czwartek, 10 października 2013

Zmarł Edmund Niziurski






Zmarł Edmund Niziurski - autor książek dla młodzieży, książek, które ukształtowały mnie i moje pokolenie. Te czasem abstrakcyjne, a zawsze genialne i pełne humoru  historie, wciąż gdzieś kołaczą się w mojej głowie. Gdy mijam starą szkołę, widzę bohaterów z jego książek.  
Przypominam sobie ich tytuły: "Sposób na Alcybiadesa", "Naprzód Wspaniali", "Niewiarygodne przygody Marka Piegusa", "Klub włóczykijów", "Nieziemskie przypadki Bubla i spółki", "Szkolny lud. Okulla i ja", "Awantury kosmiczne", "Siódme wtajemniczenie", "Trzynasty występek", "Osobliwe przypadki Cymeona Maksymalnego"... Panie Edmundzie, dziękuję za wszystkich Wieńczysławów Nieszczególnych, Bogumiłów Kadryllów, stryjów Dionizych, Zasępów, Lalu Koncewiczów, Chryzostomów Cherlawych...





czwartek, 3 października 2013

Wyobraź. Wiersz w "Arteriach"




 Ukazał się nowy numer "Arterii".  W numerze tradycyjnie mój felieton. Zgodnie z tematem numeru - upajam się i brzydzę. Upajam - płytą "Revolver" Beatlesów, a brzydzę "Imagine" Lennona.

Oto i on:


Krzysztof Kleszcz

I nagle bach! Nie ma cierpienia

Geniusz i bania. Rozkosz i obrzydzenie. Paweł i Gaweł – w jednym stali domu. Tak jak kocham Beatlesów za płytę Revolver, nie lubię Lennona za piosenkę „Imagine”.

Od pierwszego riffu „Taxman” do zwariowanych odgłosów cofających się taśm „Tomorrow Never Knows” czwórka z Liverpoolu definiuje współczesną muzykę. Zaczynają piosenką o fiskusie, jakże aktualną – brakuje tylko wersu o fotoradarach: Jeśli prowadzisz samochód, opodatkuję ulicę. (…) Jeśli zmarzniesz, opodatkuję ciepło. Jeśli wybierzesz się na spacer, opodatkuję twoje stopy. Dalej jest „najsmutniejsza pieśń świata” o samotności i biedzie: oto jedyne zajęcie pani Eleonory – zbieranie ryżu pod kościołem; oto ksiądz pracuje nad kazaniem na jej pogrzeb. A to wyznanie leniucha – nie budźcie mnie, „I’m Only Sleeping” – tuż obok infantylnego przedstawienia pełnego zanurzenia żółtej łodzi podwodnej: Sky of blue and sea of green? Peryskop w górę i hej do przodu, chłopczyku, dziewczynko! Choćby jedno uczucie się wypaliło i no sign of love behind the tears cried for no one, przyjdzie prawdziwe – wielkie po horyzont, i będziesz wołał: I’m so proud to know that she is mine!
Revolver to odlot w szaleństwo miłości: George ucieka w medytację przy dźwiękach sitaru, rób swoje – kochaj, głos Paula ponakładany na siebie w „Here, There and Everywhere” zapewnia z czułością, że jedyne miejsce, w którym chce się widzieć, to oczy ukochanej. Odlot, bo w „Got to Get You into My Life” Paul zdaje się być totalnie uzależniony, błaga o kolejną porcję. Płyta kończy się niezwykłymi zapętleniem. Taśma odtwarzana od końca brzmi jak krzyk mew. Połóż paluch na klawiszu rewind, przewiń swoje życie do samego początku. I zobacz miłość.
A potem bania. Lennon i Yoko: kochankowie idący obok wielkich żywopłotów do swojego pięknego, pustego, białego domu. Biała jest jej sukienka i fortepian, i podłoga. Piosenka „Imagine” to pewniak wszystkich programów typu „Mam Talent”, wzrusza kolejne pokolenia młodych: Wyobraź sobie, że nie ma raju, nie ma piekła, nie ma państw, nie ma za co umierać, nie ma głodu. Tylko braterstwo, „Międzynarodówka”, Lenin i Gomułka. To musi być ulubiona piosenka Krzysztofa Kononowicza (tego od Nie będzie niczego). Sens tych słów inaczej rozumiał Rysiek Riedel, gdy śpiewał: Wiesz mamo, wyobraziłem sobie, że nie ma Boga, nie ma, nie!

Wyobraź
  Imagine there’s no heaven

I nagle bach! Nie ma cierpienia,
wszystko załatwiają tabletki przeciwbólowe
albo morfina (kajdanki tylko z pluszu).
Nad nami hologramy na zamówienie,
wszystko w 3D i HD, ustawiasz tylko
rozdzielczość.

Ludzie żyją z dnia na dzień, kto by tam
myślał o niedzieli, o węglu na zimę.
No i najlepsze: zniknęły krzyże
(George Michael ma w uchu teraz
świderek, Madonna wisi na okręgu,
troszkę jak u Da Vinci).

Zwolniono księży i zakonnice. Dostali robotę
biurową (drobna akwizycja, praca przy promocjach).
Trochę szkoda black metalu,
ale business is business.
Jest pokój, spokój, trochę jak u Hoppera,
taka nieznośna przestrzeń.
Przyznaję, przytłoczyły nas te zmiany.
Jeszcze się czasem wymsknie „O mój Boże!”
(poprawna wersja to „O mój rozmarynie!”).

Wszystkich przekonał ruch bezwizowy,
darmowe paliwo i autostrady,
dlatego nie ma państw (gra się tylko w miasta, góry, rzeki).
Mundial zastąpiono Ligą Mistrzów,
flagi przerobiono na szmaty dla kierowców ciężarówek
wożących długie, wystające bele.

I to jest OK, że już nigdy nikt nie będzie stał na baczność,
a Obraniak nie musi się już uczyć hymnu, spoko.
Zabijamy się tylko na wyprzedażach.
Nie ma głodu, mężczyźni dbają o kaloryfery,
kobiety – o swe talie osy.
Nie ma własności: darmowe mp3 i esemesy,
soma, coma, Sodoma.

Nie ma chciwości. To, że musimy pracować dłużej,
jest jasne i tu dyskusji nie ma.
Rząd? Sejm? Prezes pisze książkę kulinarną,
Przewodniczący podstawia głosy w kreskówkach.
Obiektywni dziennikarze mają życie jak Książę z Bajki
(przez ten sterczący kędziorek z tyłu robił się zadziorek).

Możesz mnie nazwać marzycielem,
że naczytałem się Coelho,
ale nie jestem jedyny.
                        Wszyscy śpiewamy, jak nam zagrają.


..........................................................................................................



Hasłem nowego numeru "Arterii" jest  "Rozkosz i obrzydzenie.
 Czy kiedy to, co odrażające kusi, budzą się demony?" 
Oto rozkosznie obrzydliwa zawartość numeru:

Bogdan Banasiak: Masochista z sadystą zawsze mogą się dogadać
Andrea Grill: Jeśli twój syn jest jak jabłko, zerwij go i zjedz
Izabela Kawczyńska: Ktoś, kogo kocham, ma tyle lat, co Jezus
Jan Jakub Kolski: Mój organizm nie chce już produkować Jańciolandu
Rafał Krause: Tnij włosy i paznokcie jak Hutu Tutsi
Krzysztof Matuszewski: Bataille nie prowadzi do śmierci prostą drogą
Jerzy Nasierowski: Pierwszy raz w życiu miał uległego kolegę pod kołdrą
Grażyna Plebanek: „Pięćdziesiąt twarzy Greya” to może być oświecająca powieść
Robert Rybicki: Wsuwaj i wysuwaj wersy jak szuflady pełne much i maku
Piotr Sobolczyk: Zagranica? To jakiś wymysł tych pedałów

W galerii: bestiariusz Krzysztofa Szwarca i esej Olgi Filanowskiej o pracach artysty. Oraz: młoda proza i dramat, a także piosenka rozkoszna jak samba. Do pisma dołączony jest debiutancki tom wierszy Szymona Domagały-Jakucia pt. Hotel Jahwe.

 
Ten numer „Arterii” można otrzymać bezpłatnie, korzystając z jednej z trzech opcji:
– osobiście, w redakcji pisma w Domu Literatury w Łodzi (ul. Roosevelta 17, I piętro);
– w formie przesyłki – wtedy konieczne jest opłacenie jej kosztów (przelew 7 zł na konto Domu Literatury w Łodzi)
– w jednym z łódzkich pubów i lokali w centrum miasta (ale w tym wypadku pismo można zdobyć bez książki).






piątek, 27 września 2013

Zaglądanie sobie w przekrwione oczy

Queen of The Stone Age "...Like Clockwork", 2013.

Queens of The Stone Age to wyjątkowy zespół. Nie sądzę, by ktoś kto zna wcześniejsze dokonania zespołu, poddawał w wątpliwość geniusz Josha Homme. Przyznam jednak, że dopiero tą płytą jestem naprawdę zachwycony. To album wielowymiarowy. Siła muzyki rockowej tkwi nie tylko w naparzaniu po strunach czy garach, ale w idealnych proporcjach pomiędzy ostrym punkowym brzmieniem (np. kanonada "My God is The Sun") i delikatnością (np. "The Vampyre..."). Dziesięć pieśni, absolutnie pięknych. I nie zohydzą mi ich obrzydliwe, turpistyczne teledyski reklamujące płytę pełne jakiś pokracznych monstrów (to być może ukłon w stronę młodszych słuchaczy). W mojej głowie wyświetla się inny film. Płyta do wielokrotnego odsłuchu - do wychodzenia z dołów "za pomocą podkopu", do robienia sobie jaj z jesiennej deprechy.
1.
"Keep Your Eyes Peeled" zaczyna się monotonnym rytmem perkusji i mocnym basem. To dobre
hipnotyzujące intro. Pierwsze ciosy, które chętnie rozdaje ten album. Psychodeliczny klimat tworzą nie tylko muzyka, ale i tekst o zagubieniu, zdołowaniu i dyszeniu z przerażenia.
2.
Druga pieśń to radiowy przebudzacz. Pieśń o tym, że ona powiedziała "chłopcze, znajdź sobie miłość z kimś nowym"... Doskonały refren. "Ty i ja i kłamstwo. Cisza jest bliżej. Mijamy statki w nocy."
3.
"Chcę, żeby Bóg przyszedł i zabrał mnie do domu" - piękno tej kompozycji umiem porównać tylko do
piosenek Radiohead. To smutne "Hura" rzucone od niechcenia, obok wyznania: "żyję". Wampir czasu wyssał całą krew, "nie czuję żadnej miłości"... Upojenie smutkiem, "mówię, oddycham, jestem niekompletny". Walec rozjeżdża mnie...
4.
"If I Had a Tail"  rzuca mnie na kolana. Cyniczny tekst, o tym, że jesteśmy maszynami w mieście ze szkła, "w krainie darmowej lobotomii", zobojętnieni, bez szans na satysfakcję. "Biegnij, biegnij nie uciekniesz daleko".
5.
Piękny riff rozpoczyna "My God is the Sun". O tym, by na pustyni dać się wypalić słońcu. Mocarna pieśń.
Zwariowana.
6.
Uspokojenie. Kołysanka (taka ze "Śpij aniele mój"), z przebudzeniem nagłym riffem, jakby rozłamaniem
spokojnego świata na pół... Tu maczał swe paluszki wariat - Trent Reznor z NIN... Gapimy się w lustro przy goleniu, zaglądamy sobie w przekrwione oczy.
7.
Z gościnnym udziałem m.in. sir Eltona Johna (na pianinku) i Marka Lanegana (dośpiewuje coś), o żegnaniu fałszywych przyjaciół, nałogów. Przywołuje dla mnie przebojowość najlepszych numerów Foo Fighters (w końcu na perkusji: Dave Grohl)
8.
Zwariowany wokal prowadzi melodię "Smooth Sailing". Jeszcze piękniej dzieje się pod koniec, gdy zabawowy taneczny rytm przeradza się w prawdziwą neurozę. Piosenka o szukaniu guza po alkoholu. Zabawowy rytm z zawrotem głowy.
9.
Potężny utwór... Z jakimś uniesieniem, wzlotem z zaskakującymi ekshibicjonizmem wyznaniami o
zakochiwaniu się i o gruchnięciu o Ziemię... Dramatyczny, tragiczny, pełen patosu.
10.
Pianinko (z inspiracji "Dark Side of The Moon"?), falset... "Tęsknię, kochanie... Nie wszystko co odchodzi, powraca..." Wzruszenie. To ono czai się w tych oczach?









niedziela, 22 września 2013

Krystyna Dąbrowska laureatką Nagrody Kościelskich 201

Jury Fundacji Kościelskich w składzie E. Bieńkowska, W. Bolecki, A. Estreicher, J. Jarzębski, F. Rosset, E. Zając, J. Zieliński, na posiedzeniu 21 września 2013 roku w Lozannie (Szwajcaria) – przyznało Nagrodę Kościelskich za rok 2013 Krystynie Dąbrowskiej za książkę poetycką "Białe krzesła" (Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, 2013).
Jak napisano w uzasadnieniu: „Jury nagrodziło poezję wrażliwą na ulotne tematy naszej codzienności, intensywnie przeżywane emocje i uczucia, precyzyjnie dostrzegającą w naszej egzystencji to wszystko, co jest niedomówieniem, milczeniem, trudnym do wyrażenia szukaniem jej ukrytych znaczeń”.

Krystyna Dąbrowska (ur. 1979) – jest poetką, tłumaczką, recenzentką. Absolwentka wydziału grafiki warszawskiej ASP. Debiutowała tomem wierszy Biuro podróży (2006). Publikowała m.in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Nowych Książkach”. Jej przekłady wierszy W.C. Williamsa, W.B. Yeatsa, T. Hardy’ego i T. Gunna były drukowane w „Literaturze na Świecie”.

poniedziałek, 16 września 2013

Jak Tuwim na ławeczce


KONCERT ZESPOŁU BULDOG, OK TKACZ, 12.09.2013

O płycie "Chrystus miasta" pisałem na blogu. Słuchanie tych piosenek na żywo - to jest dopiero przeżycie.
Siedziałem grzecznie na krzesełku jak Tuwim na ławeczce, ale do czasu. Na ostatnie kilka piosenek ruszyłem w szaleńczy pląs. Przy "Do prostego człowieka" z "Bujać to my panowie szlachta!" to już całkiem zdarłem gardło. Na repertuar koncertu składały się przede wszystkim piosenki z płyt "Chrystus miasta" i "Laudatores Temporis Acti", na których przeważają teksty Juliana Tuwima. Z płyty "Kazikowej" były dwie piosenki "Elita" i "Jeszcze będziesz z nami"...

Zaczęło się od świetnie narastającego "Chrystusa miasta": "Tańczyli na moście, tańczyli noc całą...". Genialnie zaśpiewane przez Tomasza Kłaptocza mocarne refreny: "Nie przyłączajcie się do nas", "Pamiętajcie, że tutaj wy, zamyśleni przechodnie, wy jesteście tu generałami" to wspaniałe dumne protest-songi. Nie ma lepszego zespołu na Rok Tuwima. A widok młodych ludzi krzyczących poezję, to już "serce roście"... 

Płyty po koncercie sprzedawały się znakomicie - to znak, że Tomaszów był zachwycony. Wiem, że przyjechali fani Buldoga z Łodzi - znaczy "wpadli na dzień Tomaszowa"...

poniedziałek, 2 września 2013

Hymny, fanfary, żółw i zombiaki

DEEP PURPLE "Now What?!", 2013.

Deep Purple to klasycy, a płyty "In Rock", "Machine Head" czy "Perfect Stranglers" można oprawić w ramki. I brzdąkać na jednej strunie "Smoke on The Water", i wyć "Child in Time" doprowadzając się do uniesień. Ale panowie się skrzyknęli i nagrali coś nowego. Nie czuję na tej płycie jednego dźwięku napinania się, jest moc, spontan. Są cytaty sprzed lat, jest trochę retro. 
Słucham "Now What?" od dwóch miesięcy. Zwykle zaczynam od "Hell to Pay"... To numer o ludziach, którzy głoszą oszukańcze hasła "Czas na rewolucję, jesteśmy wszyscy gotowi umrzeć, będzie piekło do zapłaty!", a w rzeczywistości grzeją swe tyłki w stołkach. Numer o energii najlepszych wyczynów AC/DC, mógłby reklamować napoje energetyczne.
Być może jeszcze lepszą wizytówką albumu jest gniewny, złowrogi "Out of Hand". Dostaje się tym, którzy są bogaci, ale chcą jeszcze i jeszcze.
Ale można zacząć od początku. Płyta fajnie się rozkręca. Dwa pierwsze numery: "A Simple Song" i "Weirdistan" - brzmią jakby czas się zatrzymał na 1984... 

Hołdem dla zmarłego rok temu Jona Lorda (to z nim nagrywała tomaszowianka Katarzyna Łaska) jest "Above and Beyond" - prawdziwy hymn z patetycznym tekstem "o duszach splecionych na zawsze", o spoglądaniu w niebo i o tym, że "być może odchodzę, ale nie zniknę". Naprawdę udany.
Interesująco brzmi "Uncomming Man" (z odwołaniem do słynnego utworu Emerson, Lake And Palmer "Fanfare to Comming Man", a może do utworu Aarona Coplanda z 1942 roku, który miał zagrzewać do walki Amerykanów w czasie wojny). Zaczyna się jak jakiś utwór z płyty "Division Bell" Pink Floyd, by po trzech minutach przerodzić się w rockowy klasyk z charakterystycznym brzmieniem organów Hammonda. 
Każdy kto kocha "Riders on the Storm" The Doors pokocha dramatyczny "Blood from a Stone"...
Bardzo udany jest "Apres Vous". Zaskakuje przyjemne uspokojenie od 2:30, zaproszenie do kosmicznej podróży godnej "Oxygene" Jeana Michele Jarre'a, a potem Hammond i gitara gadają ze sobą. Podobne popisy (szczególnie gitarzysty Steve'a Morse'a) odnajdziemy na funkującym lekko "Bodyline" sławiącym piękno kobiecego ciała.
"All the Time in the World" to hicior. Czy to wada, że można go ze spokojem puścić w komercyjnych radiach? Niech tam hula i pełni rolę wabika. Refren jest bardzo przyjemny, ze stoicką postawą "nie zamartwiaj się, nie ma pośpiechu..." Pełen szacunek, że Purple umieścili w rockowym tekście paradoks Zenona z Elei ("Pokładałem wiarę w osi, nie w kołach, / Jak stary żółw Zenona / z Achillesem depczącym mi po piętach")... 
Tak samo przebojowy jest "Vincent Price", który zaczyna się organowym wstępem, a potem straszy tanim horrorem z zombiakami i krzyczącymi dziewicami. (Vincent Price to aktor filmów grozy - to jego głos słychać w słynnym "Thrillerze" Micheala Jacksona). Dla tych, a pewnie znajdą się tacy, których zniesmaczył ten żart (plus kiczowaty teledysk), jest klasyk Jerry'ego Lee Lewisa "It'll Be Mine" swobodny, wyluzowany, rock'n roll przerobiony na deep'n purpll. Gillan ponoć wykonywał go setki razy, a to wersja 101.

Starsi panowie nagrali jednak album, który dorównuje płytom sprzed lat i, jak dla mnie, wchodzi do kanonu. Gillan i Glover mają po 68 lat. I teraz co!? Nadal będziesz gadał o swojej starości, trzydziestodziewięciolatku?

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Sam w sobie nie potrafię się zmieścić

ANNA KALINA MODRAKIS "PRZEŚWIETLENIE"; Salon Literacki, Warszawa 2011.




Jakaś wcześniej znana, mocna kobieca poezja prześwituje mi przy lekturze wierszy z „Prześwietlenia”. W końcu zgadłem, że to Zuzanna Ginczanka:„Świat – gęstwa niepojęta i zlepek obrazów  - migotał pytaniami. (...) A pośród gwiazd, rzęsami sztywnymi tryskając, tkwi oko opatrzności. Czy może to pająk? Oto patrzę zbudzona z koszmarów i widzeń. Z chaosu, roztrącając mgły i tajemnice, wyłania się w umyśle świat wielki i prosty, metale magnetyczne, roślinne rozrosty i czyny bohaterskie.
Gdy czytam w "Prześwietleniu": „dolizać się / do soku wypuścić cierpkie światło z pestki uwolnić / arterie robaczywych chodników.”;”widzę jak / pęcznieją pęcherzyki magiczne triki montgolfierów” to czuję: gotyk tkwi w każdym kiełku, a balony na rozgrzane powietrze w jednej chwili mogą nas przerzucić gdziekolwiek. Kobiece szaleństwo, Ginczankowy "chaos leszczyn rozchełstanych po deszczu"... A tu?  „Gałęzie przez powiekę spełzają do brzucha.” i „może to ja jestem po niewłaściwej stronie kropli.” - jakbym słyszał Budynia (z Babu Król) śpiewającego Stachurę: „Przyjdź do mnie jawnogrzesznico / będę cię rozdzierał powoli / na wszelkie nadzieje kolorów i zespolenie // może zakwitniesz nad ranem / piękną duszą słonecznika.” Wniebowstąpienie, epifania, euforia. W wierszu „Nieciągłość” zaś inaczej: chore natręctwo z filmu „Pi”. Aronofskiego. Coś, co nie daje nam żyć, każe nam szukać matematycznych reguł. „kiedyś czaiłam się całą noc żeby przyłapać ten moment zamiany.”  To się może skończyć przebiciem skroni wiertarką! 
Modrakis lubi konfabulować, kazać szaleć rozbuchanej przyrodzie, aż: „niebo zmieści się pod jednym sklepieniem”. W arcyciekawym wierszu p.t. „Ojciec” pokazuje Boga jako szalonego staruszka, który był ”za stary żeby mu zabronić czegokolwiek”, który „był podobny do każdego człowieka na każdej rycinie” i teraz „jest zamurowany w każdym stołpie za magię”. Aż wizualizował mi się film „Katedra” Tomasza Basińskiego... Podobnie: „Oceanarium”: „wczesnoporonne gazety przyniosły rozkaz wymiany liści na rozgwiazdy. ocean sączy się kropla za kroplą po ich ciałach. w nasze ciała porzucone na brzegu. bezbrzeżne. jamochłonne”. Szalona wizja. Aż znów wziąłem książkę Ginczanki. I znalazłem taki fragment, gdzie podobnie przeraża obcość ciała: „w prześwicie słońca przez dłonie mogę pięć kości dostrzec – nad pomarańczą piersi jest suche jak gałąź żebro (...)”. W „Stwardnieniu” u Modrakis: „błądzimy do ślepo sklepionych bram do klatek schodowych. skamielin krętych schodów. i zwłaszcza drzwi. tych drzwi do których nie ma żadnych kluczy. są puste oczodoły dziurek.” Strach i niespełnienie, „pusty jak zero oczodół.”  Może za bardzo doszukuję się Ginczanki u Modrakis? Przecież to tylko podobnieństwo i to zupełnie nieświadome. Zatem, obiecuję, że już ostatni raz zacytuję autorkę, która w 1936 roku wydała „O centaurach”: "Sama w sobie nie potrafię się zmieścić, - już: przyciskam do ust chłodną obcość słowa, fonetyczny skrzep nieznanej jeszcze treści”, bo w tym cytacie znalazłem klucz do książki: przecież Anna Kalina Modrakis to Sławomir Płatek! To sztuka, tak bezczelnie powiedzieć: „Ja to ktoś inny". Sztuka nie bać się odrobiny patosu: „Trzeba żyć szybciej od drzew. (...) a później oderwać sobie stożek wzrostu i wetknąć w słońce (...)”, tego, że jest „białoszewsko” (a może miłobędzko): „Moja kuchnia kwadratowa...”. Sztuka korespondować z „Faustem” Goethego i „Ja, Faust” Żulińskiego (wiersz >>„F”(G) <<). Uwolnić wyobraźnię. Podziwiam. 
A szczególnie "bezdech", genialnie czysty wiersz z frazą: „wszystko co nieruchome na coś czeka”... który dotyka metafizyki, jest swoistym credo.


środa, 21 sierpnia 2013

Zimni ogrodnicy

Zimni ogrodnicy

Dmuchają w cypel, jest zadęcie. Policzki w jazz.
Słoma z buty w głosie. Oto są wiszące ogrody
zielonej wyspy, oto i sady z wizją szarlotki.
Dziesiątki zachodnich odmian. Czy wiesz

ile ryz papieru potrzeba, byś mógł wziąć gryz?
Że słodycz trzeba zanęcić, więc słodko,
aż do rechotu. Pozaciągani propagandzią
raz w nawozie, raz w powrozie. Maj,

robi się zimno i to nie jest klimatyzator
zza niedomkniętych drzwi gabinetu.
Słychać panikę. Co jeśli poznają nas
po owocach? Po naklejce Made in China?

piątek, 9 sierpnia 2013

Dziennikarz na Woodstock




Dziennikarz na Woodstock

Trwa larum: szturchnęli, jak mogli?. Trwa buuu.
A miał to być spacer. Tysiące razy
siali tu wiatr. Najlepsi podbijali tu słupki.
Dziś, zonk, podbite oko. A przecież

przestrzegano procedur: rockowe mięcho i brokuł,
którego dostajesz w gratisie, by potem w twoich ustach
rósł zielony kwiat. W tym szkopuł: żeby nawet
szczoteczka do zębów grała właściwą nutę,

by edytor tekstu podpowiadał jedynie słuszne słowa.
Gdy Pinokio dodaje subiektywnie, zauważ,
nie rośnie mu nos. To jest prosty trick: podbij bas,
by przeszły ciarki. Nie zauważysz ludzkiego pojęcia.

piątek, 2 sierpnia 2013

Ksiądz na Woodstock



Ksiądz na Woodstock

Lu cały jest z jasełek. Gną mu się palce i robi groźne hrr,
lecz poza tym jest w porz., jest formą sztuki, co daje fun,
piękny lot. Przez pogo, przez kocioł, nie wchodzi Lu.
   
Ponoć Świętą Księgę rwie? Włóż w ucho mp3 i bądź ponad to.
Nowa cyfrowa TV dyktuje przepis na luz: skacz jak Filip z.
Weź zimny browar, sącz. Odtąd niech ci się zapach wolności

myli z tym, że się spocisz. Lu, proszę, zaświadcz im:
Jest czad, jest rock and roll, jest zło? Moja koloratka
miga jak kolorofon: tak-siak, nie-się zobaczy.