Bob nagrał wielką płytę, która zachwyciła mnie tak samo jak folkowa "Desire" z 1976 roku, czy melancholijna "Oh Mercy" z 1989. Tegoroczna "Tempest" jawi mi się w uniesieniu (i po wielokrotnym wysłuchaniu) jako dzieło skończone, bezbłędne. Piękny podpis pod tym, co dokonał.

Sir Bob ma przecież 71 lat! Płytę otwiera żwawa piosenka - do której nakręcono rewelacyjny  teledysk, w stylu Tarantino, w którym widzimy zakochanego nieszczęśnika. Miłość odwzajemnia się mu gazem paraliżującym, a potem ciosami kijów bejsbolowych. Niezwykła "drużyna pierścienia" na czele z mistrzem, cynicznie mija leżącego na bruku. A jaką pomoc mogłaby mu zaoferować?

Ów hit - "Duquesne Whistle" z melodią, w której słyszę wariację na temat "Ring of Fire", jest niezwykłej urody. Gwizd pociągu do Duquesne zdaje się być, zapowiedzią końca, fatalnej apokalipsy, ale to uczucie podobnie ekscytujące jak zakochanie. Oto czas wsiadać, "zdmuchnąć melancholię", "zdmuchnąć całe niebo", "zmieść cały swój świat."

Kolejne utwory mają spokojniejszy klimat. Łączy je znak jakości - chrypka Dylana. W łagodnym "Soon After Midnight" śpiewa o tym, że pannica o imieniu Honey wzięła jego pieniądze i zostawiła go "z księżycem w oku". Jest całkiem pogodzony, wszak czeka go teraz randka z "królową wróżek"...
Długaśny, siedmiominutowy "Narrow Day" to flirt z country - taka rzecz z przytupem.
Potem są dwie pieśni o rozczarowaniu.  "Long and Wasted Years" - o smutku zmarnowanych lat : ona wypowiedziała przez sen, nie te słowa,  jemu, gdy się odwrócił, cały świat spłonął. Świetny - "Pay in Blood" o politykach, o tym, że każdy kolejny "pompuje tylko szczynę".

Mój faworyt na płycie - "Scarlet Town" opowiada o przeznaczeniu. Ma melodię, od której trudno się uwolnić. Gdzieś w tle delikatnie brzmią skrzypce. No i ta fraza: "umieść swe serce na talerzu, zobacz kto będzie gryzł".
Za to pieśni o mafiozach, którzy noszą pierścienie, muszki i buty za kostkę ("Early Roman Kings") nie można przypisać aspiracji do "wielkiego dzieła", ot bluesior.

W "Tin Angel" Bob brzmi jak Tom Waits, na najlepszych płytach. A tekst o Henrym Lee, przywołuje "Mordercze ballady" Nicka Cave'a.
Przy tytułowym, walczyku "Tempest" można się kołysać, ale przecież tam Titanic tonie!

No i jest jeszcze coda. Dylan podwędził fragment linii melodycznej od Tori Amos (początek "Past the Mission" z płyty "Under The Pink). Powstał smutny, podniosły "Roll On, John" - dedykowany Johnowi Lennonowi. Temu, któremu strzelono w plecy, Dylan każe płonąć, podążać dalej i wierzyć.




niedziela, 23 grudnia 2012

Ta euforia kilkudniowa.Poezja. Jej 9.99-zł.

ARTERIE nr 2(13)/2012 KWARTALNIK ARTYSTYCZNO-LITERACKI.
FELIETON Z CYKLU (A)TAK NA MARGINESIE. AUTOR: KRZYSZTOF KLESZCZ

-Nie czytam, bo oczy mnie bolą.; -Nie rozumiem poezji; - A czy nie można pod wierszami podać wyjaśnień?; - Piszesz, żeby wydać kolejną książkę. Dla mnie to taka komercja. Dziwny ekshibicjonizm.



-Po co piszesz? Przecież poezja nie istnieje. Nie ma jej – zniknęła, wyparowała. Zmieniła się w nic. Zostały tylko nierówne chodniki na Słowackiego, dziurawy beton na Mickiewicza.

*
Nie ma jej w wygodnej poduszce fotela z Ikei, w fikuśnych lampach. W zapachu perfum w Rossmannie. Na upudrowanych twarzach. W wyrazie nieskończonego szczęścia w oczach dwóch facetów niosących plazmę. Czy jest gdzieś ponad tym wszystkim?

Może w bezruchu? Gdy zastygnie się w islandzkiej muzyce, w gregoriańskich chorałach? W „Sacrifice” Lisy Gerrard, w „The Great Gig In The Sky” Floydów, w “Exit Music (For A Film)” Radiogłowych? Nagle się odnajduje. W powtarzalności. Cztery dźwięki wzięte w pętlę. Stworzenie świata: „wiosna – lato – jesień – zima”. Bit szamańskiego bębenka, zatracenie. Albo zaskoczenie. Albo zestawienie nieprzystających do siebie rzeczy. W podobieństwie, w aliteracji, w rymie. Albo w zagmatwaniu zwyczajnego, w splątaniu nóg, w zaplątaniu języka. W uniesieniu po wypłacie.

*
Mam takie wspomnienie z dzieciństwa: usłyszałem w TV piosenkę: Jezu jak się cieszę/ z tych króciutkich wskrzeszeń... i zrobiłem sobie napis na koszulce: „Klaus Mittfoch” Co ja wtedy rozumiałem z tego tekstu? Patrzę na zdjęcie dziewięcioletniego gówniarza, który przeczuwał euforię kilkudniową.

*
Albo to ciągłe myślenie o śmierci. Przypominanie sobie o śmierci, rozpracowywanie śmierci. Tylko co, gdy okaże się, że śmierci nie ma? Miliardy strof będzie trzeba wywalić na śmieci.

*
Znajduję poezję. Idę z zamkniętymi oczami do świeżo upieczonego. Wyjętego z piekarnika. To synestezja: kolory dźwięków, barwy zapachów. To pomylenie z poplątanym. To podniecenie, gdy dotykasz nagiej skóry i stajesz się nagą skórą. To wsłuchanie się w bicie serca, w kosmos. To widzenie siebie w ojcu i w synu. To podpatrywanie jak modli się sześciolatek: Proszę Boziu, żeby naprawdę, naprawdę, nic się nie śniło, jego złożone ręce. To przedrzeźnianie, dokuczanie światu. Wystawianie języka, mina do lustra, żart z siebie. To szaleństwo, ślina na wardze, trzydniowy zarost, smród mięsa z zęba. To drapanie się, bo swędzi. To chwila, gdy łamie się kręgosłup, bo przecież trzeba wziąć tyle złota, ile się udźwignie. To bieg. Zapamiętanie się i zapomnienie. Dla krótkiej chwili, by unieść ręce na mecie. To moment, w którym przestajesz biec, bo autobus zamyka drzwi i odjeżdża.

*
To ustawianie słów w szereg. Wiersz to brygada, poemat to armia. Słowo ma w sobie ratunkowe koło. Ma w sobie jajo (ovo). Ma w sobie włos (obrzydliwy).

*
Opisanie świata, tak naprawdę, jest niemożliwe. Wciskam shift, a ciągle piszę z małej, wciskam kropkę, a wiersz znów się zaczyna. Wyrasta spod palców dzikie wino.

*
Wybacz, Krzysztof, po co ci ta poezja? Wybaczam. Wybieram być, co pachnie jak pożółkły papier, chrzanię mieć, które wciąż ściąga aktualizacje.

*
Poezja to kurwa mać!, które wypowiedziane, uruchamia windę.
To lampa, którą włącza czujnik ruchu. To napis na ogrodzeniu: Przyjmę każdy gruz.

*
Wiersz jak pokój. Łóżko, stół przykryty ceratą. Da się tu mieszkać. Powiesić swoje obrazki. Ważne, że: pięknie jest i nieskromnie bardzo jest. Kiedy mija, tak jak wszystko.



***

Roznosiciel


Pan Poezja ma ukraiński rower. W ciemnych okularach
wygląda jak Lance Armstrong, w którego lodówce obok masła
leży koks. Wyobrażam sobie jak przenosi swój ciężar
z lewej nogi na prawą, podnosi tylną część ciała.
Słyszę jak pracują przerzutki. I wiem: jest bagażnik.
A tam - wiersze, Panie! On wkłada je między pręty bram,
w pocztowe skrzynki. Wiesza na klamkach. Tak ma być:
niech papier namoknie, niech w słońcu zblednie druk.
Dla każdego: metafory, rym i rytm - inny świat.
To się naprawdę dzieje! Każdego dnia obracają się szprychy.
I ludzie tego potrzebują.
Pod jedną z nóg, gdy kiwa się stół. Na rozpałkę.
Czasem, by wytrzeć coś.

9.99? Patrzą tępo, wzruszają ramionami, gniotą.

Paweł Tomanek i Rafał Krause nagrodzeni w tegorocznym Bierezinie

FESTIWAL PULS LITERATURY; KONKURS IM. JACKA BIEREZINA, 15.12.2012 ŁÓDŹ, ŚRÓDMIEJSKIE FORUM KULTURY

Turniej na debiutancki tomik im. Jacka Bierezina rozstrzygnięty. Paweł Tomanek oraz - jak wynikało z deklaracji organizatorów - Rafał Krause, mogą cieszyć się ze "złotego Graala" jakim jest możliwość wydania własnej książki poetyckiej.

Sobota na Festiwalu Puls Literatury rozpoczęła się od spotkania z poetą, którego bardzo lubię - Dariuszem Suską. Z autorem książki "Cała w piachu" rozmawiał Marcin Orliński. Poezja Suski jest osobna, rozpoznawalna, wyjątkowa, zarówno ze względu na arcyciekawą formę (kunsztowne rymy w środku wersów) i na tematykę (obsesja śmierci).

Nie mniej ciekawe było spotkanie z poetą łotewskim Kārlisem Vērdiņš'em, które poprowadził Jacek Dehnel, tłumacz jego książki, która ukazała się niedawno w Biurze Literackim. Było też kilka nowych wierszy autora "Brzytwy okamgnienia".
A potem odbyło się rozstrzygnięcie V Ogólnopolskiego Konkursu Krytyczno-literackiego. Przyznano w nim 3 równorzędne wyróżnienia po 250 zł dla: Moniki Brągiel, Mateusza Bobowskiego i Sławomira Płatka. Nagrodzeni zostali później jurorami w konkursie O Czekan Jacka Bierezina.

Wystąpili także poetka Agnieszka Mirahina i jej krytyk - Paweł Kozioł. Przyznam, że awangardowa poetyka autorki wywodzącej się ze Słupska, nie przekonała mnie do końca. A może jej rytmicznym frazom (autorka zbliżała się swym flow, a to do hip-hopu w stylu Peji, a to do "Wesela" Wyspiańskiego) trzeba poświęcić więcej czasu?

Potem był Turniej Jednego Wiersza, z którego relację wkleiłem poniżej.

Następnie energetyczny koncert Babu Króla: czyli szalonego gitarzysty Bajzla i ekscentrycznego wokalisty i saksofonisty Budynia. Było szaleństwo, było zrzucanie koszul, frywolne dowcipy. Genialny power, aż do kulminacji w postaci "Białej lokomotywy" i "Co noc", który nagle zmienił się w "Tańcz kocie, tańcz...". W każdym razie zostałem ostatecznie przekonany, że "Sted" to płyta roku.

----
Protokół z posiedzenia Jury XVIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Jacka Bierezina (VI Festiwal Puls Literatury w Łodzi)
Jury w składzie: Jacek Dehnel (przewodniczący), Julia Szychowiak, Zdzisław Jaskuła i Dariusz Suska na posiedzeniu 15 grudnia 2012 roku postanowiło:

Nagrodę Główną – 4000 zł, w tym 2500 zł na wydanie debiutanckiej książki przez organizatorów konkursu i 1500 zł gratyfikacji pieniężnej – przyznać Pawłowi Tomankowi z Warszawy, za „SAM TU, PIESKU”.

Nagrodę specjalną – 750 zł – przyznać Rafałowi Krausemu z Gdyni, za „PAMIĘTNIK Z POWSTANIA”.
Pozostali nominowani:
Szymon Domagała-Jakuć z Łodzi, za „Magen Łódź”,
Katarzyna Kaczmarek z Lubicza Górnego, za „SZTUCZNE OGNIE”,
Damian Kowal z Legnicy, za „Klekot”,
Piotr Nita z Częstochowy, za „Metodyjkę”,
Agnieszka Smołucha-Sładkowska z Tarczynka, za „ZWIERZĘ MIESZKALNE”
i Szymon Żuchowski z Warszawy, za „Rokowanie”.
Nagrodę publiczności – 500 zł – otrzymał Szymon Domagała-Jakuć.


Tuż po werdykcie - Paweł Tomanek, Andrzej Strąk, Zdzisław Jaskuła, Julia Szychowiak, Dariusz Suska, Jacek Dehnel

Bajzel i Budyń czyli Babu Król


Zwycięzca Bierezina - Paweł Tomanek

Rafał Krause - laureat Nagrody Specjalnej



Jacek Dehnel i łotewski poeta - Kārlis Vērdiņš


Agnieszka Mirahina i Paweł Kozioł


Marcin Orliński i Dariusz Suska

Rafał Gawin, Katarzyna Kaczmarek i Marcin Bałczewski


Rafał Gawin, Szymon Domagała-Jakuć i Marcin Bałczewski

Interesująca fotorelacja także na stronie www.plasterlodzki.pl

Doczekałem czekana

TURNIEJ JEDNEGO WIERSZA O CZEKAN JACKA BIEREZINA;
FESTIWAL PULS LITERATURY. 15.GRUDNIA 2012; ŁÓDŹ, ŚRÓDMIEJSKIE FORUM KULTURY

Zawsze chciałem go zdobyć i wreszcie się udało. Choć oczywiście poezja to nie olimpiada i pisanie dla nagród to hucpa.

Są dwie szkoły. Jedna mówi: nie startuj, bo nie wypada. Druga: startuj, bo to dobry moment, by sprawdzić wiersz.
Zatem wybrałem szkołę drugą i przystąpiłem do konkursu o Czekan Jacka Bierezina jeśli dobrze liczę, dziewiąty raz. Debiutowałem w 2004 r. Pamiętam dobrze, bo Gill Gilling wszystko fotografował... Startowałem i czasem zdobywałem jakieś wyróżnienia i nagrody.
Teraz po raz pierwszy zdobyłem I Nagrodę (ex-equo z Krzysztofem Szeremetą i Jarosławem Zarębą), co sprawiło mi sporo radości. Czekan is mine.


Protokół z posiedzenia Jury VIII Turnieju Jednego Wiersza „O Czekan Jacka Bierezina” (VI Festiwal Puls Literatury w Łodzi)
Jury w składzie: Monika Brągiel (przewodnicząca), Mateusz Bobowski i Sławomir Płatek po wysłuchaniu 25 wierszy zgłoszonych do konkursu przyznało: trzy I nagrody w wysokości 300 zł każda:
- Krzysztofowi Kleszczowi z Zaborowa II k.Tomaszowa Maz.,
- Krzysztofowi Szeremecie z Krakowa,
- Jarosławowi Zarębie z Łodzi;
wyróżnienie w wysokości 100 zł: Damianowi Kowalowi z Legnicy.

Fotorelacja także: http://www.plasterlodzki.pl/literatura/wydarzenia/6316-vi-festiwal-puls-literatury-dzie-bierezina-foto