Marek Ałaszewski / Klan - "Laufer", 2012.
Nie tylko poetyckie geny dostałem od ojca, ale kolekcję
rewelacyjnych płyt. Gdzieżbym był, gdyby nie to, że miałem od dziecka kontakt z
genialną muzyką?
„Mrowisko” Klanu z 1971 roku dla mnie jedna z najlepszych rzeczy w historii polskiej muzyki.
Wspaniały nierealny klimat, znakomicie ilustrujący tamte czasy. Dobrze
pamiętam, jak trochę bałem się tej dziwnej okładki. Ale muzyka zachwyciła.
Szczególnie utwór „Nasze myśli”. Zagubienie wyśpiewane w tej piosence zachwyca
jakąś doskonałością. No i ten moment, gdy wpada w szaleństwo... Frazy z tej
płyty często budzą mi się w głowie: „Happening już się skończył, aktorzy są
bez maski, kurtyny naszych oczu opadają bez oklasków...”. Odrobina patosu „Na
przekór” zupełnie nie przeszkadza. Ta piękna trafność tekstu: „Epidemia
euforii”. Muzyka wg mnie zupełnie się nie zestarzała.
„Mrowisko” i „Laufra” sporo łączy. Choć muzycznie oczywiście
to zupełnie inna bajka. Nie ma psychodelicznych odlotów, jest mocny nowoczesny
rock. Ałaszewski ma ponad siedemdziesiąt lat? Jego forma wokalna zdumiewa.
„Laufer” zaczyna się bardzo klimatycznie. Tajemniczy pomruk jak
z didgeridoo, jakby ze skorupy ziemskiej miało coś się wykluć złowrogiego.
Są ciarki. Peter Gabriel się kłania? „Gdzieś na drodze / wzbił się tuman kurzu / kto woła kto
woła / czyj to słychać śmiech?”. Rozterką wędrowca jest to czy „zostawić to wszystko”
i brzydzić się schamiałym obleśnym światem? Ech niech każdy posłucha jak
Ałaszewski cedzi słowa: „Toczyć się jak kamień”...
Tytułowy „Laufer” ma genialny, prosty riff. To, co każe nam chodzić „czarnymi polami” jest naszym piętnem i
szczęściem. Kim byśmy byli bez buntu, bez „zalążka zła”? Dlatego
uwielbiam rzężące solo i świdruję sobie nim czaszkę.
Trzeci kawałek „Mamo, mamo”
kontynuuje temat złości na świat. Dowcipnie ale i gorzko. Dopełnia tę pieśń przejmująca wokaliza, takie ałaszewskie
małe „Great Gig in The Sky”. Trzy mocne kawałki przełamuje luzacka, w stylu funky
“Salamandra” utyskująca na kobiece słabości. Muzycznie jest przebojowo, radiowo
i nowocześnie. „Świat jest głupi” poza krytyką powszechnego
skretynienia, pijactwa, zawiera receptę, by odpuścić sobie walkę z „systemem”,
wrzucić na luz. Szósty utwór brnie z początku w jakąś nostalgię, na
szczęście, po trzech minutach pojawia się wściekłość: „Uciekaj zanim błyśnie
świt”.
Na koniec - puenta. W „Moim piekle” straszy, wszędzie unoszą się kłęby
dymu. Jest celnie, jakby coś przekłuwało balon, który nas otacza. Ałaszewski
krytykuje demokrację - najgorszy z systemów, w którym „rządzi nierząd dusz”, w którym „wszystko zdechło. Koty, kmioty i idioty
śmiech”. I zostawia nas z gorzkim przesłaniem: ślepcu, zdejmij z
ramion skrzydła, przestań bujać.
Czarna okładka parafrazuje „Black Album” Metalliki. Z taką
muzą „goniec czarnych pól” może wjeżdżać na A1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz